octavo día

Niedziela. Historia lubi się powtarzać. Czuję się dokładnie tak jak tydzień temu, a może nawet i gorzej. Jednak tym razem chociaż zasunęłam żaluzje w oknach. Lekko się poruszam, czego od razu żałuję, ponieważ mój ból głowy jest nie do zniesienia. Mam wrażenie, jakby pulsowała mi cała czaszka. Zrzucam jedną rękę z łóżka i dłonią próbuję wymacać butelkę wody, która powinna się tam znajdować. Nic takiego jednak nie znajduje, o ironio. Zaraz uschnę z pragnienia. Postanawiam zaryzykować i lekko otwieram powieki, i rozglądam się po pokoju. Moje ubrania leżą porozrzucane na samym środku. Brawo Valente, chociaż się rozebrałaś. Mój wzrok pada na szafkę nocną, na której stoi szklanka wody i jakieś tabletki. Matko siostra, kocham Cię! Bez zastanowienia szybkim ruchem dorywam się do szklanki. Był to jednak zły pomysł, ponieważ mój świat od razu zaczyna wirować. Uspokajam się i tym razem spokojnie sięgam po moje wybawienie, a plecami opieram się o zagłówek mojego łóżka. Całe szczęście, że postanowiłam chociaż zostawić na sobie bieliznę. Odchylam głowę do tyłu i ponownie przymykając oczy, zastanawiam się nad przebiegiem wczorajszego wieczoru. W głowie mam ogromną dziurę, której w żaden sposób nie mogę zapełnić. Ostatnie co pamiętam to końcówka drugiej butelki wódki, którą piłam razem z Inéz. Ciekawe ile jeszcze po tym balowałam. Mam nadzieję, że nie odwaliłam nic głupiego i któryś ze współlokatorów pomoże mi wypełnić lukę, która panuje w moim umyśle. Swoją drogą, to raczej współlokatorka, bo Balsano przecież był z Diego. Ciekawe co robili tyle czasu i czy w ogóle chłopak wrócił do domu. Zawartość mojej szklanki szybko się kończy, a pragnienie wcale nie zmalało. Postanawiam zaryzykować i podnieść się z łóżka. Nie fatygując się nawet o to, aby się ubrać, wychodzę z pokoju i kieruję się do kuchni. Jestem pewna, że wyglądam jak zombie, a wczorajszy makijaż spoczywa na moich policzkach. Nie przejmuje się nawet tym. Jedyne czego pragnę w tym momencie to zaspokojenie pragnienia i powrót do mojego ciepłego łóżka, gdzie będę mogła spać do końca dnia. W kuchni zastaje Ámbar robiącą śniadanie oraz Matteo siedzącego i popijajacego kawę. Gdy tylko staje w progu Am odwraca się w moją stronę i wybucha głośnym śmiechem. Ignoruje ją, a jedyny gest na jaki mnie stać to wystawienie w jej stronę środkowego palca. Tak wiem, szczeniackie zachowanie, ale obecnie mam to głęboko gdzieś. Zgarniam z blatu butelkę pełną wody i od razu się do niej przysysam. W trakcie tej czynności spoglądam na drugiego towarzysza. Matteo patrzy się na mnie z uśmiechem na twarzy, a w jego oczach mogę dostrzec rozbawienie. Idiota.
Wywracam oczami i z powrotem skupiam się na czynności, która w tym momencie daje mi tyle przyjemności.

- No Luncia, powiem Ci, że wczoraj nieźle poleciałaś. - Ámbar dalej się ze mnie śmieję, a ja skupiam uwagę na jej wypowiedzi, ponieważ jestem ogromnie ciekawa przebiegu wczorajszych zdarzeń. Gdy tylko odrywam się od butelki mój wzrok pada na szyję bruneta.

- Widzę, że nie tylko ja. Nie wiedziałam, że Diego ma takie zdolności. - uśmiecham się sztucznie w jego kierunku i szybko kieruje wzrok na siostrę. Dostrzegam jeszcze tylko jego spojrzenie pełne niezrozumienia. - Co konkretnie masz na myśli siostra? - parskam cichym śmiechem pod nosem, ponieważ na więcej mnie nie stać z powodu mojego samopoczucia. - Wybacz, ale chyba musisz mi sporo opowiedzieć bo w głowie mam czarną dziurę.

- O matko. - dziewczyna śmieje się jeszcze głośniej, a mi już powoli zaczyna podnosić się ciśnienie. - To nie do mnie z takimi prośbami, bo ja widziałam Cię tylko kilka chwil w niezbyt dobrym stanie. - odpowiada, a jej śmiech nie ma końca. Przyrzekam, że jeszcze chwila i ją uduszę. Moja głowa pęka! Jednak jestem zdziwiona jej słowami.

- To do kogo? - pytam z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy.

- O, do tego tu. - wymachuje nożem trzymanym w ręce i wskazuje na chłopaka siedzącego za nią.

- Balsano? Przecież jego tu nawet wczoraj nie było. - nie rozumiem już kompletnie nic.

- A wyobraź sobie Skarbie, że się zjawiłem. - podnosi na mnie swój wzrok i mi odpowiada. - i to w najlepszym z możliwych momentów, bo jeszcze chwila i byłoby po Tobie. - uśmiecha się złośliwie, a ja mam ochotę strzelić mu przez łeb. O co mu chodzi?

- Możesz jaśniej? - wywracam oczami i zakładając swoje dłonie na piersi, pytam już lekko wkurzona.

- Gdy tylko wszedłem do kuchni, próbowałaś uwolnić się od kolejnej ze swoich zdobyczy. - teraz sobie przypominam, Alex. - a Twoja twarz, która błagała o świeże powietrze była aż zielona. Dlatego podszedłem prędko do Ciebie aby zaprowadzić Cię szybko na taras. Jednak sama doleciałaś tam szybciej. Co mnie bardzo zdziwiło, ponieważ Twoje nogi odmawiały posłuszeństwa. - wybucha cichym śmiechem, a następnie pije łyka swojej kawy.

- Co w tym śmiesznego Balsano? - pytam go podniesionym tonem. Niezmiernie irytuje mnie jego zachowanie.

- Nie wiedziałem, że taką zawodniczkę jak Ty, alkohol jest w stanie powstrzymać. - puszcza mi oczko i delikatnie się uśmiecha. - Myślę, że jesteś w stanie domyśleć się co było później. Twoja zabawa się skończyła, a ja grzecznie odstawiłem Cię do łóżka. - nietrudno mi się domyśleć, że wymiotowałam. Zawstydzona zakrywam swoimi dłońmi moją twarz. Aaaa! Jaka ze mnie idiotka. Mam wrażenie, że ten idiota, kpi sobie ze mnie.

- Odstawiłeś grzecznie, a potem poszedłeś bawić się dalej, tak? - mówię do niego, prawdopodobnie zbyt ostrym tonem. Jego wzrok nadal jest pełen niezrozumienia. Chryste, jak on mnie irytuje. Nie doczekuje się jednak odpowiedzi z jego strony, ponieważ uwaga naszej trójki skupia się na Simonie, który właśnie wszedł do pomieszczenia. Zatrzymał on się w progu i bezustannie wpatruje się w moje ciało. No tak! Przecież ja jestem prawie naga. Spuszczam głowę zawstydzona nie wiem czym. To przez alkohol, który nadal płynie w mojej krwi. Po chwili słyszę, jak ktoś głośno i gwałtownie odstawia coś na blat. Nagle czuję na moim ciele jakiś materiał. Gdy czuję jego zapach przymykam delikatnie oczy i już wiem do kogo należy koszulka. Podnoszę głowę i obok siebie widzę bruneta, który stoi blisko i patrzy na Simona z chęcią mordu w oczach. Zazdrosny idiota. Uśmiecham się pod nosem i wtulam się w nagi tors bruneta. On nadal spięty, ostrożnie obejmuje moje kruche ciało. Gdy tylko Simon dostrzega zachowanie Matteo szybko się otrząsa i wybucha głośnym śmiechem. Podchodzi do mojej siostry i czule całuje ją w czoło. Uśmiecham się na ten widok. Lubię widzieć moją siostrę szczęśliwą. Przypominając sobie jednak o tym jak Balsano mnie dziś wkurzył, prędko wyrywam się z jego ramion i mocno trzaskając drzwiami, zamykam się w łazience. Siadam na muszli i staram się uspokoić. W sumie sama nie wiem, czym się tak wkurzyłam. Jednak po chwili staje się dla mnie wszystko jasne. Te dni. Wybucham śmiechem, gdy uświadamiam sobie moje dzisiejsze szczęście. Kac morderca i najgorsze dni mojego miesiąca razem. Okres jest czymś co przechodzę niewyobrażalnie trudno, szczególnie pierwszego dnia. Moje humorki nie mają granic. Czasem nawet mojej siostrze jest trudno ze mną wytrzymać. Postanawiam wziąć gorący prysznic i choć trochę się odświeżyć.

Gdy tylko wychodzę z łazienki, nadal w koszulce Matteo, postanawiam zaszyć się w swoim łóżku.

- Mam dość Valente. O co Ci chodzi do cholery jasnej?! Cały wieczór, kurwa cały, się Tobą zajmowałem, a Ty nawet nie potrafisz powiedzieć zwykłego dziękuję! - od progu mojego pokoju słyszę krzyk Balsano. Na ten dźwięk delikatnie się wzdrygam, a na moich policzkach pojawiają się od razu łzy. Valente, Ty idiotko, co z Tobą? Cholerny okres. Brunet, gdy tylko zauważa moje łzy, milknie. Teraz rozumiem już wszystko, to on mnie rozebrał, to ja zrobiłam mu tą malinke i to on zostawił mi rano tą szklankę wody. Zdezorientowanie jakie ma wymalowane na twarzy wywołuje na mojej twarzy lekki uśmiech. Bez zastanowienia wpadam w jego ramiona. Tego było mi trzeba. Mocno wtulam się w jego szyję, a on swoimi dłońmi delikatnie gładzi mnie po plecach.

- Co jest dziś z Tobą Lu? - pyta mnie zmartwionym tonem, a mi mięknie serce. Mój płacz staje się głośniejszy, a brunet ze mną na rękach kieruje się w stronę mojego łóżka i kładzie się na nim razem ze mną. Swoimi dużymi dłońmi tym razem gładzi mnie po włosach i próbuje uspokoić.

- Cholernie Cię przepraszam Matteo, to nie jest mój dzień. - ciche słowa wydostają się z moich usta, a brunet delikatnie łapie moją twarz i odwraca ją w swoją stronę. Stara się zcałować każdą z moich łez.

- Ale się z nas zrobiły ciepłe kluchy Balsano! - śmieję się cicho pod nosem i mocniej się wtulam w jego ramiona.


• • •

Świeżutki. Gorący. Dopiero co napisany.
Postanowiłam skorzystać z szybszego zakończenia dnia w szkole i jest!
Nie wiem czemu, ale jestem z niego zadowolona haha 🙈
Mam nadzieję, że Wam również się spodoba!
Czekam na opinie!

A w tym pięknym dniu, wszystkim Wam - czyli kochanym dzieciom - życzę dużo szczęścia, bo to najważniejsze!
Pamiętajcie, każdy w głębi zawsze będzie dzieckiem 🙈
Dużo buziaków ode mnie! 💋💋💋

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top