Rozdział 12
Night PoV
Przez kilka sekund, nawet nie drgnąłem. Liczyłem na to, że nikogo to nie obudziło. Gorzej było jak, ludzie zaczęli wychodzić z domów i kierować się w moją stronę. Na szczęście była noc, więc nie mogli nie zobaczyć.
- Za mną. - Szepnął do mnie Czkawka, lekko się schylając. Człowiek powolnym krokiem skierował się za jeden z domów. Gdy już byliśmy poza zasięgiem ludzi, pobiegliśmy sprintem w stronę lasu. Gdy już byliśmy w miejscu, w którym śpimy, mój przyjaciel zabrał się za składanie mojej lotki. Po kilku minutowej zabawie lotka była już złożona.
- A właśnie, jeszcze jedna rzecz. - Mruknął pod nosem, kierując się w stronę krzaków. Na chwile w nie wszedł, a po chwili wrócił do mnie, z czymś w rękach.
- Co to? - Najzwyczajniej zapytałem, widząc to coś pierwszy raz.
- Siodło. Muszę usztywnić mechanizm, żeby linka od zmiany kąta na lotce, była sztywna. - Odpowiedział, po czym patrzył na mnie wyczekująco.
- Co? - Zapytałem go, po minucie patrzenia na siebie nawzajem. Czkawka się zaśmiał.
- No zamień się, trzeba sprawdzić, czy wszystko pasuje. - Uśmiechnął się w moją stronę. Zmieniłem swoją formę na smoka. Mój przyjaciel założył na mnie siodło, w sumie jakoś nie przeszkadzało przy podstawowych ruchach, więc chyba jest dobre.
- I co wygodne? - Zapytał, lekko naciągając je. Kiwnąłem głową lekko na tak. Od razu zabrał się za montowanie mechanizmu. Z tym już się dłużej bawił, kilka razy musiałem zmieniać pozycje, do tego kilka razy wbił mi metal w ciało, co nie było najprzyjemniejsze. Gdy już wszystko było gotowe. Czkawka wsiadł na siadło, a ja poczułem lekkie dociążenie.
- No dobra, startuj. - Powiedział, klepiąc mnie po szyi. Krótko się rozpędziłem, po czym z całej siły wybiłem się górę. Kilka razy zamachnąłem się skrzydłami, żeby wzbić się wyżej. Od razu poczułem, że lekko ściąga mnie na lewo. Spojrzał na mój ogon, lewa lotka nie była rozciągnięta do końca. Warknąłem na mojego przyjaciela. Po chwili poprawił swój błąd, a ja mogłem przyspieszyć. Przygotowałem się do pierwszego zakrętu, lekko przychyliłem się na prawo. Równocześnie minimalnie, składając lotkę. Czkawka zostawił moją lotkę w takiej samej pozycji, przez co zaczęliśmy spadać. Próbowałem coś zrobić, żeby nasze spotkanie z ziemią nie było bardzo bolesne, ale nic nie mogłem zrobić. Nagle mój „kierowca" rozłożył lotkę, otworzyłem skrzydła na pełną szerokość i skierowałem swój lot w górę. Przez ten ostry manewr, Czkawka wyleciał z siodła, spadł na ziemie z wysokości dwóch metrów. A ja leciałem prosto na drzewo, bez możliwości uniknięcia go, uderzyłem w nie. Spadając, starałem się wylądować na łapy, żeby nie uszkodzić całego mechanizmu. Spotkanie z ziemią było twarde, a jakie miało niby być? Gdy już odzyskałem orientacje w terenie, pobiegłem w stronę Czkawki. Po chwili byłem obok niego, siedział lekko zdezorientowany na ziemi.
- Wszystko z tobą dobrze Night? - Zapytał, kiedy mnie zobaczył. Próbował wstać, ale od razu się przewrócił. Podłożyłem moją głowę pod niego, amortyzując jego upadek.
- Czekaj chwile, daj mi dojść do siebie. Zaraz ci to zdejmę. - Mruknął, głaszcząc mnie po głowie. Jakie to jest przyjemne, położyłem się obok niego i go polizałem, na co on się zaśmiał.
O kurwełe już prawie 2.7k wyświetleń pod książką, nie spodziewałem się, że tyle ludzi nadal coś czyta o jws. Zrobiłbym maraton, ale wrzucam rozdziały od razu gdy je napisze xD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top