24. Rosa rubra
Hades siedział samotnie przy długim, bogato zdobionym stole, którego powierzchnia zdawała się pochłaniać blask świec, jakby marmur pił światło. Migoczące płomienie rzucały tańczące cienie na ściany, na których czas zdawał się stać w miejscu. Przestrzeń była cicha, niemal zbyt cicha, jakby nieśmiałe echo mogło rozbrzmieć od najmniejszego szelestu. Wzrok Hadesa błądził po pustym nakryciu naprzeciwko niego — niezwykłym elemencie w jego wiecznym rytuale samotności. Drugie nakrycie. Zmarszczył brwi, a grymas wygiął jego usta w wyraz zamyślenia.
Odwrócił głowę w stronę Eury, która stała nieopodal, jak posąg w swojej niewzruszonej postawie, a jednak dostrzegał ten nikły uśmiech błądzący po jej wiecznie młodej i pięknej twarzy.
— Spodziewamy się gościa? — zapytał chłodno, unosząc brew.
Eura skinęła głową z lekkim uśmiechem, jakby wiedziała coś, co zaraz miało go zaskoczyć. Nim zdążyła odpowiedzieć, drzwi do jadalni otworzyły się cicho, wpuszczając do komnaty dźwięk kroków. Hades obrócił głowę, a widok w progu zamroził go w miejscu.
Delia.
Była ubrana inaczej niż zwykle, w sposób, który niemal zbił go z tropu. Ciemnogranatowa suknia miękko opływała jej sylwetkę, jakby była uszyta specjalnie dla niej, a nie tylko sprowadzona z Olimpu wraz z innymi strojami, upięte włosy odsłaniały kark i twarz o wyrazie delikatnej determinacji. Choć wyglądała pięknie, jej spojrzenie zdradzało lekkie zakłopotanie, jakby sama nie była pewna, dlaczego tu jest.
Hades wstał odruchowo, niemal gwałtownie, jakby jakaś niewidzialna siła zmusiła go do okazania jej szacunku. Stał tak przez moment, wpatrując się w nią intensywnie, niemal badając każdy detal. Czy to było poczucie wdzięczności, podziwu, czy może coś więcej? Delia nie mogła tego określić, ale jej serce zadrżało pod ciężarem jego wzroku.
Niepewnie podeszła do stołu i zajęła miejsce naprzeciw niego. Hades usiadł dopiero wtedy, gdy ona już usadowiła się wygodnie, ale przez chwilę wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć. Jego słowa jednak pozostały niewypowiedziane.
— Chciałam... okazać wdzięczność za to, co zrobiłeś — powiedziała cicho, prostując się w krześle. Jej ton był wyważony, starannie opanowany. Kątem oka zerkała na Eurę, doszukując się w niej sojuszniczki podczas tego spotkania. — To wszystko.
Hades uniósł brew, a na jego ustach pojawił się cień uśmiechu.
— Wdzięczność? — powtórzył powoli, jakby smakując to słowo. — Obawiam się, że tego się nie spodziewałem. Nie jesteś mi nic winna, Asphodelio. Zawsze poruszę niebo i ziemię, bylebyś była bezpieczna.
Delia westchnęła, unosząc lekko głowę. Jej spojrzenie mówiło więcej, niż chciała ujawnić. Niechęć, jaka kiedyś przysłaniała jej obraz Hadesa, zdawała się ustępować miejsca innym, bardziej skomplikowanym emocjom. Ale wciąż nie potrafiła się do niego przekonać. Nadal budził w niej dozę złości, nienawiści, urazy, ale i strachu.
Pierwsze minuty kolacji upływały w ciszy, która zdawała się narastać z każdym stukotem sztućców o talerze. Hades ani razu nie oderwał wzroku od Delii, a jego badawcze spojrzenie niemal paliło ją przez cienką warstwę niedopowiedzeń. W końcu to ona przełamała tę niezręczną ciszę, prostując się na krześle i patrząc na niego z wyrazem dociekliwości.
— Dlaczego moje posiłki pochodzą z Olimpu? — zapytała nagle. Jej głos brzmiał spokojnie, ale w oczach kryło się wyzwanie. — Przecież wiesz, że gdybym zjadła coś stąd, zostałabym związana z Podziemiami na zawsze. Czyż nie tak?
Hades odstawił kielich z winem, obracając go delikatnie w dłoniach. Jego twarz przybrała łagodniejszy wyraz, choć jego oczy wciąż były nieprzeniknione.
— To prawda — odparł spokojnie. — Ale nie zamierzam więzić cię przymusem, Asphodelio. Wiem, w jakich okolicznościach cię tu sprowadziłem, ale nie zamierzam wbrew twej woli cię wiązać z tym miejscem, poprzez podanie ci podstępem jedzenia z Hadesu. Jeśli kiedykolwiek zdecydujesz się związać z tą krainą, chcę, by to była twoja decyzja.
Delia spojrzała na niego z mieszanką zdumienia i sceptycyzmu. Jego słowa były... niespodziewane. Wydawało się, że bóg, którego dotąd postrzegała jako bezwzględnego władcę, nagle ujawnia inną stronę — troskliwą, wręcz ludzką. Dawał jej wybór teraz, wcześniej ostrzegając ją, że nie może odejść? Hades był istotą pełną sprzeczności, a przez to niezrozumiałą. Mimo to nie zamierzała tak łatwo się poddać.
— Kim był ten mężczyzna? — spytała, unosząc brodę nieco wyżej. Zdecydowała się iść za ciosem i podczas tej chwili szczerości, zadać więcej pytań. — Ten, który... mnie zaatakował?
Twarz Hadesa stężała, a jego usta zacisnęły się w wąską linię. Wyraz jego twarzy zdradzał, że temat był dla niego drażliwy, ale Delia nie zamierzała się wycofać. W końcu odparł:
— Tytios. Jeden z gigantów. Dawno temu próbował skrzywdzić Letę, matkę Apolla i Artemidy. Bogowie go zgładzili, a jego dusza została zesłana do Tartaru, by wiecznie cierpieć za swoje zbrodnie.
Nie spodziewała się, że Hades tak po prostu odpowie na to pytanie. Tytios, imię dla niej kompletnie obce, ale z pewnością, gdyby się zaczynała w swojej książce o mitach, odnalazłaby jego imię. Ten drań niegdyś w ten sam sposób chciał wykorzystać matkę Apolla? Delia wolała nie myśleć, jak bardzo Apollo by się wściekł, że teraz próbował tego na niej.
— I uciekł z Tartaru? — drążyła dalej. Jej ton był zabarwiony podejrzliwością. — Jak to w ogóle możliwe? Z Tartaru da się wyjść bez twojej zgody?
— To nie jest temat na dzisiejszy wieczór — uciął Hades, zerkając na nią z lekkim błyskiem w oku, który mógł oznaczać wszystko, od irytacji po rozbawienie. — Powiedz mi raczej, co sądzisz o winie.
Delia przewróciła oczami, ale kącik jej ust zadrgał w uśmiechu. Winie? Naprawdę ze wszystkich tematów, chciał poruszyć temat trunku na stole? Ujęła w dłoń złoty puchar i upiła łyk alkoholu, nieco krzywiąc się, mocno wytrwane.
— O twoim winie? Jest... znośne.
Hades zaśmiał się cicho, odchylając się w fotelu. W jego śmiechu było coś zaraźliwego, coś, co nieoczekiwanie rozluźniło napięcie między nimi. Delia poczuła dziwne ciepło w środku, choć nie była pewna, czy chciała je przyjąć. Hades uniósł kielich, wpatrując się w jego rubinową zawartość, jakby w winie kryła się odpowiedź na zagadki wszechświata. Po chwili przeniósł wzrok na Delię, a jego usta wykrzywiły się w subtelnym, niemal łobuzerskim uśmiechu.
— Znośne, powiadasz? — zapytał z udawaną urazą w głosie. — Cóż za okrutna recenzja dla trunku, który bogowie pijają na swoich ucztach. Może twoje podniebienie jest zbyt... skromne, by docenić jego walory?
Delia uniosła brew, podnosząc swój kielich. Przyglądała się winu przez chwilę, obracając go lekko w dłoni.
— A może po prostu nie masz smaku, Hadesie? — odparła, patrząc na niego z wyzwaniem w oczach.
— Zdecydowanie go mam, bo tym razem, w miłej odmianie, nie wyczuwam żadnej trucizny — odpowiedział, uśmiechając się złośliwie. Delia zacisnęła dłoń na widelcu tak mocno, że pobielały jej kłykcie. — Skąd wzięłaś wtedy belladonnę?
Nie wsypie Rise, nie wsypie, powtarzała sobie. Wytrzymała surowe spojrzenie Hadesa, aż w końcu on ustąpił pierwszy. Nie drążył więcej tego, ale skoro ją o to pytał, nie wiedział, że Rise deklarowała względem niej swoją lojalność a nie wobec Hadesa. Czyli nie zdradzała mu żadnych kolejnych posunięć. Nie wiedział nic o Ogniu Prometeusza. To mogłoby go zabić, ale... Delia wpatrywała się w boga jak oddziela kiełki sałatki od mięsa, na co uśmiechnęła się niewinnie. Ktoś tak potężny nie lubił... kiełków? Było w tym coś tak normalnego, a jednocześnie kuriozalnego, bo kompletnie ten gest nie pasował do obrazu Hadesa, jaki stworzyła sobie w głowie Hadwyn.
— W jaki sposób zostałeś władcą Hadesu? — zapytała, kolejny raz przerywając ciszę.
Sztućce Hadesa zawisły nad talerzem, a on otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Nie spodziewał się takiego pytania. Nikt go nigdy o to nie pytał. Po prostu został władcą Podziemi, a od jego imienia nadano mu nazwę Hadesu. I tak było od stuleci, wieków, od... zawsze. I nikt nigdy nie drążył, dlaczego akurat on tu skończył?
— Wybrało za mnie przeznaczenie — powiedział cicho, niemal szeptem. Delia dostrzegła jak Eura sztywnieje. — Na początku nie wiedziałem, z czym to się wiąże, aż... Aż tu wylądowałem.
— Ile miałeś wtedy lat? — Ciekawiło ją, ile w mitach faktycznie było prawdy.
— Za mało.
— Za mało? — powtórzyła Delia, spoglądając na niego z narastającą ciekawością. — To znaczy, że nie miałeś wyboru?
Hades odchylił się w fotelu, bawiąc się kielichem w dłoni. Jego spojrzenie stało się nieco zamyślone, a zarazem wyraźnie przyciemnione przez wspomnienia.
— Kiedy masz do wyboru podporządkować się przeznaczeniu albo z nim walczyć, czasem okazuje się, że ta walka jest jedynie grą pozorów. — Przerwał na chwilę, jakby ważył każde kolejne słowo. — Byłem młody, Delio. Zbyt młody, by zrozumieć, że korona Podziemi to nie tylko władza. To także wieczność samotności, odpowiedzialności... i wojen, które nie kończą się nawet po śmierci. Stąd wiem, że nieważne, jak będziesz długo ze mną walczyć, walczyć z przeznaczeniem i tak... będziesz musiała się mu podporządkować. Dlatego szkoda mi ciebie, że zostałaś skazana akurat na mnie. Na tę krainę.
Czując, że ten temat był dla niego bardziej osobisty, niż zamierzał ujawnić, Delia milczała przez chwilę. Jednak jej ciekawość wzięła nad nią górę.
— Więc nie chciałeś tu być?
— Chcieć to zbyt silne słowo — odparł, wzdychając ciężko. — Matka rzucała losami, a ja... — uśmiechnął się kpiąco — ... jak przystało na starszego brata, dostałem to, co nikomu innemu się nie podobało. Podziemia. Kraina cieni.
— A mimo to nie narzekasz. — Delia uniosła kielich, jakby w niemym toaście, patrząc na niego badawczo. — Muszę przyznać, że wygląda na to, że władca Podziemi nieco... złagodniał od czasu naszego pierwszego spotkania.
Hades uniósł brew, a jego usta wykrzywiły się w znajomym, drapieżnym uśmiechu.
— Złagodniał? — zapytał, tonem, który mógł równie dobrze być komplementem, co zagrożeniem. — Nie jestem pewien, czy ktokolwiek wcześniej odważył się tak mnie nazwać.
— Może dlatego, że nikt wcześniej nie miał odwagi cię sprowokować — odpowiedziała Delia, z iskrą wyzwania w głosie.
Hades zaśmiał się, cicho, niemal intymnie.
— Możliwe. Ale widzisz, Asphodelio, sprowokowanie władcy Podziemi to miecz obosieczny. Nigdy nie wiesz, kiedy twoje słowa obrócą się przeciwko tobie.
Mimo to Delia oparła łokieć o stół, podpierając głowę na dłoni. Jej uśmiech był niewinny, ale w oczach tańczyła iskierka złośliwości.
— Cóż, do tej pory całkiem nieźle radzę sobie z unikaniem ciosów, prawda? — zapytała lekko, choć w jej głosie kryła się nuta wyzwania.
— Może. Ale w końcu, Asphodelio, ktoś musi przegrać. A ja nigdy nie przegrywam. — Hades nachylił się nieco, opierając łokcie na stole, jego spojrzenie było intensywne, niemal hipnotyzujące.
Delia roześmiała się, choć czuła dreszcz przebiegający po kręgosłupie.
— Och, Hadesie, kto wie? Może to ja jestem twoim wyjątkiem.
Reszta kolacji przebiegła w zaskakująco luźnej atmosferze, niemalże zaprzeczając napięciu, które wcześniej wisiało w powietrzu. Wymiana zdań między Hadesem a Delią, choć pełna drobnych złośliwości i podtekstów, miała w sobie coś niemal swobodnego, a nawet... serdecznego. Ich słowne potyczki przypominały teraz bardziej grę niż starcie. Każde spojrzenie, każdy uśmiech zdawał się tańczyć na cienkiej granicy między przekomarzaniem się a czymś głębszym.
Eura, która stała z boku, cicho pilnując, by wszystko przebiegało bez zakłóceń, przyglądała się temu z rosnącym ciepłem w sercu. Wiedziała, że to był dopiero początek, ale widok tej dwójki nie skaczącej sobie do gardeł, rozmawiającej niemal jak równi sobie, był jak promień słońca wpadający przez szczeliny w chmurach Podziemia. Hades, choć wciąż nosił swój nieprzenikniony wyraz twarzy, wydawał się bardziej zrelaksowany. Momentami pozwalał sobie na subtelny uśmiech, a jego głos, choć zachowywał głębię i pewną surowość, brzmiał teraz niemal ciepło. Delia z kolei, choć nadal trzymała się na baczności, zdawała się pozwalać sobie na chwilę odprężenia. Jej riposty były szybkie i celne, ale nie napastliwe, a jej uśmiech — kiedy pozwalała mu się pojawić — wydawał się szczery.
Pod koniec wieczoru, gdy ostatni talerz został zabrany przez niewidzialnych służących, Hades uniósł kielich w niemym toaście. Jego spojrzenie spoczęło na Delii, a w jego oczach tańczyła nuta czegoś, czego nawet Eura nie potrafiła dokładnie nazwać.
— Dziękuję za towarzystwo, Delio. Rzadko kiedy mam okazję prowadzić tak... ożywioną rozmowę. Mam nadzieję, że wino jednak zasłużyło na odrobinę wyższe noty, niż „znośne".
Delia uśmiechnęła się z zuchwałością, unosząc swój pusty kielich.
— Niech będzie, Hadesie. Podniosę ocenę do „całkiem przyzwoite". Ale tylko dlatego, że rozmowa była lepsza, niż się spodziewałam.
Hades zaśmiał się cicho, a Eura musiała powstrzymać uśmiech, widząc, jak Delia zdobywa się na coś, co w jej oczach wyglądało jak drobne zwycięstwo. Delia wstała, zerkając na niego z tym swoim charakterystycznym spojrzeniem, które mówiło, że nie zamierza ustąpić, ale tym razem w jej oczach było coś łagodniejszego.
— Miło to słyszeć — odparł Hades, powstając z miejsca. — Może więc, kiedy zechcesz, zaszczycisz mnie swoją obecnością ponownie. Choć wątpię, by nasze kolejne spotkanie było równie... pokojowe.
— Kto wie? Może znów mnie czymś zaskoczysz. — Odwróciła się w stronę drzwi, a po chwili rzuciła przez ramię: — Na przykład lepszym winem.
Gdy zniknęła za drzwiami, Eura spojrzała na Hadesa, który wciąż stał przy stole, wpatrując się w miejsce, gdzie przed chwilą była Delia. Na jego twarzy malował się wyraz zamyślenia, ale w jego oczach widać było cień uśmiechu.
— Myślę, że jest lepiej, niż się spodziewałeś, panie — powiedziała Eura cicho, niemal z czułością.
— Być może — odpowiedział z nutą czegoś, nieokreślonego w głosie, a potem zaskoczył Eurę, gdy na jego twarzy pojawił się piękny, czuły uśmiech. — To było cudowne.
🌷🌷🌷
Delia przeszła długim korytarzem, którego ściany zdawały się pochłaniać jej kroki. Światło pochodni rzucało na nią migoczące cienie, jakby ściany szeptały jej sekrety Podziemi. Jej serce biło nieco szybciej, niż chciałaby przyznać, ale jej twarz pozostawała spokojna, niemal wyzywająco opanowana.
Gdy w końcu dotarła do swojego pokoju, zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie plecami. Westchnęła cicho, pozwalając sobie na moment oddechu, którego tak desperacko potrzebowała. Przez dłuższą chwilę stała tam w bezruchu, wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Pokój wydawał się chłodniejszy i bardziej przytulny niż wcześniej, jakby chciał ją otulić swoim spokojem po tym intensywnym wieczorze.
Zsunęła buty i podeszła do wielkiego lustra stojącego w rogu pokoju. Jej odbicie było dziwnie znajome, a jednak wydawało się inne. Granatowa suknia wciąż miękko opływała jej sylwetkę, a w jej oczach iskrzył cień emocji, których nie chciała analizować. Uśmiechnęła się gorzko do siebie.
— Na przykład lepszym winem? Serio? Tyle przeczytanych romansów, a ja rzucam tak suchy tekst? — prychnęła, spoglądając na swoje odbicie. Zdjęła kolczyki i powoli zaczęła rozplątywać włosy, które przez cały wieczór były starannie upięte. Rozkoszowała się tą prostą czynnością, która przywracała jej poczucie normalności. Włosy opadły na ramiona, falując miękko, jakby przywracając jej część siebie, którą na chwilę zagubiła.
Przez chwilę nie mogła się oprzeć wrażeniu, że nie widzi już tej samej osoby, którą była przed wszystkim. Zbyt wiele wydarzyło się w tak krótkim czasie. Zmieniła się, choć nie wiedziała jeszcze, jak i czy to na pewno na lepsze. Odetchnęła głęboko, próbując uspokoić galopujące myśli. Na stole wciąż stał kieliszek wina. Spojrzała na niego, a obraz Hadesa, z jego zimnym, nieco ironizującym uśmiechem, natychmiast wrócił do jej umysłu. Dlaczego to z nim spędziła wieczór? Przecież wcale nie musiała. Ale w tym wszystkim było coś, co ją fascynowało, choć wiedziała, że nie powinna tego przyznać.
Zgarnęła z powrotem włosy na jedno ramię, patrząc na nie przez chwilę z zamyśleniem. Potrzebowała odpocząć, a myśli musiały zejść na dalszy plan. Położyła się na łóżku, nie przejmując się już pognieceniem sukni. Serce waliło jej w piersi na wspomnienie spojrzenia Hadesa, gdy tylko wkroczyła do jadalni. Nie spodziewał jej się, ale jej widok sprawił mu chyba... radość? Delia wbiła pazury w miejsce, gdzie miała serce. Nikt tak nie powinien patrzeć. Zwłaszcza bóg.
Zwłaszcza Hades.
🌷🌷🌷
Minął kolejny miesiąc, a życie Delii powoli zaczęło przybierać nowy rytm. Treningi z Ateną na Olimpie były wymagające i precyzyjnie zaplanowane, jak wszystko, czym zajmowała się bogini mądrości i wojny. Każdy poranek spędzały na ćwiczeniach fizycznych i doskonaleniu strategii bitewnych, a popołudnia wypełniały wykłady o historii bogów, potędze ich mocy i subtelnych niuansach polityki boskiego świata razem z Hermesem.
Jednak to tajemnicze, wieczorne treningi z Demeter, były dla Delii prawdziwym wyzwaniem — i nadzieją. Demeter, choć znana ze swojego spokoju i ciepła, podchodziła do tych spotkań z powagą, jakiej Delia nie spodziewała się po bogini urodzaju.
Wieczór na Olimpie różnił się od mroku Podziemi. Nie było tu ciężkiego powietrza ani przesyconej grozy ciszy — wszystko skąpane było w złocistym blasku, a wonie kwitnących kwiatów unosiły się w powietrzu. Delia siedziała na ziemi w ogrodzie Demeter, otoczona łanami pszenicy i krzewami owocowymi. Demeter stała obok, z laską z gałęzi dębu, która zdawała się pulsować delikatnym światłem.
— Czego nie rozumiesz w swoim zadaniu, dziewczyno? — spytała znużona już Demeter.
— Tego, co mam zrobić z tą doniczką! — sapnęła Delia, machając dłońmi. — Mam na nią patrzeć? Rzucić jakieś zaklęcie? A może użyć różdżki jak Harry Potter?
— Masz wyhodować roślinę z nasionka — odparła oschle bogini.
Delia spojrzała na doniczkę przed sobą z mieszaniną frustracji i rezygnacji. Wyglądała jak zwykła gliniana doniczka wypełniona ziemią, niczym specjalnym. Uniosła brwi w kierunku Demeter. Siedziały już tak drugą godzinę, kolejny tydzień, a mimo to Delia nie robiła żadnych postępów. Nie wpływała na rośliny już wyrośnięte, a teraz nie była w stanie sprawić, by zakopane w doniczce nasionko wykiełkowało. Irytowało ją to, ale nie zamierzała się poddawać. Zawsze czuła więź z roślinami, z kwiatami, dbała o nie od dziecka wraz z matką, a mimo to czuła się przez nie teraz zdradzona. Demeter przyglądała się Delii w milczeniu, opierając dłoń na swojej lasce z gałęzi dębu. W jej spojrzeniu nie było potępienia, ale cierpliwość, która mogłaby rozpuścić nawet najtwardszy lód.
W przeciągu ostatnich tygodni odniosła wrażenie, że bogini zaczęła ją coraz bardziej tolerować, zwłaszcza po przejściu ostatniej Próby od Artemidy, gdzie musiała po prostu trafić trzy razy w tarczę symbolizującą trzech boskich władców — Olimp i Zeusa, morza i oceany i Posejdona oraz Hadesa i Podziemia. Nie była to niebezpieczna Próba, bardziej traktowana przez samą Artemidę i innych bogów jako zabawę, podczas której ucztowali. Może Delia nie była wyśmienitą łuczniczką jak sama bogini łowów, ale zdała test.
Delia przesunęła palcami po krawędzi doniczki, cicho wzdychając. Może wcale nie zyskała mocy po matce i babce? Może źródło jej siły tkwiło w czymś innym? W żywiole i domenie jej ojca? Gdyby tylko wiedziała, kto nim jest... Powiodła wzrokiem w tylko sobie znanym kierunku. Była pewna osoba, która mogła udzielić jej odpowiedzi. A nawet trzy — one z pewnością udzieliłyby jej odpowiedzi, gdyby zadała właściwe pytania.
— Nie rozglądaj się! — skarciła ją Demeter. — Jeszcze raz: wyobraź sobie, jak to ziarenko kiełkuje.
— Na razie to we mnie kiełkuje znudzenie — powiedziała sama do siebie Delia.
— Co ty tam szepczesz?
— Nic takiego...
🌷🌷🌷
Delia szła w stronę rydwanu, zmęczona po kolejnym dniu treningów, ale zadowolona, że przynajmniej miała szansę wrócić do znajomego, choć surowego mroku Podziemi. Gdy dotarła na miejsce, już z daleka zauważyła coś nietypowego. Przy rydwanie stał nie tylko Hermes, ale również Apollo, który rozmawiał z Hadesem w tonie, który nawet na odległość wydawał się lodowaty.
Gdy Delia zbliżyła się, rozmowa ucichła, a obaj mężczyźni spojrzeli na nią. Hermes wyglądał na wyraźnie zakłopotanego, Apollo emanował aurą irytacji, a Hades... Hades zdawał się bardziej zadowolony, niż zwykle, co od razu wzbudziło w Delii niepokój.
— Och, moja droga Asphodelio, nareszcie — zaczął Hades z udawaną czułością, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. W kilku krokach znalazł się przy niej, ujął jej dłoń, a potem, ku jej zaskoczeniu, delikatnie ją objął.
— Ty się dobrze czujesz? — Delia uniosła brwi, odrywając się od teatralnego uścisku. Jej ton był spokojny, ale w oczach iskrzyła się czysta dezorientacja.
— Cóż za troska, moja droga — powiedział Hades, ponownie się do nie przesuwając, mimo wszystko wciąż wpatrywał się w Apolla. — Postanowiłem sam cię odebrać z treningu, aby móc znów razem zjeść kolację. Jak zawsze.
Apollo zmarszczył brwi, co kompletnie nie pasowało do jego pięknej, idealnej twarzy. Cokolwiek wcześniej powiedział mu Hades, musiało mocno go wyprowadzić z równowagi. Apollo w końcu zrobił krok do przodu, a jego złote oczy zwęziły się. Wyglądał teraz bardziej jak wojownik niż poeta.
— Powiedz mi, Hadesie, czy naprawdę musisz kontrolować każdy jej ruch? — zapytał z chłodną ironią. — To, że postanowiłeś pojawić się tutaj, pachnie desperacją.
— Nie zapominaj z kim rozmawiasz, Apollo — zrugał go Hades, a po jego spojrzeniu Delia rozpoznała, co zaraz się mogło wydarzyć. Mógł zaraz użyć swoich mocy, aby zadać mu niewyobrażalny ból, a nie chciała do tego dopuścić, więc tylko chwyciła Hadesa za rękę, kompletnie zaskakując go tą nagłą czułością.
— Po prostu wróćmy do domu, dobrze? — spytała cicho, ściskając jego dłoń mocniej.
Hades spojrzał na Delię z zaskoczeniem, a potem jego spojrzenie złagodniało. Po chwili w jego oczach zniknęła gniewna iskra, która jeszcze przed chwilą groziła wybuchem. Westchnął cicho, wyprostował się, a jego postawa zmieniła się z agresywnej na bardziej zrelaksowaną. Delia mogła niemal poczuć, jak napięcie w jego ramionach ustępuje, ale zanim zdążyła odetchnąć z ulgą, Apollo podszedł bliżej.
— Della — zaczął Apollo, jego głos był spokojny, lecz w tym spokoju kryła się pasja. — Czy na pewno jesteś pewna, że chcesz wrócić do Podziemi? Są inne miejsca, gdzie mogłabyś być szczęśliwsza. Inne... towarzystwo.
Jego oczy zatrzymały się na niej, a w tym spojrzeniu było coś, co mogło sprawić, że każda śmiertelniczka straciłaby oddech. Delia jednak tylko spojrzała na niego zaskoczona, nie wiedząc, co powiedzieć.
Hades, widząc to, zacisnął szczękę. Jego dłoń na ręce Delii zacieśniła się niemal niezauważalnie, ale wystarczająco, by przypomnieć jej, że był tam i że nie zamierzał ustąpić.
— Apollo — zaczął lodowatym tonem, zwracając się do niego z wymuszoną uprzejmością. — Nie zapominaj, z kim rozmawiasz. Asphodelia jest moją narzeczoną. Twoje sugestie są... nie na miejscu.
— Tylko narzeczoną. Nie poślubiła cię. Nie przyjęła cię. Nie zaakceptowała cię.
Apollo nie odsunął wzroku od Delii, a na jego twarzy pojawił się cień zadziornego uśmiechu. Nim jednak coś powiedział więcej, Delia znów stanęła pomiędzy nimi, nakazując im zachowanie spokoju. Hermes przyglądał się w milczeniu, nie mając zamiaru ingerować w durne pomysły przyrodniego brata. Ostrzegał go, że żywienie jakichkolwiek uczuć wobec obiecanej Hadesowi może się skończyć źle. Naprawdę Apollo kopał sobie grób. Hades patrzył na niego z niemal triumfalnym uśmiechem, który Apollo zignorował, zanim odwrócił się na pięcie i odszedł. Kiedy zniknął z pola widzenia, Hades odetchnął, jakby właśnie wygrał bitwę.
— Naprawdę, moja droga, musimy zacząć ograniczać twoje spotkania z tym aroganckim idiotą — powiedział, a jego głos wrócił do swojego zwyczajowego, nieco sarkastycznego tonu.
Delia spojrzała na niego z mieszaniną frustracji i zmęczenia.
— Może zamiast ograniczać moje spotkania, ty przestaniesz zachowywać się jak zazdrosny, zaborczy mąż? — odparła, wsiadając do rydwanu. — Zresztą, po prostu wracajmy. Mam dosyć waszych przepychanek.
Hades zaśmiał się cicho i zajął miejsce obok niej.
— Jak sobie życzysz, moja droga — powiedział, choć w jego oczach wciąż czaiła się nuta triumfu. — Ale pamiętaj, Apollo może mówić, co chce. To ja cię zabieram do domu.
* * * * *
Rosa rubra — czerwona róża; symbolizuje głęboką, namiętną miłość.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top