ᴋᴡɪᴀᴛ ᴘɪᴇʀᴡꜱᴢʏ

Twoja skóra była jak śnieg.

Grudniowe popołudnie. Z chmur sypały się powoli jasne płatki śniegu. Wydawało się, że tańczył w powietrzu walca. Delikatnie wirowały i skakały na mroźnym, powietrznym parkiecie świetnie się przy tym bawiąc.

Parę z nich zatrzymało się na twej bladej twarzy. Policzki, które potem tak często brałem w dłonie miałaś, jak utkane ze śnieżnych nici.

Gdy spływały po nich krople wody ja ściskałem pierwszy raz twoją lodowatą i delikatną dłoń.

Przepraszam, że nie zauważyłem, iż te rozpuszczone płatki to tak naprawdę łzy.

Oboje byliśmy wtedy tacy głupi.

Pamiętasz jak parę dni później szliśmy do kawiarni na skrzyżowaniu? Nie miałaś na sobie wtedy czapki dlatego twoje platynowe włosy plątały się na grudniowym wietrze. Chciałem oddać ci swoje nakrycie głowy. Tak jak chciałem ofiarować ci swoje serce, lecz ty żadnego z nich nie przyjęłaś.

Długo potem siedzieliśmy w lokalu i sączyliśmy malinową herbatę. Nie uśmiechnęłaś się ani na moment, a twoja skóra pozostała tak samo chłodna. Śmiałem się, że to wina lodowatego serca. Ah... Ty już wtedy wiedziałaś, że mam rację.

Od naszego pierwszego spotkania miałem zamknięte oczy i zaśnieżony umysł. Zbyt wiele chciałem zdziałać. Mimo, że byłem tylko płatkiem śniegu w tej naszej burzy śnieżnej.

I przyszło mi zapłacić za lód, który w tobie roztopiłem, bo zostawiłaś po sobie tylko parę wspomnień.

W tym wspomnienie twojej skóry, która była jak śnieg.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top