Rozdział 2: Wspólny sekret

Minęło zaledwie kilka tygodni od pokonania Lady Bone Demon, kiedy Macaque ponownie spotkał MK. Dzieciak zostawiał pudełka z ramen* w cieniu ciemnych uliczek i na opuszczonych dachach. Szczerze mówiąc, Macaque był wdzięczny. Jedzenie było jedzeniem, ale to jedzenie w szczególności było dobrym jedzeniem. Biorąc pod uwagę znaczny brak dochodów Macaque, ponieważ wszystko wymknęło się spod kontroli, był bardzo wdzięczny.


Kiedy pewnego piątkowego popołudnia MK pojawił się na progu jego dojo, Macaque go wpuścił.


Cóż, Macaque nie do końca go wpuścił. Drzwi były otwarte, i MK po zapukaniu, sam się wprosił do środka i stał w progu przez kilka minut bez odpowiedzi. Macaque obserwował z cienia, jak dzieciak wędrował z holu wejściowego i szedł dalej w głąb mieszkania, z torbą cudownie pachnącego jedzenia zwisającą z jego ramienia.


- Macaque? - Zawołał MK, wchodząc do sali treningowej. - Jesteś tam?


Dobra. Wystarczyło tego skradania. Macaque w milczeniu wyłonił się z cienia MK i nie mogąc powstrzymać uśmieszku, dmuchnął w kark chłopaka.


MK wrzasnął, podskakując na tyle wysoko, że Macaque był zaskoczony, że dzieciak nie rozbił głową sufitu. Odwrócił się z laską w ręku i gotowością do walki, tylko po to, by zobaczyć stojącego zrelaksowanego Macaque z rękami za plecami i figlarnym uśmiechem na twarzy, gdy jego ogon leniwie machał z boku na bok.


- Macaque! - MK jęknął, opuszczając ręce na boki, gdy zdał sobie sprawę, że nie zostanie zaatakowany (prawdopodobnie). - Po co to było?


- Och, wiesz. - Macaque dobrodusznie wzruszył ramionami. - Po prostu cię testowałem, jak robi to dobry mentor. Powinieneś zwracać większą uwagę na swoje otoczenie.


- Zwracałem uwagę! - MK odparł. - Dlaczego nie mogłeś otworzyć drzwi jak każda normalna osoba?


Uśmiech Macaque poszerzył się.


- Och, chciałem się tylko trochę zabawić, to wszystko. Poza tym, to ty wszedłeś do mojego domu bez pozwolenia.


MK wyglądał, jakby chciał dalej się kłócić, ale zamiast tego wziął głęboki oddech i westchnął. Laska skurczyła się w jego dłoni, po czym włożył ją do ucha i zrobił się nagle bardzo nieśmiały, wsuwając dłonie w kieszenie i spoglądając na swoje buty.


Macaque uniósł brwi i podparł biodro ręką.


- Czego chcesz, dzieciaku? Co to za nagła wizyta? Myślałem, że robimy całą „tajną dostawę na dach". - Ostentacyjnie wskazał na torbę z jedzeniem.


- Cóż...


MK szurnął tenisówką po drewnianej podłodze i nie wydawał się chętny do wyjawienia swojego wtargnięcia do domu Macaque.


- Chcesz treningu? - Mazaque podpytał. - Mogę dać ci kilka dodatkowych lekcji, jeżeli po to tu jesteś. Jestem pewien, że Małpi Król zrobił się bardziej leniwy od czasu pokonania Lady Bone Demon.


Twarz MK natychmiast wykrzywiła się z goryczą na wspomnienie Kościanego Ducha.

 

- Nie rozmawiajmy o niej teraz. Okej? - Jego ton głosu zdradzał, że nie podlega to dyskusji.


Macaque nie odpowiedział. Po prostu patrzył na MK w oczekiwaniu na przejście do sedna.


MK zdjął plastikową torbę z ramienia i podał ją Macaque.


- Przyniosłem ci trochę ramenu. I... Chciałem zaprosić na spotkanie.


Macaque z wahaniem wziął torbę i zapytał ostrożnie:


- ...spotkanie, gdzie? I z kim?


MK uśmiechnął się nerwowo i potarł kark, ale chciał ustąpić.


- Cóż, Sandy organizuje jutro spotkanie na swojej łodzi. Bedzie on, Pigsy, Tang, Mei, może Red Son, ja i..."


Nie mów Wukong, Macaque myślał rozpaczliwie. Nie mów Wukong, nie mów Wukong...


- I Małpi Król. - MK dokończył. - Och, i Bai He!


To zaskoczyło Macaque i oderwało go od jego wewnętrznego monologu skierowanego na Anty-Sun Wukongowi.


- Kto?


- Host Lady Bone Demon. - Wyjaśnił pomocnie MK. - Ona też przyjdzie. I wiem, że chciała, żebyś był tam. Chciała ci podziękować za ratunek.


Macaque skrzywił się; tak naprawdę jej nie uratował. Złagodzenie upadku było niczym takim. Uratowanie jej oznaczało usunięcie jakkolwiek złego demona z jej ciała przed tym całym bałaganem. Ale Macaque nie miał na tyle siły;


był zbyt skupiony na swoich własnych problemach, żeby poświęcić biednej dziewczynce więcej niż krótkie spojrzenie.


Powinien był jej również pomóc w ucieczce.


- Nie wiem, dzieciaku. - Wymamrotał Macaque, bawiąc się uchwytami torby. - Nie sądzę, żeby twoi przyjaciele byli moimi wielkimi fanami. Prawdopodobnie nie chcą mnie tam.


- Co? - MK zakrzyknął, jakby sam pomysł był niemożliwy. - Oczywiście, że cię tam chcemy! Ja chcę cię tam i Bai He chce cię tam, tak samo jak Sandy! - Ale potem zmarszczył brwi. - Myślę, że Tang nie ma nic przeciw, a Pigsy... cóż, nic mu nie będzie.


- Aaa, a co z Wukongiem? - Macaque dopytał. Był jednak pewien odpowiedzi:


Nie ma kurwa mowy.


- Och! Jestem pewien, że wszystko będzie dobrze. - MK zawołał wesoło, lekceważąco machają ręką. - Małpi Król jest fajny.


- Ah-haaa.


To dziwne, że Macaque wierzył w to jak bardzo Sun Wukong nie będzie zachwycony z tego, żeby Macaque był w pobliżu choćby stu metrów od jego protegowanego. Dziwne, doprawdy.


- Powinieneś przyjść! - MK nie ustępował. – Będzie zabawnie! I szczerze wyglądasz na kogoś, komu przydałoby się mieć kilku przyjaciół.


Auć. Dzieciak był spostrzegawczy - Macaque musiał to przyznać.


Macaque zacisnął usta, zastanawiając się nad zaproszeniem. To nie tak, że miał jakieś inne plany na jutro (albo na przyszły tydzień, może z wyjątkiem zakupów spożywczych i pracy nad romansem; musiał jakoś zarobić). Ale nie był pewien, czy chce spędzić popołudnie w izolacji i ignorowaniu.


Czym to się niby różni od tego, jak zwykle spędzam dni? Macaque pomyślał. MK miał rację: potrzebował przyjaciół.


Przynajmniej gdyby poszedł na imprezę, mógłby powiedzieć, że przynajmniej próbował. Nawet jeśli nic to nie da, lub po ewentualnej bójce z pewną małpką (co było znacznie bardziej prawdopodobne) Macaque mógł powiedzieć, że dał szansę przyjaźni.


Poza tym... skoro host LBD chciała się z nim zobaczyć, to mógł chociaż tyle zrobić.


Macaque westchnął z rezygnacją.


- Zgoda.


MK zamrugał, zaskoczony, po czym jego wyraz twarzy szybko zmienił się w pełen nadziei i zapału.


- Naprawdę?


- Przyjdę. – Macaque przyznał wprost. I w głębi duszy miał nadzieję, że nie będzie żałował tej decyzji.


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


I tak następnego dnia Macaque znalazł się na nabrzeżu obok łodzi Sandy'ego, w milczeniu przeklinając siebie za to, że w ogóle zgodził się przyjść na to całe „spotkanie".


Był już ponad godzinę spóźniony. Mógł próbować zrzucić winę na fakt, że miał trudności z podjęciem decyzji, w co się ubrać (w końcu zdecydował się na zwykły czarny sweter i przetarte dżinsy), ale szczerze mówiąc, po prostu nie miał ochoty przychodzić.


Ale obiecał, więc przyszedł.


Słyszał, jak ludzie rozmawiali na łodzi. I mnóstwo miauczenia. Świetnie. Jeżeli jest tam kot albo dwa, to może mógłby po prostu spędzić imprezę w kącie z kotami i uniknąć interakcji między ludźmi a demonami.


To zaliczało się jako kontakt towarzyski, prawda? Macaque uważał, że powinno.


- Hej, Małpi Królu?


Uszy Macaque zastrzygły pod jego iluzją, gdy usłyszał głos MK; Słyszał niepokój w głosie chłopaka.


- Tak? Co tak, kolego? - Małpi Król odpowiedział, a sam dźwięk jego głosu wystarczył, aby sierść Macaque zjeżyła się.


Tak, powinien po prostu odejść. Po prostu odwrócić się i wrócić do swojego dojo, gdzie mógłby się ukryć i... nie musieć tego robić. Kogo obchodziło, że MK był nim rozczarowany? Rozczarowywanie innych było jedną ze specjalności Macaque.


- Masz może numer do Macaque, czy coś takiego? - Zapytał MK. - Nie pomyślałam, żeby go o to wczoraj zapytać i zastanawiam czy może się nie spóźni, albo potrzebuje pomocy, albo... coś w tym stylu.


Macaque słyszał, jak serce Wukonga zaczęło szybciej bić; Sama wzmianka o ciemnowłosej małpie cienia musiała działać mu na nerwy.


Dobrze.


- Yyy, nie. - Wukong zaśmiał się. - Dlaczego miałbym mieć jego numer? Nie jesteśmy przyjaciółmi, MK. Cholera, wątpię, czy w ogóle się pojawi.


- Ale... - Macaque niemalże słyszał jak MK się wierci. - Powiedział, że przyjdzie...


Małpi Król roześmiał się, jakby MK opowiedział mu dobry żart.


- Ha! Nie licz na to, kolego. To nie tak, że Macaque przejmuje się kimkolwiek. Nawet twój uroczy urok osobisty nie przekona tego bezdusznego złama...


- Hej! - Warknął szorstki głos; Macaque rozpoznał w nim Pigsy'ego. - Język!


- Właściwie, wiesz co? - Wukong kontynuował. - Założę się o moją limitowanej edycji figurkę Monkey Cop 2 z autografem, że nawet się dziś wieczorem nie zjawi.


Wiecie, co?


Pieprzyć Wukonga.


Zanim Macaque w ogóle zorientował się, co robi, wszedł po trapie na pokład łodzi. Jego umysł nie zarejestrował, co właściwie robi do momentu, gdy nie zaczął pukać delikatnie knykciami o frontowe drzwi.


Głosy po drugiej stronie drzwi ucichły, a Macaque nagle ogarnęła silna potrzeba podwinięcie ogona i ucieczkę. To był okropny pomysł. Dlaczego w ogóle się na to zgodził?


Ale zanim zdążył uciekać, ciężkie kroki pospieszyły do ​​drzwi, które otworzyły się, ukazując nikogo innego jak samego wielkiego niebieskiego olbrzyma: Sandy'ego.


- Panie Maquack! - Sandy był tak ciepły, że topił śnieg, a jego uśmiech promieniał, gdy patrzył na nowoprzybyłego w progu. –Tak się cieszę, że postanowiłeś do nas dołączyć w ten cudowny wieczór!


- Uhh... tak. - Wymamrotał Macaque, nagle czując się bardzo nieswojo. - Przepraszam za spóźnienie, ja... wiesz...


Sandy skinął głową, jakby wszystko rozumiał, i odsunął się na bok, gestem zapraszając Macaque do wejścia. Macaque zawahał się, ale wykonał polecenie. Wszedł do małego domku, z ogonem między nogami i z rękami w kieszeniach. Niepokój bulgotał pod jego skórą niczym wrzący garnek z wodą, a spojrzeniem Macaque szybko odszukało każdego w pomieszczeniu:


Świński demon i człowiek, Tang, siedzieli razem na kanapie. Świniak skrzywił się, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, a gdy Tang wyglądał na zakłopotanego, jego wzrok był wszędzie, byle tylko nie w patrzeć na Macaque. Host - Bai He, prawda? - siedziała w fotelu, z kotem o niebieskim futrze na kolanach i kulą opartą o poręcz fotela. Na ułamek sekundy spojrzała Macaque w oczy, po czym nieśmiało odwróciła wzrok.


Mei i MK siedzieli na podłodze u stóp Bai He z jakąś grą karcianą rozłożoną na podłodze. Mei nawet nie podniosła wzroku znad ekranu telefonu, ale MK natychmiast się rozpromienił, gdy dostrzegł cienistą małpkę, jakby wygrał na loterii.


Jeśli chodzi o Sun Wukonga, złota małpa opierała się o blat oddzielający salon od małego aneksu kuchennego. I wyglądał, jakby właśnie odkrył siki w swojej lemoniadzie.


MK zerwał się z podłogi i podbiegł do Macaque, wyglądając jak podekscytowany szczeniak.


- Przyszedłeś!


Macaque nie mógł powstrzymać małego uśmiechu, który wkradł się na jego usta, gdy zobaczył radość dzieciaka.


- Tak. Przyszedłem.


- Tak się cieszę, że tu jesteś! - MK zawołał. - Teraz każdy może cię lepiej poznać i wszyscy możemy zostać przyjaciółmi!


Macaque zdusił drwinę. Wyglądało na to, że było bardzo mało prawdopodobne, żeby ktokolwiek w pomieszczeniu (poza MK, Sandy i może Bai He) w ogóle chciał, żeby Macaque tam był, nie mówiąc już o przyjaźni z nim.


- Umm, dzieciaku...


- Red Son nie mógł przyjść. - Kontynuował MK, przerywając Macaque jego własne słowa. - Miał plany z rodzicami. Ale to jest okej! Możemy się z nim złapać innym razem. - Następnie MK wskazał ręką na cały pokój, wskazując na stos kartonowych pudełek z grami, kilka misek z chipsami i popcornem na stoliku do kawy, potem na telewizor z płaskim ekranem na przeciwległej ścianie naprzeciwko kanapy. - Mamy w co grać, mamy przekąski do jedzenia, a później planujemy obejrzeć film! - Zaczął bujać się na piętach, gdy się odwrócił i spojrzał z zapałem na Macaque, czekając na odpowiedź. - Więc co chcesz najpierw porobić?


Macaque zwykle lubił być w centrum uwagi, ale tym razem tak nie było.


- Emm, ja... - Przełknął nerwowo, czując kroplę potu spływającą mu po karku. Słowa MK brzęczały wokół jego głowy jak rój pszczół i czuł, że wszystkie oczy są skierowane na niego. - Ja...


- Hej, MK, dajmy panu Maquack chwilę na podjęcie decyzji. - Wtrąciła cicho Sandy, wchodząc pomiędzy człowiekiem a małpą.


Odwrócił się do Macaque i posłał mu delikatny uśmiech. - Chcesz poznać niektóre z moich kotów terapeutycznych? Działają bardzo uspokajająco na nerwy.


- Tak. – Tylko tyle Macaque był w stanie wydusić z siebie, będąc wdzięczny gigantowi. - Lubię koty.


Sandy poklepała Macaque po plecach (jego dłoń była na tyle duża, że ​​z łatwością zakryła oba ramiona Macaque) i poprowadził go do lewego rogu pokoju, po lewej stronie telewizora, gdzie stał imponujący, wielowarstwowy drapak dla kotów. Na drapaku przebywały obecnie trzy koty, a kolejny jeden spał na legowisku obok niego.


- W tej chwili mam tylko pięć kotków. - Wyjaśnił Sandy, pochylając się, zaczął głaskać każdego z kotków, jeden po drugim. - Opiekuję się kotami, ale nie mogę mieć ich więcej na łodzi, wiesz? Nie ma tu zbyt wiele miejsca.


Macaque skinął głową. Tak, tak, to było dobre. Udzielał się towarzysko.


Sandy wskazała na pierwszego kota, który miał szylkretową sierść i wylegiwał się na szczycie kociego drapaku.


- To jest Marshmallow. - Następny kociak, którego wskazał był kremowy z brązowymi plamkami i bawiła się małą zabawkową myszką. - A to jest Cookie Dough. Jest małym draniem, ale kochamy ją. Ten koleżka tam na dole. - Wskazał na trzeciego kota na drzewku, który ugniatał podstawę słupa łapkami i miał rdzawo-pomarańczową sierść. - To jest Ginger. Uwielbia drapanie po brzuchu.


- Dobrze wiedzieć. - Przyznał Macaque, a chmura niepokoju unosząca się nad jego głową powoli zaczęła się rozwiewać.


- A w kocim łóżku śpi Cocoa. - Dodała Sandy, wskazując na drzemiącego kota. Był pulchny i ​​miał ciemnobrązową sierść, a Macaque ze zdziwieniem zauważył, że ma tylko jedno oko - lewy oczodół był pokryty bliznami. - Myśli, że jest królem domu, ale tak naprawdę ten tytuł ma Mo. - Sandy szturchnął Macaque łokciem i mrugnął do niego konspiracyjnie. - Ale nie mów mu tego, dobra?


- Moje usta są zamknięte. - Macaque zaśmiał się.


Za nimi rozległ się odgłos szurania, a potem nierówny tupot małych kroków, któremu towarzyszyło słabe stukanie metalu. Macaque i Sandy odwrócili się i zobaczyli Bai He, kuśtykającą w ich stronę o kuli, a Mo posłusznie dreptał za nią. Oczy Macaque rozszerzyły się, gdy jego niepokój powrócił niczym bumerang, uderzając go swoją obecnością w głowę.


Kurwa. MK powiedział, że Bai He chciał się z nim spotkać, prawda? Że chciała z nim porozmawiać? Dlaczego?


Technicznie rzecz biorąc, to z nim spędzała najwięcej czasu ze wszystkich członków grupy; kiedy była wykorzystywana jako nosicielka dla kościstego demona. Czy pamiętała czas spędzony pod opętaniem Lady Bone Demon? Czy żywiła do niego utrzymujące się uczucie urazy? Jak silny wpływ miała Lady Bone Demon na Bai He?


...i czy nadal go miała w sobie?


Dreszcz przebiegł po plecach Macaque, gdy jego ogon uniósł się za nim, a jego palce zacisnęły się w pięści. Czy Lady Bone Demon była tu teraz i opętała Bai He? Nie, to nie było możliwe. MK i reszta pokonali ją. Odeszła i nie mogła już skrzywdzić Macaque, nie mogła...


Mała dziewczynka zatrzymała się przed Macaque. Stała na niepewnych nogach, i zanim Macaque zdążył pomyśleć, co zrobić, rzuciła się do przodu. Uniósł ręce, gotowy do obrony, ale wtedy...


Wtedy ona owinęła ramiona wokół jego talii i schowała twarz w przodzie jego swetra.


...Co?


Co to było? Jakaś dziwna technika walki? Czy ona... zamierzała go przerzucić go za siebie? Nie, nie z utykającą nogą.


Wtedy odezwała się jakaś mała część jego mózgu - ta, na którą nie miały wpływu wszystkie walki, zdrady i ogólna nieufność podczas jego długiego, długiego życia.


Nie, idioto. To uścisk.


...Oh.


Bai He pociągnął nosem ze łzami w oczach, gdy mówiła, a jej słowa zostały stłumione przez materiał jego swetra.


- Dziękuję...


Macaque czuł, że będzie chory. Nie powinna mu dziękować; nie zasłużył na to. Gdyby był w stanie uwolnić się od Lady Bone Demon w jakimkolwiek momencie przed jej upadkiem... to by bez namysłu zostawiłby biedną ludzką dziewczynę.


Nie wiedząc, co powinien zrobić, Macaque spojrzał na resztę pokoju, jakby szukając wskazówek. Wszyscy go obserwowali, ale ich zachowanie uległo zmianie. Grymas Pigsy'ego wyraźnie złagodniał, a Tang w końcu na niego spojrzał. Mei i MK uśmiechali się ciepło (MK pokazał mu zachęcające kciuki w górę), a Wukong uważnie obserwował Macaque. Złota małpa prawdopodobnie zauważyła, jak zdenerwowany był Macaque, gdy Bai He podeszła i czuwał na wypadek, gdyby musiał ingerować w bezpieczeństwo dziewczynki.


Macaque spojrzał błagalnie na Sandy'ego, a olbrzym pomocnie wykonał gest przytulania. Macaque miał odwzajemnić uścisk?


Jasne, nie. Nie czuł się z tym komfortowo.


Macaque odchrząknął i po chwili wahania niezdarnie poklepał Bai He po plecach.


- Uch... w porządku. - Mruknął. - Nie ma za co.


Bai He odsunął się, otarła oczy i posłała Macaque łzawy uśmiech. Ogon Macaque drgnął nerwowo, gdy włożył ręce z powrotem do kieszeni i starał się nie zgarbić i ukryć w ramionach. To... co teraz?


Na szczęście Bai He był znacznie lepsza w kontaktach towarzyskich niż on. Wskazała na niebieskiego kota u swoich stóp.


- To jest Mo. - Powiedziała pospiesznie. - Lubi pieszczoty.


- Och. Super. - Odpowiedział niezręcznie Macaque. - Yyy... dobrze wiedzieć?


Bai He spojrzał na Macaque wyczekująco i zdał sobie sprawę, że miał pogłaskać wspomnianego kota. Kucnął i wyciągnął dłoń. Kot podszedł i powąchał rękę Macaque, jego wąsiki i oddech połaskotały jego opuszki palców. Po chwili kot otarł się policzkiem o dłoń Macaque z cichym mruczeniem.


Bai He sapnął podekscytowany.


- Lubi cię!


Na ustach Macaque pojawił się cień uśmiechu.


- Na to wygląda.


Mo zamruczał ponownie, a Macaque podrapał go między uszami i wtedy Ginger zdecydował, że musi się wtrącić. Podszedł i trącił głową nogę Macaque, wydając z siebie donośne, zwracające na siebie uwagę, miauczenie. Macaque zaśmiał się cicho, gdy drugą ręką pogłaskał Gingera.


- Co, czułeś się zostawiony w tyle? - Zapytał małego kota.


Imbir zamiauczał ponownie, ocierając się o nogawkę spodni Macaque, jakby chciał powiedzieć: „No ba!"


Pomiędzy wszystkimi pomrukami i miauczeniem, Macaque usłyszał, jak rozmowy w pokoju znów wróciły. Mei i MK wrócili do swojej gry, podczas gdy Pigsy i Tang natychmiast zaczęli kłócić się o ramen czy coś; Macaque nie miał ochoty słuchać. Koty były o wiele bardziej interesujące.


Sandy pomógł Bai He usiąść na podłodze, i uśmiechnęła się, gdy wyciągnęła rękę do Mo. Podbiegł do niej i usiadł na jej nogach z uroczym miauknięciem, a Bai He zachichotał, przeczesując palcami miękkie futerko kota.


Macaque uśmiechnął się delikatnie, miziając Ginger. Pomarańczowy kot zamruczał głośno i natychmiast przewrócił się na grzbiet, posyłając Macaque urocze spojrzenie, które zdawało się pytać: „Teraz brzuszek, proszę?"


Macaque przewrócił oczami i prychnął z rozbawieniem, po czym zaczął delikatnie drapać kota po brzuchu.


- Wow, panie Maquack. – Zagadnął Sandy. Macaque kompletnie o nim zapomniał. - Bardzo dobrze radzisz sobie z kotami! Jesteś do tego stworzony!


Twarz Macaque zrobiła się ciepła na ten komplement.


- Skoro tak mówisz.


Ale wtedy, po lewej stronie Macaque, ktoś prychnął. Głośno. Na twarzy Macaque natychmiast pojawił się grymas, gdy rzucił okiem z ukosa w stronę Wukonga. Złota małpa wstała ze swojego miejsca przy kuchennym blacie z sapnięciem frustracji, wskazał na siebie kciukiem.


- Ja też całkiem dobrze radzę sobie z kotami, jakbyś chciał wiedzieć.


- O-och. - Sandy zamrugała, zdezorientowana nagłym wybuchem. Cofnął się o krok i wskazał kącik dla kotów. - No cóż, proszę, nie krępuj się podejść i pobawić się z nimi. Kochają uwagę.


Macaque warknął pod nosem, na chwilę zaskakując Gingera (który widząc brak niebezpieczeństwa, natychmiast znów skupił swoją uwagę na drapaniu po jego brzuszku). Oczywiście Wukong musiał się wtrącić i zepsuć mu zabawę. Dlaczego Wukong nie mógł zagrać z MK czy coś? Dlaczego musiał niepokoić Macaque, który był zajęty swoimi sprawami?


Wukong zatrzymał się po prawej stronie Macaque i uklęknął obok legowiska dla kotów. Cocoa przeciągnął się we śnie, otworzył leniwie oczy i miauknął z zaskoczenia, gdy Wukong wyciągnął rękę i delikatnie poklepał go po głowie. Macaque przewrócił oczami, ten kamienny idiota doprowadzi się do ugryzienia albo podrapania.


Ale ku zaskoczeniu Macaque, Cocoa poddał się dotykowi Wukonga z ciepłym pomrukiem. Wukong uśmiechnął się, a w gardle Macaque pojawiło się lekkie łaskotanie.


Szlag. Macaque potrząsnął głową i odwrócił wzrok, zwracając swoją uwagę do własnego kota. Nie. Nie zamierzał pozwolić, aby Wukong miał na niego wpływ. Zamierzał zignorować tę głupią, arogancką małpę; z pewnością mógłby przebywać w tym samym pomieszczeniu co on, bez jakiejś „płatkowej reakcji".


Wszystko jest w porządku.


...


Przynajmniej było w porządku, dopóki Wukong nie zaczął mówić.


- Czyż nie jesteś najsłodszą istotką, co? - Zagruchał do Cocoa, który pochłaniał całą uwagę niczym mały, chciwy goblin. - Hę? Czyż nie?


Łaskotanie wzrosło i Macaque odchrząknął. Zamknij się. Nie zwracaj na niego uwagi. Skoncentrował się na jak najlepszym głaskaniu Ginger po brzuchu, a kot był szczęśliwy, gdy otrzymywał pieszczoty. Zamruczał głośno, a Macaque czuł wibracje pod opuszkami palców.


Jeśli chodzi o Cocoa, wstał z kociego legowiska i podszedł bliżej do Wukonga, który sapnął z ekscytacji, gdy kot pacnął go łapką po kolanie.


- Jesteś taki uroczy!


Nie słuchaj go, rozkazał sobie Macaque. Nie słuchaj go, nie słuchaj...


- A twoje futro jest takie miękkie! - Wukong rozpływał się, gdy podniósł Cocoa i posadził go na kolanach, kontynuując bełkot tym głupim, dziecięcym głosem. – Aww! Chciałbym ci dać wszystkie przytulaski i głaskanko, i buziaki!


Macaque zakrztusił się. Natychmiast zakrył usta, gdy zaczął kaszleć, a Ginger przekręcił się na brzuch, jego wyraz twarzy był zaskoczony i zdezorientowany, gdy spojrzał na Macaque dużymi, pytającymi oczami.


Sandy podeszł i delikatnie poklepała Macaque po plecach i zaniepokojeniem zapytał:


- Może przynieść ci wody?


Macaque pokręcił głową, wstrzymując oddech, żeby spróbować uciszyć kaszel. Ale on nie ustępował i przysiągłby, że czuje płatki unoszące się jego w gardle. Macaque odchrząknał, jego kaszel był mokry i nierówny, gdy wstał, z ręką wciąż mocno zaciśniętą na ustach. Do cholery... Głupi Wukong...


- Rany. Masz uczulenie na koty? - Mei zawołała z drugiego końca pokoju. Ona i MK obserwowali Macaque ze zmieszaniem.


- Nie. - Wychrypiał Macaque, a oczy zaczęły mu łzawić. - Nie jestem...


Z jego ust wydobył się kolejny kaszel, a wraz z nim Macaque poczuł smak krwi. Odwrócił się na pięcie i wybiegł z pokoju, ignorując ich nawoływania za nim, gdy gwałtownie otworzył frontowe drzwi i uciekł na zewnątrz.


Był wieczór na pokładzie, i Macaque ledwo dotarł do burty, zanim zwymiotował. Krztusząc się, upadł na kolana przy krawędzi, a krew wypłynęła z jego ust, rozpryskując się na metalową poręcz i kapiąc stamtąd na podłogę poniżej.


Cholera... Będzie musiał to posprzątać, zanim ktokolwiek inny zobaczy. Ale wtedy znów rozbolał go brzuch, i odsunął tę myśl na dalszy plan, przechylając się przez poręcz i ponownie zwymiotował. Krew i żółć pociekła z jego ust, a Macaque patrzył, jak garść zabarwionych na czerwono płatków unosi się na morskiej bryzie, powoli opadając do oceanu poniżej.


Krew. Tam... nie powinno być jeszcze krwi. Ostatnim razem kwiaty nie rozwijały się tak szybko. Przez lata były tylko płatki i kwiaty zanim za pierwszym razem pojawiła się krew, więc dlaczego teraz było jej tak dużo?


Być może choroba tak naprawdę nigdy go nie opuściła. Może jego korzenie wciąż tkwiły w jego płucach przez tysiące lat, a kiedy powrócił do życia, kwiaty zaledwie zakwitły; jak krzew róży wiosną po długiej, mroźnej zimie. Ale jeżeli to prawda...


To znaczy, że Macaque miał mniej czasu, niż myślał.


Miał nadzieję, że będzie miał więcej czasu, zanim wszystko się pogorszy. Czas, na wymyślenie czegoś. Czego dokładnie? Nie wiedział, ale... cokolwiek.


On nie... On nie chciał...


Nie chcę umrzeć.


- Panie Maquack...


Macaque podskoczył i obejrzał się przez ramię, żeby zobaczyć nikogo innego jak Sandy'ego stojącą kilka metrów za nim. Nie miał pojęcia, jak niebieski olbrzym się do niego podkradł, ale fakt faktem nie do końca nasłuchiwał też, bo był znacznie bardziej skupiony na tym, żeby wydostać się na zewnątrz, zanim zwymiotuje.


Sandy zrobił niepewny krok w stronę Macaque, a potem jeszcze jeden i poszedł naprzód, aż stanął z nim przy poręczy. Jego wzrok powędrował w dół, na pokład, a Macaque patrzył z mocno bijącym sercem i szeleszczeniem w płucach.


Tam, w małej kałuży krwi między ich stopami spoczywały dwa płatki i na wpół uformowany kwiat brzoskwini.


Oddech utknął w gardle Macaque, gdy Sandy przykucnął i ostrożnie podniósł kwiat. Ujął go w dłoń i studiował przez długą, bolesną chwilę, po czym wstał. Sandy zerknęła przez ramię w kierunku drzwi do kabiny – tam, gdzie byli wszyscy inni, nieświadomi tego, co miało miejsce na zewnątrz.


Sandy odwróciła się ponownie do Macaque.


- Musisz mu powiedzieć.


Macaque wpatrywał się w Sandy'ego oczami rozszerzonymi z niedowierzania i zachrypłym głosem, gdy zapytał:


- Wiesz... co to jest?


Sandy skinęła głową.


- Choroba Hanahaki, słyszałem o tym podczas moich podróży.


- Hanahaki...? - Macaque powtórzył powoli, słowo to było obce w na jego języku.


- Imię jest pochodzenia japońskiego. - Wyjaśniła Sandy. - Czy wiesz co to jest?


Macaque potrzebował chwili, aby wytrzeć krew z ust rękawem, po czym pokręcił głową. Nie wiedział, że ktoś inny w ogóle miał taką... przypadłość.


Sandy zmarszczyła delikatnie brwi.


- To choroba spowodowana nieodwzajemnioną miłością.


Macaque skrzywił się. Miał przeczucie, że jego nieznana choroba ma coś wspólnego z miłością, biorąc pod uwagę, jak często objawiała się, gdy Wukong przeszedł mu choćby przez myśl. Po prostu nie wiedział, że to faktycznie ma nazwę i jest znane komukolwiek innemu.


Sandy kontynuował, a jego wzrok wrócił do kwiatu w dłoni:


- Kwiaty wnikają w tkankę twojego ciała. Zaczynają się w płucach, dlatego kaszlesz płatki. Stamtąd się rozprzestrzeniają, a kiedy zaczyna się robić źle, kaszlesz całymi kwiatami i... krwią...


W milczeniu oboje spojrzeli w dół, gdzie na zniszczonej metalowej podłodze pod nimi zebrała się krew Macaque, kilka płatków spoczywało w czerwonym płynie jak kaczki w stawie.


- Rozprzestrzenia się z płuc do gardła i żołądka. - Sandy mówił dalej spokojnie. - Kiedy ten etap minie.... nic nie da się zrobić.


Macaque odwrócił wzrok od kałuży, a jego dłonie ściskały poręcz tak mocno, że metal zaskrzypiał pod jego palcami. Patrzył na delikatne fale poniżej, obserwując, jak jego odbicie marszczy się i zniekształca na powierzchni wody. Jego uszy zastrzygły pod iluzją, gdy Sandy westchnęła ciężko, ale nie patrzył na olbrzyma. Nie chciał widzieć irytującego współczucia na jego twarzy. Żalu.


- Musisz mu powiedzieć. - Powiedziała cicho Sandy, przerywając ciszę między nimi. - Musisz powiedzieć Wukongowi.


Macaque zakrztusił się i zakaszlał, gdy odwrócił się do Sandy'ego z szeroko otwartymi oczami. Jak on na to wpadł? Czy to naprawdę było takie oczywiste?


- Jeśli mu powiesz, kwiaty powinny zniknąć. - Powiedziała Sandy. - Wierzę, że tak to działa. Przynajmniej z tego co pamiętam. Ale musisz mu powiedzieć, zanim będzie za późno.


- Jak... - Macaque odchrząknął. - Skąd wiesz, że to...?


Sandy tylko uniosł brwi.


- Kwiaty brzoskwini?


Policzki Macaque zrobiły się ciepłe i odwrócił wzrok z zawstydzonym westchnieniem.


- Zresztą, nie widziałem, żebyś lubił w ten sposób kogokolwiek innego.- Zauważyła Sandy.


Wodny demon nie tylko był spostrzegawczy, ale także miał rację. Choć Macaque chciał temu zaprzeczyć, to żywił uczucia do Sun Wukonga. Głupi, głupi Sun Wukong. Ale coś innego, co powiedział Sandy, przykuło uwagę, Macaque.


Było lekarstwo?


Ale jeśli lekarstwem byłoby wyznanie Wukongowi swoich uczuć w twarz...


- ...nie. - Powiedział cicho Macaque, jego wzrok padł na czerwoną kałużę u jego stóp. - Nie zrobię tego. Nie powiem mu.


Nie mogę.


Czuł na sobie wzrok Sandy'ego, ale sam nie chciał na niego spojrzeć. Po dłuższej chwili Sandy westchnął:


- W porządku. - Zgodził się cicho. - Ale nikt inny nie może tego zrobić za ciebie. Jeśli chcesz mieć szansę na wyzdrowienie, musisz sam to powiedzieć Wukongowi.


Macaque skinął głową, ale nic nie powiedział. Chciał wyzdrowieć - naprawdę chciał - ale nie mógł... nie mógł powiedzieć Wukongowi, że go kocha. Między obiema małpami było zdecydowanie za dużo napsutej krwi. Cokolwiek ich teraz łączyło... to wzajemne uznanie swojego istnienia, bez wdawania się w bójkę za każdym razem, gdy znajdowali się w tym samym pokoju... to była prawdopodobnie najlepsza relacja, jaką Macaque mógł kiedykolwiek mieć z Małpim Królem.


Macaque zamknął oczy ze zmęczonym westchnieniem.


- Przepraszam za bałagan.


- Hę? Och, w porządku. - Zapewniła go Sandy. - Zaraz to sprzątnę, nie przejmuj się.


Gigant chwycił zatłuszczoną szmatę z pobliskiej skrzynki z narzędziami, ale Macaque potrząsnął głową i wyciągnął rękę.


- Nie, ja to zrobię.


- ...W porządku. - Sandy podała Macaque szmatkę i wycofał się. - Ale kiedy już skończysz, przyjdź do kuchni. Zrobię ci filiżankę dobrej herbaty, żeby ukoić twoje gardło.


Macaque jedynie skinął głową, ale w tajemnicy docenił tę ofertę. Patrzył, jak Sandy rzuca na wpół uformowany kwiat za burtę łodzi i wraca do środka, a kiedy drzwi się za nim zamknęły, Macaque zabrał się do pracy. Wytarł krew i wyrzucił za burtę pozostałe płatki, ale zawahał się, zastanawiając się, co zrobić ze szmatą. Nie mógł jej wnieść do środka ani zostawić na pokładzie - ktoś mógłby ją zobaczyć. Włożył więc zakrwawioną szmatę do kieszeni - zajmie się tym później - i wziął głęboki oddech, zanim wrócił do środka.


Po powrocie do środka Macaque stwierdził, że światła w salonie zostały wyłączone, a na ekranie odtwarzany był film. To była jakaś kreskówka z fortepianem grającym melancholijną melodię, gdy gigantyczna, makabrycznie wyglądająca istota z kurzymi łapkami spacerowała po mglistym polu. Cała grupa zebrała się wokół telewizora, Pigsy, Tang i Bai He rozłożyli się na kanapie, a Sandy zajęł fotel. Wukong siedział ze skrzyżowanymi nogami na podłodze, z torbą chipsów na kolanach. Wszyscy spojrzeli w górę, gdy Macaque wszedł, a MK usiadł na dywaniku, gdzie wcześniej on i Mei leżeli, a ona użyczała swoich nóg jako poduszki.


- Macaque!


Macaque pomachał niezdarnie. Świetnie. Wszyscy znów się na niego gapią.


- Wszystko w porządku? - Zapytał go MK.


- Hę? Och, tak, nic mi nie jest. - Odpowiedział Macaque, lekceważąco machając ręką.


- Och, to dobrze. - MK odetchnął dramatycznie z ulgą. - Martwiłem się, kiedy uciekłeś, ale Sandy powiedział, że sprawdził, co z tobą.


Macaque po raz kolejny był wdzięczny za pomoc olbrzyma i rzucił Sandy'emu szybkie spojrzenie (olbrzym w odpowiedzi uśmiechnął się), po czym posłał MK niefrasobliwy uśmieszek.


- Jest spoko. Dzięki, dzieciaku.


MK otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Mei go uciszyła. MK uciszył ją, po czym ponownie skupił się na Macaque.


- Oglądamy Ruchomy Zamek Hauru! - Powiedział małpie. - Chcesz się przyłączyć?


- Nie, raczej spasuje. - Odparł Macaque. – Poza tym wygląda na trochę... tłoczno, więc... prawdopodobnie po prostu będę się zbierał.


Uśmiech MK zgasł i natychmiast spojrzał na Macaque wzrokiem najbardziej smutnego psiaka jakiego tylko umiał zrobić.


- Awww! Nie możesz zostać? - MK szybko rozejrzał się dookoła, po czym wskazał na Wukonga. - Jest miejsce obok Małpiego Króla!


W ciemności łatwo było to zobaczyć, gdy świecące złote oczy Wukonga rozszerzyły się i spojrzał na Macaque z niepokojem. Irytujące, uporczywe łaskotanie pojawiło się w gardle Macaque, więc odwrócił wzrok z grymasem.


- Uch, nie, dziękuję.


- Panie Maquack? - Sandy powiedziała scenicznym szeptem. - Nie zapomnij o herbacie. Jest w kuchni.


Och, prawda. Sandy powiedział, że zrobi Macaque herbaty. I szczerze, filiżanka ciepłej herbaty brzmiała teraz całkiem nieźle. Macaque z wdzięcznością skinął głową do Sandy'ego i powiedział:


- W porządku. Chyba... mogę zostać trochę dłużej.


MK zakrzyknął zadowolony, ale został natychmiast uciszony przez Mei, która wepchnęła mu do ust garść popcornu. Macaque zaczął przemykać się przez tłum, niezdarnie przeciskając się między stolikiem do kawy a kanapą i krzywiąc się, gdy wpadł na kolana Pigsy'ego. Przed stolikiem kawowym było więcej miejsca, ale MK wił się obecnie na podłodze, krztusząc się popcornem, a poza tym... gdyby Macaque poszedł w tę stronę, to Wukong siedziałby mu na drodze do kuchni, a on nie zbliżać się nigdzie do drugiej małpy.


Macaque wymamrotał ciche przeprosiny do Pigsy'ego, a świniak w odpowiedzi prychnęła zirytowany. Następnie Macaque prześliznął się dookoła i za fotel, po cichu gratulując sobie, gdy w końcu dotarł do kuchni. Przeszedł obok baru i był wdzięczny za przestrzeń, jaką oferował aneks kuchenny; było niewielkie, ale znacznie mniej zatłoczone niż salon.


Na blacie stał kubek wypełniony parującym, złocistym płynem. Kiedy Macaque podniósł go, do jego nosa uderzył ciepły cytrusowy zapach. Cytrynowy...? Zastanowił się. Łyk ujawnił, że herbata była słodka, z nutą kwaśnego posmaku. Ach, miodowo-cytrynowa.


Macaque upił kolejny łyk, zadowolony, że ciepły napój ukoił jego obolałe gardło. Może mógłby zapytać Sandy'ego, ile będzie kosztować kupienie od niego pudełka herbaty. Ale wtedy Macaque zauważył, obok miejsca, gdzie stał kubek, dwie małe, pojedynczo zapakowane torebki z herbatą. Na blacie obok nich leżała karteczka samoprzylepna z następującą treścią:


Zatrzymaj się, jeśli ci zabraknie! To w prezencie!

~ Sandy


Odstawił kubek i chwycił torebki, wpatrując się w nie przez dłuższą chwilę, po czym włożył je do kieszeni. Na pewno będzie musiał później podziękować Sandy'emu. Za wszystko. Macaque chciał wypić kolejny łyk napoju, ale zawahał się, gdy usłyszał ruch. Wstrzymał oddech, gdy zobaczył jak Wukong wstaje i podchodzi do baru.


- Hej. - Wukong przywitał się cicho, jego oczy świeciły jak świece w ciemności.


Zachowuj się normalnie, nakazał sobie Macaque. Zachowuj się normalnie!


- Hej.


- Jak... - Wukong odchrząknął. - Jak się czujesz?


...w co bawił się Wukong? Nie dbał o Macaque; Macaque o tym wiedział. Może Wukong po prostu próbował dobrze wypaść przed wszystkimi, udając, że martwi się o cienistą małpę.


Zatem Macaque nie odpowiedział i zamiast tego pociągnął głośny łyk herbaty. Może Wukong zrozumie aluzję i zostawi go w spokoju.


Ale Wukong nie ustępował.


- Wcześniej nie brzmiałeś zbyt dobrze, więc... zmartw...zastanawiałem się, jak... się czujesz.


Zabawna rzecz, że kiedy w ciemności czyjeś oczy świecą, to doskonale widzisz, gdzie dana osoba patrzy. A Wukong patrzył wszędzie, tylko nie na Macaque. Jego wzrok w końcu spoczął na kubku herbaty Macaque, a Wukongowi nie udało się powstrzymać grymasu, gdy niezdarnie ptarł kark.


Wow. Czy można było w bardziej oczywisty sposób pokazać, że nie chciał z nim siedzieć? Było jasne, że Małpi Król wolałby w tej chwili robić cokolwiek innego niż rozmawiać ze swoim byłym najlepszym przyjacielem. Prawdopodobnie robił to, żeby uszczęśliwić MK; żeby MK pomyślał, że te dwie małpy w końcu się dogadują.


Skoro mowa o MK...


- Więc, ile jest warta ta figurka? - Macaque zapytał Wukonga. - Jakieś... 14 000 yuan?*


Wukong zamrugał, wyraźnie zdezorientowany tym, o czym mówił Macaque.


- Cóż. - Macaque pokręcił kubkiem, patrząc na wirujący osad. - Jestem pewien, że MK będzie go cenił, bez względu na jego wartość.


Coś kliknęło w oczach Wukonga, i jego twarz poczerwieniała ze wstydu, gdy zdał sobie sprawę, że Macaque usłyszał zakład pomiędzy nim i MK wcześniej. Wukong odwrócił się na pięcie i wrócił z powrotem na swoje miejsce, gdzie opadł na podłogę z oburzonym sapnięciem. Macaque odchrząknął i spojrzał na resztki napoju, ciesząc się ciepłem ceramicznego kubka w swoich palcach.


Zrobił to. Miał dzisiaj kontakt towarzyski. Co więcej, nie wdał się w bójkę z Sun Wukongiem.


Teraz kolejnym krokiem było nawiązanie przyjaźni.


Może...


Może Sandy chciałaby zostać jego przyjacielem.



🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸

Notka od tłumacza:

*W oryginale serii jest to "noodles", ale nieco źle się tłumaczyło to na "makaron", bo jest to tak noodles, to Chiński odpowiednik Japońskiego Ramen i w samej serii bohaterowie również widać, że jedzą głównie makaron w formie zupy podobnej do ramen, więc dla ułatwienia sobie życia i wam czytania, zmieniłam nazwę na ramen. Musicie mi wybaczyć :P

*Yuan – Z chińskiego „pieniądze" używane na przemian z „Renminbi", w skrócie RMB jako forma nazwy waluty pieniędzy w Chinach. 14 000 yuan to około 7 759,72zł (na rok 2024)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top