23. Orchis

Hades przemierzał marmurowe krużganki Olimpu w szybkim, zdecydowanym tempie, a każdy stukot jego berła o posadzkę odbijał się echem, jakby podkreślając jego nieubłaganą determinację. Marmur, chłodny i lśniący w świetle zachodzącego słońca, zdawał się jeszcze zimniejszy w obecności boga podziemi. Jego sylwetka, smukła i wyprostowana, emanowała potęgą, ale również napięciem, które nawet on miał trudności ukryć. Twarz Hadesa pozostała jak wykuta z granitu — niewzruszona, pozbawiona jakiejkolwiek emocji, a jednak coś w jego oczach zdradzało burzę, która rozgrywała się wewnątrz.

Oczy ciemne jak bezdenne studnie niepokoju błyszczały w półmroku korytarzy, rzucając wyzwanie każdemu, kto ośmieliłby się na nie spojrzeć. Były w nich gniew, troska i ślad czegoś, co mógłby nazwać strachem, gdyby tylko kiedykolwiek przyznał się do takiej słabości. Mimo to ani drgnienie mięśni, ani cień grymasu na jego ustach nie zdradzały niczego więcej. Każdy ruch Hadesa był kontrolowany, każdy krok wymierzony z precyzją, która graniczyła z nieludzką.

Jednakże dłoń, która zaciskała się na trzonie berła, zdradzała jego stan. Białe knykcie, lekki drżenie — niemal niezauważalne, ale wystarczające, by dowodzić, że pod tą kamienną fasadą kryje się coś więcej. Gdy minął kolejną kolumnadę, jego płaszcz powiewał za nim niczym cień, posłuszny, lecz niemal groźny w swoim ruchu. Marmurowe ściany, ozdobione kunsztownymi reliefami, zdawały się przytłaczające, a złote refleksy zachodzącego słońca, które wypełniały przestrzeń, wydawały się ironicznie kontrastować z ciemnością, którą wnosił do tego miejsca.

Wiedział, że coś jest nie tak. Nigdzie nie było jej śladu. Asphodelia zniknęła, a myśl o tym wywoływała w nim uczucie, którego nie chciał nawet nazywać. Niepokój? Strach? Czy może gniew, że mogła zniknąć bez jego zgody? Cokolwiek to było, kipiało w nim i czekało tylko na chwilę, by znaleźć ujście. Hermes, idący kilka kroków za Hadesem, obserwował jego napiętą sylwetkę z niepokojem, który rzadko gościł na twarzy posłańca bogów. Bogowie, których spotykał codziennie, rzadko okazywali emocje, a już na pewno nie w tak intensywny sposób. Widząc sposób, w jaki Hades zaciskał dłoń na berle, i słysząc echo jego szybkich kroków, Hermes wiedział, że musi coś zrobić, zanim gniew boga podziemi znajdzie ujście.

Przyspieszył kroku, zrównując się z nim, i uniósł rękę w uspokajającym geście, jakby chciał stłumić niewidzialne iskry, które iskrzyły w powietrzu wokół Hadesa.

— Hadesie — zaczął, głosem, który był miękki, lecz stanowczy. — Wiem, że jesteś zaniepokojony, ale musisz zachować spokój. Będzie nam łatwiej ją znaleźć, jeśli nie pozwolisz, by emocje przesłoniły ci umysł.

Hades nawet nie spojrzał na Hermesa, jego spojrzenie utkwiło w dal, jakby każdy krok był jednocześnie poszukiwaniem i próbą powstrzymania samego siebie.

— Nie mów mi o spokoju, Hermesie — powiedział, jego głos głęboki jak podziemne rzeki. — Zniknęła. Jeśli coś jej się stało, jeśli ktoś ją skrzywdził...

Nagle z korytarza prowadzącego do jednej z bocznych sal dobiegł niski, dudniący śmiech, któremu towarzyszył dźwięk lekkich, ale pewnych kroków. Hades zatrzymał się gwałtownie, jego oczy zwęziły się, a pierś uniosła się w nierównym oddechu, kiedy z cienia wyłoniła się znajoma sylwetka. To był Posejdon, pochylony nieco w stronę towarzyszącej mu postaci, której głos, jasny i pełen życia, przerwał rozmowę boga mórz.

Asphodelia.

Szła obok Posejdona, jej twarz rozświetlał delikatny uśmiech, jakiego Hades nigdy wcześniej u niej nie widział. Wyglądała niemalże... spokojnie. Blizny i drobne ślady na skórze były jedynym śladem niedawnych walk, ale bandaży ani ran nie było widać. Jej ruchy były pewne, jakby odzyskała pełnię sił, co było tak samo zaskakujące, jak ulga, która na chwilę przebłysnęła w oczach Hadesa.

Ale tylko na chwilę.

Hades zacisnął szczękę, a dłoń mocniej zacisnęła się na berle, kiedy jego spojrzenie przeniosło się na Posejdona. Bóg mórz mówił coś do Delii, a jego niski głos zdawał się nasycony lekkością, niemalże rozbawieniem. Ręka Posejdona uniosła się, jakby chciał wskazać coś przed nimi, a Delia zaśmiała się cicho, co uderzyło Hadesa niczym kamień spadający z wielkiej wysokości. Hermes zerknął na Hadesa z boku, jego brwi uniosły się w niemym pytaniu. Ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Hades ruszył w ich stronę. Kroki boga podziemi były szybkie, niemalże gniewne, a powietrze wokół niego wydawało się gęstnieć z każdą chwilą.

— Posejdonie — jego głos był nienaturalnie spokojny, ale każde słowo niosło w sobie ostrze lodowatego gniewu. — Widzę, że zająłeś się tym, co należy do mnie.

Posejdon uniósł głowę i spojrzał na Hadesa z wyrazem beztroskiego zadowolenia, jakby zupełnie nie przejmował się gniewem, który bił od brata.

— Hadesie! — zawołał radośnie. — Zawsze taki poważny. Czy to sposób na okazanie wdzięczności? Delia wygląda na całkiem odmienioną, prawda? — Wskazał na dziewczynę, która w tym momencie spojrzała na Hadesa z lekkim zdziwieniem.

— Wdzięczności? — powtórzył Hades, a jego głos stwardniał, jakby każde słowo było kamieniem. — Wykradłeś mi ją, nawet nie dając znać. Jak myślisz, czy na tym polega wdzięczność?

Delia cofnęła się nieco, jej spojrzenie przemykało między nimi, a zmieszanie pojawiło się na jej twarzy.

— Nikt mnie nie wykradał — odezwała się, przerywając napiętą ciszę. — Sama zdecydowałam. Posejdon mi pomógł. Jego wody... uleczyły mnie. — Uniosła obie ręce, jakby to miało wystarczyć, by uspokoić rozsierdzonego Hadesa. — Nic mnie już nie boli. Jestem gotowa na kolejną Próbę. 

— Przyjdzie na to czas — zgodził się Posejdon. — Ale sądząc po skwaszonej minie mojego brata, obawiam się, że to pora, aby na razie się pożegnać, Asphodelio. Jak mówiłem, jestem naprawdę ciekawy, ile jeszcze możesz osiągnąć.

Delia opuściła ręce, a jej spojrzenie na chwilę złagodniało, jakby chciała podziękować Posejdonowi, ale zaraz potem przeniosła wzrok na Hadesa. W jego oczach tlił się ogień, który wydawał się bardziej burzą emocji niż chłodną kontrolą, do której przywykła. Posejdon zrobił krok w tył, jakby chciał symbolicznie podkreślić, że oddaje jej przestrzeń, ale jego spojrzenie znowu spoczęło na Hadesie. Jego sylwetka zniknęła w głębi korytarza, pozostawiając za sobą ciszę, która wydała się Delii jeszcze bardziej napięta niż wcześniej. Próbowała coś powiedzieć, ale Hades obrócił się w jej stronę, a w jego spojrzeniu była siła, która zbiła ją z tropu.

Hermes rzucił Delii ostatnie, przelotne spojrzenie, w którym kryła się mieszanka uznania i ulgi. Nie próbował zatrzymywać jej ani wchodzić w dyskusje. Cieszył się tylko, że Delia odnalazła się cała i zdrowa, w dodatku uleczona. Skinął jej lekko głową, jakby chciał powiedzieć więcej, niż pozwalała sytuacja. Jego uśmiech, choć nieco lżejszy niż zazwyczaj, wciąż miał w sobie tę charakterystyczną beztroskę, która była jego znakiem rozpoznawczym.

Nie oglądając się za siebie, Hermes odszedł, jego sylwetka zniknęła w cieniu marmurowych krużganków, jakby był tylko wiatrem, który przeleciał przez salę. Delia przez chwilę wpatrywała się w miejsce, gdzie zniknął, a potem odwróciła się do Hadesa.

Cisza, która zapadła między nimi, była ciężka, jakby niewypowiedziane słowa wisiały w powietrzu. Bez słowa ruszyli w stronę wyjścia, ich kroki odbijały się echem od marmurowej posadzki. Choć każde z nich trzymało się na dystans, była w tej wędrówce nieuchwytna nić porozumienia, jakby sam fakt, że znów idą razem, przywracał pewien rodzaj równowagi.

Podziemia czekały na nich w milczeniu, gotowe na ich powrót.

Gdy tylko przekroczyli próg Podziemi, Hades nagle zatrzymał się, jakby coś w jego wnętrzu pękło. Przez chwilę stał w milczeniu, jego spojrzenie na Delii było pełne niezrozumiałego napięcia. Zanim zdążyła zareagować, poczuła, jak silne dłonie Hadesa zaciskają się na jej ramionach, wciągając ją w kierunku najbliższej ściany. Uderzenie o chłodny kamień rozbrzmiało w ciszy, ale to tylko wzmocniło intensywność tego, co działo się między nimi.

Delia nie miała szansy na protest. Jego ciało było tuż przy niej, czuła jego oddech na swojej skórze, ciepły, ciężki, jakby podkreślał kontrast z chłodem, który otaczał ich w tej mrocznej przestrzeni. Hades przycisnął ją do zimnej powierzchni, nie pozostawiając ani kawałka przestrzeni między ich ciałami. Jego wargi, ciepłe i pewne, musnęły jej szyję, rozpalając ją w mgnieniu oka. Poczuła, jak drży pod jego dotykiem, jak każde jego muśnięcie sprawia, że czuje się jednocześnie wzięta w garść i oswobodzona.

Nie odpychała go. Była zaskoczona, a jednak coś w tym było — coś, czego nie mogła ignorować. Dłoń Hadesa przesunęła się wzdłuż jej ramienia, a palce z lekką siłą zacisnęły się na jej skórze, jakby chciał upewnić się, że naprawdę tu jest. Jego wargi sunęły wzdłuż jej szyi, zostawiając na jej skórze gorący ślad. Zadrżała, czując, jak gorąco bijące serce Hadesa wyczuwa jej każdy oddech, każdą reakcję.

— Wiesz, że nie możesz odejść, prawda? — Jego głos był niski, nieco chropowaty, jakby przez chwilę zatonął w własnych uczuciach. — Nie tak łatwo, Asphodelio.

Delia poczuła, jak jej serce zaczyna bić szybciej, a w jej wnętrzu coś się budziło, coś, co nie miało zamiaru zniknąć. Mimo że wciąż była wściekła i zagubiona, nie mogła zignorować tego intensywnego pragnienia, które budziło się w niej pod wpływem jego bliskości. W odpowiedzi delikatnie uniosła dłoń, przesuwając ją po jego klatce piersiowej, poczuła mocno zarysowane mięśnie pod jej palcami, zupełnie jakby ten moment, ten dotyk, miał na zawsze związać ich losy. Hades oparł czoło o jej ramię, pochylając się w jej stronę z taką siłą, że Delia poczuła, jak jego ciężar opiera się na jej ciele. Jego oddech był gorący, zaledwie kawałek od jej skóry. 

Ta chwila, pełna intensywnego napięcia, trwała przez chwilę, a Delia, mimo pragnienia, by zanurzyć się w tej bliskości, poczuła nagłą falę rozdrażnienia, która wzbierała w niej niczym fala wzburzonego morza.

Pamiętała o czymś, co psuło jej ten moment. Coś, co sprawiło, że serce zaczęło jej bić szybciej, ale nie z podniecenia. Wyrwała się z jego objęć, co było trudniejsze niż się jej wydawało. Kiedy spojrzała w jego ciemne oczy, w jej głosie zabrzmiała nie tylko złość, ale i coś, czego nie dało się zignorować.

— Przestań! Wszystko sprowadza się do zazdrości, prawda? Rzuciłeś się na mnie jak wygłodniały szczeniak, bo poczułeś zagrożenie ze strony Posejdona? — Nie odpowiedział, wpatrując się w nią. — Jak już ci powiedziałam, nienawidzę cię, Hadesie, a to oznacza, że nie cierpię wszystkiego, co z tobą związane, w tym również twojego dotyku, dlatego... proszę, nie dotykaj mnie w ten sposób nigdy więcej. Jeśli obawiasz się, że mogę cię zdradzić, zastanów się jeszcze raz. Ludzie w przeciwieństwie do bogów, znają pojęcie wierności.

Hades uniósł brwi, wyraźnie zdziwiony. Spojrzał na nią, jakby nie mógł pojąć, dlaczego nagle zaczyna od niej odpływać coś, co jeszcze chwilę temu było pełne namiętności. Jego palce zaciśnięte na jej ramionach zaczęły drżeć, a jego usta rozwarły się, by wykrztusić coś, co miało być odpowiedzią, ale zabrzmiało tylko jak milczące pytanie.

— Wierność — powiedziała, a jej słowa zabrzmiały ostro, jak cios. — Wiesz, czym jest wierność, Hadesie? Dla mnie to coś, czego nie możesz pojąć. Nie potrzebuję, byś sprawdzał, czy nie odejdę do Posejdona, czy do kogokolwiek innego. Nie jestem tobą, Hadesie, nie jestem jednym z tych, którzy czują się zagrożeni przy byle spojrzeniu. Zgaduję, że dla ciebie każdy gest to deklaracja walki o terytorium, ale w moim świecie to wygląda zupełnie inaczej. Minte, Hadesie — powiedziała imię nimfy z niekrytym obrzydzeniem. — Może mitologia kłamie w wielu sprawach, ale nie zaprzeczysz, jak namiętnymi kochankami byliście od stuleci. I co? Chciałeś obiecaną przez Mojry żonkę, a pieprzyć na boku wieloletnią kochankę? Tak to planowałeś?

— O czym ty, co cholery, mówisz?

— O tobie i Minte, Hadesie! — krzyknęła Delia, czując w sobie narastającą furię. — Widziałam was! Wręcz pożeraliście swoje twarze!

Słowa Deli przenikały powietrze niczym ostrze, a jej zarzuty wbijały się w niego z siłą, której się nie spodziewał. Delia patrzyła na niego z chłodnym, przenikliwym spojrzeniem, jakby każda jej myśl była wyważona i obliczona.

Jego dłonie drżały, gdy starał się powstrzymać wybuch gniewu, który targał nim od środka. Zamiast słów, wciągnął gwałtownie powietrze, próbując złapać oddech, który nagle stał się cięższy niż kiedykolwiek. Czuł, jakby jej słowa były nie tylko zarzutem, ale też ciosami, które odpychały go od niej w sposób, na który nie był przygotowany. Zimne spojrzenie, które poczuł na sobie, sprawiło, że cała pewność siebie, którą jeszcze przed chwilą miał, wyparowała.

— Wiesz, co widziałam, Hadesie? — jej głos był pełen lodowatego rozczarowania, które zdawało się odbijać echem w jego uszach.

Dłońmi zacisnął się na powietrzu, jakby chciał czymś złapać ten nierealny ból, który przeszywał go od środka. Na chwilę wydawało się, że nie jest w stanie odpowiedzieć, że słowa utknęły w jego gardle. Gdy w końcu je wydusił, były niczym poszarpany dźwięk, pełen niepewności.

— To... to nie jest to, o czym mówisz — wypowiedział, czując, jak słowa wykradają się z jego ust, z trudem docierając do niej. Ale wiedział, że nie jest to tłumaczenie, które ją zadowoli.

Jednak widział, że w jej oczach nie ma miejsca na zrozumienie. Odwróciła wzrok, jakby chciała całkowicie odciąć się od niego, jakby każde słowo, które mówił, pogłębiało tę przepaść.

— Widziałam was, waszą namiętność. Myślałeś, że nie zauważę? Że nie dowiem się o tym?

Hades cofnął się o krok, a jego wyraz twarzy zdradzał zaskoczenie i coś, co mogłoby być wstydem — coś, czego nigdy by po sobie nie oczekiwał. Spojrzał na nią przez chwilę, jakby szukając słów, ale nie był w stanie znaleźć tych odpowiednich. Kiedy w końcu je wypowiedział, były one pełne gniewu i dezorientacji.

— To nie jest to, co myślisz — odpowiedział z grymasem. — Minte... to... coś, co miało miejsce w przeszłości. Nigdy nie chciałem...

Delia przerwała mu, jej wyraz twarzy był lodowaty, pełen rozczarowania.

Przeszłość? — Powtórzyła z szyderczym uśmiechem. — Naprawdę? Więc to, co widziałam, to też część tej „przeszłości"?

— Byłem ci wierny przez cały ten czas, Asphodelio — powiedział, a jego słowa, chociaż spokojne, niosły w sobie ciężar stuleci. — Setki tysięcy lat czekałem na ciebie. Nie patrzyłem na nikogo, nie pragnąłem żadnej innej. To z tobą się kłócę, nie z kimkolwiek innym, z tobą walczę, pozwalam się truć bez konsekwencji. 

Hades wciągnął gwałtownie powietrze, a jego spojrzenie stało się twarde jak skała. Jego dłonie, które wcześniej drżały od gniewu, teraz zaczęły zaciśnięte, a w jego głosie zabrzmiała twardość, której Delia wcześniej nie słyszała. Przechylił głowę w jej stronę, a jego oczy błyszczały mrokiem, który niósł nie tylko gniew, ale i głębokie poczucie niesprawiedliwości, które zalewało jego umysł.

— Czekałem na ciebie, bo to ty miałaś się pojawić. To ty byłaś moją przeznaczoną oblubienicą, zanim jeszcze się urodziłaś. Zanim jeszcze wiedziałaś, kim jestem. — Jego ton zmiękł nieco, ale nie była to już delikatność. To raczej determinacja, jakby starał się, by zrozumiała, jak głęboko osadzone były te uczucia w nim. — Bo to ty jesteś moją przyszłością, moją przyszłością, którą wybrałem i której nie zamierzam stracić. Nigdy nie spojrzałem na inną kobietę bądź mężczyznę, od kiedy dowiedziałem się, że masz się narodzić.

— Czymże jest dwadzieścia sześć lat dla nieśmiertelnego boga? — Delia prychnęła, obracając się w jego stronę z wyraźnym rozdrażnieniem. — To zaledwie mgnienie oka.

— Czekałem setki tysięcy lat, Asphodelio — odpowiedział, nieco głośniej, jakby próbował podkreślić wagę tych słów. — Mojry przepowiedziały, że z córki Demeter i Zeusa narodzi się moja oblubienica, moja królowa. I czekałem. Tak jak wciąż czekam na twoje zaakceptowanie tej rzeczywistości.

— Tysiące lat... — Powtórzyła sarkastycznie, a jej głos podniósł się nieznacznie. — A potem romans z Minte, którego byłam świadkiem na własne oczy. Teraz opowiadasz mi tu o wieczności, o czekaniu... Jakże to wygodne, prawda?

Hades zadrżał, a jego oczy zwęziły się do wąskich szczelin. Na jego twarzy pojawił się cień wstydu, który próbował ukryć pod maską chłodnej obojętności. Jednak w tym momencie coś w jego postawie pękło, jakby ta nieoczekiwana konfrontacja złamała fragment jego nieprzeniknionej fasady.

— Nie masz pojęcia, o czym mówisz — syknął, jego głos drżący od tłumionych emocji. W tej chwili wyraźnie dało się wyczuć, jak zmęczenie tym wszystkim zaczyna go przytłaczać, jakby zmagał się z samym sobą, a nie tylko z nią.

Delia spojrzała na niego z wyraźnym rozdrażnieniem, jakby cała ta rozmowa była tylko irytującym hałasem. Bez słowa odwróciła się i ruszyła w stronę swojego pokoju, jej kroki lekkie, ale stanowcze, jakby nie chciała już niczego więcej słuchać ani rozmawiać. Każdy jej ruch zdawał się mówić, że ta konfrontacja z Hadesem już ją zmęczyła, że nie miała zamiaru dłużej angażować się w ten ciągnący się bez końca konflikt. Hades stał nieruchomo, patrząc, jak Delia znika za drzwiami. 

Zmęczony, wciąż rozdrażniony całą sytuacją, czuł się, jakby walczył z czymś, czego nie mógł pojąć ani kontrolować. Jego myśli były jak wir, niepotrzebnie splątane, a frustracja, którą odczuwał, nie miała ujścia. Ostatni raz spojrzał w stronę drzwi, za którymi zniknęła, a potem, powstrzymując się od dalszej reakcji, odwrócił się i ruszył w stronę głębin Tartaru. 

Tartar. To tam musiał teraz pójść, by znaleźć odpowiedzi, które wymagały pilnej uwagi. Zniknięcie dusz. To było coś, czego nie mógł zignorować. Jego umysł, mimo zmęczenia, teraz miał tylko jeden cel — sprawdzić, co się wydarzyło, kto i dlaczego odważył się naruszyć porządek w jego królestwie. Hades szedł powoli, pogrążony w mrocznych myślach, które krążyły wokół niego niczym ciężkie chmury, nie dając chwili wytchnienia. Każdy krok stawiany w stronę Tartaru zdawał się być wytworem determinacji, ale także niepokoju. W jego umyśle nieustannie przewijały się obrazy Asphodelii, jej niezadowolenie, złość i odrzucenie. Wszystko to było jak nóż w sercu, który nie przestawał boleć. Nie potrafił tego w pełni zrozumieć, ale wiedział, że nie może pozwolić, by te emocje nad nim zapanowały. Musiał skupić się na tym, co naprawdę miało teraz znaczenie.

To nie z Wysp Błogosławionych, nie z Pól Elizejskich, nie z Łąk Asfodelowych zniknęły dusze, tylko z Tartaru, najmroczniejszej części Podziemi. Jeszcze niedawno Asphodelia próbowała przetrwać tu Próbę. Z każdym krokiem, który przybliżał go do bram Tartaru — tego najprawdziwszego, a nie tego tunelu, przez który przedzierała się Asphodelia — czuł, jak gęsta ciemność zaczyna otaczać go coraz bardziej. Powietrze stawało się coraz zimniejsze, a cisza, która panowała w tym miejscu, była niemal namacalna. Nie było słychać niczego, prócz jego własnych kroków i ciężkiego oddechu. Nagle dostrzegł przed sobą postać, którą rozpoznał od razu — trzygłowy pies Cerber, strażnik Tartaru. Hades zatrzymał się przed nim, patrząc na potężnego psa, który wyczuł jego obecność i powoli, bez cienia wahania, usiadł na ziemi. 

Cerber był olbrzymi, jego ciało pokrywała gęsta, czarna jak otchłań sierść, a każdy z trzech potężnych łbów wpatrywał się w Hadesa z intensywnością, której nie mógł zignorować. Pies, mimo swojej groźnej aparycji, był lojalnym strażnikiem, którego Hades nigdy nie musiał niepokoić. Zamiast tego, z lekkim uśmiechem, pogłaskał jednego z trzech łbów, jakby w geście uspokojenia.

— Dobry Cerber, dobry pies — wymruczał, czując, jak nieco się odpręża w obecności swojego wiernego towarzysza. Choć Tartar wciąż był pełen ciemności, obecność tego zwierzęcia, które strzegło bram tej mrocznej krainy, była dla niego pewnym rodzajem komfortu. — Kto uciekł z Tartaru?

Cerber zareagował na pytanie Hadesa jednym z najniższych pomruków, jego trzej łby wciąż patrzyły na niego, jeden po drugim, jakby szukając odpowiedzi, którą mógłby mu przekazać. Psy strażnicze nie mówiły, ale ich postawa i ruchy były językiem, którym Hades potrafił się posługiwać.

— Nie... — szepnął Hades. — Nie. NIE. NIE! Jak?! — Ale Cerber nie odpowiedział, ale tuż obok niego pojawiła się kolejna postać.

Wtem, z mroku wyszła postać. Wysoka, potężna, prawie nieziemska. Był to jeden z Hekatonchejrów, olbrzymów, którzy od wieków strzegli najgłębszych tajemnic Tartaru. Jego sylwetka, równie majestatyczna, co przerażająca, wyłoniła się z cienia, otaczając Hadesa swoim mrocznym aurą. Trójgłowy gigant, jeden z tych, którzy przez wieki służyli bogom olimpijskim jako strażnicy. Hades rozpoznał go natychmiast.

— Kottos — powiedział, chociaż brzmiał jakby nie oczekiwał nikogo innego. To był Hekatonchejrs, który zawsze czuwał nad bramami Tartaru, razem ze swoimi braćmi. Zawsze.

— Władco Podziemi — odpowiedział, a te słowa zdawały się rezonować w ziemi, jakby samo ich wypowiedzenie było wystarczające, by zatrząść tym światem. — Najpierw Erynie opuszczają Tartar, a teraz znikają dusze największych zbrodniarzy. Dusze, które nie powinny nigdy opuścić tego miejsca.

Hades poczuł, jak krew w jego żyłach gwałtownie przyspiesza. Zniknięcie Erynii, które było już samo w sobie wydarzeniem niezwykłym, niosło ze sobą poważne konsekwencje. Erynie nie opuszczały swojego strażniczego stanowiska. Ich zadanie było jedno: pilnować, by żadne zbrodnie nie umknęły sprawiedliwości. Zamiast tego pojawiły się w śmiertelnym świecie, zabiły człowieka Alexiosa i omal nie zabiły Asphodelii. 

— Jak do tego doszło? — zapytał, choć nie musiał. Już wiedział, że odpowiedź nie będzie prosta. — Jak to możliwe, że nawet przy tak czujnej straży, ktoś mógł wyprowadzić dusze z Tartaru? To miejsce jest strzeżone przez niezliczone bestie, przez potwory i demony. Tartar nie jest zwykłym więzieniem.

Kottos uniósł jedną z głów, a jego oczy — zimne i przenikliwe — spoczęły na Hadesie.

— Ktoś je stąd wyprowadził, Władco, a fakt, że udało się to zrobić bez wykrycia, wskazuje na to, że ten osobnik musiał dysponować mocą nie do pomyślenia. Jeśli zostali niezauważeni, to oznacza, że mamy do czynienia z kimś o ogromnej sile. Może to bóg? Ktoś potężniejszy od wszystkiego, co tu dotąd było?

Ktoś potężniejszy? Słowa Kottosa uderzyły w Hadesa jak zimny wiatr. Jeśli to prawda, to oznaczało, że ich niebezpieczeństwo właśnie przybrało inny, bardziej przerażający wymiar. Bóg, który potrafił wyjść z cienia i działać tak precyzyjnie, bez śladu... 

— Bóg z Olimpu? — zapytał cicho, chociaż nie musiał zadawać tego pytania. Wiedział, że to właśnie oni, bogowie z góry, mogli posiadać moc, by przełamać bariery Tartaru. Ale która z tych postaci mogła wyjść poza swoje granice, naruszając porządek, który Hades tak pieczołowicie utrzymywał przez tysiące lat?

Kottos skinął głową, jego spojrzenie było pełne niepokoju.

— Tak, Władco. Ktoś z Olimpu. Potężny bóg, który potrafił przejść niezauważony. I biorąc pod uwagę, jak nieostrożnie znikają dusze, możemy przypuszczać, że to coś... albo ktoś, co ma w planach więcej, niż tylko chaos. To nie jest zwykła zbrodnia. To może być wojna.

Hades poczuł, jak zimny dreszcz przebiega przez jego ciało. Jeśli to prawda, oznaczało to, że ktoś próbował naruszyć równowagę, którą starał się utrzymać przez całe swoje istnienie. I jeśli był to bóg, który teraz próbował zniszczyć to, co stworzył, był to nie tylko atak na jego królestwo. To był atak na niego samego. Nagle dotarła do niego najbardziej przerażająca myśl... 

Asphodelia.

Wszystko, co teraz miało sens, to ta myśl. Asphodelia. On był tutaj, w Tartarze, a ona została sama na górze. Narażona na niebezpieczeństwo. Myśl, która dotarła do niego z nagłą siłą, jak cios w samo serce. Jego gniew, który wcześniej był pełen kontroli, teraz zmienił się w niepokój. Szybko spojrzał na Kottosa, jego wyraz twarzy stał się twardy, jakby coś nieoczekiwanego, zagrażającego, nagle stało się bardziej realne niż kiedykolwiek.

— Muszę wrócić.

Te słowa wyrwały się z jego ust, zanim jeszcze zdążył nad nimi pomyśleć. Głos, który wcześniej był pełen siły i władzy, teraz drżał od napięcia. Zrozumiał, że nie miał czasu na dalsze dywagacje. Musiał natychmiast wrócić na powierzchnię, by upewnić się, że Asphodelia jest bezpieczna. Jej bezpieczeństwo było teraz najważniejsze.

— Szukaj sprawcy, Kottos. Ja wracam do świata nad nami.

🌹🌹🌹

Delia siedziała w swoim pokoju, całkowicie zaczytana w książce o mitach greckich. Strony opowiadały o miłości, zdradach, zdradzieckich bogach i ich kochankach. Przeczytała właśnie fragment o romansie Hadesa i Minte, o tym, jak Persefona, zrozpaczona zdradą, zamieniła nimfę w krzak mięty. Delia czuła dziwny, trudny do opisania ucisk w sercu, który towarzyszył jej za każdym razem, gdy próbowała zrozumieć ten związek, choć jej dłoń mimowolnie wędrowała do miejsca na szyi, gdzie niedawno czuła ciepłe wargi Hadesa. Co on sobie wyobrażał? Jednak dźwięki dochodzące zza drzwi zmusiły ją do przerwania rozmyślań.

Poczuła, jak narasta napięcie, kiedy usłyszała kroki za drzwiami. Zignorowała hałas, przekonana, że to Hades. Wciąż wściekła, poirytowana całą sytuacją, w której się znalazła, nie spodziewała się niczego, co mogłoby ją zaskoczyć. I wtedy drzwi otworzyły się gwałtownie, a w progu stanął mężczyzna.

Nie był nikim, kogo znała. Wyglądał na zmęczonego, jakby właśnie wrócił z długiej wędrówki. Jego ubranie było brudne, a twarz wyczerpana, w jego oczach czaił się jakiś dziki, niepokojący błysk.

Delia spojrzała na niego z niepokojem, starając się zachować spokój, choć poczuła, że coś w tym mężczyźnie było absolutnie nie tak.

— Kim jesteś? — zapytała, jej głos był opanowany, ale nie zdołała ukryć napięcia, które nagle przeszyło jej ciało.

Czyżby to była kolejna Próba bogów? Hades by ją chyba uprzedził. A może w zemście za kolejne odrzucenie postanowił jej w ogóle już o niczym nie informować? Dumny dupek. Mężczyzna nie odpowiedział. Zamiast tego jego wargi rozwarły się w dziwacznym, niemal bestialskim wyrazie, a z jego gardła wyrwał się dziki ryk. Delia poczuła, jak w sercu rośnie panika. W jednej chwili, zanim zdążyła zareagować, mężczyzna rzucił się na nią z dziką siłą. Uderzyła w nią fala strachu, kiedy jej ciało zostało brutalnie przygwożdżone do łóżka. Mężczyzna trzymał ją mocno, jakby nie zamierzał pozwolić jej na ucieczkę.

Delia walczyła. Jej serce biło w przyspieszonym tempie, a jej umysł szukał sposobu na wyrwanie się spod jego ciężaru. Porywczy oddech, jej ręce szarpane przez obcego mężczyznę, czuła każdy ruch, który zmierzał ku niej, by ją złamać, by ją złapać. Strach, który jej towarzyszył, zdawał się wypełniać każdy zakamarek jej umysłu, ale w głębi duszy nie miała zamiaru się poddać.

Nie mogła pozwolić, by on... by cokolwiek się wydarzyło. Strach mieszał się z wściekłością. Musiała stąd wyjść. Musiała walczyć. Jej serce biło jak szalone, gdy nieznajomy mężczyzna chwycił ją mocniej, szarpiąc jej szaty.

Tkanina rwała się pod jego palcami, a ona desperacko próbowała się wyrwać. Jego zapach był ciężki, mdły, a jego oddech pełen gorączkowego pośpiechu. Czuła, jak lęk ściska jej gardło, jak wszystkie siły zbierają się w jej ciele w desperackiej próbie uwolnienia. Ręce mężczyzny były nieubłagane, jego palce mocno wbijały się w jej ramiona, a kiedy szarpnął nią jeszcze mocniej, jeden z jej rękawów pękł, zostawiając ją prawie nagą w obliczu jego przemocy.

W tej chwili Delia usłyszała dźwięk, który brzmiał jak błyskawica, a mężczyzna, który ją trzymał, nagle cofnął się, wstrząśnięty ogromną siłą, jakby coś lub ktoś ściągnął go w tył. Zanim zdążyła zrozumieć, co się dzieje, usłyszała donośny, groźny głos, a potem — potężny huk, jakby ziemia sama drżała.

Hades stał w drzwiach, jego oczy płonęły nieziemskim gniewem. W jednej chwili zbliżył się do mężczyzny, a jego ręka wyciągnęła berło z niezmierzoną siłą. Chwila grozy, w której Delia tylko odwróciła wzrok w stronę potężnej postaci swojego opiekuna, a potem... wszystko zniknęło w nieodwracalnej sile. Hades z ogromną łatwością złapał mężczyznę i jednym gestem uniósł go w powietrze, jakby ważył jedynie tyle, co piórko. W następnej chwili rzucił go na ziemię z potężnym hukiem, niczym ciężki kawałek żelaza. Mężczyzna jęknął, próbując się podnieść, ale Hades nie pozwolił mu na nic więcej. Potężna stopa boga, a potem jego berło, spoczęły na ciele nieszczęśnika, miażdżąc go do ziemi. Z każdym jego ruchem, z każdym pchnięciem berła, czuć było, jak energia przerażającej mocy wlewa się w ciało. 

Potem nie było już nic.

Ciało mężczyzny zaczęło się rozpadać, jakby rozrywane przez siłę, której nie mógł zrozumieć ani pojąć. Hades stanął nad nim, patrząc na jego koniec, nie okazując najmniejszego śladu współczucia. Jego oczy były jak zamarznięta stal, a głos, który wydobył się z jego ust, nie miał już żadnej litości.

— Nikomu nie wolno zbliżyć się do niej — syknął, jego głos przeszywający powietrze niczym ostrze.

* * * * *

Orchis — storczyk; zmysłowość, cielesność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top