3. Sambucus

Grecja przywitała Delię jasnym blaskiem słońca, które zalewało niebo, rozciągając się nad błękitnym morzem. Już po wyjściu z samolotu poczuła ciepło uderzające w jej skórę, mieszające się z delikatnym, słonym powiewem wiatru niosącym zapach morza. Na horyzoncie majaczyły wzgórza porośnięte oliwnymi drzewami, a białe domki z niebieskimi dachami lśniły w słońcu, niczym rozsypane perły wzdłuż skalistego wybrzeża.

Delia szła wzdłuż promenady, pośród rozłożystych palm i krzewów bugenwilli, które kwitły soczystym różem i fioletem. Kamienne uliczki były wąskie, wijące się jak labirynt wśród ścian domów pomalowanych na biało. Słyszała echo rozmów w greckim języku, przerywane dźwiękami odległych dzwonów kościelnych i stukotem tac w kawiarniach, w których mieszkańcy relaksowali się przy filiżance mocnej kawy.

Morze, o turkusowym odcieniu, lśniło jak lustro, a fale leniwie uderzały o złote plaże, obmywając rozgrzany piasek. Czas płynął tu inaczej, jakby każde miasteczko, każda zatoka i góra istniały od wieków, niezmiennie piękne i spokojne. W powietrzu unosiła się mieszanka zapachu ziół — tymianku, oregano, a także świeżo upieczonego chleba i oliwek.

Delia zatrzymała się na chwilę, zamykając oczy i biorąc głęboki oddech. Grecja miała w sobie coś magicznego, jakby czas naprawdę przestał istnieć, a każdy krok odkrywał nową, fascynującą historię. Słońce ogrzewało jej skórę, a uczucie, że znalazła się w miejscu zupełnie innym, pełnym tajemnic i obietnic, stawało się coraz silniejsze. Przydzielony jej przewodnik czekał na nią w umówionym miejscu, na szczęście mówił płynnie po angielsku, więc Delia nie miała problemu z porozumieniem się, choć wydawało jej się, że wyłapywała pojedyncze greckie słowa od innych mieszkańców i czuła, jakby niektóre z nich je naprawdę rozumiała.

Hotel, w którym zatrzymała się Delia, był prawdziwą oazą luksusu, ukrytą w sercu greckiej wyspy. Z daleka przypominał antyczną willę – elegancką i imponującą, wkomponowaną w krajobraz jak naturalna część otaczających ją wzgórz. Zbudowany z jasnego, kremowego marmuru, lśnił w blasku słońca, a jego przeszklone balkony wychodziły bezpośrednio na turkusowe morze, oferując widok zapierający dech w piersiach. Wejście prowadziło przez masywne, rzeźbione drzwi, które otwierały się na przestronne lobby, gdzie chłodne marmurowe posadzki odbijały migotliwe światło kryształowych żyrandoli. Wnętrze zdobiły delikatne, złote akcenty, z którymi kontrastowały śnieżnobiałe ściany i bogate tapiserie, przedstawiające sceny z mitologii greckiej. W rogu holu stała monumentalna fontanna, z której delikatnie tryskała woda, wypełniając przestrzeń przyjemnym szumem.

Jej apartament znajdował się na najwyższym piętrze i zapierał dech w piersiach swoim rozmiarem i elegancją. Wielkie, panoramiczne okna sięgały od podłogi aż po sufit, odsłaniając niesamowity widok na bezkresne morze. W salonie znajdowały się wygodne, kremowe kanapy, a na ścianach wisiały oryginalne obrazy inspirowane antycznymi motywami. Całość oświetlało subtelne światło, odbijające się od stylowych, złotych lamp i świecących kryształów, nadając pomieszczeniu ciepłego, przytulnego klimatu. Sypialnia była równie imponująca — ogromne łóżko z jedwabną pościelą i baldachimem w kremowym kolorze zdawało się unosić nad ziemią. Pośrodku apartamentu znajdowała się marmurowa łazienka z wanną w stylu starożytnych łaźni, otoczona świeżymi kwiatami i drogimi kosmetykami. Z prywatnego tarasu Delia mogła zejść do basenu typu infinity, który zdawał się stapiać z horyzontem, tworząc iluzję, jakby pływała w morzu.

Każdy detal, od miękkich, pluszowych dywanów po subtelnie pachnące świece, był starannie przemyślany, aby stworzyć atmosferę idealnego komfortu. Hotel emanował spokojem, luksusem i elegancją, dając Deli poczucie, że znalazła się w miejscu poza czasem, gdzie nic nie mogło zakłócić jej chwili wytchnienia.

I to wszystko za sprawą zwykłej loterii, w której nawet nie brała udziału.

Uśmiechnęła się sama do siebie, nie wierząc, jakie szczęście ją spotkało. Gdy położyła się na łóżku, omal nie zapadła się w tej miękkiej pościeli, zupełnie jakby leżała na chmurze. Delia sięgnęła po telefon, by zadzwonić do Demiana. Mężczyzna na pewno odchodził od zmysłów, choć nie miała od niego żadnych połączeń czy wiadomości. Spodziewała się co najmniej stu nieodebranych połączeń... Od razu wybrała numer telefonu do przyjaciela. Zwykle odbierał po trzech jej sygnałach, w skrajnych przypadków po pięciu. Tym razem nie odebrał.

Ani następnym razem.

Czyżby obraził się na nią, że jednak zdecydowała się na tę podróż i to bez niego? Nigdy w życiu. Nie zamierzając przejmować się na zapas. Przebrała się w kostium kąpielowy, zwiewną białą sukienkę, decydując się na wycieczkę na plażę. Związała swoje nienaturalnie jasne włosy w luźny warkocz, aby jej nie przeszkadzał. Nikt w hotelu nie zaczepił jej, najwidoczniej jej pobyt tutaj był całkowicie zależny od niej, owszem — otrzymała broszurę z masą atrakcji — ale przede wszystkim pragnęła odpocząć. 

Plaża okazała się być najlepszą częścią tej wycieczki. Plaża, na którą Delia dotarła, była rajem na ziemi, jakby wyjęta z pocztówki, której obraz pozostaje w pamięci na zawsze. Złoty, drobny piasek, miękki i ciepły pod stopami, ciągnął się aż po horyzont, gdzie łączył się z błękitnym morzem. Woda miała niesamowity, turkusowy odcień, tak przejrzystą, że nawet przy brzegu można było dostrzec małe, kolorowe rybki pływające wśród morskich traw. Fale delikatnie uderzały o brzeg, tworząc spokojny, kojący szum, który wypełniał powietrze.

Palmy pochylały się leniwie nad plażą, rzucając chłodne cienie, pod którymi można było ukryć się przed intensywnym słońcem. Na horyzoncie dostrzegała malownicze klify, które niczym strażnicy otaczały zatokę, dodając jej dzikiego, naturalnego uroku. W tle majaczyły odległe wzgórza porośnięte oliwnymi drzewami, a niewielkie łodzie rybackie unosiły się na spokojnych wodach, jakby czas w tym miejscu zatrzymał się na wieki. Powietrze pachniało mieszanką soli morskiej i dzikich ziół, unoszącym się aromatem rozgrzanych słońcem kwiatów i traw. W oddali było słychać odgłosy mew, które leniwie krążyły nad plażą. Ciepły wiatr muskał jej skórę, a promienie słońca tańczyły na powierzchni wody, tworząc migoczące refleksy, które wyglądały jak tysiące diamentów rozsypanych po tafli morza. Plaża była prawie pusta, jedynie kilka osób oddawało się błogiemu lenistwu na leżakach lub spacerowało wzdłuż linii brzegowej. Cisza i spokój były tutaj wszechobecne, jakby to miejsce istniało tylko po to, by zapewnić ucieczkę od świata zewnętrznego. Delia czuła, że znalazła się w idealnym miejscu, gdzie natura i luksus łączyły się w harmonijną całość, oferując chwilę wytchnienia od wszystkiego, co zostawiła za sobą.

— Chyba się zakochałam — zaśmiała się sama do siebie, kiedy odnalazła wolny leżak, na którym od razu usiadła. Założyła okulary przeciwsłoneczne, a w torbie odszukała krem przeciwsłoneczny. — Grecja to istny raj na ziemi, nie wiem, czemu ja się wzbraniałam przed przyjazdem tutaj, i to jeszcze za darmo!

Z czasem na plaży pojawiało się coraz więcej ludzi w różnym wieku, cieszyli się piękną pogodą i swoim towarzystwem. Delii zrobiło się przykro, bo znalazła się w obcym kraju całkiem sama. Początkowo uważała to za szansę, ale teraz była po prostu samotna. Znów spróbowała zadzwonić do Demiana, ale nie odbierał pomimo sygnału. 

— No dobra, jeśli chcesz stroić fochy, proszę bardzo — warknęła do komórki, ponownie chowając ją głęboko do torby. — Będę cieszyć się tym wyjazdem!

— I bardzo dobrze. — Usłyszała za sobą nieznany głos z lekką chrypą. Podniósł głowę, aby spojrzeć na wysokiego mężczyznę. — Czy to miejsce obok pani jest wolne?

Dużo miejsc w pobliżu jest wolne, chciała powiedzieć, ale zamiast tego tylko skinęła głową. Nie zwracając uwagi na nieznajomego, sięgnęła po książkę, którą katowała już drugi miesiąc. Za nic nie potrafiła się na niej skupić, mimo urzekającej historii miłosnej i napiętej relacji między bohaterami.

— Ciekawa książka? — Po raz kolejny odezwał się nieznajomy.

— Owszem — odpowiedziała zdawkowo Delia, nie mając ochoty na kontynuowanie tej rozmowy.

Mężczyzna usiadł obok niej, ale Delia nie podniosła wzroku znad książki, udając, że jest nią zajęta. Jego obecność jednak była trudna do zignorowania – czuła, że ją obserwuje, co potęgowało jej wewnętrzne napięcie. Z trudem skupiła się na zdaniach, które czytała już po raz trzeci, nie rozumiejąc ani słowa.

— Muszę przyznać, że plaża tutaj robi wrażenie — odezwał się ponownie, a w jego głosie dało się wyczuć nutę rozbawienia. — Jestem tu pierwszy raz, a czuję, jakby to miejsce miało w sobie coś... magicznego.

Delia westchnęła, odwracając stronę w książce, chociaż nie miała pojęcia, co na niej było napisane. W końcu nie wytrzymała i uniosła wzrok, by spojrzeć na mężczyznę. Był przystojny, z ciemnymi włosami, które lśniły w słońcu. Jego oczy miały niecodzienny, głęboki odcień błękitu, a twarz była lekko opalona, jakby spędził tu już kilka dni. W dłoni trzymał butelkę wody, którą teraz podniósł do ust, patrząc na nią z wyraźnym zainteresowaniem.

— Magicznego? — powtórzyła, nie kryjąc sceptycyzmu. — To chyba trochę przesada, nie sądzi pan?

— Może — uśmiechnął się tajemniczo. — Ale dla mnie niektóre miejsca mają w sobie coś, co przyciąga ludzi. Może to piękno, może coś głębszego. — Uniósł brwi, jakby rzucał jej wyzwanie. — A pani? Co panią tu przyciągnęło?

Delia zawahała się na moment, nie wiedząc, jak odpowiedzieć. W końcu była tu przypadkiem – dziwna loteria, na którą się nie zapisywała, darmowa wycieczka... Teraz, kiedy usiadła na tej rajskiej plaży, zaczęła się zastanawiać, czy nie była to decyzja podjęta zbyt pochopnie. Ale przecież nie mogła mu tego powiedzieć.

— Wakacje. Po prostu chciałam odpocząć od codzienności — skłamała, starając się brzmieć przekonująco.

— Oczywiście. — Jego uśmiech stał się szerszy, jakby wyczuwał, że nie mówi całej prawdy. — Wakacje w pojedynkę, to całkiem odważne.

— Lubię być niezależna — odparła, lekko wzruszając ramionami. — Poza tym, każdy potrzebuje czasem trochę przestrzeni.

— Zgadza się — zgodził się mężczyzna, przechylając się na leżaku. — Ale czasami... samotność bywa zdradliwa. Może nawet trochę niebezpieczna.

Jego słowa zaskoczyły Delię. Spojrzała na niego uważniej, próbując odczytać coś z jego wyrazu twarzy. Był spokojny, zrelaksowany, ale w jego oczach czaiło się coś, co sprawiało, że poczuła lekki niepokój.

— Nie rozumiem, co ma pan na myśli — powiedziała ostrożnie.

— Och, nic takiego — odpowiedział z nieco zbyt beztroskim uśmiechem. — Po prostu uważam, że czasem los stawia nas w dziwnych sytuacjach. Może to przypadek, że tu jesteśmy. A może coś więcej?

Delia zmarszczyła brwi, odczuwając narastające napięcie. Jego słowa były zbyt enigmatyczne, jak na zwykłego turystę, który zagaduje na plaży. Zaczęła zastanawiać się, czy może spotkanie tego człowieka również nie jest jakąś dziwną grą losu. Mimo to podjęła się jej.

— Delia Hadwyn — przedstawiła się z łagodnym uśmiechem.

— Niezwykłe imię, od kwiatów dalii? — dopytywał wyraźnie zaintrygowany. Delia zbyła go lekkim uśmiechem, nie chcąc rozwodzić się nad swoim imieniem. Po prostu Dalia, czasem Della i nie było sensu zastanawiać się, dlaczego jej świętej pamięci matka nadała jej tak dziwaczne imię. 

— Możliwe — odpowiedziała wymijająco, nie wdając się w szczegóły. W końcu nie miało to większego znaczenia, przynajmniej nie dla niej.

Mężczyzna przez chwilę milczał, jakby analizował jej odpowiedź, a może po prostu badał jej reakcję. Jego spojrzenie znów sięgnęło głęboko, niemal zbyt intensywnie jak na kogoś, kogo właśnie poznała.

— Ja jestem Alexios — przedstawił się, a jego głos, choć lekki, miał w sobie coś, co sprawiało, że zapadał w pamięć. — Miło cię poznać, Delio.

Zamilkli na chwilę, a Delia poczuła, że Alexios obserwuje ją z zaciekawieniem, jakby nie było to zwykłe spotkanie, a coś o większym znaczeniu. Miała wrażenie, że w jego spojrzeniu kryła się jakaś zagadka, której nie mogła od razu odgadnąć.

— A więc, Grecja... — zaczęła, próbując przerwać niezręczną ciszę. — Jesteś stąd?

— Można tak powiedzieć, z Aten dokładniej mówiąc. — Uśmiechnął się tajemniczo, jakby odpowiedź była bardziej skomplikowana, niż się wydawało. — Ale z drugiej strony, w takich miejscach jak to, człowiek może poczuć się jak w domu, bez względu na to, skąd pochodzi.

Delia skinęła głową, nadal nie do końca pewna, co myśleć o tym dziwnym spotkaniu. Chociaż Alexios wydawał się przyjazny, to coś w jego obecności niepokoiło ją. A może to była tylko jej wyobraźnia? Może po prostu zbyt długo była sama i teraz wszystko wydawało się podejrzane?

— Jesteś tu z kimś? 

— Z siostrą i szwagrem. Zwykle mieszkają w Berlinie, w Niemczech, korzystam z chwil takich jak ta, by móc spędzić z nimi choć odrobinę czasu.

Delia pokiwała głowę, doskonale zdając sobie sprawę o czym mówi. Sama uwielbiała spędzać czas z matką, gdy jej zabrakło, Delia miała ledwie siedemnaście lat i ciężko było jej się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Bez codziennego uśmiechu Bridgette Hadwyn, dni wydawały się szare i ponure. Delia pamiętała, że w tamtym okresie niemal codziennie płakało, czasem zjawiała się burza — zupełnie, jakby niebiosa same opłakiwały tak wspaniałą osobę, jaką była jej matka. 

— Niedaleko stąd jest niewielkie wzniesienie, mówi się o nim, że widać na nim ślady Olimpu — mówił Alexios. — Bardzo chciałbym je zobaczyć, a ty? — Hadwyn zmrużyła podejrzliwie oczy, ledwo się znali, a już jej proponował jakiś spacer. — Oczywiście, nie zmuszam, znamy się od dziesięciu minut. 

— Zgoda, pójdę z tobą — rzuciła, zatrzaskując książkę i pakując ją na powrót do torby. — Jeden spacer na to wzniesienie i więcej się nie spotkamy, okej? — Przecież nie wyzna mu, że wizualnie bardzo jej się spodobał. Był cholernie przystojny. Pieprzony Adonis! Nie mogła mu powiedzieć, że zwykle jej partnerzy po kilku randkach ginęli. 

— Hej, hej! Spokojnie, słońce, nie oświadczam ci się — zachichotał Alexios, a potem, jak dżentelmen, wziął od Delii torbę i uraczył swoim ramieniem, aby poprowadzić ją we wskazanym przez niego miejscu.

Jeśli okaże się psychopatą, to może los potraktuje go jak każdego innego faceta i po prostu szlag go trafi? W innym przypadku zabawi się lub zginie. Delia uśmiechnęła się pod nosem, słysząc jego ostatnią uwagę. "Nie oświadczam ci się." Oczywiście, że nie, ale jednak jej ciało wciąż było spięte. Tego typu propozycje od zupełnie obcych ludzi nie były czymś, na co zwykle się godziła, ale Grecja wydawała się inna, jakby magia tego miejsca rozwiewała wszelkie obawy.

— Zobaczymy, Alexios. Jeśli przeżyjesz ten spacer, to możemy jeszcze o czymś pomyśleć — zażartowała, próbując nie zdradzać swojego niepokoju. To była jej strategia obronna – humor i dystans, gdy rzeczy stawały się zbyt dziwne lub podejrzane.

Mężczyzna zaśmiał się lekko, ale w jego oczach pojawił się błysk, jakby zrozumiał, że to nie tylko żart.

— Obiecuję ci, że spacer będzie przyjemny, a ja nie zamierzam ginąć dzisiaj — rzucił z pewnością siebie, która nie była wcale przesadna. — No, chyba że to ty masz w zanadrzu jakiś plan, aby mnie stąd nie wypuścić.

Delia wzruszyła ramionami, nie komentując już więcej. Czasami lepiej było nie odpowiadać. Zamiast tego skierowała spojrzenie w stronę horyzontu, gdzie powoli opadało słońce, tworząc na niebie wspaniałą grę kolorów.

Spacerowali w milczeniu przez chwilę, aż w oddali pojawił się cel ich wyprawy – niewielkie wzniesienie, o którym mówił Alexios. Było otoczone zielenią i przypominało miejsce z pocztówki. Grecka ziemia miała w sobie coś magicznego, coś, co przyciągało uwagę i wywoływało wrażenie, że to miejsce przetrwało wieki, ukrywając w sobie sekrety bogów.

— No, to co? Gotowa na spotkanie z Olimpem? — zapytał Alexios, przerywając ciszę.

— Jasne — odpowiedziała, zaciskając dłoń na pasku torby. Była gotowa na spacer. Na Olimp jednak nie do końca. Na niego mogła poczekać.



* * * * * 

Sambucus — bez; początek nowej, młodzieńczej miłości, obietnicę i nadzieję.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top