1
Już się witałam, ale jeszcze wspomnę, że rozdział poprawiony przez fs_animri
Miłego dnia misie kolorowe! <3
Spokojna cisza owiewała komendę. Było to raczej coś niezbyt spotykanego, zważając uwagę na codziennie panujący tam chaos.
Wysoki brunet spokojnie przemierzał korytarz, by dostać upragnioną z dawkę kofeiny. Wszedł do wspólnej kuchni i włączył ekspres, by go nastawić, wcześniej podkładając kubek pod niego. Oparł się o blat, stukając palcami o jego powierzchnię, czekając na gorący napój. Wsłuchiwał się w rytm, który sam grał.
Brązowooki był dosyć zmęczony ciągłym uzupełnianiem papierów. Najchętniej położyłby się do łóżka i pogrążył się na kilka godzin we śnie.
Mężczyzna uchylił swoje przymknięte oczy, gdy usłyszał dwa głosy zbliżające się do niego. Po chwili do kuchni weszli Xander oraz Rift, jego współpracownicy.
Widząc Gregory’ego w pomieszczeniu, mężczyźni spojrzeli na siebie, by po chwili wybuchnąć cichym śmiechem. Usiedli przy stole, rozpakowując swoje drugie śniadanie.
Brunet tylko uniósł brew w zapytaniu. Nie rozumiał ich zachowania. Co prawda większość funkcjonariuszy śmiała się z niego i go nie szanowała, aczkolwiek zazwyczaj mieli powód.
Więc czym zawinił Montanha stojąc i przygotowując kawę?
- Coś was bawi? - zapytał lekko zachrypniętym głosem, spoglądając na nich z obojętnością.
Nie chciał zdradzać swoich emocji, które wewnętrznie kłóciły się ze sobą, próbując zrozumieć, co tym razem odwalił.
Wayne spojrzał na bruneta, skanując jego sylwetkę, by dłużej pozostawić wzrok na jego dżinsach.
- Nie dość, że jest pedałem, to jeszcze się tak ubiera! - parsknął Xander.
Gregory zmarszczył brwi, nie rozumiejąc jego słów. Czy dał im jakiś powód do śmiechu i wyzwisk?
- O co wam chodzi? Macie jakiś problem? - warknął Montanha, zaciskając mocniej ręce na blacie.
- Nie wiedziałem, że gustujesz też w mężczyznach. Myślałem, że te plotki, to tylko żarty! - dodał Rift, szczerząc się pod nosem.
- O chuj wam chodzi? Kto wam naopowiadał takich bzdur?! - krzyknął Gregory, nie powstrzymując już swojej złości i niezrozumienia.
- Oj chyba nie miałeś czasu sprawdzić telefonu.. - powiedział lekceważąco Tom i powrócił do jedzenia.
Brązowooki przetrawiał ich słowa. Gdy tylko do niego dotarło, o czym powiedział mężczyzna, wziął swój kubek z zaparzoną już kawą i szybkim krokiem ruszył do swojego gabinetu.
Wszedł do pomieszczenia i sięgnął z biurka swój telefon, odblokowując go. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to mnóstwo powiadomień z Twittera, oraz kilka smsów i nieodebranych połączeń.
Oddech mężczyzny stał się nierówny, a on sam drżącą ręką wszedł w portal społecznościowy, by zobaczyć powiadomienia. Mnóstwo oznaczeń jego osoby wyświetliło się w zakładce z dzwoneczkiem.
Kliknal pierwsze lepsze, by zrozumieć, w czym tkwi problem.
Na ekranie pojawił się post od jakiegoś obywatela, oznaczający brązowookiego. Na tweetcie był widoczny opis i zdjęcie, ukazującego bruneta wraz z pewnym blondynem. Oboje znajdowali się w jednoznacznej sytuacji. Całowali się, obejmując swoje ciała.
Brązowooki wstrzymał oddech, zaczynając czytać tekst, zamieszony do tweeta.
“Jak widać jebany subwoofer nie jest krewetą tylko dla kobiet. Najwidoczniej ostatnio brakuje mu chuja do dupy, dlatego jest taki spięty :)
@gregorymontanhalspd"
Gregory stał osłupiały, nie wiedząc co zrobić. Nigdy nie był w takiej sytuacji, nikomu nie mówił o swojej biseksualności. Przez długi czas sam nie potrafił tego zaakceptować, a następnie obawiał się, że zostanie wyśmiany. Jak widać, jego obawy nie były bezpodstawne.
Dlatego też wolał zatrzymać dla siebie tę wiedzę, by policjanci jeszcze bardziej na niego nie pluli. Niestety, nie udało się to.
Tajemniczy blondyn na zdjęciu, to jego były chłopak. Był z nim w związku jakieś pięć lat temu. Nazywał się James, chodzili ze sobą przez rok, a później ich drogi się rozeszły.
Brunet w swoim życiu był kilkukrotnie w związkach z mężczyznami, ale raczej starał się nie okazywać tego. Zanim wprowadził się do Los Santos i został szefem policji, zdarzało mu się okazywać uczucia publicznie, lecz od momentu przyjazdu do LS, zaprzestał jakichkolwiek miłosnych relacji, w obawie przed brakiem czasu i właśnie takimi sytuacjami.
Po kilku minutach Montanha otrząsnął się i schował telefon do kieszeni. Potrzebował pobyć teraz sam, by wszystko przemyśleć. Utrudniał mu fakt, że w każdej chwili ktoś może wejść do jego biura, dlatego postanowił się stąd ulotnić.
Czuł wibracje telefonu, zapewne ktoś próbował się do niego dodzwonić. Na marne.
Brunet szybkim krokiem zgarnął klucze od samochodu oraz portfel, po czym wyszedł na korytarz, chcąc opuścić komendę. Skręcił jeszcze do zbrojowni, aby zostawić w niej sprzęt.
Po kolei odkładał rzeczy na półkę, a gdy zostało mu tylko radio, przyłożył je do ust, by nadać komunikat.
- 406 status trzeci - mruknął niechętnie.
Już po chwili na komunikatorze można było usłyszeć śmiechy i głupie żarciki.
Odłożył radio i szybkim krokiem ruszył do wyjścia. Po drodze mijał kilku policjantów, wszystkich patrzących na niego. Jedni że współczuciem, a inni z obrzydzeniem. Szedł z głową uniesioną wysoko, by nikt nie zauważył jak bardzo go to dotknęło.
- No, no Grzesiu, nie sądziłem że twoje podrywy były na serio.. - usłyszał gdzieś z tyłu głos Juan'a.
Nawet na niego nie zerknął, starając się nie okazać słabości.
Przechodząc obok grupki funkcjonariuszy, poczuł klepnięcie w tyłek. Usłyszał gwizdy kolegów i ciche śmiechy.
Przymknął oczy, ignorując to, co się właśnie wydarzyło. Nie miał siły, by zmierzyć się z osobą, która go dotknęła. Chciał spokoju i ciszy.
Po wyjściu z miejsca pracy, wsiadł do swojej Victorii i ruszył do mieszkania.
Podczas jazdy pojazdem ciężko było mu się skupić. Starał się utrzymać emocje na wodzy, by nie wybuchnąć i nie spowodować wypadku.
Po kilku minutach, wreszcie był na miejscu. Wysiadł z samochodu i ruszył do domu. Wjechał windą na odpowiednie piętro i już po chwili znajdował się we wnętrzu swojego apartamentu.
Mężczyzna nie przejmując się zamknięciem zamka od drzwi, ruszył do sypialni, by rzucić się na łóżko i zakopać pod kołdrą. Zamknął oczy, starając się wymazać wszystkie kłębiące się myśli.
***
Po kilku godzinach, jego sen przerwało delikatne potrząsanie nim. Był nieco zdezorientowany tym gdzie się znajduje i kto go budzi, lecz po chwili ogarnął sytuację.
Spojrzał na swojego syna, który stał nad nim ze zmartwioną miną. Podniósł się do pozycji siedzącej, przecierając twarz, by pozbyć się zaspania.
- Ojciec, słyszałem co się stało. Nie odbierałeś, a dowiedziałem się, że nie ma cię na służbie, więc przyjechałem. Wszystko w porządku? - zapytał Alex, siadając obok bruneta.
Gregory nie odpowiedział, schował swoją głowę w dłoniach, łokciami opierając się o kolana i ponownie zamknął oczy.
Młodszy westchnął, zaczynając gładzić rodziciela po głowie. Rozumiał, że potrzebuje wsparcia.
- Czy naprawdę jestem nienormalny? To było pięć lat temu, już dawno nie miałem żadnego partnera, ani nawet partnerki - mruknął cicho Gregory.
- To nic nie znaczy, każdy ma prawo do szczęścia, a jeśli ta osoba ci je dawała, to nic nie zmienia. Masz prawo być z kim chcesz - odpowiedział Alex.
- Oni mnie jeszcze bardziej znienawidzą. Będą mnie teraz wyzywać na każdym kroku, mam już dość.. - wychrypiał starszy, kuląc się bardziej.
- Nie możesz się tym przejmować, zawsze gadali i będą gadać. Nie możesz pozwolić, by myśleli, że udało im się ciebie złamać - odparł jego syn.
- Nie dam rady tam iść, nie mogę patrzeć na te twarze pełne obrzydzenia i pogardy - stwierdził zniechęcony Gregory.
- Tato, nie możesz się poddać. Jesteś najlepszym policjantem jakiego znam. Pójdziesz tam jutro i pokażesz im wszystkim, że te komentarze, to mogą sobie wsadzić w dupę! - motywował go Alex.
Gregory niepewnie na niego spojrzał, by po chwili usiąść prosto i objąć swojego syna. Pierwszy raz usłyszał od niego "tato". Był mu bardzo wdzięczny za wsparcie, jakie mu okazywał. Cieszył się, że go miał..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top