8
Hejka misie kolorowe!
Rozdział poprawiony przez fs_animri :3
Miłej soboty <3
Dwójka mężczyzn jeździła po mieście, mijając najprzeróżniejsze budynki w Los Santos.
Oddychali świeżym powietrzem, rozmawiając w między czasie o różnych błahostkach
Gregory już dawno zapomniał jakie to uczucie i jak dobrze spędzało mu się czas na wycieczkach rowerowych.
Nawet przewinęła mu się myśl, że w przyszłości chciałby robić to częściej.
Przypominał sobie podróż na Mount Chiliad, jedną z jego bardziej wymagających przejażdżek, a zarazem najzabawniejszych. Nie ważne, że trochę się poturbował i zwichnął wtedy nadgarstek. Mimo tego, przyjemnie to wspominał, bo był wtedy z Nicole i Alexem.
Przejeżdżając obok centrum, siwowłosy postanowił nieco urozmaicić ich jazdę.
- Grzechu, pa na to! - krzyknął Erwin, przekręcając kierownicą, by zrobić jeden z trików, który widział na tik toku.
Nie był to najlepszy pomysł, o czym się przekonał, po wywaleniu się na chodnik obok jednego z lokalnych barów. Złotooki upadł na ziemię, jęcząc cicho z bólu.
Brunet widząc jego wpadkę, zaczął się dość głośno śmiać, lewdo powstrzymując łzy skupiające się w jego kącikach oczu.
Erwin po raz pierwszy słysząc jego szczery śmiech, sam się wyszczerzył. Po chwili jednak spoważniał.
- To nie jest kurwa śmieszne! - burknął Knuckles, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Bardzo mnie teraz boli!
W potwierdzeniu swoich słów wydął dolną wargę, pokazując jak to bardzo był poszkodowany.
Montanha po kilku sekundach, gdy się uspokoił, podszedł do niższego i pomógł mu wstać oraz otrzepać się z kurzu.
- To żeś się popisał.. - parsknął Gregory, poprawiając bluzę siwowłosego.
- Za drugim razem wyjdzie! - prychnął Erwin, podnosząc swój rower i stawiając go na stopce.
Podczas wykonywanej czynności, oboje usłyszeli dźwięk dzwoneczka od drzwi i donośny śmiech grupy osób.
Spojrzeli w tamtym kierunku, zauważając mężczyzn wychodzących z baru. Stali oni obok, śmiejąc się i wskazując na nich palcami.
Złotooki zmarszczył brwi, zerkając na bruneta, który wydawał się teraz przytłoczony.
Szybkim i dużym krokiem, młodszy podszedł do mężczyzny, który zapewne był ich "szefem", i spojrzał prosto w jego oczy.
- Przepraszam kolego, masz jakiś problem? Coś cię bawi? - zapytał złotooki, opierając ręce na biodrach.
- Jedyny problem jaki tu widzę, to wasze pedalskie zachowanie - prychnął rudowłosy, spluwając na ziemię obok. - Dziwię się, że ten frajer pokazuje się jeszcze na mieście. - Mówiąc to, wskazał na Gregory’ego.
- O chuj wam chodzi? - wycedził siwy, zaciskając mocniej pięści.
- To ty nie wiesz? Kolega ci nie opowiedział? - parsknął blondyn.
- Nie słyszałeś o akcji sprzed roku? Twój przyjaciel jest pedałem, który pracuje w policji. Na Twittera poszło zdjęcie, jak pożerał się z jakimś chłopakiem. Mało co się nie ruchali na tym zdjęciu! Lepiej uważaj, bo ciebie też wyrucha. Gorzej, jeśli bez twojej zgody - zaśmiał się rudowłosy.
Gregory słysząc całą tą rozmowę skrzywił się nieco i widocznie posmutniał. Nie chciał, aby ktoś o tym pamiętał. Ten okres już przeszedł i miał nadzieję, że już nie wróci.
Przez cały rok obwiniał się za tego tweeta. W końcu, to przez to wszystko się zaczęło. Cała ta sytuacja na komendzie, jazda na patrole z Alexem, a później ich porwanie.
- To tylko jebany pedał, lepiej się odsuń, bo się zarazisz. - stwierdził kolejny z mężczyzn, patrząc z obrzydzeniem na Gregory’ego.
Brunet słysząc kolejne obelgi, poczuł pieczenie pod powiekami. Starał się powstrzymać zbierające się łzy, zagryzając dolną wargę. Wspomnienia z najgorszego okresu życia powracały.
Nie słysząc żadnych słów ze strony Erwina, przez jego głowę przychodziły same czarne scenariusze. Bał się, że ten go zostawi. Dopiero po chwili złotooki się odezwał.
- A co was obchodzi, jakiej on jest orientacji? Równie dobrze może się przespać z jednorożcem. Nie powinno was to interesować.
- Może ty też jesteś pedałem, co? - prychnął blondyn.
Erwin czując lekkie szarpnięcie za swój rękaw bluzy, obrócił się do bruneta, który pokazywał mu, aby się oddalili.
- Zamknij już lepiej ten zjebany ryj! - warknął Knuckles w kierunku grupki.
Grupa mężczyzn zagwizdała, śmiejąc się cicho.
Ich główny prowokator kłótni, w akcie gniewu zacisnął pięści, podchodząc bliżej siwego.
- Który, kogo rucha, co? On ciebie, czy ty jego? Ale zachowujesz się tak władczo, że wydaje mi się że jednak ty, co? Chociaż, szczerze, to nie wyglądasz mi na tego, co wsadza, bardziej na takiego, co jest grzeczny i sam daje dupy! - śmiał się rudowłosy.
Siwowłosy zacisnął mocniej szczękę, czując, że jego cierpliwość się kończy. Gdyby tylko mógł, to jego wzrok zabiłby ich na miejscu.
Brązowooki ponownie spróbował odciągnąć młodszego od tych palantów. Ponownie chwycił go za rękę i pociągnął w stronę rowerów.
Erwin spojrzał jeszcze w oczy prowokatorowi. Nie chciał denerwować Gregory’ego, ani go przestraszyć swoją agresją w stosunku do nich, dlatego postanowił ustąpić i nie rozmawiać z debilami.
Obrócił się, zmierzając za Gregorym, który ciągnął go za dłoń.
Brunet odetchnął z ulgą, ciesząc się, że młodszy odpuścił.
Zanim jednak zdążyli odjechać, mężczyźni ponowili śmianie się z nich.
- Masz rację, idź z tym pedałem, jeszcze mu loda zrób! Nie wiem, co ty w nim widzisz, to nic nie warty jebany dziwak i pedał! - krzyknął za nimi rudowłosy.
Montanha, choć nie przyznałby tego na głos, to poczuł wewnętrzne ukłucie. Niby był to obcy mężczyzna, a jednak to go zabolało.
Martwił się, że Erwin weźmie te słowa na poważnie i że zerwie z nim kontakt, słuchając tych wszystkich obelg.
Jednak, skutek był zupełnie odwrotny. Siwowłosy, słysząc te słowa, zatrzymał się gwałtownie i odrzucił swój rower z powrotem na ziemię, obracając się gwałtownie do facetów.
Złotooki nie mógł już więcej tego słuchać, zacisnął mocniej pięści i szczękę, ruszając w ich kierunku.
Nie mógł pozwolić, by ktoś niszczył jego Grzesia jeszcze bardziej. Nie po to pomagał mu stanąć na nogi!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top