Zapachem groszku Cię otoczę...
Elfrida
Jak zwykle wymknęłam się cichaczem z willi. A teraz szłam ciemnymi uliczkami Londynu, jak zawsze zamyślona. Czemu po prostu nie powie o co chodzi? Codziennie czuje na sobie wzrok Sebastiana. Spojrzenia demonów mają to do siebie , iż przechodzi Cię dreszcz.
Nawet nie zauważyłam kiedy doszłam do zakładu Adriana, no dobra, zauważyłam jak walnęłam głową w drzwi. Wszak takie rzeczy tylko ja potrafię...
-Adrian to ja.
-Jestem na zapleczu. Herbatka już czeka.
W moje nozdrza uderzył delikatny aromat przywołujący na myśl Mrocznych Żniwiarzy.
-Jaśminowa- powiedziałam wchodząc na zaplecze- ten zapach niesie tyle wspomnień...
-Niesie wspomnienie gdy pierwszy raz biegałaś po moim domu, w mojej koszuli, wspomnienie gdy stłukłaś mi wazon i trzy filiżanki, hihihihihi.
-Nie mogłeś zakończyć na koszuli?
-Nie. - To jedno proste słowo po którym wystąpił ten jakże popularny wybuch śmiechu. Przy mnie był zabarwiony czułością i czymś czego jeszcze nie zidentyfikowałam. Jego śmiech szybko udzielił się też mi.
Adrian
Jej perlisty śmiech rozbrzmiewał w całym moim zakładzie. Mógłbym go słuchać bez końca. Delikatnie przeplatające się barwy, niczym kwiaty w wieńcu na Noc Kupały. Tyle lat tęskniłem za tym śmiechem, że najchętniej bym ją tu zamknął i nigdy już nie wypuścił, ale ptak w klatce nie śpiewa już tak pięknie. A ona jest wolnym duchem i nigdy nie będzie do końca należeć do mnie...
Kiedyś odejdzie i zostaną mi po niej wspomnienia. Może wróci, może nie...
Nagle w jej śmiechu wychwyciłem dziwna nutę i momentalnie spoważniałem.
-Coś Cię martwi, prawda?
Spojrzała na mnie tymi swoimi cudownymi szarymi oczętami, na które momentalnie opał kosmyk kasztanowych włosów. Niestety nie opadł na tyle szybko bym nie zobaczył malującego się w nich zmartwienia.
-Chyba tak, bo widzisz od tygodnia Sebastian prawienie nie spuszcza ze mnie wzroku i trochę się obawiam czego ode mnie chce, gdyż jakby nie patrzeć jest demonem a zawsze mnie uczono, iż aby zdobyć dusze są gotowe na wszystko.
Słuchałem jej cały czas patrząc jej w oczy, które zaczęła powlekać mgła strachu? Wyglądały zupełnie jak tamtego dnia, tylko tym razem nie towarzyszył im dym i krzyk mordowanych czarownic i znachorek.
Stanąłem za jej plecami i delikatnie zamknąłem ją w swoich ramionach. Momentalnie całe niepięcie z niej zeszło, a z oczu uciekła mgiełka. Poczułem jak się we mnie wtula, obejmując moje ręce swoimi jakby bała się, że zaraz zniknę.
- Nie powiem Ci czego od ciebie oczekuje Sebastian lub jego pan, ale mogę Cię zapewnić, że jeśli Cię skrzywdzi zakończy swój żywot i nawet w piekle nie będą chcieli go z powrotem...
Nie jestem najlepszy w pocieszaniu ale chyba pomogło, gdyż usłyszałem cichutki chichot.
Spojrzała na mnie a jej porcelanowa cerę przyozdobił piękny uśmiech.
-Jest jeszcze jedna sprawa, z która do ciebie przyszłam.
Nawet nie wiem kiedy wyrwała mi się z objęć i rozradowana stanęła nade mną.
-Zamieniam się w słuch- powiedziałem zajmując jej miejsce oraz zakładając nogę na nogę, by po chwili objąć kolano dłońmi.
-Za jakiś czas odbędzie się Święto Plonów i wszystkie znachorki z krajów słowiańskich zbieramy się by je uczcić i mam takie pytane czy nie zechciałbyś iść ze mną? Wiesz, Pierwszy dzień jesieni. Święto Plonów, poświęcone tegorocznym zbiorom. Dziękowanie za plony i proszenie o jeszcze lepsze w przyszłym roku.
Jej minę można by przyrównać do miny proszącego szczeniaczka. W oczach pojawiły się śliczne, intensywnie grafitowe ogniki.
-Skoro tak piękna dama prosi, grzechem było by odmówić.
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuje.
Uwielbiam jej radość, jej szczery śmiech. Ten błysk w oczach. Tak, kocham ją. Tylko nie wiem jak jej to okazać by nie umknęła niczym nić babiego lata.
Zorza
Niestety nic nie trwa wiecznie...
Dźwięk dzwonka wyrwał obie osoby z ich świata. Szarowłosy wyszedł pierwszy.
-Witam, witam klije.... Ach to ty paniczu. Czyżbyś przyszedł na przymiarkę trumny hrabio, hihihi.
-Nie, przyszedłem po moja pokojówkę.
-Już idę paniczu. Jeszcze zajrzę Undertekerze.
-Będę Cię więc oczekiwał pani- powiedział kłaniając się, czym wywołał delikatny śmiech dziewczyny. Mężczyzna nie spuszczał wzroku z demona gdy ten pomagał wsiąść jego ukochanej na kozła karety by już po chwili znaleźć się obok niej. Podszedł do dziewczyny.
- Wieczory powoli chłodnieją, niosąc ze sobą zapowiedź jesieni, ale nawet to nie przeszkadza zakwitać kwiatom-powiedział wyjmując z rękawa kwiat groszku i wkładając znachorce za ucho.
Obdarzyła go uśmiechem, lecz odpowiedzieć nie zdarzyła gdyż młody panicz zniecierpliwiony kazał ruszać.
Mężczyzna długo patrzył za powozem mając cichą nadzieję iż nawet demon nie odważy się skrzywdzić znachorki, kobiety która ma nieść pomoc nie patrząc na to czy niesie ją człowiekowi, czy demonowi. Wszak do tego zobowiązuje ją przysięga składana Mokoszy.
Demona który ma jakiś rozkaz od swego pana lub swe własne mroczne plany...
*************************************************************************************
Hłe hłe hłe znowu rozdział jakiś taki krótki.
Dobra jak zwykle troszkę wyjaśniania, wiem kochacie to XD
groszek oznacza czułość
jaśmin, elegancję
Mokosz- tak w skrócie matka ziemia u Słowian ;)
Trzy zorze (ja użyłam jednej bo nie mam jeszcze roztrojenia jaźni)- trzy boginie losu, wyznaczają rytm życia i przepowiadają przyszłe wydarzenia :)
Ciekawy mamy ten panteon słowiańskich bogów :) Choć gdyby nie częściowa wiedza którą posiadam nigdy bym nie znalazła tego co potrzebowałam :P
Do następnego rozdziału...chyba...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top