quinto día
Czwartek. Niby dzień jak każdy inny, trzeba wstać, ogarnąć się i pójść do szkoły. Dla mnie jednak nic nie jest proste. Równo o 6 słyszę dźwięk budzika, który informuje mnie, że to pora aby się obudzić. Mam ochotę wyrzucić go przez okno. Mój umysł, w dalszym ciągu zaćmiony przez alkohol, nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Suszy mnie niemiłosiernie, a głowa boli jak cholera. Jaka ja jestem głupia, po co ja w ogóle tyle piłam. Czy mógłby mi ktoś wytłumaczyć jak i o której wróciłam do domu? W głowie mam totalną pustkę. Otwieram powoli oczy, a przed moją twarzą widzę śpiącego Balsano. Co jest kurwa? Zaskoczona odsuwam się na drugi koniec łóżka, z którego o mało co nie spadam. Spoglądam na swoje ciało i zauważam, że jestem całkowicie goła. Naciągam kołdrę aż pod samą szyję i próbuję sobie przypomnieć cokolwiek z wczorajszego wieczoru. Powoli składam sobie wszystko w jedną całość. Klub. Picie. Powrót. Salon. I na sam koniec - sytuacja z mojego pokoju. Mimo wszystkich uprzedzeń, na samo wspomnienie tej nocy, na moje usta wkrada się mały uśmiech. Matteo jest cholernie dobry w te klocki i mimo tego co mówiłam wczoraj - niczego nie żałuję. Sama nie wierzę, że w ogóle to mówię, ale z chęcią bym mogła to powtórzyć. Gdy brunet zajęty jest mną i moimi ustami to nie gada, przez co jest całkiem znośny. Nie wiem co mną kierowało, chyba chęć ponownego skosztowania jego warg, ale składam na ustach chłopaka pocałunek w celu obudzenia go. Na co on delikatnie się uśmiecha i przeciera dłońmi swoje zaspane oczy. Spogląda na mnie, a ja śmiało mogę stwierdzić, że taki rozczochrany i z dwudniowym zarostem, jest cholernie seksowny.
— Dzień dobry Lu — odzywa się do mnie głosem zachrypniętym po całej nocy, jak i również od alkoholu, który spożył dnia poprzedniego. — Nie patrz się tak na mnie, bo się zarumienie Skarbie.
Czy mówiłam już, że jest fajny dopóki się nie odezwie?
— Nie wiedziałam, że pan Balsano jest taki wstydliwy.
Nie chcąc stracić resztek sympatii, którą mam do niego, więc przywieram gwałtownie do jego ust, aby chłopak nie miał szansy na kontynuowanie rozmowy.
Matteo szybko to podłapuje i łapiąc mnie za pośladki naciąga mnie na swoje ciało. Przygryza delikatnie moje wargi, co powoduje mój stłumiony jęk. Jego pocałunki są tak cholernie dobre, że mogłabym tego nie przerywać. Jednak w głowie już mam plan, aby po raz kolejny się z nim trochę zabawić.
Gdy czuję, że chłopak jest już podniecony do granic możliwości, niechętnie się od niego odsuwam i jak gdyby nigdy nic wstaje z łóżka. Naciągam na siebie pierwszą lepszą koszulkę i wychodzę z mojego pokoju.
— Nie ma czasu na takie zabawy, czas do szkoły! — Okey... sama nie wierzę, że to powiedziałam.
Będąc już w progu odwracam się w stronę chłopaka, który w dalszym ciągu leży na łóżku. Cicho parskam pod nosem, gdy widzę jego złość i sfrustrowaną minę. 2:1 Balsano.
Idę do kuchni w celu zaspokojenia mojego pragnienia i przyrządzenia śniadania dla naszej czwórki. Gdy kroje warzywa na kanapki czuję na swojej talii duże dłonie bruneta.
— Widzę Skarbie, że masz ochotę na głupie zabawy. Nie ma sprawy, jeszcze się przekonamy kto wyjdzie na tym lepiej. — Po czym składa na mojej nagiej szyi gorący pocałunek. — Ale jak już się tak bawimy to oddawaj moją koszulkę.
Chwyta za jej skrawki i podciąga ją powoli do góry.
— Idioto! Ja nie mam nic pod spodem! — Wyrywam się szybko z jego objęć i odsuwam na bezpieczną odległość.
— Mi to nie przeszkadza Lu. Twoje ciało nie ma przede mną żadnych tajemnic — mówi do mnie, a na twarzy ma ten swój głupi uśmieszek.
Ughh, nienawidzę go.
— Mi też nie, dla twojej wiadomości. Ale myślę, że moja siostra czy Simon nie chcieliby mnie oglądać całkiem nago. — Puszczam do niego oczko, a następnie mam zamiar go wyminąć.
On jednak ma chyba inne plany, bo szybko mnie łapie, sadza na blacie i staje między moimi nogami.
— Ja też bym nie chciał Skarbie, żeby Simon oglądał Cię nago — mówi wprost w moje usta.
Czy ja wyczuwam tu zazdrość? Przecież to układ bez zobowiązań Balsano. Nie mogąc się już doczekać, szybko łapię moimi zimnymi dłońmi bruneta za kark i gwałtownie go do siebie przysuwam. Chłopak napiera na mnie całym swoim ciałem. Nasze usta dzieli może milimetr, gdy słyszę za sobą głośne chrząknięcie. Nie mogłaś sobie wybrać lepszego momentu siostra. Cicho przeklinam wtargnięcie Am, na co Matteo śmieje się pod nosem.
— Ludzie, no błagam was. Tu się je. — Ámbar głośno się śmieje, a Simon lekko wkurzony spogląda na naszą dwójkę. O co mu chodzi?
— Wybacz Am, ale to wszystko jak zwykle przez tego idiotę. — Wskazuję palcem na Balsano i zeskakuję z blatu. — Kanapki są już prawie gotowe. Smacznego.
Straciłam apetyt na jakiekolwiek jedzenie. Biorę ciuchy z mojego pokoju i zamykam się w łazience, w celu wzięcia relaksującej kąpieli, która ma mnie postawić na nogi. Nie wiem co chodzi po głowie Matteo, ale taki układ spraw wcale mi nie przeszkadza. Możemy dawać sobie nawzajem przyjemność nie mając wobec siebie żadnych zobowiązań. Układ idealny. Ja nie jestem gotowa na związek, to nie ten czas. Związek to stabilizacja, plany na przyszłość. To nie dla mnie. W czasie obecnym liczy się teraźniejszość i zabawa.
Dziś do szkoły kieruje Ámbar, ja nie byłabym w stanie wsiąść za kółko. Leżę rozwalona na tylnych siedzeniach. Ubrałam na siebie gruby golf, a na nosie mam czarne okulary. Najlepiej jak potrafię, próbuje zakryć skutki mojej wczorajszej imprezy. Gdy dojeżdżamy na miejsce, mamy jeszcze trochę czasu, dlatego kieruje się na ławkę za szkołą. Z mojej czarnej ramoneski wyciągam papierosy, a następnie odpalam jednego z nich. Czuję się koszmarnie, zbiera mi się na wymioty, a w głowie panuje totalny chaos. Nie wiem jak ja wytrzymam dzisiejszy dzień.
— O hej, Luna.
Przede mną jakby znikąd pojawia się Diego. Chłopak w moim wieku, bardzo sympatyczny i do tego całkiem przystojny, ale niestety nie w moim typie. Od drugiej klasy próbuję mnie poderwać, na różne sposoby się ze mną umówić. Jednak nie jest w tym nachalny, przez co jeszcze w jakimś stopniu go lubię. Czasem nawet uważam, że jest to urocze.
— Cześć Diego, co u Ciebie? — Chłopak siada na ławce obok mnie.
— Wiesz, tak sobie myślałem, czy może tym razem dałabyś się gdzieś zaprosić? — Patrzy na mnie proszącym wzrokiem.
Po chwili zastanowienia dochodzę do wniosku, czemu by nie. Po co mam spędzać wieczór samotnie?
— Jasne. Tylko zapraszam do siebie, ponieważ dziś nie jestem w stanie gdziekolwiek wyjść — mówię do niego z promiennym uśmiechem, po czym wstaje i oddalam się w stronę szkoły.
Mój humor poprawił się chociaż trochę. Już ten dzień nie zapowiada się tak strasznie jak było jeszcze przed chwilą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top