Rozdział 7

Jakiś czas później po ostatnim zdarzeniu

- Night mógłbyś usiąść na dupie albo chociaż mi nie szturchać? - Warknąłem zirytowany tym, że mój przyjaciel cały czas chodził dookoła w formie smoka, przez co kilku razy szturchnął mnie swoim ogonem.

- Dobra uspokój się! Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem teraz podniecony tym, że znów będę mógł latać. - Na kilka sekund zamienił się w pół ludzką formę, żeby mi to powiedzieć. Kiedy skończył swoją wypowiedz, próbował, wzbić się do lotu co skończyło się, oczywistym wczesnym lądowaniem.

- Wiesz, to jest dopiero pierwszy projekt, nie jest powiedziane, że będzie działać od razu. - Powiedziałem, to tak naprawdę do siebie, tylko ominął mnie jeden bardzo ważny szczegół, o którym zapomniałem. Nikt nie ma tak dobrego słuchu jak on...

- Co?! Jak to przecież, mówiłeś, że przez prawie całe życie siedzisz w kuźni. - Zaskoczony moją uwagą, spanikowany podniósł na mnie głos.

- Takie coś robię pierwszy raz, nigdy nic nie zadziała idealnie po pierwszych zrobieniu. Wszystko zawsze potrzebuje jakieś poprawki. - Powiedziałem spokojnie, kończąc już lotkę mojego przyjaciela. Małymi krokami zbliżało się rano, myślę, że zdążymy jeszcze przetestować.

- Dawaj ogon. - Mruknąłem, odcinając zbędną część nitki. Nocna furia położyła swój ogon zaraz obok lotki. Przyłożyłem, kawałek materiału i stali, do ogona Nighta. Już widzę małe niedopatrzenie, w postaci małej szpary pomiędzy linią ogona a dorobioną lotką. Może się uda, chociaż kawałek polecieć. Gdy Night poczuł, jak zabezpieczający pas zacisnął się na jego ogonie, ruszył bez mojej zgody. Miałem nogi zaciśnięte na jego ogonie, przez co nie spadłem, kiedy smok szarpnął.

- O Japierdole! O kurwa! - Wydarłem się na cały głos, kiedy byliśmy już dobre pięć metrów nad ziemią.

- Ląduj! Ja chce dożyć jutra! - Pomimo tego, że krzyczałem tak głośno, jak mogłem, smok leciał dalej. Nie wiem, czy mnie ignorował, czy mnie po prostu nie słyszał. Po kilku sekundowym locie Night zaczął lecieć gwałtownie w dół, wydał z siebie niezrozumiałe ryk. Następnie wbiliśmy się w płytką wodę, która trochę zamortyzowała nasz upadek. Cieszyłem się, że moja lotka zadziała w jakimś stopniu, mimo to szok, jaki wywołał ten lot nadal mnie lekko trzymał. Zamiast się cieszyć, spojrzałem na Nighta, na jego mordzie widniał szeroki uśmiech. Woda sięgała mi do brody, a mojemu przyjacielowi klatki piersiowej.

- To działa! - Krzyknął, zamieniając się w formę hybrydy. Opuszczając ręce z powrotem do wody, opryskał mnie ją. Może zrobił to nieświadomie, ale oddałem mu, gdy woda do niego doleciała spojrzał na mnie, odwzajemniając uśmiech.

- Tak chcesz się bawić? - W mgnieniu oka, z całej siły zamachnął się skrzydłami, kierując potężną falę w moją stronę. Fala cała mnie pochłonęła, przez chwile miałem, problem ogarnąć położenie mojego ciała, ale koniec końców udało mi się złapać oddech na powierzchni.

- Przez chwile, myślałem, że cię utopiłem. Już miałem po ciebie nurkować. - Zaśmiał się krótko, po czym skierował się w stronę twardego gruntu. Gdy wyszedł z wody spojrzałem na jego ogon, brakowało na nim czegoś. No oczywiście nie było lotki.

- Ej Night, gdzie podziałeś lotkę? - Zapytałem go, przewidywałem, że po prostu po przemianie, zdjął ją i położył gdzieś.

- Co? - Zapytał zdezorientowany, spoglądając na swój ogon przez ramię. No pięknie...



Taki szybki rozdział, kapke nie chciało mi się pisać, ale trzeba coś wrzucić, pomimo tego że nikt na to nie czeka :D Miłego wieczoru.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top