Rozdział 10
Night PoV
Siedząc sobie spokojnie w lesie, usłyszałem ryk smoka, najpewniej nocnej furii. To był jedyny powód dla którego, w ogóle zwróciłem uwagę na ten dźwięk. Szybko podniosłem się z ziemi i udałem się w stronę smoka, przy okazji zamieniając formę na smoka. Odległość, jaka mnie dzieliła od celu, to było około kilometra. Gdybym latał, to już bym tam był, ale przez to Czkawkę o lataniu mogę sobie jedynie pomarzyć. Przez cały czasu nasłuchiwałem otoczenia, smok mógł być już gdzieś obok mnie. Po chwili usłyszałem ludzkie kroki, człowiek poruszał się w miarę szybko, a na sobie miał zapach nocnej furii. Czyżby jakaś nocna furia polowała na człowieka? Tylko po co? Gdy zapach już był blisko, zwolniłem tempo biegu i zacząłem się oglądać dookoła. Do czasu, aż nie zauważyłem znajomej sylwetki, która była lekko pochylona. Zmieniłem swoją formę na hybrydę. Ruszyłem w jego stronę, gdy pod mają nogą, pękł patyk, Czkawka skierował, swój przerażony i dziki wzrok na mnie. Jego wzrok był inny, nie taki jak wcześniej spokojny i opanowany, tylko dziki jak u smoka, do tego cały czas głęboko dyszał.
- Czkawka? - Zapytał ktoś za nim. Szybko schowałem się z drzewem, lekko wychylając głowę. Po chwili zrobiłem się niewidzialny i bezszelestnie zmieniłem swoją pozycję na taką, że widziałem Czkawka, oraz osobę która przyszła. A była nią samica z gatunku człowieka.
- Czkawka? Słyszysz mnie? - Słońce padało tak, że jego twarz była prawie niewidoczna, poza dwoma małymi szczegółami. Jego oczy świeciły na kolor szmaragdowy, dziewczyna nie mogła tego zobaczyć, bo był do niej odwrócony plecami. Zlustrowałem jego ciało wzrokiem, skupiłem się na jego ręce, która była nienaturalnie czerwona.
Krótki dziś, myślę że w najbliższym czasie wrzucę kolejny
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top