cuatro día


Środa. Pierwszy dzień szkoły. Pierwszy dzień naszego ostatniego roku w Blake. Nawet nie wiem, kiedy zleciały mi te dwa lata. Pamiętam, jakby to było wczoraj, jak siedzieliśmy razem w moim pokoju i zastanawialiśmy się, czy wybór tej szkoły jest dobrym pomysłem. Okazał się najlepszym z możliwych, to co przeżyliśmy podczas okresu liceum zostanie w naszych wspomnieniach na zawsze. A przecież przed nami jeszcze ten jeden rok! Musi on być tym najlepszym - już ja się o to postaram.

Przebudzam się i jeszcze na wpół przytomna spoglądam na zegarek stojący na stoliku obok mojego łóżka. Z przerażeniem stwierdzam, że zostało mi bardzo mało czasu. Zrywam się szybko z łóżka, zgarniam ubranie z krzesła i biegnę do łazienki.

— No no, takie widoki z rana to ja mógłbym mieć codziennie. — Będąc już na korytarzu słyszę za sobą ochrypły głos Balsano. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że wyleciałam z pokoju w samej bieliźnie, w której spałam. Przyzwyczajona do obecności w domu tylko mojej siostry, kompletnie zapomniałam o obecności nowego współlokatora. Nie mam czasu na jakiekolwiek sprzeczki z nim, dlatego wystawiam w jego kierunku środkowy palec i znikam za drzwiami łazienki. Najszybciej jak potrafię wykonuje poranną toaletę, ubieram się i nakładam na twarz mój codzienny makijaż, a usta maluje burgundową szminką. Moje loki postanawiam zostawić luźno puszczone i zgarniając z mojego pokoju plecak, kieruje się do drzwi. Po drodze zahaczam o kuchnię i z półmiska biorę zielone jabłko, w które od razu się wgryzam. Upewniam się czy wszystko mam, włącznie z kluczykami od auta, i kieruje się do windy. Oczywiście muszę czekać na dupka, aż łaskawie do mnie dołączy. Wczoraj razem z Ambar ustaliłyśmy, że dzisiaj chłopak zabierze się ze mną, ponieważ moja siostra musiała przed szkołą jeszcze coś załatwić i pojechała drugim samochodem. Gdy tylko Matteo pojawia się w zasięgu mojego wzroku, wciskam przycisk przywołujący windę. Wchodzę do windy, a zaraz za mną chłopak. Opieram się o jedną ze ścian, przymykam oczy i biorę głęboki oddech. Już sam poranek zmęczył mnie wystarczająco, więc nie chcę myśleć co będzie po wyjściu ze szkoły. Ciągle czuję na sobie palące spojrzenie bruneta, to już robi się lekko uciążliwe. Spoglądam na niego i pierwszy raz od naszego spotkania, mam okazję przyjrzeć mu się w całej okazałości. Chłopak założył dzisiaj na siebie czarne spodnie, białą koszulkę i chyba tradycyjnie - swoją czarną skórę. Muszę przyznać, że prezentuje się całkiem przyzwoicie. Tym razem, swój wzrok zatrzymuje na jego twarzy, gdzie gości jego firmowy uśmieszek. Lekki zarost dodaje mu uroku, a w jego czekoladowych oczach można dostrzec swoje własne odbicie. Nigdy nie widziałam oczu o tak intensywnej barwie. Bez problemu można w nich utonąć, co właśnie zrobiłam, bo nawet nie zauważyłam, kiedy Matteo przysunął się do mnie na taką odległość, że czułam na policzku jego gorący uśmiech. Tym razem to ja mam zamiar wykorzystać sytuację i się z nim trochę zabawić. Staję na palcach zbliżając się maksymalnie moimi wargami do jego ust. Dzieli nas dosłownie kilka milimetrów. Przeciągam tą chwilę jak tylko mogę i gdy widzę w oczach chłopaka, że już ledwo wytrzymuje, na moją twarz wkrada się zwycięski uśmiech.
- Chyba śnisz. - szepcze i z satysfakcją wymijam Matteo, wychodzę z windy na parking podziemny. Odwracam się jeszcze na chwilę i widzę, że stoi on w tym samym miejscu z niemałym zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. 1:0 dla Luny. Będąc już przy moim czarnym roverze, otwieram drzwi pilotem i już zamierzam wsiąść za kierownicę, gdy czuję że chłopak pociąga mnie delikatnie za nadgarstek, a następnie przyciska mnie swoim ciałem do tylnych drzwi auta.

— Ze mną się tak nie pogrywa Valente — mówi wprost do mojego ucha. Czuję na moim udzie małe wybrzuszenie w jego spodniach. A, więc o to chodzi. Mały Mattuś się pobudził. Cicho prycham pod nosem. — Jeszcze tego pożałujesz, Lu. — Po tych słowach, brunet wbija się brutalnie w moje usta, a ja bez zastanowienia oddaje pocałunek. Idiotka. Chłopak całuje fantastycznie, wręcz idealnie. Gdy już jestem pewna, że wystarczy tylko jeden jego ruch, a ja byłabym w stanie mu się oddać - Matteo się ode mnie odrywa i jak gdyby nigdy nic siada na miejscu pasażera. Zostawia mnie, ledwo stojącą na nogach, od pożądania, jakie we mnie wzbudził. No dobra Balsano, mamy 1:1.

Uspokajam swoje zszargane emocje i zasiadam za kierownicą. Odpalam samochód i wyjeżdżam z parkingu, kierując się w stronę szkoły. Chłopak cały czas bezczelnie się na mnie patrzy z kpiącym uśmieszkiem. Ugh, jak ja go nienawidzę. Nagle kładzie swoją gorącą dłoń na moim udzie.

— Bierz tą rękę idioto, bo nie ręcze za siebie. — Zwracam się niego już na maksa wkurzona. A ten co robi? Po prostu się śmieje.

— Przestań, przecież wiem, że to lubisz. — Puszcza mi oczko, dalej nie zdejmując ręki z mojej nogi. Ma szczęście, że właśnie wjeżdżamy na szkolny parking, bo jeszcze chwila i bym go gdzieś wysadziła. Zanim wysiadam z samochodu, odwracam się do chłopaka w celu powiedzenia kilku niecenzuralnych słów pod jego adresem.

— Słuchaj Balsano. — Zaczynam, jednak nie dane mi jest skończyć, bo chłopak po raz kolejny muska moje usta i szybko wychodzi z samochodu. Aaa! Jak on mnie niemiłosiernie irytuje. Wychodzę z samochodu i głośno trzaskam drzwiami. Wściekła zarzucam plecak na ramię i kieruje się w stronę przyjaciół, do których Matteo zdążył już dołączyć.

— Oo Matteo, nie wiedziałem, że zacząłeś się malować. Do twarzy Ci w burgundzie — mówi Perida, a całe towarzystwo wybucha śmiechem, oprócz wspomnianego chłopaka. Spoglądam na jego twarz i po chwili do nich dołączam.

— Wnioskuję po waszych "makijażach", że droga do szkoły była obfita w atrakcje — odzywa się w moją stronę Nina, poruszając przy tym dwuznacznie brwiami. Nie ma co zaprzeczać, bo jestem w stanie sobie wyobrazić jak w tym momencie wyglądają moje usta.

— Gorszej w życiu nie przeżyłam. Szczerze wszystkim odradzam — odpowiadam przyjaciółce i spoglądam na Balsano. On jedynie patrzy na mnie spod przymrużonych powiek, a ja już wiem, że ten idiota znów coś kombinuje.

— Twoje jęki mówiły co innego Skarbie. — I po raz kolejny dzisiejszego dnia, uśmiecha się do mnie złośliwie. A moi przyjaciele - przynajmniej tak myślałam do tej pory - po raz kolejny wybuchają głośnym śmiechem. Czy oni robią w ogóle coś innego poza śmianiem się?

— Chyba pomyliły Ci się koleżanki Mattuś. — Mam dość tej głupiej wymiany zdań. Spoglądam na zegarek znajdujący się na moim lewym nadgartsku i stwierdzam, że to czas najwyższy aby wreszcie udać się do szkoły.

Stoję właśnie z Am i Niną przed wielką tablicą, na której zapisany jest plan i próbujemy się połapać, kto jaką ma teraz lekcję. Chłopaki ulotnili się od razu po wejściu do szkoły, co było trochę dziwne. Odnajduje swoje nazwisko na liście i kieruje się w stronę sali, w której za chwilę mają odbyć się zajęcia z języka hiszpańskiego. Ten przdmiot mam z Niną, z czego ogromnie się cieszę, bo dawno nie miałam okazji, żeby z nią porozmawiać sam na sam. Po dzwonku rozpoczynającym lekcję wchodzimy do klasy i zajmujemy nasze stałe miejsce, czyli ostatnią ławkę przy oknie.

— Ej, Luna. — Simonetti puka mnie lekko w ramię. Patrzę na nią znurzonym wzrokiem. Minęło dziesięć minut lekcji, a ja już mam dość. — Co tak naprawdę myślisz o Matteo? — Na jej twarzy nie ma ani krzty rozbawienia, więc wnisokuje, że pyta mnie poważnie.

— Jest nieziemsko przystojnym dupkiem i do tego dobrym w łóżku. Ale niestety nadal jest dupkiem — mówię dziewczynie dokładnie to co o nim myślę. — Nic więcej nie mogę Ci powiedzieć na ten temat, bo niestety tylko tyle o nim wiem. W ciągu tych dwóch dni nie przeprowadziliśmy żadnej normalnej rozmowy i jakoś nie śpieszy mi się do tego.

— Masz rację, jest cholernie przystojny. — Przyznaje mi rację, robiąc przy tym maślane oczka. Ehh, czyli tylko tyle wyłapała z mojej wypowiedzi... Dalej niestety nie jest dane nam rozmawiać, ponieważ ucisza nas pani.

Stoję właśnie przy mojej szafce i próbuję spławić chłopaka, który usilnie chcę mnie poderwać. Ughh, czy ten dzień może być jeszcze gorszy? Rozglądam się po korytarzu i na jego drugim końcu dostrzegam Balsano, który stoi pod ścianą z flirciarskim uśmieszkem i gawędzi z jakąś dziewczyną stojącą na przeciwko niego. Ślina to jej cieknie aż do samej podłogi. Może mi ktoś wytłumaczyć co ona w nim widzi? Nasz wzrok - mój i Matteo - spotyka się na sekundę, po czym szybko go odwracam, zwracając wreszcie uwagę na chłopaka stojącego przede mną . Nawet nie wiem jak ma na imię. Wymyślam jakąś głupią wymówkę i powoli się od niego oddalam. Idę w stronę stołówki, gdzie umówiłam się z przyjaciółmi. Nie jest dane mi jednak tam dotrzeć, ponieważ po chwili zostaję wciągnięta do jednej z męskich toalet.

— Nie widziałem Cię tylko kilka godzin, a już się stęskniłem Lu. — Przede mną stoi Balsano i próbuję zastosować na mnie swój tandetny podryw. Nie tędy droga kolego.

— Ale to było słabe Matteo. — Wybucham dźwięcznym śmiechem, czego zaraz żałuję, bo brunet mocno przyciąga mnie do siebie. Serio? To już zaczyna się robić nudne. — Zmień taktykę idioto, bo jesteś bardzo przewidywalny. — Chłopak chyba nic nie robi sobie z moich słów, ponieważ nachyla się nad moją twarzą z zamiarem pocałowania mnie. Mimo wszystko, jego pocałunki są tak cholernie dobre, że bez wahania mogłabym to powtórzyć. Automatycznie przymykam powieki i oczekuję na jego ruch. Po chwili jednak słyszę tylko jego głośny rechot.

— Niby przewidywalny, ale dla Ciebie z tego co widzę, to chyba żaden problem Skarbie. — Po czym wychodzi z łazienki zostawiając mnie samą po raz kolejny.

Czy mówiłam już, jak bardzo nienawidzę tego idioty?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top