1. Łąka

Stiles Stilinski usiadł na miękkiej, zielonej trawie. Słońce grzało wysoko na niebie, otulając całe jego ciało, a delikatny wiatr zdmuchnął mu z twarzy włosy. Kwiaty, które porozrzucane były po całej łące, łaskotały jego ręce; było mu tak przyjemnie, że postanowił zakopać się w bujnej trawie i chwilę poleżeć. Opadł na plecy, kładąc dłonie na klatce piersiowej, a nogi prostując. Popatrzył prosto w żółtą palmę na niebie, pomimo jej jasności. Chwilę wytrzymał bez mrugania, jednak po chwili uległ. Wpatrywanie się później w słońce nie było takie przyjemne, jak chwilę wcześniej, wręcz drażniące, więc zamknął oczy i zaczął rozkoszować się chwilą.

Dokładnie trzy minuty później poczuł ruch po lewej stronie ciała. Ktoś położył się obok Stilesa, rujnując jego spokoju i ciszę.

Chłopak odwrócił głowę, by spojrzeć na towarzysza. Spiął się, gdy zobaczył uśmiechniętą twarz Theo Reakena.

Theo nie skrępowany przesunął się bliżej kolegi, chwytając jego bladą dłoń. Zaplątał ją w swoje palce, całując delikatnie. Stiles westchnął sfrustrowany.

- Theo, mówiłem ci, że nie chcę się z tobą spotykać. Masz jakiś problem ze słuchem? - zapytał, próbując wyrwać rękę z mocnego uścisku.

Jeszcze tego mu brakowało. Reaken zaczął się do niego przystawiać jakiś czas temu. Biedny, zakochał się w Stilinskim, który nie był nim zainteresowany. Praktycznie codziennie mówił mu jaki jest przystojny, miły, czuły i że go kocha. Stiles próbował go delikatnie spławić, jednak Theo nie chciał odpuścić. Zaczęło go to coraz bardziej irytować.

- Prawdziwa miłość nigdy nie umiera - powiedział uśmiechając się szerzej Theo. Obrócił się na prawy bok i przytulił do zrozpaczonego Stilesa.

- Theo, ja... - zaczął, ale odpuścił sobie, ponieważ nie chciał sprawiać mu przykrość. Chłopak się starał i nie chciał stracić go tak szybko. Stilesowi było po prostu przykro, widząc jego zaangażowanie.

Objął Theo ramieniem i przyciągnął bliżej. Chłopak zamruczał cicho w jego bok, pocierając przy okazji w tamtym miejscu nosem. Jednak jemu to nie wystarczało. Podniósł lekko lewą nogę i położył na Stilinskim, oplatając go w pasie. Przyczepił się do niego jak pijawka, która za wszelką cenę nie chciała puścić.

Leżeli tak dosłownie piętnaście minut, aż w końcu Stiles wstał do pozycji siedzącej.

- Theo, ja naprawdę nie chcę sprawić ci przykrości, ale nie jestem tobą zainteresowany.

Reaken również usiadł, ale ponownie splótł ich dłonie.

- Ależ skarbie, przecież wiesz, że cię kocham. Zrobię dla ciebie wszystko.

Stilinski spuścił głowę.

- Nie mów tak. Pokochasz kiedyś kogoś, kto równie mocno pokocha ciebie.

- Nie podobam ci się? - zapytał smutno.

- To nie tak, że mi się nie podobasz. Po prostu nie kocham cię.

- Ale chociaż spróbuj mnie pokochać.

- To nie takie...

Nie dokończył, ponieważ Theo delikatnie złączył ich usta. Właściwie, nie. On łapczywie przywarł do niego, popychając zdezorientowanego Stilesa na ziemię. Usiadł na nim okrakiem pochylając się do kolejnego mocnego i namiętnego pocałunku. Na początku smakował tylko jego usta, a potem zaczął cmokać całą jego twarz, a na koniec szyję. Tam już nawet nie próbował się hamować - zrobił mu kilka malinek. Oblizał całą jego szyję, okazjonalnie zatrzymując się w przypadkowym miejscu. W międzyczasie jego ręce znalazły się pod za dużą koszulką Stilesa - badał jego brzuch, co jakiś czas zahaczając palcami sutki. Poruszył się, szukając tarcia. Jęknął cicho w szyję Stilinskiego.

Może wszystko poszłoby dalej, gdyby nie fakt, że Stiles opamiętał się w porę.

- Theo - wycharczał, próbując usiąść. Parę sekund zajęło mu oderwanie od siebie chłopaka.

- Co się stało? - zapytał spokojnie, nadal siedząc okrakiem na Stilesie.

- My nie możemy. Ja cię...

- Gdybyś mnie nie kochał, nie pozwoliłbyś mi się całować - mruknął, wstając. Pocałował Stilinskiego w czoło i powiedział. - Do widzenia.

I odszedł, pozwalając Stilesowi upaść na trawę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top