Rozdział 5
Tydzień później
Przez ostatni tydzień dużo się działo. Szczególnie pomiędzy mną i Nightem, bo tak właśnie się nazywa pół smok, z którym spędziłem większość ostatniego tygodnia. Dużo rozmawialiśmy, ale to ja głównie zadawałem pytania, Nightowi wystarczyło spojrzenie mi w oczy, żeby zobaczyć, jak moje wyglądało. W sumie dziwna umiejętność chciałbym też tak umieć. Dowiedziałem się, że mój przyjaciel ma osiemnaście lat, czyli jest o trzy więcej ode mnie. Również podziało się kilka rzeczy w moim organizmie, zacząłem bardzo szybko rosnąć, do tego urosły mi mięśnie tak bez powodu, co mnie bardzo zdziwiło. Trzy dni temu mój ojciec wypłynął gdzieś na morze, nie wiem gdzie, nie obchodzi mnie. A teraz szedłem z kuźni w stronę domu Astrid, żeby wręczyć jej topór. Był taki sam jak poprzedni, który zniszczyła, tylko tym razem bez żadnych zdobień. Będąc pod drzwiami jej domu, zapukałem w nie. Kiedy po minucie nikt nie zareagował, zrobiłem to ponownie. Z takim samym efektem, zniecierpliwiony wbiłem topór we drzwiami, po czym udałem się do lasu. Jak zwykle szedłem tą samą trasą, gdy nagle usłyszałem głosy.
- Mówię ci, że teraz pewnie jest pod domem Astrid i czeka na nią. - Był to głos Mieczyka, wolnym krokiem udałem się w ich stronę, schowałem się za drzewem. Czekałem, na rozwój wydarzeń, po chwili przemówiła druga osoba.
- Zaraz tu będzie, za każdym razem idzie tędy i o tej samej godzinie, mówię ci! - Podniósł ton Sączysmark, spoglądając w stronę naszej wioski. Co oni chcą mi zrobić, lekko wychyliłem się zza drzewa, zobaczyłem tamtą dwójkę ze sztyletami w rękach. Chciałem już uciekać w stronę kruczego urwiska, ale nagle ktoś dotknął mojego ramienia. Gwałtownie odwróciłem się w stronę tej osoby, to była Astrid z nowym toporem w ręce.
- Dzięki za topór Czkawka. - Uśmiechnęła się w moją stronę, chciałem to odwzajemnić, ale chwile potem uśmiech znikł jej z ust. Uderzyła mnie trzonkiem w skroń, przez chwile straciłem orientacje. Kiedy ją odzyskałem, ruszyłem tak szybko, jak mogłem w stronę kruczego urwiska. Nie chce zginąć, gdy moje życie nabiera jakiegokolwiek sensu! Z każdym krokiem wysuwałem się coraz bardziej do przodu, gdy byłem już zmęczony ciągłym biegiem, zwolniłem krok i spojrzałem za siebie. Widziałem ich, patrzyli w moją stronę, na czele stała Astrid. Mogłem, nie robić jej tego topora.
- Młody co ty im zrobiłeś, że gonili cię przez pół lasu? - Usłyszałem głos nad sobą, po chwili Night wylądował przede mną.
- A teraz się pojawiłeś! Chcieli mnie zabić... Czaisz to, że czekali na mnie w lesie z bronią, gdyby nie to, że mam trochę lepsze zmysły już bym nie żył. Co ja mam teraz zrobić, przecież w wiosce też mogą mnie bez problemu zabić. - Nie wiedząc co robić zestresowany, złapałem się za skronie, po prawej stronie poczułem pieczenie. Spojrzałem na mój palec, była na nim ciemna krew.
- Czekaj. - Powiedział Night, po czym polizał swój kciuk i przejechał nim po mojej ranie. Jego ślina, nawet jako hybryda ma właściwości regenerujące, pomaga na każde rozcięcie albo otarcie.
- Ale czemu chcieli cię zabić? - Mruknął pod nosem, patrząc mi w oczy.
- Nie mam pojęcia... Mówiłem ci, jak to zawsze wyglądało.
* Wspomnienie * Przyda się dobra wyobraźnia.
Mam 10 lat, idę w stronę lasu z moim pamiętnikiem, żeby zrobić mapę. Kiedy już miałem wejść do lasu, przede mną pojawił się Sączysmark.
- O cześć rybi szkielecie. Wiesz co? Ostatnio nauczyłem się od Astrid fajnego chwytu. Chcesz zobaczyć, jak wygląda? - Zapytał, uśmiechając się, przerażony chciałem uciekać, ale zdążył złapać mnie za rękę. Następnie wygiął ją w bardzo bolesny sposób, z każdą chwilą wykrzywiał ją coraz bardziej, aż do jednego punkty. Wtedy w sekundę kość się złamała w taki sposób, że rozcięła całą skórę, wytryskując przy tym mnóstwo krwi. Widziałem, swoją własną kość, chwile po tym były już tylko obrazki. Mnóstwo krwi, ból i obojętny wzrok ojca.
* Koniec wspomnienia *
Jeszcze dwa tygodnie temu, miałem bliznę na całą długość kości łokciowej, ale po wydarzenia z Nightem to zniknęło.
- Może zostań na razie w lesie, jak ktoś przyjdzie, to się zajdzie głębiej, chodź. - Udał się w stronę kruczego urwiska, poszedłem za nim.
- Teraz mamy dużo czasu możesz pytać, o co chcesz. - Zwrócił się do mnie, kiedy go dogoniłem. W sumie mam pytanie, które ciekawi mnie od tygodnia.
- Tydzień temu spojrzałem na twój ogon i zauważyłem, że nie masz symetrycznego ogona, to tak powinno być? - Kiedy usłyszał coś o swoim ogonie, jego uszy lekko opadły, zanim zaczął mówić, krótko westchnął.
- Kiedy mnie zestrzeliłeś, tak nie fortunnie trafiłem w drzewo, że zerwałem całą lotkę. Teraz nawet latać nie mogę, bo od razu znosi mnie na lewo. - Powiedział smutnym głosem, patrząc na swój ranny ogon.
- A za ile ci ona odrośnie? - Zeskoczyliśmy razem do kruczego urwiska.
- Nigdy... -
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top