13. - Nie... nie...

Stiles jak najszybciej skakał na jednej nodze. Cały czas płakał, nie mógł uwierzyć, że Theo go tak okłamał i zrobił coś jego tacie. Nie miał pojęcia, co robić i bardzo się bał. Szeryf był jego jedyną rodziną i po prostu nie mógł go stracić.

Zrezygnowany usiadł na ławce, nie powstrzymywając łez. Serce biło mu strasznie szybko, cały drżał. Nie wiedział, co robić, krótko mówiąc był w gównie.

Wytarł łzy i rozejrzał się. Siedział na ławce w parku, nigdzie nie było ludzi. Spojrzał na zegarek i westchnął cicho. Była dwudziesta druga, nie miał po prostu czasu. Pragnął już znaleźć tatę, zasnąć i się nie obudzić. Nikogo już nie miał. Scotta, Lydii, Malii... Chciał do nich zadzwonić i powiedzieć o tym, ale za bardzo się bał.

Jego telefon zawibrował. Spojrzał na wyświetlacz i postarał się uspokoić. Dzwoniła Melissa, mama McCalla.

- Tak? - zapytał drżącym od emocji głosem.

- Stiles? Twój tata jest w szpitalu.

Ulga jaką poczuł była niedoopisania. John był bezpieczny.

- Tak? Już jadę! - krzyknął i niewiele myśląc, rozłączył się.

Włożył telefon do kieszeni, wstając.
Zaczął iść w kierunku szpitala.

*

- Melissa! - krzyknął do kobiety, odwróconej do niego plecami.

Czarnowłosa szybko do niego podbiegła.

Wyglądała na bardzo zmartwioną, zdenerwowaną. Stiles zaczął się odrobinę bać.

- Wszystko z nim dobrze? - zapytał cicho. Z jednej strony chciał znać odpowiedź, a z drugiej strach go paraliżował.

- Chodź, tylko powoli - powiedziała i razem ruszyli windą na górę.

Stilinski drżał, ledwo dał radę ustać podparty o kulę. Czuł ogromne zmęczenie i chciał już spotkać się z ojcem, który powie mu, że jest dobrze.

Wyszli z windy i podeszli do dużych drzwi, przez które Stiles zobaczył tatę.

Szeryf wyglądał okropnie. Był podłączony do kilku maszyn, nieprzytomny i blady jak ściana. Gdyby nie te głupie kabelki, brunet mógłby powiedzieć, że jest martwy.

- Co z nim? - Jego głos drżał, patrzył zszokowany na Johna.

- Nie wiemy - odpowiedziała Melissa. Położyła dłoń na jego ramieniu.

Stiles chciał tylko płakać, ale wiedział, że musiał być silny.

- Usiądź tutaj i poczekaj. Zaraz przyjdzie lekarz.

Chłopak kiwnął głową i wykonał polecenie. Nawet nie wiedział, kiedy zasnął.

*

Obudził się jakąś godzinę później. Był to w pewien sposób idealny moment, ponieważ lekarze biegli do sali jego taty.

Co jest? zapytał siebie w myśli.

Wstał jak najszybciej i podszedł bliżej. To, co zobaczył było... po prostu straszne. Wszędzie lekarze, pielęgniarki, wśród których zauważył Melisse. Położył szybko dłoń na klamce od drzwi i chciał je otworzyć, jednak w ostatniej chwili się powstrzymał. Nie mógł tam wejść, ponieważ i tak został by wyrzucony. Nigdy nie bał się tak jak wtedy.

I wtedy zdarzyło się coś strasznego. Wszyscy, po drugiej stronie, przestali się ruszać. Stiles poczuł się słabo i wiedział co się stało, ale miał jeszcze nadzieję.

Z sali wyszła Melissa, która miała łzy w oczach.

- Co się dzieje? - zapytał szybko.

- Stiles... on... on. - Nie dała rady tego powiedzieć. John był jej przyjacielem, którego właśnie straciła. Była przy jego śmierci.

- Nie... nie...

Jego serce w jednym momencie pękło, a w drugiej zaczęło bić z prędkością światła. Łzy już płynęły jego po policzkach, a on sam prawie zemdlał.

Drżącymi rękami otworzył drzwi i wszedł do sali. Nikt go nie powstrzymał, pielęgniarki odsunęy się od martwego ciała.

Usiadł na jego łóżku i po prostu się do niego mocno przytulił. Nie mógł w to uwierzyć. Ta strata była tak bolesna, że nie był w stanie o niczym innym myśleć.

- Kocham cię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top