19

Hejka misie kolorowe!

Przepraszam, że wczoraj nie było rozdziału, ale zapomniałam dodać XD

Rozdział poprawiony przez fs_animri <3

Ogólnie został jeden rozdział i epilog, więc sadgi trochę

Miłego wieczoru! ^^

a/n (od animri): w tym rozdziale (jak i poprzednim) jest tu moja oc’ka muahahah >:) za co chcę podziękować mentiss<333

Siwowłosy mężczyzna otworzył swoje oczy, by po chwili je przymknąć z powodu wpadającego przez okno światła.

Jęknął cierpniczo, chwytając się za skronie i je rozmasowując. Czuł ból w tym miejscu, co nie było zadowalające, a suchość w ustach to tylko potęgowała.

Złotooki po przyzwyczajeniu się do jasności, rozejrzał się wokół siebie. Zrozumiał, że znajduje się w łóżku, a dokładniej w sypialni swojego chłopaka.

Obrócił się na drugi bok, by zauważyć Gregory’ego wpatrującego się w niego. Mężczyzna leżał na boku, opierając swoją głowę na dłoni.

Dopiero po chwili młodszy zorientował się, że wczorajszej nocy był na imprezie, więc zapewne dlatego ma kaca.

Niewiele pamiętał z poprzedniego wieczoru, raczej ukrywki. Dlatego spojrzał na bruneta przepraszająco.

Obawiał się, że starszy będzie zły, lub smutny. Nie wiedział, co mógł odwalić, więc wolał jakoś temu zaradzić.

Jednakże brązowooki wciąż milczał, obserwując poczynania siwego.

- Grzesiu.. odezwij się do mnie proszę.. - mruknął cicho Knuckles.

Lecz wciąż nie zauważył żadnej zmiany w zachowaniu Montanhy. Obojętna mina napawała go lękiem.

Erwin delikatnie pogładził jego policzek, spoglądając w jego ciemne oczy z widoczną skruchą.

- Przepraszam cię.. Nie każ mnie, nie odzywając się do mnie. Zbyt długo się starałem, by znów usłyszeć twój głos, żebyś teraz znowu milczał.. Nie wiem co wczoraj odwalilem, bo niewiele pamiętam, ale mimo to, naprawdę przepraszam. Nie powinienem tyle pić.. - wyjaśnił młodszy, czując rosnący strach.

Gregory wciąż obserwował go z neutralną miną, lecz widząc błagalne spojrzenie swojego chłopaka, wybuchnął śmiechem.

Erwin patrzył na niego zdezorientowany. Dopiero po kilkunastu sekundach przewrócił oczami, będąc trochę złym, że ten sobie z nim pogrywał. Jednakże słysząc jego śmiech, sam nie mógł powstrzymać szczerego uśmiechu od wchodzenia mu na usta.

- Nie zrobiłeś nic złego w sumie - rzekł bruent, po uspokojeniu napadu śmiechu. - No może, poza tym, że non stop chciałeś tańczyć, śpiewać karaoke i, jak to nazwałeś, “bawić się”. No i lepiłeś się do mnie gorzej niż lep do muchy.. - parsknął. - “A wiesz, że cię mocno kocham?” - przedrzeźnił go, uśmiechając się szeroko.

- Oj nie przesadzaj.. - prychnął złotooki. Gregory ucałował go w policzek, dodając cicho, że uważał to za cholernie urocze.

- Przez chwilę nawet cię zgubiłem, ale potem przyprowadziłem cię do loży i Vasquez pomógł mi cię ogarnąć - ciągnął dalej. - Mimo to, nie powinieneś doprowadzać się do takiego stanu.. - stwierdził straszy, spoglądając na niego karcącym wzrokiem.

- Oj no przepraszam Grzesiu..To była tak wielka impreza od dawna! Chciałem się trochę zabawić. Może troszkę przesadziłem.. przepraszam. To się już nie powtórzy - odparł siwowłosy, salutując.

Gregory tylko kiwnął głową, po czym ponownie pocałował czule młodszego, przeczesując jego włosy.

- Poleż jeszcze, zaraz przyjdę z lekami i wodą. - rzekł Montanha i podniósł się z łóżka, cmokając jeszcze siwego w czoło.

Złotooki uśmiechnął się i okrył mocniej kołdrą. Nie wiedział czym sobie zasłużył na taki skarb.

***

Po kilkudziesięciu minutach oboje leżeli w łóżku, tuląc się nawzajem.

Erwin nie pozwolił Gregoremu ruszyć się na krok, gdyż, jak to stwierdził, "potrzebował miłości".

To tylko utwierdziło starszego w przekonaniu, że Erwin staje się prawdziwą przylepą nie po alkoholu, a na kacu.

- Erwiś? - spytał cicho Montanha, sprawdzając czy młodszy śpi.

- Mhm? - mruknął siwowłosy z przymkniętymi powiekami.

- Może zjemy śniadanie, co? Lepiej się poczujesz, a później pójdziemy na spacer? - zaproponował brunet.

- Mhm.. - Złotooki ponownie burknął, niezbyt słuchając co do niego mówił.

- To chodź skarbie, posiedzisz w salonie, a ja coś przygotuję - odparł brązowooki.

Gregory pomógł młodszemu wstać, na co ten jęknął, okazując swoją niechęć do wyjścia z ciepłego łóżka. Następnie zaciągnął go do salonu, gdzie odstawił go na kanapie, a sam udał się do kuchni, przygotować jedzenie.

***

Gdy oboje zjedli posiłek, zaczęli się szykować na spacer.

Tuż przed wyjściem z mieszkania, gdy ubierali buty i kurtki, drzwi się otworzyły, ukazując dwie postacie.

Nicole ze swoją towarzyszką z poprzedniego wieczoru zawitały w domu, uśmiechając się niezręcznie.

- Cześć tato, cześć Erwin.. - mruknęła niepewnie szatynka.

- Hej Niki, a co to za ślicznotka którą przyprowadziłaś? - zapytał siwowłosy, szczerząc się do nich. Czuł się jakby tym jednym zdaniem postarzał się o dziesięć lat, brzmiąc jak typowy “stary”, ale nie mógł się powstrzymać.

- Um.. to.. - zaczęła niepewnie piwnooka.

- Nazywam się Miranda Thomson, ale można mi mówić Mira. - Czarnowłosa uśmiechnęła się życzliwie, podjąć rękę mężczyznom.

- Nicole, chyba musimy porozmawiać. Ile wy się znacie? Jesteście razem w związku? - zaczął zadawać pytania brunet. Zachowywał się jakby kompletnie zapomniał o swojej małomówność. Bezpieczeństwo córki było ważniejsze.

- Właściwie to spotykamy się już kilka tygodni.. No i w sumie, tak, jesteśmy parą. - przyznała szatynka, delikatnie splatając swoją dłoń z tą ciemnookiej.

- Czym się w ogóle zajmujesz Miranda? Wiesz, że moja córka była w akademii policyjnej i potrafi dobrze się bronić? Sam ją tego nauczyłem - mówił brązowooki.

Siwowłosy tylko przyglądał się gęstniejącej atmosferze, przygryzając wargę. Rozumiał swojego chłopaka, bo jednak to było jego dziecko, martwił się. Ale jego zdaniem, odrobinę przesadzał.

- Wiem proszę pana, sama wcześniej pracowałam w policji.. - wyjaśniła czarnowłosa. - Byłam nawet sierżantem..

- Tak? A teraz czym się zajmujesz?

Czarnowłosa uśmiechnęła się przepraszająco, wiedząc, że brązowooki nie będzie zadowolony z odpowiedzi. Brunet musiał wyczytać z jej twarzy niewypowiedziane słowa, gdyż zacisnął nieco szczękę. Spojrzał jednak na Erwina i westchnął tylko cicho. Mimo swych obaw, nie mógł zabronić znajomości, samemu będąc chłopakiem największego gangstera w Los Santos.

- Mam nadzieję, że nie uprawiacie jeszcze seksu? - mruknął w końcu Gregory, marszcząc brwi i skanując swoją zarumienioną córkę wzrokiem.

- Tato! - pisnęła Nicole. Miranda spojrzała błagalnie w kierunku Erwina, jakby prosząc go o jakąś interwencję.

- My będziemy się już zbierać! Wiecie, mieliśmy iść na spacer. To miłej zabawy, chodź Grzesiu, idziemy już.. - Złotooki wtrącił się w ich wymianę zdań, widząc proszący wzrok młodszej, jednocześnie popychając starszego do wyjścia.

- Czekaj! Nie skończyłem jeszcze! - burknął Montanha, opierając się. Miranda lekko się roześmiała, widząc, że napięcie nieco opadło. Czuła, że mimo wszystko się dogadają.

- Grzegorz, wychodzimy już. Pożegnaj się ładnie i idziemy - odparł stanowczo młodszy, piorunując go wzrokiem.

Brązowooki wyszedł z mieszkania, mamrocząc coś pod nosem.

Erwin tylko obrócił się w kierunku dziewczyn i uśmiechnął szczerze.

- Przetrzymam go z dwie godziny na dworze. Także, bawcie się dobrze - dodał szeptem zlotooki, puszczając im oczko i wychodząc z mieszkania.

Kobiety tylko popatrzyły na siebie, by po chwili wybuchnąć śmiechem.

***

Mężczyźni spacerowali po uliczkach Los Santos, trzymając swoje dłonie splecione razem.

Było dosyć chłodno, jak na tą część świata, ale w końcu był listopad.

Obserwowali tętniące życiem miasto, rozmawiając ze sobą.

- Dziękuję ci za wczorajszą imprezę i ogólnie za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Naprawdę to doceniam, gdyby nie ty, to zapewne wciąż byłoby u mnie kiepsko - stwierdził Gregory, uśmiechając się delikatnie w stronę kochanka.

- Nie masz za co mi dziękować, też się cieszę, że cię mam. Kocham cię mocno - odparł złotooki, zatrzymując się i przyciągając mężczyznę do pocałunku.

Brunet wciąż nie do końca przyzwyczaił się do okazywania uczuć, tym bardziej publicznie, ale oddał pocałunek.

Ich piękny moment przerwał telefon młodszego. Erwin głośno westchnął, odrywając się od brązowookiego i odbierając nieszczęsne urządzenie.

- Halo? Cześć Alex, o co chodzi? - zapytał Knuckles marszcząc brwi, widząc połączenie od szefa policji.

- Jest z tobą Grzesiek? Dzwoniłem do niego ale nie odbiera.. - stwierdził blondyn.

- Tak, jesteśmy w parku. Zostawił telefon w domu, o co chodzi? - dopytał złotooki.

- Musicie jak najszybciej wrócić do domu i się ukryć! - zarządził Andrews.

- Co? Czemu? - spytał zdezorientowany siwowłosy, przestępując nerwowo z nogi na nogę.

- Ten mężczyzna, którego złapaliśmy i czekał na rozprawę, uciekł. Nie wiemy, gdzie teraz jest, ale mógł poinformować swoich, że Grzegorz na nich doniósł. Wysłałem już po was patrol, ale chwilę zejdzie zanim dojadą - wytłumaczył Alex. - Gdzie dokładnie jesteście?

Knuckles tylko spojrzał przerażonym wzrokiem na starszego, łapiąc go za rękę i ciągnąc w stronę mieszkania.

- Wracamy do domu, zaraz będziemy przy wyjściu wschodnim z parku przy San Andreas Avenue.. - odparł złotooki. Usłyszał jak Andrews przekazuje informacje na radiu policyjnym. - Dam ci znać jak..

Jego słowa przerwały głosy mężczyzn wysiadających z pancernego samochodu, którzy zaczęli do nich celować bronią długą, krzycząc, że mają się poddać.

Siwowłosy upuścił telefon zaraz po tym jak jeden z napastników chwycił jego nadgarstki, by go zakuć.

- Zostawcie go! Słyszycie! - krzyknął Gregory, próbując się wyrwać dwóm osiłkom.

- Zapakujcie ich do samochodu, jak ich tylko przeszukacie i jeźdźcie na miejscówkę.. - warknął jeden z napastników.

Już po chwili, oboje zakuci, przeszukani i z workami na głowach, siedzieli w pojeździe.

Wszyscy odjechali z miejsca zdarzenia, zanim policja zdążyła dotrzeć.

W tyle było jedynie słychać cichnący głos Alexa, który próbował się dowiedzieć, co się stało..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top