21
Część 2 Jungkook & J-Hope - opuszczona szopa
Jungkook i J-Hope wbiegli na drugie piętro szopy. Gdy tylko znaleźli się na najwyższym poziomie budynku, rozległ się głośny huk, przez który zatrzymali się, wstrzymując oddech.
- Jimin? - zapytał szatyn. - Więc mamy pierwszą ofiarę.
- Stawiałem na Jina - zaśmiał się bordowo włosy. - Mówiłeś wcześniej, że masz plan.
- Mam - powiedział zadowolony - będziesz moją tarczą.
J-Hope zaśmiał się głośno i spojrzał na chłopaka, po czym zaczął kierować się w stronę wyjścia.
- Wychodzę - rzucił na pożegnanie i pomachał mu dłonią.
- Czekaj, daj dokończyć. - Westchnął i pociągnął go za broń. - Chroń mnie. Pilnuj moich pleców. Bądź moją tarczą, ale nie dosłownie. Raczej jak... - przerwał - anioł stróż.
- Anioł stróż? - powtórzył, przekręcając głowę.
- Tak. - Podrapał się po karku. - Będziesz strzelał na odległość stąd, ja zejdę na dół. Mam kiepską celność, mimo że jestem taki świetny, więc liczę na Ciebie.
- Czekaj, a jak nie uda mi się trafić? - Zatrzymał Jungkooka, który zmierzał do wyjścia.
- To przynajmniej się przestraszy i straci pewność siebie, więc może mnie nie zastrzeli. - Wzruszył ramionami i odwrócił się do drzwi. - Licz naboje. Chowaj się i szybko przeładowuj. - Dał ostatnią radę i wyszedł, posyłając mu pokrzepiający uśmiech na pocieszenie.
J-Hope zajął pozycje przy oknie i obserwował. Widział Jungkooka, który chowa się za jednym z dębowych drzew. Liście delikatnie poruszały się pod wpływem sztucznego wiatru, co krok zasłaniając twarz szatyna, przez co Hoseok nie mógł dostrzec, jaki ma wyraz twarzy, ale wiedział, że z pewnością jest to ekscytacja.
- Dwadzieścia pięć - powiedział sam do siebie bordowo włosy. - Dwadzieścia pięć naboi - powtórzył.
Chłopak zauważył Jungkooka, który przyjął pozycję gotową do strzału, podążając za jego wzrokiem, zauważył wroga, który był odwrócony plecami i na jego kurtce widniał numer "21". Przeciwnik musiał nie usłyszeć zbliżającego się szatyna, który bezszelestnie przemieszczał się w jego stronę.
J-Hope cały czas się wahał. Nie wiedział, czy strzelać, czy czekać na jakikolwiek ruch Jungkooka, który pokieruje go, co ma dalej robić. Ufał mu i uważał go za gracz dużo lepszego od siebie, dlatego cierpliwie obserwował "21", który cały czas jeszcze ich nie zauważył.
Mimo idealnej pozycji wciąż czekał, ale Jungkook dalej nie strzelał. J-Hope nerwowo ścisnął broń. Zastanawiał się, czemu tak długo to przeciąga, mógłby go zdjąć jednym strzałem. Zamarł i jego serce na moment przestało bić, gdy rywal odwrócił się w jego stronę. Może mu się to tylko wydawało, ale widział, jak ich wzrok się spotyka na moment przed wystrzałem.
Trzy celne kule trafiły "21" w głowę pozbawiając go życia. Rywal zniknął, a J-Hope odetchnął z ulgą i ze łzami w oczach. Kto by przypuszczał, że mimo zamkniętych powiek, wciąż uda mu się celnie trafić.
- Dwadzieścia dwa - powiedział ledwo słyszalnie i uśmiechnął się usatysfakcjonowany.
Szukał wzrokiem Jungkooka, który nie znajdował się już w tym samym miejscu co ostatnio. Dopiero teraz domyślił się czemu Jungkook nic nie zrobił. Młodszy wiedział, że strzał J-Hope będzie lepszy i celniejszy, więc zostawił to jemu, a sam pobiegł szukając innych graczy z EXO.
Pewność siebie i duma wypełniały szczęśliwe serce bordowo włosego chłopaka, który nie mógł doczekać się, aż zastrzeli kolejnego zawodnika. Teraz dopiero czuł, czym jest prawdziwa gra i poczuł tę satysfakcję z zestrzelenia innego gracza.
Nie musiał na to długo czekać, bo chwilę później postać z numerem "4" przebiegała od jednego drzewa do drugiego. Nerwowo, ale z nutą podekscytowania zmieniał miejsca bardzo szybko. J-Hope podniósł jeden kącik ust do góry i szykował się do kolejnego ataku.
- Dwadzieścia dwa - powtórzył, żeby nie zapomnieć.
Wzrokiem zbadał okolice i ku jego nieszczęściu w niedalekiej odległości znajdował się jeszcze jeden gracz. Tym razem z numerem "61", który powoli maszerował między dębami. J-Hope pomyślał, że to pewnie ze względu na ciężką broń, albo – co gorsza – lekceważącego stosunku do BTS i ogólnej opinii, że są słabą drużyną. Skrzywił się, na samą myśl o tym, że ktoś mógłby tak o nich pomyśleć.
Dlatego to jego wybrał na kolejny cel, "4" musi poczekać.
Spokojnie ustawił się i przygotował do strzału. Gdy idealnie wymierzył, wydał serię trzech pocisków, które były najbardziej celne i precyzyjne. Dla pewności zrobił to ponownie, ale tym razem wystrzelił, kierując w klatkę piersiową przeciwnika.
- Szesnaście - powiedział wpatrzony we wroga i otworzył buzię ze zdziwienia - nie trafiłem.
Ku zdziwieniu J-Hope, "61" dalej stał i jedynie dostał postrzał w ramię, który zabrał mu niewiele życia. Niestety dostrzegł bordowo włosego, który ukrywał się w szopie. Uśmiechnął się do niego i wyciągnął swój karabin maszynowy.
J-Hope z przerażeniem padł na ziemię.
- Kurwa, kurwa, kurwa. - Przykrył rękoma swoją głowę, a zaraz później w jego stronę poleciało kilkanaście strzałów. - Jak mam zliczyć ponad 100 pocisków? - krzyknął, ale jego głos został zagłuszony przez ostrzał.
Gdy pociski ucichły, on lekko podniósł głowę. Na zmianę pozycji miał około 5 sekund, tyle potrzebował "61" na przeładowanie magazynku. Nie miał zamiaru wstawać, przeczołgał się szybko pod ścianę i naładował broń.
- Dwadzieścia pięć - nerwowo przełknął ślinę i ruszył biegiem w stronę wyjścia. - Dlatego tak wolno się poruszał, czyli nie uważa nas za słabych graczy.
Po znalezieniu się na zewnątrz oparł się o drewnianą ścianę szopy i wciągał głośno powietrze. Odwrócił się i z przerażeniem dostrzegł, że celuje do niego "61" ze swoim karabinem. Znalazł go szybko, nagle okazało się, że jednak nie jest aż taki wolny.
"Nie mam szans" - pomyślał i zastanawiał się, czy to nie jest dobry pomysł, żeby błagać o swoje życie.
Dla J-Hope trwało to wieki, czekanie na kulkę pozbawiającą go życia i radości z dłuższej gry. Dłużyło mu się, jakby "61" specjalnie to przeciągał, czerpiąc satysfakcję z cierpienia i strachu gorszego gracza.
Ratunkiem dla zrezygnowanego gracza, który pogodził się ze swoim losem, okazał się Jungkook, który biegnąć oddał krótką serię niecelnych pocisków, przyciągając tym uwagę rywala, który stracił czujność i spuścił wzrok z J-Hope. Chłopak wykorzystał ten moment i trafił do "61" trybem automatycznym, marnując cały magazynek na strzał w głowę.
- Zero - powiedział J-Hope, gdy przeciwnik upadł, a potem zniknął.
Pobiegł do niego szczęśliwy Jungkook, a J-Hope złapał go za ręce i upadł na kolana.
- Myślałem, że tu kurwa umrę - powiedział zrozpaczony, na co szatyn tylko się zaśmiał.
- Wstawaj, musimy się przegrupować. - Jungkook pomógł mu wstać.
- Czekaj a co z "4"? Zastrzeliłeś go? - nagle przypomniał sobie o innym graczu, którego widział z szopy.
- Jaka "4"?
Zza drzewa wychylił się chłopak z rewolwerem w ręku. Celował w brzuch Jungkooka z cwaniackim uśmiechem.
- Znalazłem Was - powiedział, po czym przekręcił głowę na bok. - To Ty zabiłeś mojego Chanyeola?
Jungkook i J-Hope nie wiedzieli o kogo chodzi, jedynie domyślali się, że to ten chłopak, którego niedawno załatwił bordowo włosy, ale nie to było teraz ważne. Znowu znaleźli się w nieciekawej sytuacji.
Tkwili w bezruchu. Jungkook nie mógł się ruszyć, bo wiedział, że wtedy dostanie kulkę w brzuch, a J-Hope nie zdąży przeładować broni, co za tym idzie, zginie chwilę później.
Było tylko jedno wyjście i J-Hope wiedział, że jego rola teraz ma sens.
Nim chłopak z numerem "4" wystrzelił pocisk w brzuch Jungkook, J-Hope rzucił się, popychając szatyna lekko do tyłu, chroniąc tym od śmiertelnego postrzału.
Dostał kulę w brzuch i upadł na ziemię. Wróg zaskoczony zachowaniem bordowo włosego cofnął się nieznacznie i popatrzył na niego ze zdziwieniem.
Jungkook wychylając się zza postrzelonego J-Hope wystrzelił kilka pocisków, które poleciały obok jego głowy, trafiając "4" w okolice torsu. Chłopak zaskoczony zerknął w dół, a później na duet i rzucił im ostatnie pełne pogardy spojrzenie, po czym zginął i zniknął.
Szatyn ukucnął przy J-Hope, któremu cały czas uciekało życie. Rewolwer "4" zadawał pojedyncze śmiertelne strzały nie tylko w głowę, ale także w brzuch, więc chłopak dobrowolnie i pełni świadomie, poświęcił swoje życie dla kolegi z drużyny.
- Ej w końcu jestem twoją tarczą - powiedział to z uśmiechem na ustach, a później zostawił Jungkooka samego.
[ "21","4" i "61" - żuczki, ktoś poznaje te cyferki?
Jak nie to nie martwicie się, na koniec napisze wyjaśnienie xd]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top