I.IV
Upadł do tyłu czując przeszywający ból w krzyżu. Papiery rozsypały się dookoła niego jednak on nie miał siły się podnieść i zacząć ich zbierać. I tak nie było tam nikogo innego oprócz niego samego ponieważ znajdował się we własnym mieszkaniu do którego klucze miał tylko on i Ane-san której zaufał na tyle by je jej powierzyć gdyby coś się stało. Był w stanie się założyć, że również kopię miał nie kto inny jak sam Dazai Pieprzony Osamu który na pewno sam je sobie dorobił. Pewnie wchodził mu do środka kiedy go nie było i robił różne psikusy co bardzo dobrze by wyjaśniało dlaczego w ostatnim czasie cały czas znajdował jakiegoś zbłąkanego liścia lub rzeczy, które miały swoje miejsce zostały odłożone niedbale zupełnie gdzie indziej. Nie pomagało mu to jednak, tylko bardziej pogarszało sytuację. Nigdy nie wiedział kiedy na coś natrafiał, nie umiał się przygotować i chyba nigdy by się tego nie nauczył chociaż to zupełnie inna historia.
Nie potrafił znieść tego, że osoba, która pozostawała na zawsze poza jego zasięgiem. Której nigdy nie będzie mógł przytulić oprócz tych krótkich momentów gdy wpadał mu niechcący w ramiona, gdy był już na pograniczu snu się w niego wtulał lub gdy ewentualnie to szatyn pochwycał go pierwszy w żartach. Której nigdy nie będzie mógł pocałować i o czym nie śmiał nawet myśleć ze względu na to, że w każdej chwili kwiat mógł rozrosnąć się w jego płucach tak, że mógłby nie móc zaczerpnąć oddechu. Już teraz miał poważne problemy z oddychaniem. Nie wykonywał już tylu aktywności fizycznych dla zabicia czasu jak kiedyś, nie mógł ich nawet często robić na misjach bo robiło mu się czarno przed oczami. Jego partner zdawał się też od niego dość mocno oddalać z dnia na dzień czego nie rozumiał. Zastanawiał się czy nie zdradził się jakimś zachowaniem lub ten nie zobaczył tego czym wymiotował gdy myślał, że jest sam jednak cichy głos w jego głowie podpowiadał mu co innego. Mówił mu, że po prostu znudził się mafiozo. Że nigdy nie był brany na poważnie, że tylko młodszy się nim bawił dla własnej korzyści. Zmieniał nagle kierunek kiedy go widział, coraz częściej brał osobne misje, odpowiadał mu coraz bardziej zdawkowo już nawet nie próbując w jego towarzystwie grać szczęśliwego. On po prostu go unikał co tylko napędzało czarne scenariusze w jego umyśle.
Wiedział, że kobieta, która się nim opiekowała jeszcze za jego początków w organizacji wyczuwała, że dzieje się coś niedobrego. Znała go od odkąd miał piętnaście lat. Nauczała go gry na pianinie choć nigdy mu to nie wychodziło, tłumaczyła zasady etyki chcąc by posiadał jak największą na ten temat wiedzę i spędzała z nim masę czasu siedząc nad herbatą w wyjątkowo kruchej porcelanie oraz ciastkami podanymi na srebrnych tackach. Można powiedzieć, że traktowała go trochę jak swoje dziecko choć bardziej trafnym określeniem byłoby, że jak brata. Praktycznie nigdy nie poniosła na niego głosu, a nawet jeśli to nigdy bez konkretnego powodu. Z czasem również rozumiała go już bez słów dzięki czemu była mu w stanie pomóc bez poruszania z nim takowego tematu wiedząc, że nie umiałby jej tego składnie wytłumaczyć. Jednak teraz nie byłaby w stanie zrozumieć. Nie skończyłoby się na przytuleniu i zapewnieniu, że wszystko będzie dobrze. Wypytywałaby go o to co w nim widzi, przypominała mu wszystkie akcje w których szatyn go zawiódł bądź okłamał oraz poszłaby do samego nastolatka żeby go poinformować jaki okropny jest czego Nakahara chyba najbardziej nie chciał.
Dazai mimo iż pozował na kogoś kto nie miał problemów miał nieźle namieszane w życiu, a takie coś z pewnością by mu nie pomogło. I tak już zbyt dużo odpowiedzialności spadło na jego barki. Po za tym to nie była jego wina tylko rudowłosego. To on zakochał się przecież w nie odpowiedniej osobie, to on to wszystko zaczął. Osamu przecież wcale nie chciał go w sobie rozkochać, przejrzał by taki zamiar na wylot zanim by się to stało. Miał doświadczenie po tym jak jeszcze za czasów gdy był w Owcach Yuan, jedna z jego najbliższych przyjaciółek, próbowała go uwieść. Co prawda później się z tego śmiali, a zwłaszcza on gdy na same wspomnienie czerwieniła się jak pomidor, ale nigdy nie zapomniał tego ciężkiego czegoś co osiadło mi ma serce i nie chciało zejść. Przypominało ono sobie natomiast za każdym razem gdy tylko z nią rozmawiał co było dość uciążliwe. Zniknęło dopiero po jego dołączeniu do Mafii i nigdy więcej już tego nie poczuł jednak nie zapomniał.
Westchnął przecierając twarz po czym wstał z lekkim trudem i skierował się w stronę szafy naprzeciwko. Otworzył bez żadnego oporu dolną część po czym zajrzał do środka przesuwając w bok rzeczy typu bibelotów. Już po kilku sekundach doszedł swoimi dłońmi do lekko chłodnej butelki schowanej przy samej ściance. Uśmiechnął się zadowolony do siebie po czym chwytając ją za szyjkę wyciągnął ją ostrożnie. Poobracał ją chwilę w dłoniach po czym obrócił się na pięcie w bok i ruszył w stronę kanapy. Nie miał zamiaru brać pod uwagę tego, że jego gardło bolało niemiłosiernie tak jakby przepłynęło przez nie co najmniej kilka chemikaliów żrących, a później próbował je zwrócić. Za każdym razem gdy chciał coś powiedzieć musiał odchrząkać, a i tak potem miał chrypkę. Mori proponował mu nawet zwolnienie zdrowotne z czego niechętnie skorzystał. Było to szokiem dla wszystkich, chyba nawet jego szef nie sądził, że weźmie mały urlop nawet jeśli sam mu to zaproponował.
Za pomocą swojej zdolności postukał chwilę w szkoło po czym korek wyskoczył z otworu lecąc gdzieś w nieokreślonym kierunku. Przyłożył sobie butelkę do warg jednak nie upił nawet kropli. Wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą zastanawiając się nad czymś intensywnie tylko SM jeszcze nie wiedział nad czym. Dopiero potem jego mózg zdołał przesłać mu obraz pewnej konkretnej sytuacji z którą skojarzył tą chwilę. To był pierwszy raz gdy napił się wina. Nie wspominał tego dobrze, uważał, że tylko się nim truje chociaż zdąża mu się od czasu do czasu trochę wypić. Największy wpływ na to jednak miał pewien czynnik będący najmłodszym egzekutorem mafii w historii. Pewnego dnia włamał mu się jak gdyby nigdy nic do domu po czym wcisnął mu w ręce wino i zaciągnął go do kuchni żeby się z nim napić. Rozmawiali wtedy na naprawdę głupie tematy, a jak niektóre wspominał to zalewał go nawet rumieniec wstydu.
Teraz jednak kiedy to sobie przypomniał zamiast zażenowania swoim zachowaniem kiedy był młodszy poczuł jak nie może zaczerpnąć tchu. Sam nie wiedząc co go podkusiło w tamtej chwili pociągnął dość dużego łyka alkoholu, którego tylko nieliczne krokle mogły zostać przełknięte. Reszta albo została wypluta w przypływie kaszlu i zakrztuszenia albo spłynęła samoistnie przez jego przełyk. Nie potrafił dokładnie stwierdzić ile to trwało jednak kiedy wreszcie zdołał się opanować czuł, że jego żołądek został wywrócony na drugą stronę, a jego ostatni posiłek go opuści mieszając się z kałużą krwi oraz kameliami. Chwycił się za twarz kątem oka spoglądając na rozbite szkoło. Przymknął powieki widząc czarne plamki po czym podpierając się o mebel niedaleko zaczął powoli się podnosić. Jego nogi trzęsły się nie pozwalając mu ustać równo oraz w ogóle stanąć na nogi. Opadł bez sił na materac czując przewlekłe zmęczenie i nie mogąc napełnić swoich płuc w pełni.
Jego telefon znajdujący się w kieszeni jego kurtki zawirował na co tylko jęknął z boleścią nie mając ochoty na rozmowę z kimkolwiek, a zwłaszcza Kouyou. Nie był też pewny czy w takim stanie gdzie jego włosy lepiły mu się przez pot i wymiociny znajdujące się w nich przez to, że nie mógł odgadnąć ich na czas będzie mógł rozmawiać. Nie był też z resztą przekonany, że bez problemu wykrztusiłby z siebie jakiekolwiek zdanie bez konieczności przerwania w połowie. Na szczęście jednak nie był to telefon, a wiadomość więc jeśli nie zemdleje w trakcie to nic nie powinno mu się stać. Chwycił urządzenie w dłoń odblokowując je dłonią odzianą w rękawiczkę po czym wchodząc w odpowiednią aplikację. Odczytując jednak jej treść telefon wypadł mu nieświadomie z ręki, a on sam padł do przodu chwytając się za gardło. Jego oczy były szeroko otwarte i napełniające się powoli łzami. Jego ciało trzęsło się, a on się zwyczajnie w świecie dusił. Nie pamiętał co było dalej.
Makrela 22:41
Byłoby lepiej gdybyśmy zawiesili swoją współpracę na jakiś czas.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top