6. Myosotis
W sali zapanowała ciężka cisza, która zawisła nad nimi jak burzowe chmury nad morzem. Bogowie patrzyli na Delię, a ich milczenie zdawało się niepokojące. Nawet w tej chwili, wśród istot, które przez całe jej życie były jedynie legendą, Delia nie mogła pozwolić sobie na to, by ulec. Ta rzeczywistość wydawała się zbyt nieprawdopodobna, zbyt odległa od wszystkiego, co znała. Owszem, była piękna, nawet przerażająco piękna, ale wciąż pozostawała dla niej czymś nierealnym.
Zeus patrzył na nią przez chwilę, jego twarz wykrzywiła się w grymasie, który można było odczytać jako mieszankę frustracji i rozbawienia. Ten bunt, który widział w jej oczach, najwyraźniej go intrygował. Nie był przyzwyczajony do tego, by ktoś stawiał mu opór — zwłaszcza ktoś, kto miał być zaledwie śmiertelniczką.
— Nie musisz wierzyć — powiedział Zeus, a jego głos był teraz cichszy, bardziej niebezpieczny. — Ale to nie zmienia faktów. Jesteś tutaj, Delio. To, co widzisz, nie jest snem. To twój świat. Twoje przeznaczenie. — Przysunął się o krok bliżej, a z jego słów emanowała groźba. — Nie możesz uciec przed tym, kim jesteś.
Delia poczuła, jak adrenalina uderza jej do głowy. Gniew narastał w niej, wzmocniony nie tylko przez absurdy, które właśnie słyszała, ale i przez rosnącą presję wokół niej. Wszyscy ci bogowie — ich spojrzenia, pełne sądu i wyczekiwania, drażniły ją coraz bardziej. Oni naprawdę wierzyli, że mogą kontrolować jej los. Ale Delia była inna, nie pozwalała sobie na to, by poddać się woli innych, zwłaszcza kiedy tak wyraźnie próbowano jej narzucić rolę, której nie chciała przyjąć.
— Przeznaczenie? — zapytała z niedowierzaniem, jej głos stawał się coraz mocniejszy. — To zabawne, jak łatwo rzucacie tym słowem. Ale to ja decyduję o swoim życiu, nie wy. Wiem, kim jestem. Jestem Delia Hadwyn, nie Asphodelia. — Jej oczy zapłonęły gniewem, jakby te słowa były jej wyzwaniem rzuconym nie tylko Zeusowi, ale i wszystkim, którzy stali wokół.
Bogowie na trybunach zaczęli szeptać, ich głosy przypominały fale oceanu rozbijające się o brzeg. Ich ciche rozmowy niosły echo po całej sali, ale Delia nie słuchała. Czuła, że przyszedł moment, w którym musi postawić granicę — dla siebie i dla nich.
— Co takiego czyni mnie tak wyjątkową, że cała ta iluzja musi istnieć? — Z jej głosu wybrzmiewał teraz wyraźny sarkazm. — Dlaczego teraz? Dlaczego wybraliście mnie? A jeśli naprawdę mam w sobie jakąś cząstkę... was, to co z tego? Nie będę waszą marionetką. Żadne "przeznaczenie" nie zmusi mnie do życia w świecie, który nie jest mój.
Delia odetchnęła głęboko, próbując stłumić narastające w niej uczucia. Słowa Zeusa brzmiały jak daleka, natrętna melodia, której nie mogła się pozbyć. Z jednej strony kusiły ją obietnice, które składał, z drugiej jednak jego słowa były niczym łańcuch, próbujący ją związać i wciągnąć w świat, którego nigdy nie chciała poznać.
— Choć twoja matka cię ukryła, nigdy nie przestaliśmy cię wypatrywać i czuwać nad tobą — kontynuował Zeus, jego ton był teraz bardziej rzeczowy, niemal łagodny, jakby chciał ją przekonać, a nie przymusić. — Strzegliśmy cię z ukrycia, bo zawsze byłaś naszą cząstką. Twoje miejsce było tutaj, na Olimpie. To tu miałaś dorastać, poznawać swoje dziedzictwo, odkrywać swoje możliwości. Ale twoja matka... — Zeus zamilkł na chwilę, jakby wahał się, co powiedzieć dalej. — ...wybrała inaczej.
— Moja matka — powtórzyła Delia, przyglądając się Zeusowi badawczo. — Jeśli to, co mówisz, jest prawdą, to dlaczego nic mi nie powiedziała? Dlaczego pozwoliła mi dorastać w nieświadomości, jak gdybym była... zwyczajną śmiertelniczką?
Zeus spojrzał na nią, jego wzrok był przenikliwy, ale nie było w nim gniewu.
— Twoja matka wiedziała, że twój los jest niebezpieczny. Że twoje istnienie przyciąga uwagę sił, które pragną wykorzystać twoją moc. Wiedziała, że jeśli zostaniesz tu wychowana, twoje życie stanie się częścią wiecznej walki o władzę i przetrwanie — powiedział, a w jego głosie brzmiała szczera troska.
— I tak jak życzyła sobie moja matka, pozwól mi wrócić do mojego świata. Mam swój dom, który pozostał mi po niej, tam zamierzam żyć, mam przyjaciół, pracę i...
— Tam już nic na ciebie nie czeka — przerwał jej Zeus, a jego spojrzenie jeszcze bardziej złagodniało. — Twoje życie w tamtym świecie zostało wymazane.
— Chyba czegoś nie rozumiem?
— Zważ jak się odzywasz do Zeusa, mieszańcu! — Ktoś warknął z trybun. Po głosie Delia rozpoznała mężczyznę, ale nie odważyła się na niego spojrzeć.
Zeus w żaden sposób nie zareagował na ten wybuch jednego z bogów, doskonale zdając sobie sprawę, kto się odezwał. Całkowicie skupił się na Delii, badając jej reakcje. Rozglądała się dookoła, poszukując punktu zaczepienia, pozwalające pozostać jej przy zdrowych zmysłach. Tak bardzo wolała wierzyć, że uderzyła się w głowę, zostawiając Olimp jako mit i wymysł starożytnych Greków. Po części Zeus rozumiał jej przerażenie maskowane sarkazmem i wyuczoną pewnością siebie, ale nie pozwolił się oszukać. Widział narastającą panikę w jej dwukolorowych oczach. Zmrużył oczy na widok srebrnego oka i drugiego niebieskiego.
Ujął podbródek Delii, nakazując jej spojrzeć mu w twarz. Zadrżała pod jego dotykiem, nie ufając mu ani nawet już samej sobie. Jednym ruchem dłoni usunął soczewkę z oka Delii, odkrywając cudowne, srebrne oczy, wskazujące na prawdziwe pochodzenie Asphodelii. Wezbrały w nich łzy, na co Zeus westchnął, ponownie cofając się o krok.
— Jak to... nic na mnie tam nie czeka? — wydukała, coraz słabszym głosem.
— Miasto, w którym dorastałaś było stworzone przez twoją matkę i połączone z tobą, sięgając do stu kilometrów. Ktoś dalej zapominał lub nie wiedział o istnieniu miasteczka. Gdy przyleciałaś do Grecji, odsunęłaś się od nich, przekraczając sto kilometrów, miejsce zniknęło, a ludzie zapomnieli o tobie, poczuli nagłą potrzebę przeprowadzki i rozeszli się po świecie, nie pamiętając, że kiedykolwiek z tobą rozmawiali.
Serce Delii zakuło boleśnie. Gdyby nie to, że już siedziała na ziemi, upadłaby ponownie z wrażenia. To dlatego Damien nie dzwonił, nie odpisywał, a gdy w końcu odebrał, nie poznał jej. Naprawdę wierzyła, że tak się na nią śmiertelnie obraził, że postanowił udawać. Prawda okazała się boleśniejsza i straszniejsza. Damien Hatt zapomniał o Delii Hadwyn. Ich wspólne dzieciństwo i przeszłość nie miały znaczenia. Wszystko za sprawą intrygi bogów.
— Czuwaliśmy nad twoim bezpieczeństwem, gotowi, aby ujawnić się w razie konieczności, nawet wbrew woli twej matki — kontynuował Zeus.
Żadne słowa nie mogły zmusić Delii do uwierzenia, że bogowie opisywani jako zawistni, mściwi, nie bezinteresowni, zdradzający siebie nawzajem, mieli niby dbać o dobro śmiertelniczki? Dobre sobie! Gdzie niby byli, gdy Bridgette umierała a siedemnastoletnia Delia musiała pracować, aby dalej mieszkać w rodzinnym domu i mieć, co zjeść? To Damien jej pomagał, przynosił posiłki, dbał o nią — nawet teraz o tym nie pamiętając. I to jedyna rzecz, do której bogowie się przyczynili.
—Wy nie czuwaliście — sprzeciwiła się Delia, w końcu odzyskując siłę głosu, już nie będąc tak zdruzgotaną jak na początku sprawiała wrażenie. — Wy kontrolowaliście. Tańczyłam jak mi zagraliście, bo taki był wasz kaprys. Wygrana w loterii również nie była dziełem przypadku, ukartowaliście to!
— Ośmielasz się oskarżać nas, gdy okazaliśmy ci taką wspaniałomyślność? — żachnęła się kobieta, która po wypowiedzeniu tych słów, zjawiła się u boku Zeusa. Jej błękitne oczy ziały taką pogardą, że nie musiała nic mówić, a i tak Delia odczułaby jak bardzo bogini przed nią, gardzi jej osobą. — Okazaliśmy ci dobroć, pomimo zdrady twej matki! Porzuciła panteon, aby ukryć bękarta!
— Hera! — warknął ostrzegawczo Zeus. — Wystarczy! Wiesz, co myślę o tym określeniu! Nikt nikogo nie porzucił.
— Czyżby? Zatem zapytajmy pozostałych, gdzie nasza siostra, córka, ciotka? Gdzie ona jest? Zmarła jak śmiertelniczka, oddając boskość, by ukryć dziecko przed przepowiednią mojr, bo bała się jej wielkości!
— Hera, wystarczy — ostrzegł ją po raz ostatni Zeus. — Ona nie godziła się po prostu, aby oddać własną córkę Hadesowi.
Hades? Kolejny bóg grecki znany z mitologii greckiej — władca umarłych i podziemi, sprawujący władzę od Tartaru po Pola Elizejskie. Czy on również gdzieś tu zasiadał? I czemu nagle Hera wspomniała o nim?
— Nie jestem bękartem — odezwała się Delia, niegrzecznie przeszkadzając dwójce bogów się kłócić, ale nie zamierzała tu stać jak słup soli, czekając, aż coś postanowią w jej sprawie. — Jestem córką Bridgette Hadwyn.
Hera spojrzała na Delię z wyraźną kpiną. Oczywistym było, że każdy tutaj w sali tronowej — nie licząc samej Delii — wiedział o prawdziwej tożsamości jej matki, ojca zresztą też. Ona sama nigdy go nie poznała, a Bridgette nie lubiła o nim wspominać, poza tym, że była owocem ich miłości. Królowa Olimpu wykrzywiła czerwone usta w szerokim uśmiechu.
— Postanowiłem! — ryknął Zeus, że cała sala tronowa zadrżała w posadach. Wszelkie szepty ucichły, każdy wyczekiwał słów Zeusa. — Asphodelia pozostanie na Olimpie. I nikt nie będzie wytykał jej palcami czy szerzył oszczerstwa pod jej adresem, audiencję uważam za zakończoną!
Bogowie zaczęli się rozchodzić. Pozostał tu jedynie Zeus, Hestia i kolejny bóg, dziwnie znajomy. Delia nie kryła zdziwienia na widok kuriera, który dostarczył jej tę całą nagrodę z lotem do Grecji! Od początku taka była wola bogów, a ona usłużnie wypełniała każde ich polecenie, nie zdając sobie sprawy, że realizowała wszystkie ich plany i zamierzenia względem niej. Posłała długie, wręcz oskarżające spojrzenie pod adresem przystojnego mężczyzny o niebieskich oczach, podobnych do Zeusa. Zresztą nie tylko oczy ich łączyły. Gdyby lepiej przyjrzeć się nieznajomemu bóstwu, dałoby się dojrzeć podobne rysy twarzy, choć ,,kurier" był znacznie szczuplejszy niż Zeus, mimo to nadal umięśniony i muskularny, biała toga odkrywała niemal cały jego tors. Jasnobrązowe włosy związane w warkocz spływały mu po plecach, a na głowie spoczywał hełm ze złotymi skrzydłami. U boku nosił brązową sakwę. Próbując sobie przypomnieć panteon grecki, nie potrafiła wskazać, kim tak naprawdę był kurier od nagrody.
— Dziękuję, Hestio za twoją opiekę nad nią — powiedział Zeus spokojnym już głosem, a bogini ogniska domowego z radością skinęła głową. — Możesz odstąpić, teraz opiekę nad Delią powierzę Hermesowi.
Nieznany dotąd Delii bóg uśmiechnął się szeroko, a kobietę aż zaswędziała dłoń — walczyła z taką ochotą, by przywalić w tą cudowną twarz i naznaczyć ją czerwonym odciskiem jej dłoni. Hermes ukłonił się szarmancko, jeszcze bardziej wkurzając Delię swoją obecnością. Zeus nie zaszczycił Hadwyn ostatnim spojrzeniem przed opuszczeniem sali tronowej, zostawiając Delię samą z Hermesem. Nagle jego spojrzenie złagodniało.
— Rozumiem, że sytuacja jest dość... zawiła — podjął Hermes, odchrząkując.
— Po czym tak wnioskujesz? — Delia skrzyżowała ręce na piersiach. — Po tym, że okazuje się, że całym moim życiem kierowali greccy bogowie? Że moja matka była jedną z nich, ale jest tematem tabu i nikt nie używa jej prawdziwego imienia? — Hermes poruszył się, jakby zamierzał odpowiedzieć, ale po raz kolejny w obecności bogów kobieta wykazała się grubiaństwem, nie pozwalając mu dojść do słowa. — A może po tym, że dałeś mi fałszywą nagrodę, sprowadziłeś do Grecji, nie uprzedzając, że wszyscy których znam o mnie zapomną a mój jedyny dom, jaki miałam zostanie wymazany z powierzchni ziemi?
— Tak, właśnie po tym — Hermes odpowiedział, siląc się na poważny ton, choć w jego oczach nadal tlił się cień rozbawienia. — Ale uwierz mi, Asphodelio, nie chciałem, żeby to wszystko potoczyło się w ten sposób
Delia prychnęła, nie dowierzając. Jak mogła uwierzyć w jego słowa, skoro cała jej dotychczasowa egzystencja okazała się jedynie narzędziem w rękach bogów? A on, Hermes, był zaledwie kolejnym trybikiem w tej układance.
— Czyżby? — rzuciła lodowatym tonem. — Bo wygląda na to, że świetnie się bawiliście, kontrolując moje życie. Gdzie byliście, gdy naprawdę was potrzebowałam? Gdy umierała moja matka? Gdy byłam sama? I, do cholery, przestańcie używać tego durnego imienia! Jestem Delia!
— Jak na kogoś, kto wydaje się bardzo kochać swoją matkę, gardzisz mocno tym, co ci pozostawiła. Przecież to ona nadała ci to imię. — Odpowiedź Hermesa ugodziła Delię prosto w serce. — Rozumiem, że na tle powszechnych imion, czułaś się odosobniona.
— Bystry jesteś, a nie wyglądasz.
Hermes parsknął śmiechem, naprawdę urzeczony ciętym językiem tej śmiertelnej kobiety. Nigdy nie widział, aby ktoś poza Herą odzywał się w taki arogancki sposób do Zeusa. O ile Bóg Piorunów wybaczył jej ten wyskok, zapewne tłumacząc ją nagłą zmianą w życiu, tak następnym razem zapewne nie zawahałby się jej ukarać. Herze również odpyskowała. Nie przestawał się śmiać, więc Delia postanowiła go zignorować i samej opuścić salę tronową, nie bardzo wiedząc, gdzie powinna się udać. Zeus jasno dał jej do zrozumienia, że ma tu pozostać i porzucić myśl o powrocie do domu — zwłaszcza tego, którego już nie miała.
Wspomnienia wypełniły głowę Delii, omal nie doprowadzając ją do płaczu lub gorzej, do szaleństwa. Więcej nie zobaczy tych uroczych bliźniaczek mieszkających za starym kościołem, nie wyprowadzi psa pana Eltona, a tak lubiła tego dalmatyńczyka... Pani Harrison nie uraczy jej ciastem z truflami. Wszyscy ci ludzie w ogóle zapomnieli o Delii. Została wymazana, a przez to sama poczuła, jakby utraciła sporą cząstkę własnego serca. Należała do tamtego miejsca, żyła tam, dorastała, tam pochowała matkę. Hermes dostrzegł jej zmianę nastroju, więc bez słowa podążył za nią, dając jej czas na pozbieranie siebie. Zdawał sobie sprawę, że dla niczego świadomej śmiertelniczki gwałtowne wkroczenie w świat bogów mogło mocno namieszać w głowie. Postanowił jakoś ją rozśmieszyć.
— Nie Asphodelia, to mogę chociaż Della? — zapytał, z łatwością równając z nią krok. Jak każdy bóg był od niej znacznie większy, więc nie musiała zadzierać głowę do góry. — Myślę, że po prostu potrzebujesz okazji, by lepiej poznać Olimp i pokochać to miejsce!
— I niech zgadnę, ty mi taką okazję podsuniesz? — Niezrażony jej sceptycyzmem, Hermes uśmiechnął się promiennie. — Ugh... Chyba nie mam wyjścia.
— Ano, nie masz.
Hermes poprowadził ją kolejnymi korytarzami, tak do siebie podobnymi, że gdyby Delia spróbowała uciec albo poruszać się tu samotnie, z łatwością by się zgubiła. Mimo wszystko nie mogła zaprzeczyć, że Olimp — prawdziwy lub nie — nadal robił na niej wrażenie. Korytarze, choć powtarzalne, emanowały niesamowitą energią. Marmurowe ściany lśniły w złocistym świetle, a delikatne, niemal niewidoczne malowidła na sklepieniach zdawały się poruszać, opowiadając starożytne historie. Wszystko tutaj wydawało się większe niż życie — tak jak bogowie, którzy to miejsce zamieszkiwali.
— To, co zamierzasz pokazać mi jako pierwsze? — spytała Delia, marząc już tylko o powrocie do miejsca, w którym się obudziła.
Hermes uśmiechnął się szeroko, jakby właśnie czekał na to pytanie.
— Cóż, to zależy, Della. Jeśli chcesz zobaczyć coś naprawdę niezwykłego, możemy odwiedzić Ogrody Demeter. Nigdy nie widziałaś takich roślin i kwiatów — każda ma swoją historię i swoją magię. Albo, jeśli masz ochotę na coś bardziej... ekscytującego, możemy przelecieć się nad areną Aresa. Tam, gdzie najodważniejsi wojownicy trenują w walce. Oczywiście, jeśli lubisz dźwięk uderzających o siebie mieczy i brzęk zbroi.
Przerwał na chwilę, patrząc na Delię z badawczym uśmiechem.
— A może, zamiast monumentalnych pokazów mocy bogów, wolisz coś spokojniejszego? Jest miejsce na Olimpie, gdzie nawet bogowie się wyciszają — Wyspa Zefira, pełna ciepłych wiatrów i szumu fal. To takie małe, prywatne miejsce na relaks... Idealne, by odetchnąć od wszystkiego. Co ty na to?
Delia przede wszystkim wolałaby unikać innych bogów, obawiając się, że nie każdy uszanuje wolę Zeusa, aby jej nie nachodzić. Pamiętała, że jeszcze niedawno swoją niechęć wobec niej okazała sama Hera, a także inni, których słyszała. Zapewne obecność śmiertelnika na Olimpie wzbudzała irytację pozostałych. Nie odważyła się wyznać Hermesowi swoich obaw, nie wiedząc, czy mogła traktować go jako swojego sojusznika, zamiast tego odpowiedziała wymijająco:
— Wolałabym znaleźć sobie jakieś zajęcie — wyznała, a Hermes zatrzymał się natychmiast. Po jego skupionej twarzy widziała, że mocno nad czymś rozmyśla. Zerkał na nią kątem oka, co jakiś czas kręcąc głową. — Albo wrócę do tamtego pokoju?
— Nie! Nie! Myślę, że znam idealne miejsce! Wiem dokładnie, gdzie cię zabrać! — powiedział z entuzjazmem, po czym złapał ją za rękę i, zanim zdążyła zaprotestować, ruszył wąskim, krętym korytarzem. Biegli w milczeniu, a Delia czuła tylko ciepły powiew powietrza na twarzy, gdy mijali kolejne zakręty.
W końcu wyszli na otwartą przestrzeń. Przed nimi rozciągał się ogromny, zaniedbany ogród. Dawno już nikt o niego nie dbał; chwasty przeplatały się z dzikimi kwiatami, a krzewy rozrosły się w niekontrolowany sposób, zasłaniając niektóre alejki. Fontanny, które kiedyś musiały tryskać krystalicznie czystą wodą, były suche i porośnięte mchem. Pomiędzy popękanymi marmurowymi posągami wiły się pnącza, jakby próbując odzyskać przestrzeń, która kiedyś należała do porządku i piękna.
Delia spojrzała na to miejsce zaskoczona.
— To... wygląda, jakby ktoś o tym miejscu całkiem zapomniał — stwierdziła Delia, rozglądając się. Spoglądała na porzucony ogród, który niegdyś musiał być pełen życia i barw. Teraz wszystko wyglądało dziko i chaotycznie.
— Właśnie dlatego jest idealne — odparł Hermes z błyskiem w oku. — Ten ogród należał kiedyś do... córki Demeter, Kory. — Hadwyn spojrzała na boga z niekrytym zainteresowaniem. Pamiętała z lekcji historii, że Kora została porwana przez Hadesa, uczynił ją swoją żoną, a ona przyjęła imię Persefona. — Ale porzuciła ten ogród, a Demeter nie zamierzała ruszać ogrodu swojej córki.
Delia, zaskoczona, spojrzała na niego z niekrytym zainteresowaniem. Historia Kory była jej dobrze znana, przypomniała sobie szczegóły ze szkoły. Kora, znana później jako Persefona, była kluczową postacią w mitach o zmianach pór roku.
— Kora? — powtórzyła. — Pamiętam ją z lekcji historii, została porwana przez Hadesa, który uczynił ją swoją żoną. Potem przyjęła imię Persefona.
Hermes uśmiechnął się lekko, gdy Delia zaczęła mówić o Korze, ale jego wyraz twarzy zmienił się, gdy dotarła do wzmianki o Hadesie i Persefonie. Jego brwi ściągnęły się w wyrazie zdziwienia, jakby próbował zrozumieć, co dokładnie miała na myśli.
— A więc porzuciła ten ogród, kiedy odeszła do Hadesu? — spytała Delia, próbując połączyć wątki, które znała z historii. — Demeter przestała się nim zajmować, bo straciła córkę?
Hermes spojrzał na nią z wyraźnym zdziwieniem. Gdy wspomniała Hadesa i mit o Persefonie, jego mina stała się bardziej skupiona, jakby próbował zrozumieć, skąd wzięła tę opowieść.
— Hades? Persefona? — zapytał, niemal rozbawiony, ale także zdziwiony. — O czym ty mówisz?
Kobieta zatrzymała się, nie wiedząc, jak interpretować jego reakcję.
— No, ten mit... o tym, że Hades porwał Korę, a ona stała się Persefoną, jego żoną. Demeter, zrozpaczona, błagała Zeusa o pomoc, i w wyniku tego powstały pory roku. Persefona spędzała pół roku w podziemiach, a drugie pół z matką na ziemi... — Mówiąc to, Delia z każdym słowem zaczynała wątpić, widząc coraz większe zdziwienie na twarzy Hermesa.
Hermes patrzył na nią przez chwilę, jakby próbował ocenić, czy mówiła poważnie. W końcu zaśmiał się, ale było to raczej nerwowe niż rozbawione.
— Nigdy nie słyszałem o żadnej Persefonie — powiedział, potrząsając głową. — Hades nie ma żony. To, co mówisz, to chyba jakaś ludzka bzdura — stwierdził, lekko potrząsając głową.
Delia poczuła, jak ziemia usuwa jej się spod nóg. Wszystko, co wiedziała, każdy mit, który uważano za fakt, wydawał się teraz wyłącznie wytworem ludzkiej wyobraźni. Czyżby cała ta opowieść była tylko mitem wymyślonym przez ludzi, żeby nadać sens zmieniającym się porom roku?
— Więc... Kora nie została porwana przez Hadesa? — zapytała niepewnie.
Hermes spojrzał na nią z powagą, a jego ton stał się nieco bardziej ostrożny.
— Kora odeszła, ale nie w sposób, o którym mówisz. Nie do Hadesu. — Zawahał się na moment, jakby dobierał słowa. — Nie możemy o tym rozmawiać.
Najwidoczniej Delia dotknęła czegoś, o co nie powinna pytać. Milczała przez chwilę, nie wiedząc, jak zareagować. Tajemnice Olimpu zaczynały ją coraz bardziej przytłaczać, a ona sama czuła się, jakby była intruzem w miejscu, które nie należało do jej świata. Hermes, widząc jej zamyślenie, zmienił ton na łagodniejszy.
— Ogród został taki, jakim go opuściła Kora. Demeter nigdy nie miała serca, żeby go zniszczyć, ale też nie mogła patrzeć na coś, co przypominało jej o stracie. Został, jak widzisz, nietknięty. — Jego oczy błysnęły lekko. — Ale może ten ogród czeka na kogoś, kto tchnie w niego nowe życie.
Delia spojrzała na porzucony ogród, w którym chwasty wyparły dawne piękno, i poczuła, że w jego zaniedbaniu tkwiło coś więcej. Może i ona, podobnie jak ten ogród, czekała na coś, co pozwoli jej odnaleźć nowy cel.
— Myślisz, że ktoś taki jeszcze się znajdzie? — zapytała cicho, patrząc na Hermesa.
— Kto wie — odparł z tajemniczym uśmiechem. — Może właśnie znalazł.
* * * * *
Myosotis — niezapominajki; pamięć, wielką miłość i nostalgię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top