decimosexto día • tres parte
Czuję się kompletnie zdezorientowana, nie mam pojęcia co mam ze sobą zrobić. Chłopak stojący koło mnie i dziewczyna, która stoi kilkanaście metrów dalej bezustannie się w siebie wpatrują, a ja czuję się wyjątkowo niezręcznie. Zatrzymuje swój wzrok na dwóch dziewczynach i dostrzegam chytry uśmiech jednej z nich. Co kombinujesz Carmen? Nagle Susana szybkim krokiem zaczyna iść w naszą stronę i bez żadnego skrępowania, szczęśliwa rzuca się chłopakowi na szyję. Natomiast on wcale nie protestuje i przygarnia ją do mocnego uścisku. Halo? Czy to nie jest przypadkiem ta dziewczyna, która tak Cię zraniła? Jestem pewna, że w tym momencie wyglądam przekomicznie, gdy na mojej twarzy wymalowany jest ogromny szok i siedzę z otwartą buzią.
- Mattek! Tak dawno Cię nie widziałam! - gdy tylko słyszę jej głos moja twarz wykrzywia się w grymasie. Nawet głos ma perfekcyjnie idealny, taki którego chciałoby się słuchać nieprzerwanie godzinami. Ale kurde, co to za okropne zdrobnienie jego imienia? Chłopak jednak miał rację - Susana jest idealna w każdym calu. Długie, opalone nogi. Blond włosy sięgające do samej pupy, do tego układające się idealnie. Szczupła, wysoka, niczego jej nigdzie nie brakuje. Duże niebieskie oczy oraz idealnie biały uśmiech. Kto by się w takiej nie zakochał? W tym momencie i ja tracę trochę swojej pewności siebie, której nigdy mi nie brakowało. Zawsze uważałam, że jestem ładna i mam prawo podobać się facetom. Ale jak konkurować z taką chodzącą perfekcją? Na moją twarz wkrada się mały grymas smutku. To nie dla mnie.
- Susana... Co Ty tu robisz? - głos chłopaka jest cichy, a gdy się od siebie odrywają to on dokładnie mierzy ją wzrokiem. Jednak dalej stoją zadziwiająco blisko siebie.
- Chciałabym z Tobą porozmawiać Mattek... - dziewczyna wplata swoje długie i smukłe palce we włosy chłopaka, a ja swoje dłonie mocno zaciskam na kolanach. Bierz te łapy, bo nie ręcze za siebie. Kątem oka dostrzegam jak Carmen dalej z tym swoim uśmieszkiem, uważnie nam się przygląda z bliższej odległości.
- To ja nie będę Wam przeszkadzać. Porozmawiajcie sobie. - wstaję gwałtownie z ławki i posyłam w ich kierunku zadziwiająco sztuczny uśmiech. - Zapewne macie sobie dużo do powiedzenia, do zobaczenia. - odwracam się na pięcie i szybkim krokiem się od nich oddalam, coraz trudniej powstrzymać mi emocje. Przymykam mocno powieki i już nawet nie zwracam uwagi na to gdzie idę.
- Przepraszam Luna! Zobaczymy się później... - to ostatnie słowa, jakie udaje mi się usłyszeć zanim znikam za jednym z budynków. Ta, jasne...
Zdenerwowana siadam na pierwszej napotkanej ławce i odchylam głowę do tyłu. Biorę głęboki oddech i próbuję uspokoić moje rozszalałe serce.
- To dopiero początek... - słyszę po mojej lewej stronie przerażający głos Carmen i delikatnie się wzdrygam. Nie spodziewałam się, że za mną pójdzie.
- Co masz na myśli? - pytam cichym głosem i nie fatyguje się nawet o to, aby na nią spojrzeć. - Skąd Ty w ogóle znasz tą dziewczynę? Jaki masz w tym wszystkim cel? - mam tyle pytań, kompletnie nie rozumiem o co w tym wszystkim chodzi.
- On jeszcze będzie mój... Pożałujesz tego, że mi go zabrałaś. Uświadom sobie to, że stracisz go raz na zawsze. A co do Susan... mamy układ. - cwany uśmiech, który gości na jej twarzy zaczyna mnie powoli przerażać. Ona zachowuje się jak wariatka. Subtelnie odsuwam się na drugi koniec ławki z lekką obawą o swoje życie. - Dobrze dużo podróżować i mieć wiele znajomości. Poznałam się z nią jakiś czas temu... Każdy wie, że do pierwszej miłości ma się największą słabość. A Susana chce się trochę pobawić, dlatego bez wahania postanowiła skorzystać z mojej propozycji. Matteo zostawi Cię dla niej, a ona następnie zostawi jego. Wtedy wkraczam ja, gotowa aby go uratować z otchłani rozpaczy, po kolejnej stracie miłości. - dziewczyna zachowuje się jakby była opętana. Wzrok ma pusty, a na jej wargach gości przerażająco słodki uśmiech.
- Ty oszalałaś! Naprawdę jesteś nienormalna... Ile nad tym myślałaś? Pomyślałaś w tym wszystkim o mnie? Gdzie ta Twoja wielka przyjaźń? - jestem zrozpaczona. Co się z nią stało? To nie jest ta sama Carmen.
- Widzisz Luna... Było fajnie, ale się skończyło. W imię miłości trzeba robić wszystko, nawet poświęcić przyjaźń. - dziewczyna bawi się frędzelkami swojej bluzki, a na jej twarzy gości ten sam uśmieszek. Coraz bardziej mnie przeraża.
- Mam nadzieję, że to nasze ostatnie spotkanie! - zdenerwowana zrywam się z ławki i żwawym krokiem kieruję się do domu. Co tu się właśnie odpieprzyło?
Zdenerwowana wchodzę do naszego mieszkania i głośno trzaskam drzwiami. Wszystkie swoje rzeczy rzucam na podłogę zaraz koło nich. W jednej sekundzie znajduje się na tarasie i drżącymi dłońmi wyszukuje w kieszeni mojej kurtki paczki fajek. Jak na złość nie mogą wpaść w moje ręce. Sfrustrowana wydaje z siebie głośny jęk i siadam na podłodze. Przymykam powieki i biorę głęboki wdech. Spokojnie Luna. Nic się nie dzieję, wszystko jest ok. Już znacznie spokojniej siegam do kieszeni, z której po chwili wyjmuje moje papierosy. Wyciągam jednego z nich i natychmiast odpalam. Tego właśnie było mi trzeba, zaciągam się mocno dymem, a następnie powoli go wypuszczam.
Nie wiem ile dokładnie tak siedzę, ale wiem że zdążyłam wypalić z pół paczki papierosów. Z tego otępienia w jakie wpadłam wyrywa mnie trzask drzwi wejściowych.
- Luna! Gdzie jesteś? - po chwili dociera do mnie ten tak bardzo wyczekiwany głos. Zrywam się szybko z ziemi i z ogromnym uśmiechem wymalowanym na twarzy wpadam do salonu. Szybko jednak on znika, gdy dostrzegam kto stoi u boku Balsano. To jakiś słaby żart, prawda? Na twarzach tej dwójki maluje się radość, dlatego wnioskuję, że wszystko poszło według planu. Zrezygnowanym wzrokiem patrzę na tę dwójkę i w tej samej chwili co mam zamiar się odwrócić, ponownie słyszę jego głos.
- Chciałbym żebyście się poznały. - na jego wargach gości wielki banan, a ja właśnie się zastanawiam czemu on jest taki szczęśliwy. Niechętnie do nich podchodzę i posyłam dziewczynie sztuczny uśmiech. Nie chcę żeby któreś z nich zorientowało się, że coś jest nie tak.
- Luna Valente. - zrezygnowana wyciągam w jej kierunku dłoń, jednak ona nie ma najmniejszego zamiaru jej ściskać.
- Susana. - nawet na mnie nie patrzy. Odrzuca swoje długie blond włosy na plecy i zaciekawiona rozgląda się po moim mieszkaniu.
- Super! Jak już formalności mamy za sobą, to muszę iść do toalety. - Z jego ust wydobywa się cichy śmiech, a ja w tym momencie mam ochotę go zabić, udusić, rozerwać na kawałki i wszystko na raz. - Luna mogłabyś? - posyła mi proszące spojrzenie, a ja wyzywam siebie w duchu, za to że nie potrafię mu odmówić.
- Jaaasne... - mamroczę cicho pod nosem i wywracam przy tym oczami. - Zapraszam do salonu! Chciałabyś coś do picia? - Muszę sobie przyznać, że całkiem dobrze wychodzi mi udawanie nad wyraz szczęśliwej.
- Nie. - dziewczyna rzuca oschłym tonem i gwałtownie się do mnie przysuwa. - Zapamiętaj sobie kochanieńka! Lepiej zostaw Matteo w spokoju... - cedzi przez zęby, gdy tylko nasze twarze znajdują się minimalnej odległości.
- Dziewczyno, nie zastraszaj mnie. Bardziej chcę mi się śmiać niż płakać z powodu Twoich gróźb. - nie odsuwam się od niej nawet na milimetr. Żadna blond cizia nie będzie mnie zastraszać. Na moje usta wkrada się pewny siebie uśmiech. Już wiem, że nie mam jej czego zazdrościć, a Matteo musi być strasznie głupi skoro chce się z nią zadawać ponownie.
- Niedługo zniknie ten uśmiech z Twojej twarzy... Nie wiesz do czego jestem zdolna. - blondynka syczy te słowa wprost do mojego ucha ściskając mnie przy tym mocno za ramię. Czy ludzie mają jakiś problem z agresją do jasnej cholery?! Gwałtownie wyrywam rękę z jej uścisku i odsuwam się na bezpieczną odległość. Przemoc nie jest żadnym rozwiązaniem. Dziewczyna robi dokładnie to samo, gdy dochodzą do nas kroki z głębi korytarza. Obie zasiadamy na kanapie, ale w bezpiecznej odległości.
- Susana! Ogromnie się cieszę, że wyjaśniliśmy sobie wszystko. - do pokoju wchodzi uśmiechnięty brunet i od progu zaczyna swój wywód, który sprawia, że mój humor ponownie się pogarsza. Człowieku! Ona Cię skrzywdziła! Dlaczego Ty jesteś taki szczęśliwy? - Ale zapomniałem Ci jeszcze podziękować. - i właśnie w tym momencie mam ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem. Jednak jedyne co robię to śmieje się kpiąco pod nosem. Co za ironia. Podnoszę wzrok na bruneta i dostrzegam, że mimo iż mówi do dziewczyny siedzącej obok, to jego wzrok wpatrzony jest w moją osobę.
- To głównie dzięki Tobie i Twoim czynom stałem się tym kim jestem. To właśnie dziś podczas rozmowy z Luną do mnie doszło, że powinien Ci za wszystko podziękować... Cieszę się, że po tym wszystkim jesteśmy w stanie się jeszcze przyjaźnić, dlatego chcę Ci to powiedzieć. - tym razem jego wzrok utkwiony jest w blondynce, a ja zastanawiam się do czego on dąży. Po co tu ja? Każde słowo przez niego wypowiedziane sprawia, że moje serce rozpada się kawałek po kawałku. Przecież ja nie chcę wcale tego słuchać. Spuszczam głowę, ponieważ nie chcę, aby chłopak zauważył łzy, które pojawiły się w moich oczach. Po sekundzie czuję jednak jak łóżko z jednej mojej strony gwałtownie się zapada, a ciepło drugiej osoby sprawia, że po moim ciele przechodzi dreszcz. Matteo swoimi ciepłymi palcami chwyta mnie mocno za brodę i zmusza mnie do tego, abym na niego spojrzała. Mój wzrok natychmiast dostrzega jego, aż czarne źrenice.
- Dzięki Tobie jestem tu gdzie jestem i spotkałem najwspanialszą osobę na całym świecie, bez której nie wyobrażam sobie swojego dalszego życia. - przy tych słowach jego głos jest niewyobrażalnie cichy. Nie jestem nawet pewna, czy dziewczyna była w stanie to usłyszeć. Zapiera mi dech, nie jestem w stanie oddychać. Nie tego się spodziewałam. Jestem tak zaskoczona, że nie potrafię powiedzieć żadnego sensownego słowa. Boli mnie klatka piersiowa od mocnego bicia mojego serca. W gardle mi zaschło, a z oczu nieprzerwanie lecą łzy. Chłopak szybko ociera je swoimi dłońmi i nie pozwala, aby spływały one dalej. Po chwili dociera do nas głośny trzask drzwi wejściowych. Czyli jednak usłyszała. Po nieokreślonym czasie, gdy udaje mi się w końcu wziąć normalny oddech, gwałtownie rzucam się na bruneta i mocno przysysam się do jego ust. Czuję na swoich wargach jego lekki uśmiech, co sprawia, że mam ochotę go udusić.
- Jesteś... Największym... Idiotą... Jakiego... Znam... - wypowiadam między jednym, a drugim pocałunkiem, a chłopak tym razem wybucha cichym śmiechem. Napieram na niego z taką siłą, że ląduje on plecami na kanapie, a ja na nim. - Nie... Nawidzę... Cię... - kontynuuje swoją wypowiedź, jednak brunet nie pozwala mi na nic więcej, ponieważ łapie mnie mocno swoimi dłońmi za głowę i jeszcze bardziej przyciąga do siebie. Nasze języki toczą zaciętą walkę, a ja czuję jak w moim podbrzuszu rozpala się pożądanie wywołane przez chłopaka. Gdy brakuje nam tchu gwałtownie się od siebie odrywamy.
- Myślę, że była to najbardziej stosowna forma dania jej do zrozumienia, że między nami nic będzie. - jego szeroki uśmiech oraz tańczące iskierki szczęścia w oczach sprawiają, że i na moje wargi wkrada się delikatny uśmiech. - Po za tym... Miałem niezły ubaw, gdy patrzyłem na to, jak kipisz z zazdrości Skarbie. - puszcza mi oczko, a następnie wybucha głośnym śmiechem. Na moje poliki wkradają się małe rumieńce.
- To nie prawda! - mówię zawstydzona. Nie sądziłam, że aż tak to widać.
- Owszem, prawda. - chłopak odpowiada mi z delikatnym uśmiechem, po czym skrada mi szybkiego buziaka. Swoimi dużymi dłońmi mocno łapie mnie za pośladki i razem ze mną na rękach, wstaje z kanapy. Niemalże biegiem kieruje się do mojego pokoju, a gdy już się tam znajdujemy, bez ostrzeżenia rzuca mnie na moje łóżko, czym wywołuje mój głośny śmiech. Nachyla się nad moim ciałem i zaczynając od czoła, zaczyna składać na mojej skórze gorące pocałunki.
- Dla mnie jesteś... Najpiękniejsza... Najwspanialsza... Najzabawniejsza... Najmilsza... Najlepsza... - każde słowo szepcze pomiędzy pocałunkami i sprawi, że kolejny raz się rozpływam, a moje serce zaraz wyskoczy z klatki piersiowej. - I nigdy nie śmiej w to wątpić! - mówi pewnym siebie tonem, a następnie brutalnie wbija się w moje wargi, powodując przy tym mój głośny jęk.
• • •
Witam moje kochane!!!
Chyba przeszłam sama siebie haha
Prawie 2000 słów to trochę sporo jak na mnie.
Znowu wyszło inaczej niż miało być...
Ale to przez to, że ja nie potrafię ich rozwalić... po prostu nie jestem w stanie.
Wybaczcie mi to! Ale oni chyba zawsze będą tu szczęśliwi haha
Albo przynajmniej dramy będą się kończyć w ciągu jednego dnia, żeby na końcu zawsze byli razem.
Czy ktoś się tego spodziewał?
Czy Matteo zareagował odpowiednio?
A co z Luną?
Czekam niecierpliwie!
Buziak kochane! 💋💋💋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top