sexto día

Piątek. Ostatni dzień naszej męczarni. Gaston któregoś wieczoru zaproponował weekendowy wypad do domku nad jezioro. Dlatego dziś zaraz po szkole wyjeżdżamy. Żałuję tylko, że będę musiała męczyć się z Balsano cały ten czas. Mają z nami jechać jeszcze jacyś znajomi Simona, więc myślę że może być ciekawie. Zaplanowaliśmy na dzisiaj jakąś małą imprezę, a jutro cały dzień będziemy leniuchować. Razem z dziewczynami postanowiłam, że jutrzejszego dnia jak najwięcej czasu spędzimy razem. Dawno tego nie robiłyśmy.

Wstaje dziś pół godziny wcześniej, aby spakować wszystkie potrzebne rzeczy i zdążyć wyszykować się do szkoły. Po szybkim prysznicu i ogarnięciu, w samym szlafroku kieruje się do kuchni w celu przyrządzenia nam śniadania. Gdy przechodzę obok salonu słyszę głośne pochrapywanie. O matko, kompletnie zapomniałam o obecności Diego. Biedny, nie dość, że Balsano wczoraj go wymęczył to jeszcze musiał spać na tej niewygodnej kanapie. Szczerze mu współczuję dzisiejszego samopoczucia. W kuchni przy wyspie kuchennej zastaje Matteo, który popija kawę.

— Dzień dobry! — witam się z nim radośnie. Na samą myśl o weekendzie na moją twarz wkradł się ogromny uśmiech.

— Cześć Luna — zwraca się do mnie naburmuszonym tonem. Spoglądam na niego i widzę jego niezadowoloną minę.

— Pan Balsano teraz będzie się foszyć? — pytam się go z lekkim grymasem wymalowanym na twarzy.

— A żebyś wiedziała Valente! To co zrobiłaś wczoraj... Przeszłaś samą siebie! — mówi rozgoryczony, a ja po raz kolejny wybucham głośnym śmiechem na wspomnienie jego miny, gdy go tak zostawiłam samemu sobie. Nie chce żeby chłopak był na mnie obrażony, może to popsuć dzisiejszą atmosferę. Podchodzę do niego cicho i obejmuje go od tyłu, zjeżdżając moimi dłońmi w dół po jego nagiej klatce piersiowej.

— Ale mam nadzieję, że Mattuś poradził sobie sam? — szepcze do jego ucha, oddechem łaskocząc jego skórę. Po jego ciele przechodzi delikatny dreszcz, co na mojej buzi powoduje mały uśmiech.

— Co jeśli powiem, że nie był sam? — pyta z krzywym, lekko cynicznym uśmiechem.

— Huh? O czym mówisz? — kompletnie nie rozumiem o co mu chodzi. Matteo bierze moje dłonie i zdejmuje ze swojego ciała. Co się dzieje? Staje przede mną i swoimi dużymi dłońmi obejmuje moją twarz. Nachyla się nad moimi wargami i szepcze:

— Wczoraj jak zniknęłaś Skarbie, poszedłem do klubu. — uśmiecha się ironicznie po czym odsuwa się ode mnie. Teraz rozumiem. Idiota. Co mi z takiej informacji? Niech robi sobie co chcę, mógł chociaż zapytać czy też nie mam ochoty. A ten jeszcze taki zadowolony z siebie, co tu się dzieję?

— To bardzo się cieszę Matteo, bo przez cały weekend będzie Ci ciężko cokolwiek znaleźć w tym lesie. — mrugam do niego rozbawiona i odwracam się w stronę lodówki w celu zrobienia jajecznicy.

— Oh, Lu. Wątpisz w moje możliwości? Ja zawsze dam sobie radę. — pewny siebie ponownie siada na krześle.

Siedzimy w ciszy dobrych kilka minut, gdy nagle na swojej szyi czuję gorący oddech.

— Idioto, odsuń się ode mnie bo nie ręcze za siebie — mówię trochę wkurzona, sama nie wiem czemu. Nagle słyszę głośny śmiech Balsano. Odwracam się, a za sobą dostrzegam Diego.

— O matko! Przepraszam Cię strasznie Diego! Myślałam, że Matteo po raz kolejny robi sobie głupie żarty. — Nie wiem co mnie podkusiło, ale wspinam się na palce i na przeproszenie muskam swoimi wargami usta chłopaka. On natomiast obejmuje mnie w tali i przysuwa do siebie.

— Nic się nie stało Luna. Strasznie miło Cię widzieć. — w jego oczach widzę tyle radosnych iskierek. Co ja robię? Przecież on mi się nawet nie podoba. Nie chcę go zranić, dlatego szybko się od niego odsuwam. Staję w bezpiecznej odległości i kątem oka dostrzegam Matteo, który z zaciśniętą szczęką, bacznie nam się przygląda.

— Przepraszam bardzo, ale muszę iść się przygotować. — szybkim krokiem wychodzę z kuchni na odchodne zauważając na twarzy Balsano kpiący uśmieszek. Idiota.

Dzień w szkole minął nam zadziwiająco szybko. To chyba dlatego, że wszyscy żyliśmy już wyjazdem. Nina, jak i reszta, jest strasznie podekscytowana. Stoimy właśnie przed naszym apartamentowcem i czekamy na znajomych Simona. Po chwili podjeżdża samochód, a z niego wychodzi czwórka mężczyzn. Chryste panie, niech ktoś zbierze moją szczękę z podłogi. Gdzie Sajmon znalazł takich znajomych? Jeden z nich, niebieskooki blondyn uśmiecha się szczerze w moją stronę co powoduje ogromne rumieńce na mej twarzy. Co się ze mną dzieje do cholery?

— Cześć, jestem Flavio, a to mój brat – Carlos — zwraca się do mnie z szczerym uśmiechem i wskazuje na chłopaka stojącego obok. Są do siebie bardzo podobni, Carlos jest tylko trochę niższy od Flavio. — a zaraz za nim to Fabián. — tym razem wskazuje na bruneta stojącego tuż za nimi.

— Luna. — to jedyne na co mnie stać w tym momencie. Ten chłopak mnie okropnie onieśmiela! Cały czar pryska, gdy jakby znikąd pojawia się koło nas Balsano.

— A ja jestem Matteo. Jak już formalności mamy za sobą, to może wreszcie się dogadamy kto z kim jedzie? — fuka chłopak po czym wywraca oczami. Czym on się tak zirytował?

— Jest nas 9. To może ja z Ámbar pojedziemy z chłopakami, a Ty, Luna, Nina i Gaston drugim samochodem? — na te słowa cicho wzdycham pod nosem, po czym zostaje zgromiona wzrokiem przez Matteo. Czy on dziś ma okres? Nie widzą mi się 3 godziny jazdy w jednym samochodzie z tym idiotą, ale jak mus to mus.

Rzucam się na tylne siedzenie w samochodzie Peridy. Już wiem co będę robić przez większą część czasu! Wyjmuje z mojej torby poduszkę i wygodnie opieram się o szybę. Czekam aż wszyscy się zapakują. W głowie ciągle tli się nadzieja, że Nina jednak postanowi usiąść ze mną z tyłu, a nie ze swoim chłopakiem. Szybko ona jednak gaśnie, gdy na miejscu obok mnie ląduje - uśmiechnięty od ucha do ucha - Balsano. Idealnie. Zanim przyjaciele zdążyli wsiąść, przysuwa się do mnie, kładzie lewą dłoń na moim kolanie, a kciukiem kreśli różne wzory. Jego gorący dotyk jest bardzo przyjemny. Brunet nachyla się nad moim uchem i szepcze tak, żebym tylko ja to usłyszała.

— Nie pogrywaj tak ze mną Lu. Nie wiesz do czego jestem zdolny. — jego głos sprawia, że po moim ciele przechodzi dreszcz. — Nie zgrywaj niedostępnej dziewczyno. Przecież widzę jak na Ciebie działam. — po tych słowach odwracam twarz w jego kierunku, a mój wzrok pada na jego lekko rozchylone wargi. Mam ogromną ochotę się teraz w nie wbić. Jak tylko sobie przypomnę to, jak brunet wspaniale całuję, robi mi się gorąco, a mój oddech znacznie przyspiesza. Przygryzam mocno dolną wargę już ledwo się kontrolując. Matteo przesuwa swoim kciukiem po mojej wardze i uwalnia ją z uścisku moich zębów.

— Nie rób tego Skarbie, bo zaraz nie wytrzymam — mówi do mnie z urywanym oddechem. Cieszę się, że działam na niego równie mocno co on na mnie. Nasze usta już dzielą milimetry, gdy do samochodu wpadają uradowani Gaston i Nina. Odsuwamy się od siebie jak poparzeni, przerywając ten magiczny moment. Przyjaciele widząc nasze zachowanie wybuchają głośnym śmiechem. No po prostu ich kocham.

— Gotowi na najlepszy weekend w swoim życiu? — Odwraca się w naszą stronę rozentuzjazmowana Nina. Uśmiech nie schodzi jej z twarzy, a w oczach tańczą wesołe ogniki.

— Oczywiście, że tak! Już ja się postaram o to by był najlepszy — mówi Matteo z chytrym uśmieszkiem, a następnie puszcza do mnie oczko.

Oho, powoli zaczynam się bać. Po nim można spodziewać się wszystkiego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top