10. Chyba jeszcze nigdy ci tego nie powiedziałem

- Theo, możesz przestać? - zapytał Stiles, kiedy chłopak zaczął mówić mu o tym, jaki to jest nieostrożny. Niechcący potknął się na schodach i prawie z nich upadł.

- Nie, nie mogę. Chcesz sobie zrobić coś w drugą nogę? - mruknął, podtrzymując Stilinskiego, by ten nie spadł w dół.

- Już nie rób ze mnie takiej kaleki! - warknął Stiles, zaciskając ręce na koszulce swojego chłopaka, starając się uratować przed wypadkiem.

- Stiles, zaraz tajemniczo zlecisz z tych schodów, jeśli nie przestaniesz się ze mną kłócić!

Stilinski westchnął głośno i z niezadowoloną miną przestał z nim dyskutować. Był bardzo zły. Nogę miał obandażowaną, musiał smarować ją jakąś ohydną maścią przez dwa tygodnie i do tego wszystkiego, ledwo się poruszał. Nie dał rady sam poruszać się po szkole, a na wyleczenie kostki musiał czekać co najmniej trzy tygodnie. Po prostu świetnie.

Theo pomógł mu usiąść w ławce, nie próbując ukryć złości.

- Jeśli jutro nie weźmiesz tych pieprzonych kul, to przysięgam, że zostawię cię samego na środku ulicy!

- Oj, nie przesadzaj.

- Nie przesadzaj! Nie rozumiesz, że po prostu się martwię?

- Nie musisz. - Stiles spuścił głowę w dół, nie chcąc spojrzeć w oczy ukochanego.

- Nie muszę się martwić? - zapytał, unosząc jedną brew w górę. - Przecież ostatnio widziałem, jak płakałeś w poduszkę i mówiłeś, że jesteś beznadziejny. Przyjmujesz się śmiercią Donovana, a tak naprawdę to była samoobrona. Rozmawiałeś przecież ze swoim tatą, nie? On ci wybaczył, więc czemu ty nie dasz rady?

Stiles westchnął cicho i spuścił głowę.

- Proszę, nie mówmy o tym.

Z jakiegoś powodu, nadal czuł się winny. Już nawet nie chodziło o samo morderstwo, tylko poczucie winy. Okłamywał przyjaciół, którzy bardzo się martwili.

- Pamiętaj, nie unikniesz rozmowy ze Scottem - mruknął Raeken i odwrócił wzrok.

Stiles doskonale to wiedział, Theo nie musiał mu o tym przypominać. Tylko zdołował się bardziej.

Blondyn z cichym westchnieniem, objął go ramieniem.

- Mogę przyjść wieczorem? - zapytał.

Stiles spojrzał na niego niepewnie, jednak po chwili zastanowienia się zgodził.
Nie wiedział czemu, ale Theo zdawał się ostatnio być... inny. Jakby fałszywy.

Nie, musi mi się wydawać, pomyślał i uśmiechnął się lekko do swojego chłopaka.

*

Theo uśmiechnął się lekko, kiedy wszedł przez okno do pokoju Stilesa. Pocałował go w policzek i dał mu białą różę.

Stilinski zarumienił się, przyjął kwiatka i przytulił do Raekena.

- Czemu wszedłeś przez okno? Tata ma nocną zmianę.

- Drzwi były zamknięte, a nie chciałem, żebyś szedł specjalnie mi otwierać - mruknął.

Stiles zaśmiał się cicho, chwytając dłoń Theo i zaplatając w nią swoje palce.

- Kocham cię - powiedział, a później parsknął śmiechem. - Chyba jeszcze nigdy ci tego nie powiedziałem.

Raeken pocałował go w czoło, a następnie wymruczał cicho

- Ja ciebie też. Naprawdę bardzo, bardzo mocno.

Stiles położył się na łóżku, czekając aż jego ukochany zrobi to samo. Theo położył dłoń na jego policzku i złożył pocałunek na jego skroni.

Blondyn przytulił do siebie bruneta, zamykając oczy. Oboje po paru dłuższych chwilach już spali.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top