Aromatem malwy wyrażę Ci...

Obudziłam się trochę przed szóstą. Ubrałam się i zeszłam do kuchni. Nie zdziwiło mnie iż Sebastian już na mnie czeka, choć mógłby czekać w koszuli. Zdziwił mnie jednakże fakt iż z jego postawy biła skrucha.

Podniósł na mnie swoje czerwone oczy, dostrzegłam w nich błysk bólu. Czyli rana dokucza, ale komu by nie dokuczał ból przy takiej ranie? Albo może zasługa dezynfekcji?

-Chciałem przeprosić za to co wczoraj powiedziałem. Nie powinienem, wszak jesteś znachorką.

Chyba się przesłyszałam, demon mnie właśnie przeprosił. On jest chory czy co? Może ma gorączkę? Ale przecież demony nie miewają gorączek...

-Wybaczam Ci, teraz jeśli pozwolisz zmienię Ci opatrunek oraz przygotuje Ci coś na ból głowy, bo chyba Ci wódka pozostawiła go po sobie.

W milczeniu skinął głową i obdarzył mnie zadziornym uśmiechem, odwzajemniłam go. Zamieniłam szybko opatrunek i przygotowałam napar z imbiru, przy okazji zapobiegnę ewentualnym wymiotom. Nigdy nie wiadomo jak organizm nieprzyzwyczajony zareaguje na słowiańskie trunki. Czułam na sobie wzrok Sebastiana, nie tak czujny jak zazwyczaj ale jednak.

-Poradzicie sobie z przygotowaniami do przyjazdu panienki?

-Oczywiście. Czyżbyś w to wątpił?- Odwróciłam się w jego stronę z kubkiem w ręce.

-Nie, po prostu chciałem się upewnić. Ograniczę się do usługiwania paniczowi chyba, że mi przejdzie ból głowy.-Wziął ode mnie kubek i powoli zaczął pić.

-Nawet jak Ci przejdzie to powinieneś się oszczędzać ze względu na ranę- powiedziałam siadając na blacie. Spojrzał mi w oczy.

-Czyżby Ci na mnie zależało?

-W takim samym stopniu jak na każdym pacjencie. Więc jak widzisz, nie możesz czuć się wyróżniony.

Dopił napar i wyszedł a ja mogłam na spokojnie zacząć przygotowywać śniadanie dla reszty służby, kanapki powinny im smakować. Jak tylko skończyłam usłyszałam na schodach energiczne kroki, by chwile później poczuć czyjeś ręce oplatające mnie w talii.

-Dzień dobry ciociu, zapowiada się dziś śliczna pogoda. Co na śniadanie?

-Kanapki z serem i rzodkiewką. Przydałoby się obudzić resztę.

-Już po nich biegnę.

Niby ma 16 lat a jednak często mam wrażenie jakby miał 8. Może za bardzo daje dojść do głosu mojemu silnemu instynktowi macierzyńskiemu? Zresztą nie ważne. Trzeba przygotować zestaw do herbaty dla dziecka które zapomniało, że nim jest, bo Sebastian o tym zapomniał zanim udał się chyba przebrać, nie wnikam. Czyżby aż tak podziałała na niego wódka?

Sebastiana znalazłam pod pokojem panicza. Podziękował mi za tackę i wrócił do sypialni hrabiego, a ja miałam okazję zobaczyć dziecko z naburmuszona mina. Gdybym to ja miała się tak zajmować tym, przepraszam za wyrażenie, bachorem to udusiłabym go wiążąc mu wstążkę na szyi. Co prawda stanęłabym za to przed zgromadzeniem czarownic ale niektórym ludziom było by lżej. Udałam się do kuchni i przekazałam każdemu kartkę z jego zadaniami, w przeciwieństwie do naszego perfekcyjnego demona domu, wiem co zrobić by nic nie popsuli oraz by sumiennie wykonali swe obowiązki. I tym sposobem, który jest moją słodka tajemnicą, przygotowania do przyjazdu panienki Elizabeth szły gładko. Dzień byłby idealny gdyby panicz nie przypomniał sobie o moim istnieniu i nie kazał mi przepisać na czysto kilku pism które musi natychmiast wysłać. Jakby nie mógł tego zrobić Sebastian. Jak tylko po 12 od tego się uwolniłam, musiałam iść zmienić opatrunek demonowi. Momentami naprawdę zaczynam się zastanawiać czy ja tu jestem na umowie czy pakcie faustowskim. Podczas rutynowego zmieniania opatrunku i dezynfekcji szwów Sebastian syknął z bólu, a ja się w duchu zaśmiałam. Momentalnie stanął mi przed oczami Adrian i jego zniewalający uśmiech. Nie widziałam go ponad tydzień, niby wymieniamy listy ale to nie zastąpi uczucia gdy otacza mnie ramionami, gdy składa delikatny pocałunek na czubku mojej głowy, gdy jego oczy rozjaśnia radość i chyba miłość gdy mnie widzi, albo po prostu tej delikatnej ciszy między nami w której jest więcej uczuć niż przyznajemy. Pragnę teraz tylko tego by pogłaskał po włosach jak spłoszonego królika, zamknął mnie w swych ramionach jak ptaka w klatce z dala od demona, któremu trzeba zmieniać opatrunki i rozpuszczonego dziecka do którego zaraz przyjedzie drugie rozpuszczone dziecko, może nawet bardziej rozpuszczone. Najgorsze jest to, że panienka pewnie znowu przywiezie mi jakąś falbaniasta różowa suknię którą, według niej, powinnam założyć, gdyż idealnie podkreśli moja urodę. Zacznijmy od tego iż moją urodę podkreślają zwykłe suknie z gorsetem, w delikatnych kolorach lub szarościach i czerniach a nawet w bielach. Jeśli już założę jakąś falbaniastą suknię to tylko krynolina na metalowych obręczach szyta z jedwabiu, z idealnie dopasowanym gorsetem, o średnicy nawet 180 cm. Tak, w takich sukniach również wyglądam olśniewająco. Bardzo niepraktyczna ale śliczna. Nosiłam takowe na bale u Ludwika Filipa I, niby po rewolucji lipcowej, ale i tak dwór Francuski potrafił się bawić. Ahh, pamiętny rok 1832, jeden z dygnitarzy ówczesnego króla zapraszał mnie na wszystkie bale jako swą damę serca. Szkoda tylko, iż po odrzuceniu przeze mnie zaręczyn wstąpił do klasztoru. Nadawał się chłop na męża i ojca, ale nie posiadał ślicznych szmaragdowych oczu ani lekko psychopatycznego uśmiechu Adriana.

Wracając jednak do rezydencji, bo chyba się zbyt zagalopowałam we wspomnieniach. Na samą myśl o różowych sukniach mam dreszcze obrzydzenia. Wróć dreszcz przeszedł przeze mnie przez fakt, iż pewien demon objął mnie w pasie. Odskoczyłam jak oparzona, mało się przy okazji nie wywalając. A on tylko się zaśmiał.

-Wnioskuję z faktu, iż byłaś mocno zamyślona, iż przygotowania nie idą po twojej myśli.- Znów ten „czarujący" uśmiech na ustach. Zobaczysz, że kiedyś Ci go wytnę.

-Wręcz przeciwnie prawie kończymy.

- Skąd możesz to wiedzieć skoro stoisz w kuchni patrząc się przez okno? Zresztą stoisz tak odkąd skończyłaś mi zmieniać opatrunek.

-A twój właściciel nie szarpie Cię przypadkiem za smycz? Bo to chyba pora na jego ciasto i herbatkę. Nie zapomnij tylko założyć fartuszka żebyś się nie ubrudził.- Słodyczy uśmiechu, który zagościł na moich ustach nie powstydziłaby się Elizabeth. Chyba chciał coś powiedzieć jednak panicz zawołał swą zabaweczkę a ja musiałam biec do kuchni z której rozległ się huk. Oby nie wyleciała znowu w powietrze. Do kuchni wpadłam jakby mnie jakaś południca wśród pola goniła. I proszę mamy Barda na podłodze, rozlaną wodę oraz garnek.

-Wylałem wodę na makaron, gdyż poślizgnąłem się na skórce z ziemniaka.

-Posprzątamy i po sprawie, grunt, że żyjesz i, że kuchnia w całości.- Oboje zaczęliśmy się śmiać. Śmiech zresztą towarzyszył nam przy całym wycieraniu wody.

-Czemu nigdy nie krzyczysz na nas jak Sebastian? Nawet jak coś zrobimy.

- A czemu bym miała krzyczeć ja też popełniam błędy a wy za nie na mnie nie wrzeszczycie. Lepiej głośno doceniać niż karcić.- Uśmiech rozjaśnił mu oblicze.

-Rozumiem.

Wychodząc spróbowałam jeszcze rosołu do którego dorzuciłam lubczyku. Po drodze poprosiłam Finniego by nazbierał malwy i paproci. I pomogłam nakryć Maylene do stołu. Myślę, że delikatny różowy odcień malwy i zieleń paproci idealnie wkomponują się w filigranowe wzorki porcelany. Ledwie skończyłyśmy a w oddali dało się słyszeć rżenie koni. Nie pozostało nam nic innego jak szybko się przebrać i powitać przyszła hrabinę Phantomhive.

********************************************************

Coś mi ostatnio długie te rozdziały wychodzą, kto się cieszy z tego powodu?

Malwa ogrodowa oznacza życzliwość, swoją drogą lubię te kwiatki :)

paproć-oczarowanie

Rozdział zrodził się już parę dni temu o 2 w nocy ale jakoś nie mogłam się zebrać by przepisać go na komputer, a co dopiero żeby go wrzucić. Na pocieszenie mam dla was ilustrację która narodziła się zaraz po rozdziale. Przedstawia nasza drogą Elfridę, podczas zbierania ziółek. Sami pewnie zgadniecie do kogo się uśmiecha.

Przy okazji powiem wam iż powoli zbliżamy się do poznania mrocznych planów które mają pewne osoby względem naszej znachorki. Nie martwcie się wszystkiego się dowiedzie w swoim czasie hihihi. Jakbym wam powiedziała już nie było by tak zabawnie.

Do następnego rozdziału

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top