cuatro día • segunda parte
Nie informując żadnego z moich przyjaciół, wychodzę szybko ze szkoły i wsiadam do mojego auta. Opieram głowę o zagłówek i przymykam oczy. To zdecydowanie nie jest mój dzień - idiota Matteo wkurzył mnie do granic możliwości, a chłopaki kleili się dziś do mnie, jak rzep do psiego ogona. Czy ja się stałam jakąś boginią przez te jedne wakacje? Wkurzona odpalam samochód i z piskiem opon opuszczam szkolny parking. Nie obchodzi mnie to, że to dopiero pierwszy dzień, a ja jeszcze mam dwie godziny. Frekwencja w szkole nigdy nie była dla mnie jakoś bardzo ważna. A ja - po prostu jakbym tam wróciła - to wysadziłabym ich wszystkich w powietrze.
Wchodzę do naszego apartamentu, rzucam z hukiem plecak na podłogę i od niechcenia ściągam trampki. Kieruję się na taras i z kieszeni mojego płaszcza wyciągam paczkę czerwonych marlboro. Siadam na jednym z foteli i zaciągam się mocno dymem papierosowym. Czuję jak dostaje się on do moich płuc, a następnie ze świstem go wypuszczam. Wyciągam przed siebie nogi i opieram je o stolik stojący przede mną. Tego właśnie było mi trzeba, chwili spokoju i ciszy. W kieszeni moich spodni słyszę dźwięk mojego telefonu, dlatego szybko go wyciągam i odbieram, nawet nie patrząc kto dzwoni.
— Czy Twój rok szkolny zaczął się tak samo koszmarnie jak mój? — W słuchawce odzywa się Carmen. Mimo wszystko cieszę się, że nie tylko ja mam dziś zły dzień.
— Lepiej nic nie mów Car. Chyba zbliżają się do mnie te dni, bo mam ochotę wziąć karabin i wszystkich powystrzelać. — Cicho wzdycham i po raz kolejny zaciągam się papierosem.
— Mam pomysł, który na pewno Ci się spodoba — mówi podekscytowana, a ja już chyba wiem co jej chodzi po głowie.
— Jeśli myślisz o tym samym co ja, to jestem jak najbardziej na tak! —Impreza dobrze mi zrobi, potrzebuje się rozluźnić.
— Ehh, jak my się rozumiemy — odpowiada mi ze śmiechem Carmen. — Spotkajmy się po 20, pod tym samym klubem co ostatnio. Do później, buziaki kochana — mówi uradowana i cmoka do słuchawki, przez co mało nie ogłuchłam, po czym szybko się rozłącza. Kocham tą wariatkę.
Spoglądam na zegarek w telefonie i zauważam, że jest już grubo po 16. Jestem bardzo zdziwiona nieobecnością moich współlokatorów. Ale może to i lepiej - mam czas, aby w spokoju się wyszykować.
Dzisiaj stawiam na dużo mocniejszy makijaż niż ostatnio, a usta podkreślam czerwoną szminką. Włosy jak zwykle, zostawiam luźno puszczone. Dziś układają się zadziwiająco dobrze, przez co jestem strasznie zadowolona z efektu końcowego. Ubieram się w małą czarną, z długim rękawem i sięgającą mi ledwo za pupę. Dekolt w serek idealnie układa się na mojej klatce piersiowej. Na nogi zakładam moje czerwone szpilki, a na ramiona zarzucam czarną skórę. Ostatni raz przeglądam się w lustrze i sama jestem zdziwiona tym, jak dobrze wyglądam. Wszystkie osobniki płci przeciwnej są dziś moje. Z niemałym uśmiechem satysfakcji wymalowanym na twarzy wychodzę z pokoju i w korytarzu mijam się z Balsano, który dopiero co wrócił do domu. Ciekawe, gdzie tak zabalował. Co dziwne, moja siostra nadal nie wróciła.
— No no, Skarbie. — Słyszę podziw w głosie Matteo i jestem z siebie jeszcze bardziej zadowolona. — Nie musiałaś się tak dla mnie stroić. Brałbym Cię i bez tego. — Idiota puszcza mi oczko i dwuznacznie się do mnie uśmiecha.
— To nie dla Ciebie Balsano, nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego, bo Ci jeszcze dygnie. — Tym razem to ja puszczam mu oko i na odchodne dodaje — wrócę późno, nie czekajcie na mnie.
Wychodząc z mieszkania zadzwoniłam po taksówkę, a teraz czekam na windę i przeglądam coś w moim telefonie. Nagle - co już chyba jest standardem - zostaję przyciśnięta do ściany i koło swojego ucha słyszę jego ciepły głos.
— Nie baw się tak ze mną Valente. Zdecydowanie jesteś zbyt kusząca. — Czuję na mojej szyi jego gorący oddech, a przez całe moje ciało przechodzą przyjemne dreszcze. — Bądź grzeczna. Będę na Ciebie czekał, aby to sprawdzić kochana. — Całuję mnie, chyba po raz pierwszy, delikatnie w usta, po czym szybko znika za drzwiami mieszkanie. Kolejny raz zostawia mnie skołowaną, tak bardzo nie rozumiem tego człowieka.
Droga minęła mi zadziwiająco szybko, płacę taksówkarzowi należną sumę pieniędzy i wysiadam z samochodu. Idę w stronę mojej przyjaciółki, która czeka na mnie już dobre kilka minut.
— Cześć Car, przepraszam za spóźnienie, ale miałam małe komplikacje po drodze. — Na samo wspomnienie spotkania z Matteo, wywracam oczami.
— Nie zanudzaj Luna. Dawaj, szybko wchodzimy! Mam zamiar dzisiaj się wybawić za wszystkie czasy! — krzyczy wprost do mojego ucha i skacze z nogi na nogę, nie mogąc się już doczekać wejścia na imprezę. Ona zdecydowanie jest lekko nadpobudliwa. Śmieje się cicho na zachowanie mojej przyjaciółki i ciągnę ją za rękę w stronę wejścia. Ochroniarz wpuszcza nas bez problemu, a my już po chwili, stoimy przy barze i zamawiamy drinka za drinkiem. Ten wieczór skończy się źle.
Tańczę właśnie z jakimś przypadkowym facetem. Alkohol szumi w mojej głowie, a zmęczenie spowodowane ciągłym tańcem, wcale nie mi nie ułatwia sprawy. Kręci mi się w głowie, ledwo już stoję na nogach. Ostatni raz uśmiecham się do chłopaka i odchodzę do naszego stolika, gdzie Carmen kręci gadkę z jakimś blondynem. Nie chcąc jej przeszkadzać sięgam po swoją torebkę i wychodzę na zewnątrz zapalić.
Opieram swoje ciało o zimną ścianę budynku i odpalam papierosa. Dym wypełnia moje płuca, a ja czuję, że był to chyba słaby pomysł. Samolot jak uruchomił mi się w głowie jest nie do wytrzymania. Ledwo potrafię ustać na nogach. Wyciągam z kieszeni mój telefon i pisze krótkiego smsa do przyjaciółki, że już na mnie pora. Staje na jednej nodze, aby ściągnąć szpilki - które są w tym momencie moim przekleństwem - i o mały włos się nie wywalam. Wybucham głośnym śmiechem, ponieważ moje zachowanie wydaje mi się nad wyraz zabawne. Chwiejnym krokiem zmierzam do taksówki, która stoi pod klubem. Podaje kierowcy adres i usadawiam się wygodnie na tylnym siedzeniu. Błagam, niech ta droga minie jak najszybciej, bo zaraz zwymiotuje.
Nawet nie wiem kiedy to minęło, a już znajduje się pod moim blokiem. Dzięki Bogu. Ledwo docieram do windy, a tam po raz kolejny śmieje się z mojej głupoty. No i po co ja tyle piłam? Spoglądam na malinki, które znajdują się na moim dekolcie i szyi. Delikatnie się uśmiecham na wspomnienie wspaniałych pocałunków chłopaka, którego poznałam dziś w klubie. Myślę, że mogłoby dojść do czegoś więcej, gdyby nie moja chęć dalszego picia. Matko, jaka ze mnie idiotka. Przecież ja mam jutro szkołę.
Stoję pod naszymi drzwiami i od 4 minut próbuje wcelować kluczem do zamka, co mi się w ogóle nie udaje. Po raz kolejny cicho śmieje się pod nosem ze swojej bezradności. Wchodzę do mieszkania najciszej jak potrafię, przekonana, że wszyscy już śpią. Nie udaje mi się to jednak, ponieważ po chwili moje szpilki lądują z hukiem na podłodze. Cichy chichot wydobywa się z moich ust. Obijając się o ściany kieruje się do mojego pokoju. Gdy przechodzę koło salonu zauważam Matteo, Am i Simona siedzących w salonie i popijających piwka. A więc tak to wygląda. Uradowana wpadam do pokoju ledwo trzymając się na nogach i rzucam się na wolną kanapę.
— Luna coś Ty zrobiła? — pyta zaskoczona Ambar, która też jest lekko wcięta.
— Nie przeżywaj Am, tylko trochę się upiłam — odpowiadam siostrze, jąkając się przy tym niemiłosiernie, co powoduje mój kolejny wybuch śmiechu. Ambar spojrzała wymownie na Matteo, po czym ten szybko wstał i podszedł do mnie.
— Dla Ciebie to już koniec zabawy Skarbie — mówi swoim ochrypniętym od alkoholu głosem, który wzbudza we mnie przyjemne emocje.
— Balsano! Myślę, że ta zabawa może dopiero się zacząć! — Podnoszę się szybko z kanapy co skutkuje moim zachwianiem. Jak idiotka, po raz kolejny wybucham śmiechem i pozwalam chłopakowi objąć się w talii i zaprowadzić do pokoju.
Gdy wchodzimy do mojego królestwa, popycham bruneta na fotel i siadam na nim okrakiem. Mam ochotę się z nim zabawić. Chłopak wcale nie protestuje co mi się bardzo podoba. Łapie mnie za pośladki i przyciąga bliżej siebie.
— Miałaś być grzeczna Lu — mówi prosto w moją szyję i składa na niej delikatne pocałunki. Cicho wzdycham, ponieważ bardzo podoba mi się ta pieszczota.
— Przecież byłam. Kilka całusów jeszcze nikomu nie zaszkodziło Balsano — mówię z jękiem, ponieważ chłopak przeniósł swoje gorące pocałunki na mój dekolt. Sprawia mi tym niewyobrażalną przyjemność. Przymykam oczy i skupiam się na doznaniach, jakie dostarcza mi chłopak. Jego ręce z moich pośladków przenoszą się na suwak mojej sukienki, której po chwili nie mam już na sobie. Siedzę na jego kolanach w samej bieliźnie i nie pozwalam, aby chłopak został w tyle, dlatego szybko ściągam z niego koszulkę. Brunet wstaje ze mną na rękach, a następnie rzuca mnie na łóżko i pochyla się nade mną. Gwałtownie wpija się w moje wargi, a ja po raz kolejny wydaje z siebie cichy jęk. Matko, jak on całuję.
— Jutro będę tego żałować.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top