20
Rozdział poprawiony przez fs_animri
Brunet starał się zapamiętać przebytą trasę, liczył zakręty, zapamiętywał dźwięki, lecz po dłuższym czasie się zgubił.
Dlatego po prostu skupił się na Erwinie, który siedział obok. Mimo iż go nie widział, to wiedział, że się boi. On sam również był przerażony.
Po kilkunastu minutach pojazd się zatrzymał, a oni słyszeli dźwięki otwieranych drzwi.
Po chwili, porywacze wyciągnęli ich z samochodu, szarpiąc ich ciałami. Prowadzili ich w nieznanym im kierunku.
Weszli do jakiegoś budynku, co udało im się wywnioskować po zmianie temperatury. Następnie zostali zaprowadzeni po stopniach w dół, by następnie usiąść na krzesłach.
Napastnicy przywiązali ich do oparć, oraz nóg mebla, oraz zdjęli im worki z twarzy.
Siedzieli naprzeciw siebie, a Gregoremu przypomniało się porwanie z przed roku. Nie było to dobre wspomnienie. Spiął się na samą myśl.
Zamaskowany mężczyzna podszedł do Erwina, wkładając w jego usta knebel.
Następnie wszyscy ustawili się wokół nich, oczekując na coś.
Zorientowali się na co, w momencie gdy do pomieszczenia wszedł "główny" porywacz, stając między nimi.
- No witam moich gości! Dawno się nie widzieliśmy Gregory, a i ciebie Knuckles długo nie widziałem.. - odparł ciemnowłosy z fałszywym sentymentem w głosie.
- Czego od nas chcecie, wypuście go! On nic nie zrobił! - warknął Gregory.
Siwowłosy nie mógł nawet temu zaprzeczyć. Mając zablokowane usta, jedynie stłumione pomruki wydobywały się z jego warg.
- Oj czy nic, to nie jestem tego pewny. Wpierdalał się nam w biznesy, może nie celowo, ale jednak. Cóż za maniery, nie przedstawiłem się.. Nazywam się Rick Johnson. Może nie wiecie kim jesteśmy, ale to nic. Przekonacie się. Zresztą, ty już wiesz Montanha, czyż nie? - zakpił czarnowłosy. - Chyba dobrze pamiętasz nasze ostatnie spotkanie.
Brunet zacisnął mocno zęby, by nie powiedzieć czegoś, co mogłoby go zdenerwować.
- Czego od nas chcecie? - zapytał brązowooki, siląc się na spokój.
- Informacji, kilku detali z waszego życia, które nam przekażecie - rzekł Rick, szczerząc się w ich kierunku. - Może zaczniemy od ciebie Grzegorz.. Powiedz mi, kto jest obecnym szefem DTU? - zapytał.
Starszy zacisnął mocniej pięści, nie odzywając się.
Po kilku sekundach, bez odpowiedzi, jeden z porywaczy podszedł do niego, by zadać mu parę ciosów rękoma.
- Nie na tym polega ta gra. Ja zadaje pytanie, a ty odpowiadasz, inaczej nic nie ugramy.. - stwierdził niezadowolony Johnson. - Spytam po raz drugi, kto jest obecnym szefem DTU?
Czarnowłosy powolnym krokiem zbliżył się do zdenerwowanego i przestraszonego siwowłosego, chwytając jego podbródek by go unieść.
- Zostaw go! - warknął brunet, szarpiąc się.
- A więc tak gramy? Nie lubisz jak ktoś dotyka coś, co należy do ciebie. Dobrze więc, zmienimy trochę reguły. Zadam kolejny raz to pytanie, kto jest obecnym szefem DTU?
Gregory zacisnął wargi, nie chcąc zdradzać tych informacji.
Czarnowłosy, nie słysząc odpowiedzi, kiwnął głową w stronę jednego ze swoich ludzi.
Niebieskowłosy mężczyzna zbliżył się do złotookiego i rozciął jego rękę nożem.
Siwy tylko zacisnął zęby, a z jego ust wydobyło się ciche jęknięcie bólu.
- Przestań! - krzyknął brązowooki, nagle rozumiejąc nową stawkę. - Powiem wszystko, ale go zostawcie! - wyszeptał błagalnie.
- Więc słucham? - uśmiechnął się Rick, spoglądając na mężczyznę.
- Nelson.. Tommy Nelson, jest obecnym szefem DTU.. - rzekł Gregory, przymykając oczy.
Czuł się źle. Miał wrażenie, jakby zdradził LSPD jak i starego siebie. W końcu pierwszy raz od lat podał jakąś informację w trakcie tortur. Jednak, bezpieczeństwo Erwina było ważniejsze.
- Widzisz? Jak chcesz to potrafisz. Dobrze więc, przejdźmy do konkretów. Co powiedziałeś policji o wcześniejszymi porwaniu? - zapytał czarnowłosy.
Knuckles tylko spojrzał na swojego chłopaka, który również spoglądał w jego oczy, machając głową w zaprzeczeniu. Nie zgadzał się, by sprzedawał im informację. Wolał cierpieć.
Mimo to, brunet z jak najmniejszymi szczegółami odpowiedział na pytanie, jak i kilka kolejnych.
Niektóre z odpowiedzi nie podobały się porywaczowi, więc młodszy obrywał, powodując cierpienie psychiczne Gregory’ego.
- Kim jest dla ciebie Erwin Knuckles? - zapytał Rick, unosząc brew ku górze. - Jesteś w stanie dla niego dużo poświęcić..
- Przyjacielem.. - skłamał Montanha z lekkim zawahaniem.
Nie chciał im mówić prawdy, obawiał się o swojego partnera.
- Grzegorz, kogo ty chcesz oszukać? Mnie czy siebie.. - westchnął Johnson i pociągnął żółtookiego za włosy, odchylając mu głowę do tyłu.
Mężczyzna wyciągnął z kieszeni scyzoryk wbijając go w nogę młodszego, by po chwili go wyjąć.
- Odpowiedziałem na pytanie! Zostaw go, proszę.. - krzyczał bezradny brunet.
- Nie było zgodne z prawdą. Dobrze, teraz twoja kolej Erwinie. Też mamy trochę do pogadania.. - stwierdził czarnowłosy.
Już po chwili porywacze wyjęli knebel z ust młodszego i przełożyli go do tych starszego.
- Wypuście go, skoro już wszystko wam powiedział! - odezwał się złotooki.
- Nie tak prędko, nie byłoby karty przetargowej, jak w twoim przypadku - rzekł Rick, podchodząc do Gregorego i przykładając do jego szyi ten sam scyzoryk, którym młodszy wcześniej był dźgnięty. - Zacznijmy spokojnie. Powiedz mi Knuckles, ile osób liczy twoja grupa?
- Nie jestem przekonany dokładnie. Z jakieś 25-30 osób.. - odpowiedział siwowłosy niepewnie. Informacje nie były specjalnie ważne, mógł je poświęcić.
- Dobrze, kolejne pytanie. Kto z waszej grupy jest ci najbliższy? - spytał Johnson.
- Spadino Panacleti.. - mruknął siwy.
Gregory mimo knebla w ustach, sucho parsknął na te słowa, za co po chwili oberwał pięścią w brzuch od jednego z porywaczy.
- Knuckles, nie ze mną takie gierki! - warknął czarnowłosy.
***
Po kolejnych dwóch godzinach przesłuchań, mężczyźni byli wykończeni.
Oboje mieli sporo ran na ciele, które ich osłabiały. Chcieli, żeby to się już skończyło.
- Dobrze, w takim razie dziękuję za tą piękną i ciekawą grę. Przez to, że Erwin wpierdalał nam się w biznesy, dostał nauczkę na przyszłość. Mam nadzieję, że da ci to coś do myślenia. Natomiast ty Gregory, za dużo wiesz. Sądzę, że jeszcze większą karą będzie dla Erwina patrzenie na twoją śmierć - stwierdził niedbale Rick, szczerząc się w ich kierunku.
Oboje spojrzeli tylko na niego, by następnie przenieść swoje spojrzenia na siebie. Nawzajem widzieli w swoich oczach strach i ból.
- Nie! Nie możecie tego zrobić! Zostawcie go! Słyszycie?! Wy kurwy jebane! Puśćcie go do cholery! - krzyczał przerażony siwowłosy, próbując się wyszarpać z więzów. - Przecież wam powiedziałem to co chcieliście wiedzieć!
Już po chwili, jeden z napastników podszedł do niego, by zakneblować mu z powrotem usta.
Mimo tego, młodszy wciąż próbował krzyczeć. Dźwięki wychodziły z niego stłumione, z powodu materiału. W jego oczach zebrały się łzy bezsilności, opadające na jego policzki.
Rick odbezpieczył pistolet, przykładając go do głowy Gregorego.
- Ostatnie słowa? - zapytał Johnson, unosząc jedną brew.
- Kocham cię Erwin.. to nie twoja wina.. Przekaz Nicole, że ma moje błogosławieństwo i że ją kocham. Kocham cię skarbie.. - mówił szybko, lecz spokojnie Montanha, uśmiechając się lekko, po jego policzku spłynęła jedna samotna łza.
Siwowlosy wciąż krzyczał, płacząc i szarpiąc linami. Na marne, bo po chwili usłyszał strzał, a ciało jego kochanka bezwładnie opadło.
- Zabawne.. Rok temu, słyszałem podobne słowa od jego syna - prychnął Rick, kiwając głową w rozbawieniu. - Zwijamy się..
Mężczyźni opuścili pomieszczenie, zostawiając w nim dwójkę mężczyzn.
Jednego martwego, z bladym uśmiechem na twarzy i zamkniętymi oczami, jak i drugiego, załamanego i próbującego się uwolnić.
Mimo bólu gardła, z powodu krzyku i płaczu, oraz zdartych nadgarstków, złotooki nie przejmował się nimi. Rozdzierające cierpienie w sercu było bardziej bolesne.
Łzy ledwo pozwalały mu cokolwiek ujrzeć, a bezsilność jaką odczuwał była przytłaczająca.
Po jakimś czasie się uspokoił na tyle, by siedział w względnym bezruchu. Łzy wciąż kapały na zakrwawioną podłogę, a załamany Erwin nadali obserwował ciało Gregorego z widocznym smutkiem i pustką.
- Przepraszam cię Grzesiu.. Przepraszam.. - Knuckles mamrotał do martwego ciała jak w mantrze.
Dopiero po kilkunastu minutach usłyszał jakiś dźwięk dobiegający z zewnątrz.
Do budynku wtargnął SWAT, który dostał anonimową 911 z lokalizacją tego miejsca.
Funkcjonariusze wbiegli do środka z długimi broniami, lecz nie widząc zagrożenia, rozejrzeli się, odnajdując wzrokiem załamanego siwowłosego.
Dante od razu do niego podbiegł, odwiązując liny z jego kończyn, oraz zdejmując knebel.
Capela chciał pomóc mu wstać, lecz zanim zdążył to zrobić, złotooki rzucił się na ziemię w kierunku ciała ukochanego, jeszcze bardziej pogrążając się rozpaczy.
Dopiero wtedy policjanci zauważyli Grzesia, leżącego na ziemi, z kulą w głowie i krwią dookoła. Nie wiedzieli co powinni byli zrobić w tym momencie. Od śmierci Alexa żaden funkcjonariusz nie stracił życia. Była to szokująca i przykra informacja dla wszystkich, nawet dla tych, którzy nie przepadali za nim za życia.
Policjanci stali w bezruchu, wpatrując się pusto w sztywne ciało i cierpiącego Erwina, który kurczowo je przytulał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top