11

Diana wyciągnęła z woreczka przy pasku garść monet i wrzuciła do starego, dziurawego garnka. 

-Na jedzenie i twoje potrzeby-powiedziała i pstryknęła dziewczynkę w nos, a ta uśmiechnęła się do niej. 

-Dziękuję-powiedziała zabrała garnek i pobiegła w stronę zniszczonego domu uważając, aby nic jej nie wypadło. Diana wtedy zrozumiała, że miała ogromne szczęście, że urodziła się w kochającej rodzinie i wystarczało pieniędzy na jedzenie i potrzeby jej, brata oraz rodziców. Nie mieli super drogich rzeczy, ale to w niczym nie czyniło ich gorszymi. 

-Dobrze zrobiłaś-pochwaliła ją królowa, a ta popatrzyła zamyślona na ten dom.

-To nie jest dobra rodzina dla tej dziewczynki-powiedziała spoglądając na królową, a ta podążyła wzrokiem za jej spojrzeniem.

-Wiem-westchnęła-Ale na chwilę obecną nie możemy nic poradzić-dodała-A teraz chodź-powiedziała-Idziemy do królewskiej krawcowej-uśmiechnęła się pod nosem.

Już parę chwil później Diana stała na podwyższeniu, a krawcowa zdejmowała z niej miarę. Gdy wszystkie wymiary już znała przykładała do jej ciała różne odcienie białego materiału, a królowa to oceniała. Dianie bardzo spodobał się materiał, którego kolor wpadał lekko w błękit, a królowa uznała, że będzie idealny w połączeniu ze złotem. 

Później przyszedł czas na ozdoby. Ich ilość przytłoczyła szatynkę. Stephanie wybrała trochę złotych róż i wstążek, a Diana przystała na to. Nie znała się na modzie, ale wybory królowej strasznie jej się podobały. 

Wybrały jeszcze buty. Były to oczywiście białe szpilki, a ich obcas oplatały złote gałązki. 

Wyczerpana Diana wróciła z królową do pałacu, gdzie się rozdzieliły. W drodze do pokoju szatynka wpadła na księcia, który zatrzymał ją na krótką rozmowę. 

-Byłaś z mamą u krawcowej, prawda?-uśmiechnął się lekko. 

-Zgadza się-odparła i zerknęła na niego-A ty? Kiedy masz mieć przymiarki garnituru?

-W sumie to chyba jutro-odparł.-Miałem szykowany na ceremonię, więc pani Eunice ma moje wymiary-puścił jej oczko.-Pamiętaj, że jutro masz pierwszą lekcję, razem z Mią. Obudzę cię godzinę przed-spojrzał na nią poważnie-Mam nadzieję, że się wyrobisz-dodał.

-Oczywiście-odparła i każde z nich poszło w swoją stronę.  Diana, będąc w pokoju przebrała się, a potem ruszyła na kolację. Królowa rozmawiała ze swoim mężem o wyczynie szatynki, gdy podarowała tej dziewczynce ładną sumkę pieniędzy. Książę Nestor przysłuchiwał się temu z wielkim zainteresowanie. Gdy Diana zajęła miejsce obok niego, ten posłał jej czuły uśmiech. Dziewczyna odwzajemniła go zarumieniona. 

Kolacja minęła bardzo przyjemnie. Wszyscy wesoło rozmawiali. W końcu królowa zmieniła temat na ślub i wesele. Na te słowa Diana podniosła spojrzenie.

-Kogo zamierzasz zaprosić?-spytała królowa patrząc na szatynkę.

-Rodziców i brata z jego przeznaczoną-odparła wzruszając ramionami, a kobieta przytaknęła-Mia i tak będzie razem z Abrahamem, a ja nie mam nikogo więcej-dodała i zatraciła się w myślach przestając słuchać. 

Jej życie zmieniło się całkowicie podczas ceremonii, więc jak miało się zmienić w tak ważnym wydarzeniu jak ślub. Jeszcze jutro przyjeżdżają władcy Calemi i zaczynała naukę. Jak to będzie? Wiedziała jedno. Na początku będzie naprawdę ciężko.

Wstała od stołu razem ze wszystkimi i od razu poszła do swojej sypialni. Wzięła prysznic, umyła zęby, a następnie poszła spać. W końcu czeka ją jutro wielki dzień.

Obudziła się wyjątkowo wcześnie. Kiedy zorientowała się co dzisiaj jest od razu poczuła ekscytację, ale również i strach.

Chwilę potem do jej pokoju weszły dwie służki i pomogły jej się przygotować. Mała na sobie zwiewną sukienkę w kolorze liliowym, która sięgała jej do kolan. Na stopach nie wysokie, srebrne pantofelka. Część włosów została związana w koka, a reszta swobodnie opadała na ramiona.

Gotowa Diana zeszła na śniadanie, gdzie zastała prawie wszystkich. Brakowało tylko Lori, ale ona miała w zwyczaju się spóźniać. Dziewczyna zajęła swoje miejsce.

-Diano, nasi goście będą dopiero na kolacje, a lekcje skończysz przed obiadem-poinformował król na co dziewczyna pikowała głową.

Chwilę po czekali, aż brakująca dziewczyna dołączy, a następnie zaczęli swoje śniadanie. Prawie skończyli, gdy drzwi do jadalni się otworzyły i weszła pewna rudowłosy dziewczyna, która wyglądała jak istna bogini zemsty. Wszyscy przenieśli na nią swoje spojrzenie. Zaraz za Mią pojawił się potarganymi Abraham. W jego spojrzeniu było widać, że jest spanikowany.

-To jest Mia? -spytał król nachylając się w stronę Diany i Nestora. Dziewczyna przytaknęłam odwracając wzrok od przyjaciółki.-Ale mu się trafiło-rzucił mężczyzna powodując śmiech u szatynką i swojego syna. -Współczuje ci dzieciaku! -krzyknął w stronę Abrahama, a ten uśmiechnął się lekko. Rudowłosa zarumieniła się słysząc słowa króla, a następnie zerknęła na swoje przeznaczonego, który się od razu spiął.

-O matko, byłam dla ciebie taka okropna-w jej oczach zalśniły łzy.

-Nie, nie kochanie-zaczął do niej podchodzić.

-Byłam dla ciebie najgorszą osobą na świecie, a ty to znosiłeś bez słowa-zakryła usta ręką i uciekła z jadalni.

-Mia! Wcale nie było tak źle! -krzyknął i ruszył za nią.

Wszyscy przy stole popatrzyli po sobie nie do końca rozumiejąc co tu się stało.

-I widzisz co narobiłeś? -odezwała się królowa i uderzyła swojego męża w ramię.

Do końca śniadania nikt już się nie odezwał.

Trochę długo nie było KO, ale mam nadzieję, że wam się podobało.

LilyEnJoy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top