séptimo día • segunda parte
Od około dwóch godzin siedzimy na plaży już wszyscy razem. To by było na tyle z naszego babskiego dnia. Dziewczyny bez swoich mężczyzn nie potrafią długo wytrzymać. Co dziwne, gdy tylko do nas dołączyły, wszystko odbyło się bez zbędnych awantur.
Leżę właśnie na jednym z kocy, a moja głowa spoczywa na nagiej klatce piersiowej Balsano. Jego równomierne bicie serca uspokaja mnie i pozwala mi się wyciszyć. Natomiast jego dłoń spoczywa na moich plecach, gdzie bawi się sznureczkami od mojego bikini i co jakiś czas delikatnie smyra moją skórę. Przez moje zdradzieckie ciało co jakiś czas przechodzą przyjemne dreszcze, co zdradza jak dotyk tego idioty na mnie działa. Na mojej twarzy gości błogi uśmiech. Oby takich chwil jak ta było jak najwięcej. Wszyscy razem, szczęśliwi, wypoczęci i zrelaksowani.
Z udawanym zainteresowaniem udaję, że słucham moich przyjaciół. Tak naprawdę odpłynęłam daleko, jestem pewna że mój wzrok jest nieobecny. Po chwili czuję na mojej głowie delikatny pocałunek, co powoduje, że niechętnie odwracam twarz w stronę twarzy Balsano. Na jego ustach gości cwaniacki uśmiech, a ja zastanawiam się co mu chodzi po głowie. Nagle wszystko rozumiem. Czuję jak moje ciało momentalnie robi się mokre od lodowatej wody z jeziora, a ja w jednej sekundzie podnoszę się do pozycji pionowej i zaskoczona wydzieram się w niebogłosy. Wszyscy dookoła mnie wybuchają głośnym śmiechem. Z kim ja żyję do cholery? Najgłośniej, mimo wszystko, śmieję się stojący za mną Simon.
- Sajmooooon! Za jakie grzechy? - pytam wściekła. Jestem strasznym zmarźluchem, a taka cieplutka woda z jeziora na pewno w niczym mi nie pomoże. - teraz któryś będzie musiał mnie ogrzać, żebym nie zamarzła zanim znajdziemy się w domu. - uśmiecham się chytrze. Po chwili czuję gorąco drugiego ciała na moich plecach, a mi momentalnie robi się cieplej. Bez zastanowienia wtulam się mocniej w męskie ramiona otulające mnie w pasie.
- Już lepiej? - koło ucha słyszę cichy szept Fabiána. Zaraz, co? Okeej, więc to on jest moim dzisiejszym wybawcą.
- Mhmm. - przymykam delikatnie oczy, ponieważ gorąco bijące od jego nagiego ciała, naprawdę sprawiło że poczułam się lepiej. Broda chłopaka ląduje na czubku mojej głowy. Myślę, że mija trochę czasu zanim z potworem otwieram powieki. Rozglądam się i widzę, że wszyscy są już zajęci sobą, poza Balsano. Jego w ogóle tutaj nie ma. Dostrzegam go dopiero po chwili, zmierzającego w głąb lasu z blondynką przy boku, tą którą upatrzył sobie jeszcze rano. Na ten widok uśmiecham się krzywo. Jednak nie tak ciężko mu tu coś znaleźć. Ramiona Fabiána nie wydają się już taką fajną opcją, jak jeszcze jakiś czas temu. Dlatego prędko się z nich wyrywam z zamiarem szybkiego dotarcia do domu.
- Ile macie zamiar jeszcze tu siedzieć? - zwracam się do przyjaciół, zbierając w tym samym czasie moje rzeczy.
- Luna jest młoda godzina! Do wieczora jak nie dłużej! - odpowiada mi szczęśliwa Ámbar wtulona w ramię Simona. Uśmiecham się do nich i na pięcie się odwracam, a następnie idę w stronę domu.
Po atrakcji jaką zafundował mi Álvarez, postanawiam wziąć gorącą kąpiel, która na pewno mnie rozgrzeje. Do wanny wlewam różnego rodzaju olejki i czekam aż napełni się ona wodą. Gdy tylko tak się staje bez wahania zanurzam się w wodzie po sam nos. Tego właśnie potrzebowałam, moje zmarźnięte ciało wreszcie się rozluźnia. Przymykam oczy i staram się czerpać z tej chwili same przyjemności. Po jakiejś godzinie, gdy woda całkowicie zdążyła wystygnąć, postanawiam już wyjść. Moje mokre włosy zostawiam luźno puszczone, a nagie ciało owijam puchowym ręcznikiem. Wychodzę do pokoju w celu zabrania swojej czystej bielizny, gdy na łóżku dostrzegam rozwalonego Balsano. Idiota. Ignorując jego obecność idę do walizki po to co potrzebne.
- Mm co to za piękne widoki? - spoglądam na niego ukradkiem, a na jego buzi gości mały irytujący uśmiech.
- Mógłbyś wyjść? - zwracam się do niego, a na jego twarzy dostrzegam jedno wielkie zdezorientowanie. Ugh, irytujący dupek. - nie chcę złapać jakiegoś chorupska od Twojej blond cizi. - posyłam mu złośliwy uśmiech, a następnie kieruje się w stronę łazienki. Po niespełna sekundzie czuję jak przypiera mnie do ściany, a swoimi dłońmi łapie moje nadgarstki i zakłada je nad moje głowę. Nie mam żadnej możliwości ruchu.
- O proszę! Czyżby Valente była zazdrosna? - nachyla się nad moją twarzą z kpiącym uśmiechem. Cicho prycham pod nosem. Co za idiota.
- Nie, po prostu chcę być pewna, że jestem bezpieczna. Jak już się pieprzymy to nie życzę sobie żebyś z jakimiś szmatami po lesie latał. - odpowiadam mu i próbuje usilnie wyrwać się z jego uścisku.
- Czyli jesteś zazdrosna Skarbie. - swoim oddechem łaskocze moją szyję co wywołuje u mnie ciarki. - Nie masz o co Lu, jestem cały Twój. - po tych słowach zaczyna składać delikatne pocałunki - niczym muśnięcie piórka - na mojej szyi.
- Czyli nie zaliczyłeś tej dziewczyny? - pytam z urywanym oddechem. Przyjemność jaką dają mi jego pocałunki jest nie do opisania.
- Żadnej innej oprócz Ciebie. - z pocałunkami przenosi się na moja żuchwe, coraz bliżej moich ust. Z każdym muśnięciem moje serce coraz bardziej przyspiesza.
- A co z dziewczyną z klubu? - pytam ciekawa tego co odpowie, jąkam się przy tym okropnie, wiec nie jestem pewna czy w ogóle mnie zrozumie. Teraz pocałunki składa na moim policzku.
- Ona. - mówi pomiędzy jednym pocałunkiem, a drugim. - zrobiła mi dobrze ustami. - kończy, po czym gwałtownie wbija się w moje rozchylone wargi. Matko, co za idiota. Jednak nie jestem w stanie o tym teraz myśleć. Całą swoją uwagę skupiam na jego gorących ustach. Teraz mogę śmiało stwierdzić, że uzależnił mnie od swoich warg. Zbieram całą siłę jaką w sobie mam i popycham go na łóżko siadając na jego kolanach. Mój ręcznik o mało nie spadł, ale usilnie przytrzymuje go moimi dłońmi.
- Myślę, że to nie będzie nam już potrzebne. - brunet odrywa się od moich ust i wzrokiem wskazuje na mój ręcznik, a na twarzy ma uroczy uśmiech. Boże, jak on na mnie działa. Nie zwracając już uwagi na nic, rzucam się na niego gwałtownie? wskutek czego oboje lądujemy na miękkim materacu.
Leżę na brzuchu przodem do okna i przez drzwi balkonowe obserwuję zachód słońca. Za sobą czuję obecność bruneta, który nie pozwala żeby między nami powstała jakakolwiek odległość. Bawi się on moimi włosami nawijając je sobie co chwilę na palec.
- Luna. - po nieokreślonym czasie słyszę jego zachrypnięty głos. Kiedy w końcu się przyzwyczaje do jego tonu i na sam jego dźwięk nie będą przechodzić mnie ciarki? Matteo chyba to zauważa, bo mały uśmiech zadowolenia wkradł się na jego usta. - Może głupio zabrzmi to co teraz powiem, ale… może opowiesz mi coś o sobie? - tym razem niewinnie się do mnie uśmiecha. Zaskoczył mnie tym pytaniem, nie sądziłam, że będziemy poznawać się bliżej.
- Co chciałbyś wiedzieć? - cicho wzdycham pod nosem i odwracam się przodem do jego osoby.
- Wszystko co chcesz mi powiedzieć Skarbie.
- Jestem pełną życia osiemnastolatką, co chyba już zauważyłeś. Jestem pewna siebie i rzadko kiedy można mnie zawstydzić. Jestem odważna, ale jest kilka rzeczy, których się boję. Przede wszystkim robactwa, to ohydne. - po tych słowach marszczę nos, co wywołuje cichy śmiech bruneta. - Boję się też ciemności, ale z tym udaje mi się walczyć. Ale najbardziej na świecie boję się samotności. Jest to okropne uczucie, którego nie życzę nawet największemu wrogowi. Swoją drogą to nie mam żadnych wrogów, wydaje mi się, że jestem nawet lubiana. Moi przyjaciele są dla mnie wszystkim. Gastona i Ninę znam od dziecka. Może tego nie widać, ale strasznie tęsknię za rodzicami. Kocham ich z całego serca, są dla mnie najważniejsi. Razem z Am tworzymy niezniszczalną czwórkę. - w tym momencie łape chwile zadumy i zastanawiam się, czy jest jeszcze coś czym chciałabym się w tym momencie z nim podzielić. - Tak oto poznałeś rąbek beztroskiego życia Luny Valente! - cicho się śmieje na te słowa i spoglądam na twarz Balsano. Jego oczy wyrażają tyle emocji, po raz kolejny bez opamiętania w nich tonę.
- Może teraz Ty opowiesz mi coś o sobie? - zwracam się do niego nie odrywając wzroku od jego oczu.
- Jestem pewnym siebie osiemnastolatkiem, ale to już chyba zdążyłaś zauważyć - na te słowa oboje wybuchamy szczerym śmiechem. - Jestem otwarty na świat i ludzi. Zawsze dostaje to czego chce. - mruga to mnie jednoznacznie. Idiota. - Nie mam żadnych granic i niczego się nie boję. No chyba, że obawa przed tym, że jutro mogę nie zobaczyć Twojego cudownego uśmiechu się liczy. - pff, jaki romantyk. - Jestem jedynakiem, a moi rodzice pragną zapewnić mi najlepszą przyszłość, dlatego wylądowałem w Blake. I to chyba na razie na tyle. - na jego wargach gości szczery uśmiech.
- Zapomniałeś dodać, że jesteś nad wyraz irytującym idiotą. - chłopak stara się na mnie groźnie spojrzeć, co powoduje mój głośny śmiech.
Po tym po południu mogę śmiało stwierdzić, że nasza relacja właśnie wyszła po za granicę układu z korzyściami.
• • •
Zamysł był inny, ale wyszło jak wyszło. Tak szczerze to zastanawiam się czy nie zrobić trzeciej części dnia siódmego haha 🙈
Postanowiłam wreszcie zapoznać trochę ze sobą naszych bohaterów.
Może nie powiedzieli o sobie za dużo, ale to już coś!
Jestem ciekawa jak wasze opinie po tym rozdziale! Bo jest on trochę inny niż wszystkie. Spokojny, trochę romantyczny haha.
Czekam z niecierpliwością na komentarze!
Chciałabym Wam jeszcze serdecznie podziękować, ale to tak z całego serducha, za 1000 wyświetleń! Nie spodziewałam się prawie w ogóle odzewu pod tą książką, a tu takie niespodzianki.
KOCHAM I BUZIAK 💋💋💋💋💋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top