10. Helianthus

Delia cofnęła się o krok, czując, jak zimny dreszcz przebiega jej po plecach. Żądza mordu, która emanowała od mężczyzny przed nią, była niemal namacalna. To był Ares — bóg wojny. Jego szkarłatne oczy płonęły dziką nienawiścią, a potężna sylwetka i zbroja, zdobiona bliznami bitewnymi, potęgowały wrażenie śmierci, jaką nosił ze sobą.

— Tch, obrzydliwy mieszaniec — powtórzył Ares, krzywiąc się, jakby jej widok przyprawiał go o mdłości. Jego głos brzmiał jak warkot dzikiej bestii, groźny i pełen pogardy.

Delia próbowała zebrać myśli, ale jego obecność była tak przerażająca, że ciężko jej było utrzymać spokój. Wyczuwała od niego nie tylko wrogość, ale i coś pierwotnego — rządzę destrukcji i krwi.

— Nie zauważyłam cię — powiedziała cicho, choć była to najbardziej absurdalna rzecz, jaką mogła powiedzieć, przecież Ares, tak jak inni bogowie, byli od niej znacznie wyżsi i potężniejsi. Musiałaby chyba być ślepa, aby go nie zauważyć. Zauważyła, że Ares uważnie jej się przygląda. — Czego chcesz? — spytała, starając się nie zdradzać strachu, który zaciskał jej gardło. Nie chciała pokazać słabości przed kimś takim jak Ares.

Bóg wojny skrzyżował ramiona, a jego zimne spojrzenie przeszywało ją na wskroś.

— Czego chcę? — powtórzył z kpiną, jakby to pytanie było wręcz śmieszne. — Może tego, żeby takie ścierwa jak ty nie plątały się po Olimpie, udając, że mają tu jakiekolwiek prawo istnienia. — Jego głos był nasycony jadem, każde słowo obcinało jak ostrze miecza. 

Znała już ten rodzaj nienawiści, znała wzgardę, z jaką ją traktowano, ale teraz, w obliczu tego boga, czuła, że nie może uciekać. Jeśli by to zrobiła, dwoma krokami dogoniłby ją. Zdawała sobie sprawę, jak wiele osób nie chciało jej tu oglądać, pomimo słów Zeusa, gościny Dionizosa, wsparcia Hermesa, fascynacji Afrodyty — tak naprawdę nie znaczyła nic. Nie spodziewała się jednak, jak wiele bogów pragnęło, aby zniknęła z Olimpu. Nawet ze względu na Korę, traktowali ją z chłodną obojętnością lub jawną nienawiścią. 

— Zabrakło ci języka w gębie? — prychnął pogardliwie Ares. — Na audiencji u Zeusa szczekałaś jak najęta, a teraz nie potrafisz wykrztusić żadnej swojej ciętej riposty?

Riposta mogła kosztować ją życie. Zeus mógł zignorować jej słowa podczas audiencji, ale Ares... Ares nie był takim bogiem. Jego żądza krwi i brutalność nie miały granic. Zabiłby ją bez wahania, z zimną premedytacją, ciesząc się chwilą. Musiała ostrożnie wybierać każde słowo.

Starała się nie okazywać strachu, ledwo nie popuściła, ale utrzymywała kontakt wzrokowy z Aresem. Tęczówki Aresa płonęły jak rozlana krew, przypominając jej setki historii o jego bezwzględnych zwycięstwach i masowych mordach na polach bitew. Cofnęła się o krok, nie odwracając wzroku. Ze swoją siłą, mocą i potęgą zgniótłby ją jak nędznego robaka, którym w jego oczach była. Przełknęła ślinę, próbując się uspokoić. Bogowie odpowiadali przed Zeusem, przecież nie mógł jej tak po prostu zabić, prawda? Prawda?! Delia schowała ręce za plecami, nie pozwalając Aresowi dostrzec ich drżenia. Serce łomotało jej w klatce piersiowej tak mocno, że bóg wojny z pewnością wyczuwał to, słyszał jak kobieta wariuje od jego obecności. Aura krwi i brutalności przytłaczała Delię, prawie rzucając ją na kolana.

Delia zacisnęła szczęki, starając się zachować spokój, choć jej ciało krzyczało z paniki. Wiedziała, że nawet najmniejszy akt tchórzostwa zostanie przez niego zinterpretowany jako zaproszenie do destrukcji. Choć jej ciało trzęsło się z przerażenia, uniosła głowę wyżej, starając się zachować pozory odwagi.

— Co? Teraz się boisz? — warknął Ares, jego głos przybrał bardziej zwierzęcy ton. — Mów, albo zabiję cię jednym ruchem, żebyśmy mogli skończyć tę farsę. — Jego dłoń sięgnęła do miecza przy pasie, a Delia wstrzymała oddech, czując narastającą presję.

— Nie warto — szepnęła cicho, ledwie słyszalnie, jakby chciała przekonać nie tylko jego, ale i siebie.

Ares w jednej chwili zawęził oczy, które teraz przypominały wężowe szparki, pełne zimnej, bezlitosnej furii. Jego szkarłatne tęczówki błysnęły złowieszczo. Bez ostrzeżenia wyciągnął dłoń i w jednej chwili pochwycił Delię za ramię, unosząc ją w górę jak bezwładną lalkę. Jego siła była porażająca, a dłoń zacisnęła się na niej z taką mocą, że Delia poczuła ból promieniujący przez całe ramię.

— Nie warto? — powtórzył. — Nie warto?! Drwisz ze mnie, ty suko?! Jesteś nikim! Bezwartościowym robakiem, który myśli, że może być kimś na Olimpie. A ja mogę zmiażdżyć cię jak robaka, którym jesteś! — Potrząsnął Delią, nie dbając o to, że jego boska siła, może uszkodzić jej śmiertelne ciało. — Odszczekasz to albo zajebię cię, że nawet Hades cię nie pozna!

Jego oddech przypominał gorący podmuch wiatru z bitwy, pełen zapachu krwi i dymu. Delia z trudem łapała oddech, jej serce biło teraz tak mocno, że miała wrażenie, iż Ares może je usłyszeć. Uniesiona wysoko, ledwo dotykała czubkami butów ziemi. Nie mogła się ruszyć, jego żelazny uścisk był jak kajdany, a w oczach boga wojny widać było tylko pogardę i okrucieństwo. 

Mimo to Delia parsknęła cicho, zaskakując swoją bezczelnością i głupotą Aresa. Przypatrywał się jej bladej twarzy, na której widniał złośliwy uśmieszek.

— Ach, teraz rozumiem... — mruknęła, mrużąc oczy. — Wielki i potężny Ares, bóg wojny. Łatwo być wielkim, kiedy atakuje się znacznie mniejszych, nie? Tchórzostwo.

Ares wściekł się na te słowa. Jego dłoń zacisnęła się w pięść, a w jego oczach zajaśniała czysta furia. Bez chwili wahania wymierzył Delii pięścią w twarz. Cios był brutalny, a Delia poczuła, jak jej nos pęka, a ból rozlał się po całej jej głowie. Krew zaczęła natychmiast spływać po ustach, a ona z trudem łapała oddech, próbując zapanować nad szokiem i bólem. Ares jednak nie zamierzał na tym poprzestać. 

Zanim zdążyła się choćby osunąć na kolana, złapał ją za szyję, uniósł do góry, jego palce zacisnęły się niczym stalowe obręcze. Delia desperacko próbowała złapać powietrze, jej ręce bezsilnie szarpały się przy jego nadgarstkach, ale siła boga wojny była miażdżąca. Jego twarz była zniekształcona gniewem, a czerwone oczy wrzały żądzą mordu.

— Ty kurwo! — ryknął Ares, jego głos brzmiał niczym grzmot. — Po prostu już zdechnij! Jak twoja zdradziecka matka!

— Dość! — Apollo pojawił się z boginią, łudząco do niego podobną, a jego ton był ostry i pełen autorytetu. — Odłóż ją, Aresie. Wystarczająco pokazałeś, kim jesteś.

Bogini o złotych włosach, podobnych do Apolla, związanych w wysoki kucyk z wpiętą srebrną spinką, stojąca tuż obok, spojrzała na boga wojny z nieskrywaną pogardą.

— Wielki wojownik, który bije kobiety, nie mogące się nawet obronić — rzuciła zimno. — Jesteś prawdziwie godnym przeciwnikiem, Aresie. Może spróbuj swoich sił z Ateną? Zdecydowanie za lekko oberwałeś od niej ostatnim razem.

Delia upadła na ziemię, a ból nosa pulsował jej w głowie tak mocno, że ledwo rejestrowała otoczenie. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie — świat zewnętrzny zlewał się w plamę rozmazanych dźwięków i obrazów. Czuła smak krwi w ustach, a jej ciało zdawało się nie reagować na polecenia mózgu. W tle dochodziły do niej echa głosów, ale były one jak przez mgłę.

— Dlaczego zawsze wtrącacie się tam, gdzie was nie chcą? — warknął, patrząc na nich z irytacją. — To nie wasza sprawa. 

Ares, z twarzą wykrzywioną w gniewie, odwrócił się do niej, gotów rzucić kolejną ripostą, ale dostrzegł determinację w jej złotych oczach i uniesioną strzałę, którą bogini celowała prosto w jego pierś.

— Co za irytujące rodzeństwo — mruknął, wycofując się o krok, ale napięcie nie ustępowało. W jego spojrzeniu wciąż czaiła się mordercza żądza. — Masz szczęście, mieszańcu — rzucił w stronę ledwo przytomnej Delii. — Ale nie łudź się. Twoje dni tutaj są policzone. A kiedy nadejdzie odpowiedni moment, to ja zakończę twoją marną egzystencję.

Z jego ust wydobyło się drwiące parsknięcie, po czym odszedł, pozostawiając za sobą aurę brutalności i napięcia, które długo nie opadało. Atmosfera wciąż była ciężka, jakby w powietrzu unosił się resztkowy zapach krwi i przemocy. Apollo nie czekając na żadną reakcję ze strony jego towarzyszki, dopadł do Delii, uważnie przyglądając się jej obitej twarzy. Delikatnie ujął w palce jej podbródek. Złamany nos, i ogromny siniak na prawym policzku, u bogów takie uderzenie nie doprowadziłoby do tak poważnych skutków, ale Delia miała śmiertelne, słabe ciało, Ares mógł ją z łatwością zabić, to cud, że tego nie uczynił.

— Hej, Della, słyszysz mnie? — mówił do niej, starając się zachować spokój. — Artemida! 

— Zabierzmy ją stąd. — Artemida ukucnęła obok nich, kiedy Delia, mimo osłabienia, próbowała jeszcze coś powiedzieć.

— Ares... nie odpuści... — wyszeptała, a jej głos zadrżał. — Nie da mi spokoju.

— Nie martw się o to teraz. — odpowiedział Apollo stanowczo, ale z troską. — Ares zawsze szuka okazji do walki, ale na Olimpie obowiązują zasady. Nie jesteś sama, Del.

Zanim całkowicie opadła z sił, poczuła, jak otacza ją ciepło energii Apolla i Artemidy. Świat zniknął, a wraz z nim ból, przynajmniej na moment.

🌷🌷🌷

Gdy Delia odzyskała przytomność, powoli otworzyła oczy, by zastać się w dziwnie znajomym, ale obcym miejscu. W powietrzu unosił się słodki zapach kwiatów, a delikatne światło wpadało przez okno, oświetlając pomieszczenie, w którym się znajdowała. Kiedy próbowała podnieść się z łóżka, nagły ból przeszył jej ciało, przypominając o ciosie, który otrzymała od Aresa.

— Cicho, nie ruszaj się za bardzo. — Głos Artemidy przyciągnął jej uwagę. Bogini stała obok, opierając się o framugę drzwi, z wyrazem niepokoju na twarzy.

— Gdzie jestem? Co się stało? — Delia wciąż czuła się oszołomiona, a myśli były zamazane.

— Jesteś w naszym pałacu na Olimpie. Ares... — zaczęła Artemida, ale przerwała, jakby nie wiedziała, jak dalej. — Znalazłam cię, kiedy... Kiedy skończył się atak. Później byłaś nieprzytomna przez dwa dni.

Delia wzięła głęboki oddech, starając się zrozumieć sytuację. 

— Dwa dni...? Co z Apollem?

— Jest blisko. Nie martw się o niego. Dba o ciebie. — Artemida podeszła bliżej, siadając na krawędzi łóżka. — Ares tymczasowo ci nie zagraża. Zeus się wściekł, a Ares dostał, że tak powiem... karne zadanie. Minie trochę czasu nim wróci. Nawet on nie załatwi tego tak szybko. 

Artemida emanowała naturalnym wdziękiem, przyciągając wzrok swoją obecnością. Jej długie, blond włosy spływały na ramiona jak złocisty strumień, a opalona na brąz skóra lśniła w świetle. Na sobie miała ciemnoszarą suknię, która sięgała do łydki. Materiał był lekki i zwiewny, pozwalający jej poruszać się z gracją, jakby tańczyła z wiatrem. Suknia była prosta, ale elegancka, z delikatnym dekoltem, który podkreślał jej smukłą sylwetkę, a jednocześnie emanował siłą i niezależnością. Na włosach nosiła srebrną spinkę, zakończoną w kształcie półksiężyca, która lśniła jak srebro w blasku dnia. Spinka nie tylko zdobiła jej fryzurę, ale także symbolizowała jej związek z naturą i nocą, a także z jej boską rolą jako bogini łowów i opiekunki zwierząt. Cały jej strój emanował harmonią z otaczającą ją przyrodą, podkreślając jej związek z dzikim światem oraz silny charakter, który nie pozwalał jej na zlekceważenie. Artemida była nie tylko piękna, ale i potężna, co czyniło ją postacią, której obecność była jednocześnie inspirująca i niepokojąca.

Próbując zebrać myśli, Delia odetchnęła głęboko, czując pulsujący ból głowy. Dwa dni nieprzytomności wydawały się wiecznością, a niepewność wciąż ją dręczyła. Choć serce Delii wciąż biło szybko, poczuła, że ma pewne opcje. Zmusiła się do głębokiego oddechu, by wchłonąć te słowa.

— Kim ty w ogóle jesteś...? — spytała Delia, przyglądając się kobiecie bardzo podobnej do Apolla, ale przez zmęczenie nie mogła przypomnieć sobie imienia bogini.

— Artemida — odpowiedziała z lekkim uśmieche. — Bogini łowów i księżyca, bliźniaczka Apolla. — W jej słowach brzmiała duma, ale Delia, starając się zebrać myśli, skupiła się na zaskakującym odkryciu. Teraz kojarzyła ją z mitów. — Wydaje mi się, że mój brat ma do ciebie jakąś słabość? — dodała, próbując zrozumieć dynamikę ich relacji. — Przez całe te dwa dni czuwał nad tobą razem z Hermesem, uleczył twój nos i wszelkie zranienia. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek widziała u niego taki lęk o czyjś los.

Delia poczuła rumieńce na policzkach, gdy pomyślała o Apollu. Jego ciepłe spojrzenie i zmartwienie o nią były jak promień słońca w ciemności. Czuła, że ich więź się zacieśnia, a myśl o tym dodawała jej siły.

— Nie patrz tak na mnie — rzuciła Delia, próbując ukryć zakłopotanie — nie jestem jakimś specjalnym okazem w zoo, o to powinnaś pytać swojego brata. Jestem tu raptem od kilku dni.

Artemida zaśmiała się cicho, a jej złote oczy zaświeciły się na widok szczerości Delii.

— Czasami to, co nowe, wydaje się najcenniejsze. Twoje przybycie wstrząsnęło nami wszystkimi. I mimo czynów Aresa, nie każdy jest ci tu wrogiem. Bardzo szanowaliśmy twoją matkę i...

— Korę.

— Och, czyli już wiesz — powiedziała zaskoczona. Jej wyraz twarzy zmiękł, a w oczach pojawiła się nuta nostalgii. — Tak, Kora była dla nas wszystkich kimś niezwykłym. Jej obecność niosła ze sobą radość i światło, które rozjaśniało nawet najciemniejsze dni na Olimpie.

Delia poczuła, jak wspomnienie matki wywołuje w niej mieszankę smutku i ciepła.

— Szkoda, że mama nigdy nie opowiadała o was. Lubiła mi na dobranoc czytać mity, ale nigdy nie przypuszczałam, że to było jej życie.

— Gdy odeszła, wszyscy odczuliśmy tę stratę. Ares był najgorszym z nas — dodała, kręcąc głową. — W jego mrocznym sercu nie ma miejsca na miłość ani współczucie. Ale są tacy, którzy chcą cię chronić, a Apollo jest jednym z nich.

Na dźwięk imienia brata Delia poczuła ciepło w sercu.

— On naprawdę się o mnie martwi? — zapytała, niepewność w jej głosie była wyraźna.

— Bardzo. Może nie jest najlepszym w wyrażaniu emocji, ale jego troska o ciebie jest szczera. Był przerażony, gdy dowiedział się, co zrobił Ares. — Artemida uśmiechnęła się, jakby dostrzegła coś w oczach Delii, co sprawiło, że stała się jej bliska. — Widzisz, Apollo może być czasem zamknięty w sobie, ale dla ciebie staje się innym człowiekiem.

— My, bękarty, musimy trzymać się razem, co nie? — zachichotała Delia, a Artemida uniosła kąciki ust.

Nie wydawała się jednak z tego powodu zadowolona. Bogini pozwoliła Delii jeszcze odpocząć, zobowiązując się do przyniesienia jej coś do zjedzenia. Wyszła z pokoju, w którym odpoczywała kobieta, a kiedy zamknęła za sobą drzwi, spojrzała już bez uśmiechu na swojego brata, opierającego się o ścianę. Apollo wpatrywał się w odległy punkt gdzieś przed nim. Oczywistym było, że słyszał całą rozmowę Artemidy z Delią. Artemida stanęła tuż przed nim.

— Nie posądzałabym cię o taką głupotę — warknęła zirytowana. — Twoja troska wzbudziła zainteresowanie nawet Zeusa. Czuwałeś przy niej przez dwa dni! Ty i Hermes! O ile Hermes został wybrany przez Zeusa do pilnowania jej, ty dołączyłeś się na doczepkę! Ze wszystkich istot akurat ją obrałeś sobie teraz jako chwilową fascynację?! Zdurniałeś?! Ona jest przeznaczona Hadesowi!

Apollo uniósł wzrok, a w jego oczach zajaśniało coś, co przypominało determinację.

— To nie jest tylko chwilowa fascynacja — odpowiedział, próbując zachować spokój. — Znam jej historię, znam jej ból. Może nie jest moim przeznaczeniem, ale to, co czuję, jest prawdziwe.

Artemida zakręciła głową, wyraźnie zaniepokojona.

— Wiesz, co się stanie, jeśli Hades dowie się o twojej słabości do niej? Już i tak nie jest zbyt szczęśliwy, gdy dowie się, że okłamaliśmy go, a Asphodelia jest tutaj... Twoje uczucia mogą sprowadzić na nas wszystkich jeszcze większy gniew. Wiesz, co się stało z jej wszystkimi poprzednimi adoratorami? Chcesz być następny?

Na chwilę zapadła cisza, a powietrze zgęstniało od napięcia. Pragnienie ochrony Deli sprawiało, że niepewność zdawała się nie mieć żadnej wartości.

— Nie boję się Hadesa — padło w odpowiedzi, lecz w głosie słychać było niepewność. — Rozumiem, że jego gniew może być potężny, ale Delię można ocalić. Ares już raz próbował ją zabić, a ja nie mogę stać z boku i patrzeć, jak ktoś inny decyduje o jej losie.

Spojrzenie Artemidy stawało się coraz bardziej poważne.

— To nie Hadesowi się teraz sprzeciwiasz, a Mojrom! To one połączyły ich losy!

— I przez to Kora odeszła z Olimpu, a Della nie była świadoma własnego dziedzictwa! Nie mogę zignorować tego, co czuję — przyznał. — To, co dzieje się między mną a Dellą, to coś więcej niż chwilowa fascynacja. Nie pozwolę, żeby strach przed Hadesem lub jakąkolwiek inną siłą zadecydował o jej przyszłości.

W jego słowach brzmiała szczerość, która przekonywała Artemidę, lecz wciąż miała swoje wątpliwości.

— Musisz pamiętać, że Hades nie jest jak inni bogowie. Ma swoją mroczną stronę, a jeśli uzna, że przeszkadzasz mu w zdobyciu Asphodelii, nie zawaha się zareagować.

Gdzieś w cieniu czaiła się tajemnicza postać, otoczona gęstymi cieniami. Jej chytry uśmiech błyszczał w półmroku, gdy podsłuchiwała rozmowę rodzeństwa. Każde ich słowo wnikało w nią, a ona wciągała je jak powietrze. Zgromadzone informacje szeptały jej w uszach, obiecując potężną moc i przewagę.

Gdy rozmowa dobiegała końca, postać wycofała się, płynnie znikając w mroku. Cienie otuliły ją, a wkrótce jedynym śladem po jej obecności był lekki powiew wiatru, który zdawał się podążać za nią, rozpraszając się w otchłani.

* * * * *

Helianthus — słonecznik; to symbol oddanej miłości, lojalności, drugie znaczenie, to pycha i niewdzięczność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top