decimoctavo día • segunda parte
- Dlaczego nie poszliście z tym na policję? - pytanie, które zadaje Simon po usłyszeniu wszystkiego. Siedzimy właśnie w naszym salonie - ja razem z Matteo na jednej z kanap, a Simon na drugiej, naprzeciwko nas.
Opowiedzieliśmy mu wszystko, od samego początku, a raczej Balsano opowiedział. Ja tylko grzecznie siedziałam koło niego i na wszystko przytakiwałam. Najtrudniejszą częścią tej historii było opowiedzenie wczorajszych wydarzeń, z którymi nie zdążyłam się jeszcze uporać. Nie dam rady sama. Jestem zdziwiona faktem, że jestem w stanie jeszcze płakać. Skąd bierze się tyle łez? Spoglądam na chłopaka siedzącego koło mnie i dostrzegam jak bacznie obserwuje mnie wzrokiem. Przecież on również nie wiedział o niczym, co wydarzyło się wczoraj. Jedną ze swoich dłoni trzyma na moim udzie, a drugą mocno ściska w pięść.
- Nie wiem… - odzywam się po dość długiej ciszy. Naprawdę nie wiem dlaczego tego nie zrobiliśmy. Nie przeszło mi to nawet raz przez myśl.
- A ja się z nim zakolegowałem… Przepraszam Luna. Teraz rozumiem skąd wzięło się jego tak nagłe zainteresowanie naszą dwójką. Chciał się zbliżyć do Ciebie… - Simon błądzi wzrokiem po pokoju, widzę jak próbuje pozbierać wszystkie myśli.
- To nie jest Wasza wina, nic nie wiedzieliście… - posyłam mu słaby uśmiech. Nie mam więcej sił na jakąkolwiek rozmowę. Układam się wygodniej na sofie, a swoją głowę opieram o ramię chłopaka siedzącego koło mnie i delikatnie przymykam powieki. Potrzebuję wyciszenia. Brunet, gdy tylko widzi co robię, opatula mnie swoim silnym ramieniem i mocniej przyciąga do siebie, a następnie delikatnie całuje w czubek głowy.
- Simon… Nie mów nic Ambar. - szepczę do chłopaka mojej siostry, ponieważ na więcej mnie nie stać. Nie chcę, żeby ona się o tym dowiedziała. Nie lubię rozmawiać z innymi o moich problemach i nie lubię współczucia od innych. Wolę poradzić sobie ze wszystkim sama. Ewentualnie z Tobą. Widzę jak chłopak patrzy na mnie niezrozumiałym wzrokiem, ale ostatecznie niepewnie przytakuje.
Siedzimy długi czas w kompletnej ciszy, każdy pogrążony w swoich rozmyślaniach. Spokój ten przerywa nam jednak dźwięk komórki bruneta. Chłopak szybko spogląda na wyświetlacz i w jednej sekundzie zrywa się z kanapy, powodując że z hukiem ląduje na miejscu, które jeszcze przed chwilą zajmował. Co jest do cholery?
- Simon, błagam. Miej na nią oko. - szybko mówi do szatyna, a następnie nawet na mnie nie patrząc, wychodzi z mieszkania. Zdezorientowana utkwiłam wzrok w wejściu do salonu i próbuję zrozumieć co tu się właśnie stało. Ten Twój cholerny telefon, od tego wszystko się psuje.
- Luna? - niepewny głos chłopaka wyrywa mnie z transu. Gwałtownie spuszczam głowę i mrugam kilkakrotnie, ponieważ zaczęły boleć mnie oczy od ciągłego wpatrywania się w jeden punkt.
- Nie mów nic Simon… - zrezygnowana rzucam się na oparcie kanapy i niezgrabnie bawię się rękawem mojej bluzy.
Po nieokreślonym czasie słyszę jak do domu ktoś wchodzi. Pełna nadziei spoglądam w stronę drzwi, jednak szybko ona znika, gdy dostrzegam w nich moją siostrę.
- Ooo! Simon! Jaka miła niespodzianka! - wesoły głos mojej siostry sprawia, że wywracam oczami. Niezmiernie zaczął irytować mnie jej ton. Wkurzona odwracam wzrok, żeby tylko nie musieć patrzeć na ich szczęście. Chłopak, gdy tylko widzi moje zachowanie, szybko chwyta swoją dziewczynę za dłoń i wyprowadza z pokoju.
- Chodźmy do Ciebie Ambar. - posyła jej promienny uśmiech, a ja w tym momencie mam ochotę zwymiotować. Ledwo się powstrzymuję. Jednak dziękuję w duchu, że wreszcie zostałam sama. Mogę w spokoju pomyśleć i wreszcie poużalać się nad sobą. Nie ułatwiają mi tego jednak śmiechy i rozmowy dochodzące z pokoju Am.
Zdenerwowana wstaje z łóżka i nerwowo przechadzam się po pokoju. Myślałam, że mi to pomoże jednak z każdym krokiem jest coraz gorzej. Brakuje tylko chwili i wpadnę w jakąś furię. Siadam szybko na podłodze, a nogi podkurczam pod brodę. Błagam, chcę już się obudzić. W swoim łóżku, szczęśliwa. Żebyś u mojego boku spał Ty. Bez żadnych ran na psychice i ciele. Chciałabym, żeby to wszystko się nie wydarzyło. Jednak życie to nie koncert życzeń, a ja nie potrafię cofnąć czasu. Opatulam swoje nogi ramionami i jak jakaś niezrównoważona psychicznie zaczynam bujać się do przodu i do tyłu. Może to zadziwiające, ale naprawdę pozwala się uspokoić. Z tego stanu wybudza mnie tym razem dźwięk mojego telefonu. Drżącymi dłońmi sięgam po niego i szybko odblokowuje wyświetlacz. Dostrzegam jedną nową wiadomość, w którą szybko wchodzę.
Numer nieznany:
“[załącznik]”
Resztki mojego świata właśnie legły w gruzach. Moim ciałem wstrząsa ogromny szloch jednak z moich warg nie wydobywa się żaden dźwięk. Coś niewyobrażalnie mocno ściska moje serce. Oczy kolejny raz zachodzą mi łzami. Obraz mi ciemnieje, a ja nie potrafię wykonać żadnego ruchu. Jedno zdjęcie spowodowało tak ogromny ból. Tyle obiecywałeś, a niczego nie dotrzymałeś. Teraz już jestem pewna, że z niczym sobie tutaj nie poradzę. Muszę wyjechać. Wstaję powoli i chwiejnym krokiem kieruję się do mojego pokoju. Czuję się jakbym była pijana i jednocześnie naćpana, nie potrafię zapanować nad swoimi ruchami. Z mojej szafy wyciągam pierwszą lepszą torbę i wrzucam do niej to co najpotrzebniejsze. Nawet nie jestem do końca pewna co w niej ląduje. Ocieram twarz i wreszcie jestem w stanie cokolwiek zobaczyć. Narzucam na siebie swoją kurtkę i najciszej jak potrafię wychodzę z mieszkania. Nie chcę, aby ktokolwiek dowiedział się o tym co zamierzam zrobić. Naciągam na swój nos okulary w obawie o spotkanie kogoś niepożądanego. Szybko docieram na nasz parking i wsiadam do mojego auta. Opieram głowę o kierownicę i próbuję wziąć głęboki oddech. Z moich oczu dalej lecą łzy, jednak ja czuję się już kompletnie wyprana z emocji. Otwieram szyby w samochodzie, aby się choć trochę rozbudzić i z piskiem opon ruszam z parkingu. Pogubiłam się we wszystkim. W ciągu tych dwóch tygodni zdarzyło się tyle rzeczy, z którymi sobie nie radzę. Najbardziej przeraża mnie jednak fakt, że pomiędzy tymi wszystkimi zdarzeniami zgubiłam swoje prawdziwe ja. Nie jestem już sobą, co cholernie mnie boli. Ponownie chcę stać się beztroską Luną Valente, którą mało co obchodzi. Ale czy potrafię? Czy nie pogubiłam się w tym wszystkim za bardzo? Czy potrafię wygrać z destrukcyjnym uczuciem? Gdy znajduję się już w bezpiecznej odległości od miasta, postanawiam wreszcie się zatrzymać. Parkuje na poboczu i szybko wyciągam z kieszeni mój telefon oraz paczkę fajek. Uchylam szybę i papierosa szybko odpalam, jednak zastanawiam się co zrobić z telefonem. Wiem, że napiszę parę słów do Ambar, tylko co? Zdenerwowana zaczęłam obgryzać paznokcie, za co karcę się w myślach. Ponownie chwytam telefon i zaczynam pisać.
“Wiem, że możesz nie zrozumieć mojej decyzji, ale w ostatnim czasie wydarzyło się wiele wydarzeń w moim życiu, o których Ci nie powiedziałam, za co serdecznie przepraszam. Musiałam wyjechać. Potrzebuję trochę czasu dla siebie. Chcę stać się znowu tą samą zabawną Luną, którą po drodze gdzieś zgubiłam. Nie dzwoń do mnie i nikomu nie mów, gdzie jestem.
A będę w jednym z domków naszych rodziców, jednak dokładnie nie powiem, w którym.
Obiecuję, że niedługo wrócę.
Wrócę silniejsza.”
Szybko wysyłam wiadomość zanim się rozmyślę. Jestem pewna, że moja siostra zrozumie moją decyzję. Odpalam samochód i ruszam w dalszą drogę. Nie czuję już nic. W duchu jednak dziękuję rodzicom, za to że jesteśmy tak obrzydliwie bogaci i mamy, aż tyle domków letniskowych. Nigdy się tym jakoś nie szczyciłam, ale teraz jestem za to wdzięczna. Jest ich tyle, że jakby któremuś z moich przyjaciół zachciało się mnie szukać, to będzie miał niemałe wyzwanie.
Po około czterech godzinach drogi podjeżdżam pod skromny domek znajdujący się nad samym brzegiem morza. Moje ciało jest wykończone wszystkimi wydarzeniami dnia dzisiejszego, jednak mózg w ogóle z nim nie współgra. Moje myśli ciągle krążą wokół chłopaka, który wywrócił moje życie do góry nogami. Właśnie siedzę na niewielkim tarasie na jednym z foteli, dokładnie opatulona kocem i uważnie obserwuję rozgwieżdżone niebo. Przez głowę przelatuje mi jedno z bolesnych wspomnień.
“Siedzimy w ciszy na fotelach na moim balkonie i obserwujemy rozgwieżdżone niebo. Mogłoby być miło gdybym była trzeźwa. Obecnie nudzi mi się niemiłosiernie i mam nadzieję, że brunet za chwile coś zaproponuje. Jednak on wybucha głośnym śmiechem.
- O co Ci chodzi Balsano? - pytam, bo jestem całkowicie zdezorientowana.
- Pij. - wskazuje na pełny kieliszek stojący przede mną i sam wychyla swój do dna. Myślę, że jest równie wcięty co ja. - Wiesz Luna, doprowadzałaś mnie dziś do szewskiej pasji. - wyznaje z pijackim uśmiechem i przechyla kolejny kieliszek.”
Po moim policzku spływa pojedyncza łza. Niby to było tak niedawno, a jednak wszystko wtedy było o wiele łatwiejsze. Cholerne uczucia, które wkradły się do mojego życia bez ostrzeżenia i wszystko pokomplikowały. Zupełnie jak Ty.
Mój wzrok tym razem pada na niespokojne morze, a do mojej głowy wraca kolejne ze wspomnień.
“Leżę właśnie na jednym z kocy, a moja głowa spoczywa na nagiej klatce piersiowej Balsano. Jego równomierne bicie serca uspokaja mnie i pozwala mi się wyciszyć. Natomiast jego dłoń spoczywa na moich plecach, gdzie bawi się sznureczkami od mojego bikini i co jakiś czas delikatnie smyra moją skórę. Przez moje zdradzieckie ciało co jakiś czas przechodzą przyjemne dreszcze, co zdradza jak dotyk tego idioty na mnie działa. Na mojej twarzy gości błogi uśmiech. Oby takich chwil jak ta było jak najwięcej. Wszyscy razem, szczęśliwi, wypoczęci i zrelaksowani.
Z udawanym zainteresowaniem udaję, że słucham moich przyjaciół. Tak naprawdę odpłynęłam daleko, jestem pewna że mój wzrok jest nieobecny. Po chwili czuję na mojej głowie delikatny pocałunek, co powoduje że niechętnie odwracam twarz w stronę twarzy Balsano.”
Po mojej twarzy zaczyna spływać zdecydowanie więcej łez, których nie próbuję powstrzymać. Już wtedy wiedziałam, że nie będę potrafiła bez Ciebie żyć. I właśnie tak się dzieję. Z każdym kolejnym dniem coraz trudniej jest mi funkcjonować bez Twojej bliskości. Ale uporam się z tym, dam radę to pokonać i wtedy wrócę, aby pokazać wszystkim, że Luna Valente jest niezniszczalna. Z letargu myśli i wspomnień wyrywa mnie krótki dźwięk powiadamiający o nowej wiadomości. Niepewnie chwytam telefon w swoje dłonie i spoglądam na wyświetlacz. Potok łez staje się jeszcze większy. Teraz już wiem, że nic nie będzie tak proste jak myślę.
“Nie uciekaj od miłości. W końcu i tak Cię dopadnie, bo to jest nasze przeznaczenie.”
• • •
Witam!
Od samego początku książka miała być wesoła i lekka, nie wiem czemu zmieniłam koncepcję...
Może dlatego, że strasznie spodobało mi się opisywanie smutnej i zranionej Luny?
Jednak to nie wróży nic dobrego haha
No i co Wy moje kochane myślicie o tym co się stało tutaj?
Czy był ktoś to się nie spodziewał szczęśliwego Lutteo w tym rozdziale?!
Bo ja myślę, że każdy jednak się spodziewał haha
Więc myślę, że zaskoczyłam.
Powiedzieć Wam coś w sekrecie?
(Coraz bliżej końca) 👊
Czekam niecierpliwie!
Buziak 💋💋💋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top