{ 2 } Dorwać

   Sadystyczna aura otaczała mnie i moją ławkę. Była tak bardzo odczuwalna, że cała klasa siedziała cichutko, opętana przez strach jaki na nich wywierałem. Nawet nauczyciel drżącymi dłońmi zapisywał słowa na tablicy z taką ostrożnością, jakby jedno piskliwe skrobnięcie miało spowodować moją eksplozje.

   Z czasem zauważyłem, że ta głupia istota wystarczyła, by tak bardzo mnie wpienić. Jedna głupkowata obelga na temat moich brwi i już na samo wspomnienie tego, aż cały wrze ze złości. Nie mam problemu ze swoimi brwiami, gdybym tak było starałbym się coś zrobić, to ona jest moim problemem. Nie wiedząc czemu czuję, że musi zapłacić za to co zrobiła.

   Siedzi sobie spokojnie na dupie przede mną, rozsiewając absolutne przeciwieństwo mojej aury. Skubana dawała radę uciekać mi przez trzy dni, ale dziś się jej nie uda. Obmyśliłem plan, który za niedługo wcielę w życie.

   W końcu zadzwonił dzwonek. Większość uczniów, łącznie z nauczycielem, uciekli w popłochu z klasy. Zerwałem się z miejsca i uderzyłem dłonią o blat ławki dziewczyny, grodząc jej tym samym drogę ucieczki. Obok niej były okna, teraz na pewno mi się nie wywinie.

   Kpiący uśmieszek wkradł mi się na twarz, lecz nie trwał on zbyt długo. Zostałem kompletnie zignorowany. Siedziała sobie spokojnie, przeglądając notatki z lekcji. Ona sobie żartuje? Jeszcze niedawno wiała przede mną nie wiadomo gdzie, a teraz, jak mam ją na wyciągnięcie ręki ona nawet nie stara się uciec.

- Hej - pacnąłem ją w głowę, chyba trochę za mocno, ale co mi tam. Ważne, że podziałało i raczyła na mnie spojrzeć.

- Coś się stało? - spytała niewinnie, wlepiając we mnie te niebieskie oczy.

- Ty się stałaś - odparłem, gniewnie marszcząc brwi.

Nagle parsknęła śmiechem z niewiadomego powodu.

- Z czego rżysz, babo? -

- Twoje brwi... Są śmieszne -

- Ty... - Szarpnąłem ją za kołnierz koszuli, przyciągając ją bliżej siebie.

- Co "ja"? - zachichotała, cmokając mnie w nos.

   Byłem tak oszołomiony, że puściłem jej koszulę i zablokowałem się we własnym umyśle. O co jej chodzi? Co to miało być?

   Nim się obejrzałem dziewczyna stała w drzwiach.

- Tak przy okazji, na urodziny kupię ci wykaszarke do tych brwi! - krzyknęła i znikła uciekając w głąb korytarza.

   Stałem w miejscu. Dziś nie mam siły za nią latać. Dla niej to tylko głupia zabawa, racja? A ja stałem się jej zabawką, mylę się? Wątpię. Ta dziewczyna jest zagadką, do której odkrycia niezbyt mi się chce dążyć.

***

   Będąc samemu w klasie przeglądałem notatki w zeszycie, a raczej starałem się to robić. Śmiech tej parszywej istoty przeplatał się w mojej głowie niczym zepsuta taśma filmowa. Nie ważne jak bardzo chcę zignorować istnienie tego babsztyla, to tego się nie da. Tak bardzo zruszyła mi nerwa, że nie mogę w spokoju przejrzeć głupich notatek.

   Zemsta powinna mi poprawić humor. Muszę opracować plan idealny, który sprawi, że zniszczy kompletnie tą dziewczynę.

- Ma-Ko-To - Ten głos. I znów czuję jak wzrasta mi ciśnienie.

   Spojrzałem gniewnie na osobę stojącą obok mojej ławki. Doznałem lekkiego szoku gdy ją zobaczyłem. Mundurek miała cały brudny od kurzu i ziemi, kolana pozdzierane, podobnie jak nos, tyle że mniej.

- A tobie co? - spytałem, choć niezbyt interesowało mnie co się stało.

- Wyjebałam się uciekając przed starszakami, ale to nieważne. Mam pytanie -

- Byle szybko - I spieprzaj, dodałem w myślach.

- Jesteś mądry, prawda? - To miała być kolejna obelga z jej strony?

- Nabijasz się ze mnie? Chcesz bym znowu latał za tobą po korytarzu? -

- Nie. Po prostu chcę byś sprawdził mi pracę domową -

- Idź do nauczyciela - Wróciłem wzrokiem do swoich notatek.

- Ale ja muszę mu ją oddać i nie chcę mieć nic źle. Sprawdź je nim się przerwa skończy - Klepała mi zeszytem po głowie. Nie dam się jej sprowokować... Nie dam się jej.... Kurwa!

- Daj mi to - Wyrwałem jej zeszyt, przeglądając dokładnie zadania. Głupia, po co mnie prosi o sprawdzenie skoro wszystko ma idealnie. Chociaż...

- Tutaj wpisujesz czwórkę - Szybko poprawiłem błąd. - Reszta jest dobrze - Oddałem jej własność.

   Zobaczyłem jej uroczy uśmiech na twarzy. Pogładziła mnie po głowie dodając ciche "dziękuje" i odeszła do drzwi.

- I lepiej idź do pielęgniarki - Po chwili zdałem sobie sprawę, że powiedziałem to na głos. Dziewczyna zatrzymała się, spoglądając na mnie.

- Martwisz się? - spytała złośliwie.

- Weź już spieprzaj - Rzuciłem w jej stronę piórnikiem, ale chybiłem.

- To dodatkowe podziękowanie - Podniosła piórnik. Ucałowała go i rzuciła, trafiając nim w moją głowę. - Naucz się rzucać, koszykarzu - dodała, znikając za drzwiami.

   Wpieniła mnie i to bardzo. Mógłbym teraz za nią pobiec, ale zrezygnowałem. Wpadłem na idealny plan. Niestety, będzie on wymagał poświęcenia, lecz warto będzie. Chociaż to później.

   Wstałem z krzesła, kierując się do wyjścia.

- UTA! ODDAWAJ MI MÓJ ZESZYT! -

********************************

I jeszcze jeden rozdział na dziś :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top