decimotercero día

Piątek. Ostatni dzień męczarni każdego nastolatka. Po tym dniu każdy będzie mógł odetchnąć, odpocząć i przez weekend zebrać siły na kolejny męczący tydzień. Moją głowę jednak zaprzątają kompletnie inne myśli. Od jakiejś godziny leżę na nagiej klatce piersiowej bruneta i wsłuchuję się w jego miarowy rytm serca. Nie mogę spać. Moimi chłodnymi palcami kreśle na jego skórze nieokreślone wzory, a on przez cały ten czas nawet nie drgnął. Ramieniem mocno obejmuje moje ciało i przyciska do swojego. Na jego twarzy maluje się błogość i spokój. Sen jest wybawieniem od nieustępliwych myśli, małym ratunkiem. Ale tym razem ze mną nie chce współpracować. Iść dziś do szkoły? Pytanie, które dręczy mnie od momentu kiedy odzyskałam świadomość. Dam radę? Pytanie, na które ciężko jest mi znaleźć odpowiedź. Po co się chować? Lepiej stawić temu czoła. Nie jestem sama. Mam wokół siebie osoby, które mi z tym pomogą. Jestem silna. Stwierdzenie, które powtarzam sobie jak mantrę. Pokaż wszystkim, że trudno Cię złamać. To najlepsza zemsta. Teraz już wiem! Dam radę. Razem damy… Przy chłopaku, który właśnie leży obok, czuję że mogę wszystko. Jestem szczęśliwa. Z jego wsparciem nic mnie nie pokona. Jeden incydent, nie może mnie zwalczyć. Przecież ja się nie poddaję. Przecież jestem Luna Valente. Teraz to już koniec, nie dam się skrzywdzić. Muszę nabrać odpowiedniego dystansu do ludzi. Chowam wspomnienia z ostatnich dwóch dni w najgłębszym zakamarku mojego serca, skąd nie mają prawa już się wydostać. Mój humor nieznacznie się poprawia. Dam radę!
Spoglądam szybko na zegarek i widzę, że nie zostało nam za wiele czasu do rozpoczęcia lekcji. Pora jakoś przyjemnie obudzić Pana Balsano. Najdelikatniej jak potrafię wyswobadzam się z jego ramion i staję tuż przy łóżku. Brunet, zaniepokojony brakiem drugiej osoby obok, szybko zgarnia poduszke i mocno się w nią wtula. Rozczulający widok. Muszę to jakoś przerwać. Szybkim krokiem idę do kuchni i nalewam kubek lodowatej wody. Na tę chwilę, nic lepszego nie przychodzi mi do głowy. Dumna z siebie i swojego pomysłu staje nad sylwetką bruneta. Z niemałym uśmiechem satysfakcji, bez wahania wylewam na niego całą zawartość. Matteo w jednej chwili zrywa się na równe nogi i zdezorientowany rozgląda się po pokoju, który wypełnia się moim głośnym śmiechem. Jego przerażona mina jest bezcenna, nie da się jej opisać słowami. Słodziak. Zanoszę się śmiechem, a z moich oczu zaczynają lecieć łzy. Po chwili do chłopaka zaczyna docierać co takiego się stało. Szybko do mnie podchodzi i jednym ruchem rzuca mnie na łóżko. Mój śmiech nie ustępuje, a nawet staje się jeszcze głośniejszy. Jego ciało ląduje na moim, a on wpatruje się w moją roześmianą twarz. Natychmiast milknę. Przyglądam mu się dokładnie. W jego oczach tańczą radosne ogniki, a usta wykrzywia szczery uśmiech. Ej! Miałeś się wkurzyć!

- Nawet nie wiem jakimi słowami mam opisać szczęście jakie czuję w tym momencie. - jego głos jest głęboki, szczery. Oczy ciemnieją, a oddech staje się urywany. - Twój śmiech jest moim lekarstwem na zszargane nerwy. - i właśnie w tym momencie uświadamiam sobie coś bardzo ważnego. Przez moją twarz przemyka cień smutku. Ale tylko na chwilę. Patrzę uważnie na jego twarz, a największą uwagę skupiam na oczach. Moje ręce lądują w jego mokrych włosach. Powoli zaczynam je przeczesywać.

- Dziękuję Ci za to co dla mnie zrobiłeś… - mój głos jest cichy i pełen emocji. - To dzięki Tobie się dziś uśmiecham… Twoje wsparcie ma dla mnie nieopisaną wartość…

- Skoro tak, to obiecuję, że będę robił wszystko, aby tylko codziennie słyszeć Twój śmiech… Obiecuję, że nikt już Cię nie skrzywdzi.

- Nie rozmawiajmy o tym… - mój głos się łamie, a w oczach pojawiają się łzy. Ale nie smutku, tylko szczęścia, które właśnie czuję. Jego słowa są dla mnie niewyobrażalnie ważne.
Brunet nachyla swoją twarz i zaczyna składać pocałunki na całej mojej twarzy. Zaczynając od czoła, poprzez nos, następnie policzki, a na końcu usta. Zawiesza się tuż przy nich. Patrzymy sobie głęboko w oczy. Tym gestem przekazujemy sobie więcej niż tysiąc słów. Po chwili łączy nasze wargi w delikatnym muśnięciu, niczym dotyk piórka.
Nagle doprowadza naszą dwójkę do pozycji pionowej.

- Koniec pieszczot, czas do szkoły! - a ja w tym momencie mam ochotę go udusić. Musiałeś to przerwać?

Niepewnym krokiem przekraczam próg szkoły. Balsano dzielnie dotrzymuje mi kroku, a moja dłoń mocno ściska jego. Rozglądam się po korytarzu i gdy nigdzie nie dostrzegam tej, tak bardzo niepożądanej sylwetki, rozluźniam się, a na moje usta wkrada się lekki uśmiech.

- Spokojnie Lu, jestem przy Tobie. - cichy szept chłopaka tuż koło mojego ucha uspokaja moje rozszalałe serce. Myślałam, że będzie łatwiej.

Właśnie mamy długą przerwę. Chłopak od samego rana nie odstępuje mnie na krok. Cieszę się, że jest w tym ze mną. Nie zdażyło mi się też spotkać Diego, przez co jestem w jeszcze lepszym humorze. Właśnie myje ręce w jednej z toalet. Matteo miał na mnie zaczekać przed. Gdy tylko otwieram drzwi, widzę jak chłopak rozmawia z Sofią. No jasne, tylko tej mi tu brakowało. Nagle oboje wybuchają głośnym śmiechem. Nie mam zamiaru przerywać im tej zabawy, dlatego nie przejmując się już niczym, odchodzę w stronę przyjaciół, którzy mieli czekać na nas na dziedzińcu. Będąc na schodach czuję mocne szarpnięcie, a moje serce przestaje bić. Przerażona odwracam głowę w stronę sprawcy całego zamieszania i z ulgą stwierdzam, że to Ambar. Jednak nie udaje mi się powstrzymać moich emocji. Z moich oczu automatycznie zaczynają lecieć łzy, a ja nie potrafię wziąć oddechu przez moje rozszalałe serce. Cholernie się boję tego człowieka. Moja sylwetka kurczy się, kucając opieram się o jedną ze ścian i próbuje złapać oddech. Nic mi to nie pomaga. Czuję jak przerażona siostra kuca koło mnie i nie ma pojęcia co zrobić. W klatce piersiowej czuję ogromny ucisk, z moich oczu lecą ciurkiem łzy. Każda próba złapania oddechu kończy się niepowodzeniem. Czy to już zawsze będzie tak wyglądało? Przecież nic wielkiego się nie stało! Luna nie histeryzuj! W niczym mi to nie pomaga, a ja nie potrafię zrozumieć swojego zachowania. Diego nic mi nie zrobił. Czego więc aż tak się boję? Nagle czuję, jak tak dobrze znane ramiona obejmują moje ciało. Chłopak siada obok na podłodze i pociąga mnie tak, że ląduje na nim. Mocny uścisk pozwala mi się na tyle uspokoić, że jestem w stanie wziąć płytki oddech. Brunet swoją dłonią gładzi moje włosy. Moje wybawienie. Jak szalona łapę hausty powietrza, zaczynało mi już brakować tchu. Chowam swoją głowę w zagłębieniu szyi Balsano. Nie chce napotkać pytającego wzroku Ambar, dlatego mocno zaciskam powieki. Ściskam mocno chłopaka, bojąc się że zaraz zniknie, a ja po raz kolejny sobie nie poradzę. Co to miało być Valente?

- Nic z tego nie będzie... - głos Matteo jest pełen smutku, a moje serce ściska się jeszcze bardziej.

- Błagam, zabierz mnie stąd… - szepcze ledwo słyszalnie, tylko on był w stanie to usłyszeć. Czuję jak wstaje i bez zbędnych słów kieruje się do samochodu. Zachowujesz się jak wariatka. Mój stan emocjonalny jest koszmarny, a nerwy są na skraju wytrzymałości. Jestem słaba, cholernie słaba.

Po wejściu do domu uspokajam się choć trochę, tutaj czuję się bezpieczniej, bo wiem że jego tutaj nie ma. Balsano zostawia mnie na środku salonu, a sam kieruje się do swojego pokoju. Postanawiam iść za nim i niepewnym krokiem podążam w tamtą stronę. Staje w progu i dostrzegam jak chłopak chaotycznie pakuje swoją torbę.

- Co robisz? - mój głos jest słaby. Błagam niech to nie będzie to co myślę.

- Pakuję się. - jego głos jest pusty, bez emocji, a w tym momencie moje serce się rozpada, nie wytrzymuje całego ciężaru, które na nie spadło. Moje kruche ciało osuwa się po futrynie, a ja nie ukrywam łez, które wynikają z bólu, jaki mi zadał tymi słowami. Nie zostawiaj mnie. To minie. Nie jestem wariatką.

- Luna! - szybkim ruchem chłopak po raz kolejny znajduje się koło mnie. - Skarbie wstań… - pociąga moje rozdygotane ciało do góry i mocno zgarnia do uścisku. Delektuje się tym dotykiem. Ten ostatni raz.

- Dasz radę spakować się sama, czy mam zrobić to za Ciebie? - zaraz, co?

- Słucham? - w moim głosie łatwo wyczuć zaskoczenie.

- Wyjeżdżamy. Tylko Ty i ja. - a moje serce po raz kolejny tego dnia, przestaje bić na chwilę. Tylko tym razem z kompletnie innych powodów.

• • •

Witajcie!
Jest taka piękna pogoda, a do tego początek weekendu! Aż chcę się żyć! ❤
Wybaczcie mi błagam...
Przepraszam, że zrobiłam z Luny rozhisteryzowaną wariatke, która nie radzi sobie z emocjami...
Naprawdę przepraszam.
Ale tak to sobie właśnie wyobraziłam... Niby do niczego nie doszło, ale wystarczyło, aby mocno wpłynąć na jej psychikę.
Czasami nawet małe gesty mogą doprowadzić nas do skraju wytrzymałości.
Przepraszam, jeśli uważacie, że to przekoloryzowałam...
Mogę Wam obiecać, że teraz będzie już lepiej z młodą Valente!
Co myślicie o tym wszystkim?
Czekam!
Buuuuuziak 💋💋💋

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top