10

Hejka misie kolorowe!

Rozdział poprawiony przez GIGACHAD fs_animri :3

Miłej soboty <3

Czwórka mężczyzn wysiadła z radiowozu, kierując się do tylnego wejścia na komendę. Zmierzali do sali przesłuchaniowej, w celu złożenia zeznań.

Po chwili, dwójka "wycieczkowiczów" siedziała na krzesłach po jednej stronie, a po drugiej dwoje policjantów, rozkładając akta oraz szykując dokumenty do uzupełnienia raportów.

Po kilku minutach, gdy Hank wrócił z dwiema butelkami wody, zajęli się rozmową.

- Co tam się stało, panie Knuckles? - zapytał Potato, wyciągając notes i długopis.

Siwowłosy zacisnął mocniej pięści, oraz spuścił wzrok na stolik, nie udzielając odpowiedzi. Wiedział, że nie powinien od razu rozpoczynać bójki, lecz uważał że należało się temu mężczyźnie. Niczego nie żałował.

Mimo to nie chciał zeznawać w towarzystwie Gregory’ego, obawiał się, że ten może źle odebrać jego słowa, bądź zbyt bardzo przejąć się sytuacją i zacząć się obwiniać. O ile już tego nie robił.

- Erwin, mów do cholery.. - warknął Over.

Złotooki zagryzł ranną wargę, by unieść neutralne spojrzenie na policjantów.

- Nic - mruknął młodszy, na końcu wypowiedzi zaciskając mocniej szczękę.

- Czy ty jesteś poważny? Wiesz ile ci za to grozi?! Musisz opowiedzieć swoją wersję, inaczej z góry będziesz winny i pójdziesz siedzieć! - krzyknął ciemnowłosy, uderzając rękoma o stolik.

Gregory widząc swojego przyjaciela w takim stanie, lekko się wzdrygnął i odsunął, przełykając ślinę.

Knuckles, zauważając te drobne szczegóły w zachowaniu Montanhy, zmartwił się. Postanowił inaczej rozegrać tę sprawę.

- Kim był ten człowiek? - wtrącił się Potato.

- Nie wiem, pierwszy raz go na oczy widziałem - odparł szczerze złotooki, po chwili dodjąc: - Chcę rozmawiać sam na sam z Hankiem, inaczej nic nie powiem.

Policjanci jak i Grzegorz zdziwili się na taki obrót wydarzeń. Nie spodziewali się takiego ultimatum.

- W porządku. Grzesiu, pójdziesz z Potato napić się herbaty? - zapytał już łagodniej Over.

Brunet spojrzał niepewnie na Erwina, jakby doszukując się, czy ten nie zamierza nic odwalić. Po chwili jednak wstał i kiwnął głową, kierując się do wyjścia. 

Funkcjonariusz wraz z Montanhą wyszli z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi, by skierować się do policyjnej kuchni.

- To mów, co tam się wydarzyło? Dlaczego go pobiłeś? - podpytał Hank, gdy zostali już sami.

- Przyznaję się, że to ja zacząłem bójkę. Ale to nie było tak! Ten frajer wraz z kolegami zaczęli wyzywać Grzecha! Dobrze wiesz, że nie jest mu teraz łatwo, a ktoś musiał stanąć w jego obronie - burknął Knuckles, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Tak po prostu zaczęli was zaczepiać? - dopytał Over, notując jego słowa.

- Tak, dokładnie. Jechaliśmy sobie rowerami, aż ja się wyjebałem. Znaczy nie przeze mnie oczywiście, to ulica była krzywa. No, tak czy inaczej.. Jak Grzesiu zatrzymał się, by mi pomóc, to ci faceci wyszli z baru i zaczęli się śmiać, wskazując na nas palcami. Wtedy podszedłem do nich i zapytałem o co chodzi - tłumaczył siwowłosy.

- I co odpowiedzieli? - mruknął zaciekawiony ciemnowłosy.

- Mówili o przeszłości Monte, że jest "pedałem" i że nie powinienem się z nim zadawać. Wkurwiłem się i stanąłem w jego obronie. A gdy chciałem odejść, to jeszcze bardziej mnie sprowokowali, więc do nich podszedłem i uderzyłem tego, co najwięcej pierdolił - powiedział Erwin, wzruszając ramionami.

- I tak zaczęła się bójka? - westchnął Hank.

- Ta, resztę już znasz. Nawet nie wiesz, jaką minę miał Grzesiu, jak go wyzywali. Sam pewnie byś im przywalił.. - stwierdził złotooki.

- Trochę masz rację. Dobra, zrobimy tak. Świadków nie było, bo tamci uciekli. W razie czego ty i Grzesiek potwierdzicie, że to ten facet zaczął bójkę pod wpływem alkoholu. Ja zagadam z barmanką i miejmy nadzieję, że jakoś to przeżyjemy - odparł Over, wzdychając ciężko i podpisując dokumenty - Podpisz się tu..

Ciemnowłosy wskazał miejsce mężczyźnie, który podpisał się w wyznaczonym miejscu.

Po tym, policjant podniósł się z siedzenia i zebrał wszystkie kartki, układając je w równą kupkę. Wskazał siwowłosemu ręką, aby za nim podążał, po czym ruszyli na górę budynku, szukając mężczyzn, którzy wcześniej ich opuścili.

Już po chwili, znaleźli się w kuchni gdzie oboje pili herbatę, a właściwie ją kończyli.

Montanha widząc siwowłosego, który nie został zakuty i zamknięty, lekko zmarszczył brwi. Dość szybko jednak podniósł się z miejsca i podszedł Knucklesa, delikatnie obejmując jego ciało. Nie trwało to długo, ale wystarczająco, by obojgu poprawić humor i okazać wsparcie.

- Już wszystko załatwione Potato. Odwiozę was do mieszkania, w porządku? - zapytał Hank, zwracając się do złotookiego.

- Tak, jasne - odparł Erwin, odpowiadając za nich obu.

Skierowali się na parking, by wsiąść do radiowozu policjanta.
W przyjemnej ciszy, kierowali się do domu bruneta. Jak Over przewidział, to właśnie tam oboje zamierzają siedzieć.

Już po kilkunastu minutach znaleźli się pod blokiem, wysiadając z samochodu i dziękując za podwózkę.

Ruszyli do mieszkania starszego, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi.

Siwowłosy, gdy tylko zdjął z siebie wierzchne odzienie, ruszył do salonu, gdzie usiadł na kanapie, spuszczając wzrok na panele, czekając na Gregory’ego.

Brunet stanął obok, spoglądając na jego sylwetkę.

- Przepraszam? - wymamrotał złotooki, z widoczną skruszoną miną. Było mu głupio.

Brązowooki tylko odwrócił wzrok i skierował się do łazienki. Wyciągnął z jednej z szafek apteczkę, by po chwili wrócić do młodszego i usiąść obok niego.

Bez słowa zaczął wyjmować potrzebne przyrządy do opatrzenia go.

Erwin tylko analizował jego skupioną minę, zagryzając wargę. Rozmyślał nad tym, jak zacząć rozmowę.

Przez dobre kilka minut siedzieli w ciszy, przerywaną okazjonalnymi, cichymi syknięciami bólu niższego.

Gdy Gregory skończył opatrywanie złotookiego, podniósł się z kanapy, by odnieść apteczkę.
Po wykonanej czynności, wrócił na poprzednie miejsce i chwycił nadgarstek siwowłosego, przyglądając się jego zdartym kostkom u dłoni.

Gładził je z troską, analizując każdy najmniejszy szczegół.

Knuckles obserwował jego poczynania, rozkoszując się delikatnym dotykiem starszego.

- Nie musiałeś tego robić. Bić go, z tak błahego powodu. Mogłeś mieć przez to kłopoty - szepnął Montanha, przerywając ciszę, spoglądając w oczy Erwinowi.

Siwy chwycił rękę, którą Gregory go gładził, by spleść ich dłonie razem.

- Zasłużył na to, albo na jeszcze więcej. Nie miał prawa cię wyzywać.. - odpowiedział szybko złotooki. - Jesteś na mnie zły? - dodał, pytając niepewnie.

- Nie, nie jestem - rzekł Gregory, uśmiechając się lekko.

Brunet oparł się o bark młodszego, na co ten objął go ramieniem, całując w czoło.

Oboje uśmiechnięci leżeli tak, napawając się tą chwilą..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top