04

Dni dłużyły się Dianie niemiłosiernie.
Praktycznie całe lekcje kręciła się na krześle lub bawiła się palcami. Teraz również nie było inaczej. To jej ostatnia lekcja historii.

-Kwiaty orchidei wybierają nam przeznaczonych, tak aby nikt nie został sam-opowiadała pokazując żółty kwiat orchidei, która należała do niej-Na świecie są tylko dwa kwiaty tego samego koloru i należą do przeznaczonych sobie dusz, jak widzicie mój jest cytrynowo-żółty, a taki drugi należy do mojego męża-oznajmiła i obserwowała klasę.-Wiecie-zaczęła i usiadła na biurko-Jest pewne powiedzenie "Kwiaty orchidei są odzwierciedleniem dusz i to one wybierają kto jest im przeznaczony"-zacytowała i spojrzała na reakcję swoich uczniów.  Nikt się nie odezwał, ale wszyscy patrzyli na nauczycielkę-Rozumiem, że nie macie pytań-dodała, a wtedy odezwała się jakaś  dziewczyna.-Tak?

-Jak to orchidee są odzwierciedleniem dusz?

-Kiedy dostajecie nasiono orchidei łączy się ono z waszą duszą dlatego każda ma inny kolor-wytłumaczyła-One są jak wasza dusza czyli jeśli moja jest żółta oznacza również, że wokół mojej duszy unosi się aura tego samego koloru.-dodała.

-Jeśli się nie mylę to żółty to kolor radości, zabawy, optymizmu i śmiechu-wymieniła Diana.

-Dokładnie-nauczycielka klasnęła w ręce-Wszystkiego co związane ze szczęściem-dodała i uśmiechnęła się radośnie do szatynki.

Diana nagle się zamyśliła i szukała w myślach czego kolorem jest niebieski....czystość, nieskończoność, kreatywność, zaufanie, pokój, niezawodność i......błękitną krew. Nie przecież to niemożliwe.....

Rozmyślania dziewczyny przerwał dzwonek. Jak mogła wcześniej nie zrozumieć, że chodzi o kolory. Westchnęła i spakowała się. Wyszła z klasy i od razu poszła do szatni. To ostania lekcja.... koniec szkoły.  Wyciągnęła z szafki wszystkie swoje rzeczy i ją zamknęła. W sekretariacie oddała klucz i wyszła. Ostatni raz zerknęła na budynek. Będzie jej brakować tego miejsca. w końcu spędziła tu wiele wspaniałych dni i poznała świetnych nauczycieli.

-Wreszcie koniec!-podskoczyła przestraszona i spojrzała na przyjaciółkę.

-Nie strasz-poprosiła i złapała się za serce. Mia parsknęła śmiechem.

-Chodź, a nie narzekasz!-krzyknęła i pchnęła szatynkę w stronę bramy. Diana po chwili zaczęła uciekać, a Mia za nią biec. Dziewczyny śmiały się wniebogłosy. Nawet nie zauważyły, gdy przebiegły obok swoich domu i znalazły się w środku lasu.

-Cholera-warknęła pod nosem Diana i zatrzymała się przez co Mia wpadła na jej plecy i obie wylądowały na ziemi.

-Przepraszam-powiedziała i wstała z szatynki, a potem pomogła jej.-Wiesz gdzie jesteśmy?-spytała.

-Nie-odparła Diana-Tutaj nigdy nie byłam-dodała i rozejrzała się.

-Może lepiej wróćmy tą samą drogą-mruknęła Mia, a po chwili usłyszały szelest w krzakach. Diana spojrzała przerażona na rudowłosą.

-Chyba masz racje-powiedziała i jak jeden mąż odwróciły się i ruszyły biegiem. Wybiegły z lasu i zatrzymały się. Diana oparła ręce na kolanach i próbowała uspokoić oddech. Okropnie bolały ją płuca. Usiadła na ziemi i zaczęła kaszleć. Mia również próbowała wyrównać oddech. Obie były strasznie zmachane. Po chwili im się udało. Rudowłosa wyciągnęła rękę do szatynki i pomogła jej wstać. Diana otrzepała spodnie i spojrzała na zegarek, który zawsze nosiła na ręku, był biały i praktycznie pasował do wszystkiego. Po chwili jednak spojrzała przed siebie i zamarła.

-Mia-zwróciła uwagę rudowłosej, która spojrzała przed siebie i jej reakcja była taka sama jak Diany.

-Di-zaczęła przerażona-Gdzie my jesteśmy?-spytała. To zdecydowanie nie było znane im miejsce.

-To strefa bogaczy-Diana wskazała na piękne wille.

-To sama zauważyłam-odparła-Ale którędy do domu?

-Nie wiem-powiedziała i ruszyła przed siebie. Mia poszła za nią. Dziewczyny skręciły w prawo i stanęły w miejscu. Przed nimi stał zamek. Piękny, ogromy, biały zamek ze złotymi elementami i ogromnym murem.-Ale na pewno nie tędy-zawróciła.

-Co wy tu robicie?-zatrzymał je znajomy głos. Od razu się odwróciły. Przed nimi stał niebieskooki blondyn, ulubieniec Mii.

-Nie twój interes bucu-powiedziała Mia.

-No nie mój wiewióreczko, ale chciałem wam pomóc, bo wyglądacie na zagubione-doprał. Diana spojrzała na Mię.

-Poradzimy sobie same-odparła i złapała Dianę za nadgarstek. Zaczęła ją ciągnąć na drugą stronę ulicy, ale nie rozejrzała się i nie widziała samochodu, który się do nich zbliżał.

-Mia, stój!-krzyknęła Diana i wyrwała nadgarstek. 

-Hej!-krzykną Abraham, złapał Mię w talii i przyciągnął ją do siebie. Zaraz ktoś zrobił to samo z Dianą. Samochód przejechał tuż przed nosami dziewczyn. Szatynka się spięła. Śmierć jeszcze nigdy nie przejechała jej tuż przed nosem. Cofnęła się przez co wcisnęła się w umięśniony tors osoby za nią. Obie zostały ściągnięte z ulicy.

-Coś ty sobie myślała!-warknął na Mię Abraham-Nie naraziłaś tylko siebie, ale również swoją przyjaciółkę!-Rudowłosa spuściła głowę i załkała. Diana jeszcze nigdy nie widziała swojej przyjaciółki w takim stanie. Niebieskooki westchnął ciężko i przytulił do siebie płaczącą dziewczynę.

Szatynka w końcu odwróciła się przodem do osoby,  która uratowała jej życie. Zdziwiła się, gdy zobaczyła księcia. Przełknęła ślinę, gdy ich spojrzenia się spotkały.

-Co tu robicie?-zapytał ją ciemnowłosy.

-Zabłądziłyśmy w lesie-wyznała jasnowłosa i zerknęła na nadal płaczącą i przytulaną przez Abrahama dziewczynę.

-Odwieziemy was-powiedział, a gdy machnął ręką obok nich zatrzymał się samochód. Diana spojrzała na niego nie pewnie, a książę otworzył jej drzwi. Wsiadła, a za nią zielonooki. Po chwili również brązowowłosy i ruda. Dziewczyna już się uspokoiła.

-Przepraszam Di-szatynka przeniosła na nią spojrzenie.

-Jest okej-odparła krótko i zaczęła patrzeć za okno.

Krótka informacja, a mianowicie mam konto na samequizy! Nazwa taka jak na wattpadzie czyli LilyEnJoy. Jest tam pierwszy rozdział "Kwiatu Orchidei" i pojawi się jeszcze quiz odnośnie kwiatów, no i jest nowa książka, która jest tylko na quizach. No i to by było na tyle.
Do następnego!
LilyEnJoy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top