Kilka dni widzianych oczami kwiatu...




Anno Domini 1888

Po tylu latach wróciłam do Londynu. Nie było mnie tu przeszło 100 lat, lecz mimo to miasto jest taką samą dziurą w której mieszka wszelkie robactwo, choć teraz podobno najgorszą zmorą jest kundel królowej. Pomyślmy... Gdy byłam tu ostatnio najgorszą zmorą była inkwizycja i jej stosy, wydaje mi się że psiak gorszy nie może być. No nic, pożyjemy zobaczymy. Wszak nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca.

Na ulicach Londynu jak i przed stu laty tak i teraz panuje przytłaczający i przyprawiający o ból głowy zaduch. Moje myśli grążą wokół zielonych łąk kraju Słowian. Potężnym, tolerancyjny kraj w którym traktowano mnie jak boginie, wszak jestem znachorką, przynoszę ukojenie w bólu, odganiam śmierć lub jeśli trzeba to ja przyspieszam. Niestety znalazł się jeden klecha przez którego musiałam opuścić ten bogaty w magię kraj. Nigdy nie zrozumiem działania inkwizycji. Starają się wyplenić magię, a przecież co im szkodzi? Dlaczego nie rozumieją, że my tylko pomagamy? Gdy trzeba ludzie nie kierują się do nich, tylko do nas. Starają się wyplenić wszelkie pozostałości mądrości przekazywanej przez pokolenia, nie rozumiejąc iż tym samym hamują postęp. Przez te ich przeklęte stosy świat nie idzie do przodu tylko stoi w miejscu, by nie rzec iż się cofa!

Londyn, to tu ostatni raz 100 lat temu widziałam mojego wybawcę. Underteker, tylko on potrafi się perliście śmiać robiąc sekcję zwłok ale czego innego spodziewać się po shinigami? Nie przeczę chciałabym go jeszcze ujrzeć, ale pewnie siedzi teraz w bibliotece i przegląda nagrania. Kobieto o czy ty tak właściwie myślisz? Skup się na tym co jest tu! Nie daj się pochłonąć marzeniom. Nie powinnam o nim myśleć. Dlaczego moje serce nie może go zapomnieć? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Nigdy nie zapomnę czasu spędzonego w bibliotece razem z nim, tego poczucia bezpieczeństwa, jego silnych ramion odpędzających koszmary, jego głosu zapewniającego, że nic mi nie grozi, że jeszcze nadejdzie radość, jego zaraźliwego śmiechu...

Podczas podróży natknęłam się w jednej z gazet na ogłoszenie iż w pewnej rezydencji na przedmieściach tegoż „wspaniałego" miasta poszukują kobiety na posadę służącej. Nie jest to jakieś szczególnie chwalebne zadanie, ale żadna praca nie hańbi. W swym życiu imałam się już różnych zajęć, lecz nigdy takich które by uwłaczały mojej godności. Każda pracę,nawet ta najmniej przyjemną wykonywałam zawsze z uśmiechem na ustach. Z wesoła pieśnią na ustach oporządzałam konie w indyjskich stajniach, z wesołym nuceniem zbierałam grona na wino we Włoszech. Jedynie jako akuszerka nie zawsze byłam pogodna, nie da się powiedzieć kobiecie z uśmiechem na ustach iż jej dziecko umarło a ona w ciągu kilku najbliższych dni umrze na gorączkę połogową. Teraz jednak muszę się skupić i przypomnieć sobie układ ulic w tejże cuchnącej stolicy. Jest to jedno z brudniejszych miast. Muszę dotrzeć na przedmieścia Londynu, gdzie mam się udać do hrabiego by przyjąć posadę pokojówki. Podobno jest właścicielem dobrze prosperującej fabryki zabawek i słodyczy. Mężczyzna z takim statusem powinien już mieć żonę, a z tego co słyszałam jest kawalerem.


Na miejsce udało mi się dotrzeć sprawnie i w miłej atmosferze, woźnica był bardzo gadatliwy. Zastanawiam się czy nie powinnam jednak zawrócić. Demon i to dość wysokiej rangi jest na posyłkach wychudzonego kurdupla który ma się za pana świata.Gdzie ja trafiłam? Pomijając to jest jednak znośnie. Reszta rezydentów jest jednakże bardzo miła, a najmłodszy Finni jest wręcz kochany. Jego pierwszym pytaniem było czy może nazywać mnie ciocią. Doskonale zna się na roślinach i z wielką radością wysiał te które ja ze sobą przywiozłam. Myślę iż jednak uda mi się wytrzymać. Mogę wszak tu zostać tylko przez kilka lat. Później ludzie mogą zacząć coś podejrzewać, a jakoś nie widzi mi się wylądowanie na stosie.




Jestem tu już parę tygodni i dalej nie mogę się przyzwyczaić do obecności demona. Pewnie dlatego, iż reprezentujemy inne siły, on- uśmiercająca, ja-dająca życie. Przyzwyczaiłam się nawet do faktu, iż młody panicz jest kundlem królowej a jego narzeczona to istotka która jest różowym tornado, stawiająca cały dom w stanie wielkiego stresu. Dziś dostałam zadanie przypilnować wszystkich, zwłaszcza tego młodego shinigami który bawi się w lokaja, w czasie gdy reszta udała się na jakieś poszukiwania jakiegoś Kuby rozpruwacza. Nie, ja wcale nie mam ochoty rozszarpać panicza, ale za czasów mojej młodości (około roku 800 jeśli dobrze liczę) za konszachty z tak ciemnymi siłami zostałby rozczłonkowany za pomocą czterech koni a jego status społeczny nie miałby najmniejszego znaczenia. Lecz czasy się zmieniły a ja siedzę i zastanawiam się jak zagadać Grella by dowiedzieć się od niego moim szarowłosym przyjacielu. Musze przyznać iż młodzian nawet jak na Mrocznego Żniwiarza jest dość specyficzny. Targają nim głębokie namiętności, których nie potrafi opanować. Potrafi w ciągu kilu sekund przejść z głębokiej depresji do euforii. Potrafi kochać i nienawidzić jednocześnie, jest to niestety złe połączenie przez które przyjdzie mu cierpieć katusze, które będzie traktował jak dar niebios. Jedno trzeba mu zostawić pięknie przyciął drzewa, wyszły idealne czaszki. Grell idealnie pasuje do Madame Red, oboje otacza całun śmierci i nieodwzajemnionej miłości. Powłoka ta jest widoczna już z odległości, im bliżej nich tym jest mocniejsza, realniejsza.

Od rozpoczęcia śledztwa minęło sporo czasu, lecz pomimo to demon i jego pan dalej nie wiedza kto za tym stoi. Jest to o tyle zastanawiające iż obaj szczycą się mistrzowska wprost dedukcją i zmyślnością. Brną w ciemność mimo iż światło odpowiedzi mają pod przysłowiowym nosem. Najgorsze jest jednak to, iż chcą mnie zabrać do letniej rezydencji panicza, gdyż jak podkreśla przyda się nam ktoś obeznany w ziołach pod ręką.

Parę dni temu chyba widziałam Undertekera. Mignął mi o północy na cmentarzu, gdy zbierałam kwiaty czarnego bzu. Ach gdyby tak móc zobaczyć go jeszcze raz...

*******************************************************************************************************

Nie wierzę, że dodaje rozdział już na drugi dzień po pierwszym...

Nie wierze również iż posiada narracje pierwszoosobową...

Ciekawe czy ktoś doczytał te nudy do tego momentu? Nie ważne! Następny rozdział będzie ciekawszy, chyba...

edit: wreszcie udało mi się go poprawić, kto się cieszy?

edit2: jak ja to nazwałam poprawą to chyba miałam gorączkę XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top