03
Diana szybko dogoniła zdenerwowaną rudowłosą.
-Co tym razem ci zrobił?-zatrzymała dziewczynę.
-On ma w sobie coś takiego, że jego obecność już zaczyna mnie irytować-powiedziała-Jest wnerwiający, a ten jego cholerny uśmieszek-przerwała na chwilę-Marzę, aby zetrzeć mu go z twarzy-dodała. Diana znowu na chwilę odpłynęła, więc Mia pomachała jej ręką przed twarzą. Szatynka podskoczyła w miejscu i spojrzała na przyjaciółkę.
-Już za cztery dni ceremonia-powiedziała-O matulu-przejechała ręką po twarzy-To będą najdłuższe cztery dni mojego życia-spojrzała załamana na przyjaciółkę.
-Nie marudź-przerwała jej-To, być może, nasze ostatnie dni wolności. Czas się zabawić-podskoczyła podekscytowana w miejscu.
-Mia błagam nie-pomysły rudowłosej często źle się kończyły.
-Nie daj się prosić Di-próbowała, jednak szatynka pozostawał nieugięta, a od dalszych błagań rudowłosej ochronił ją dzwonek. Odetchnęła z ulgą i odbiegła na lekcje plastyki zostawiając dziewczynę samą sobie.
Diana wpadła do klasy i zajęła swoje miejsce. Wyciągnęła szkicownik i ołówki, a w teu samej chwili do sali weszła nauczycielka.
-Witam kochani-przywitała się jak zwykle.-Dzisiaj mam dla was temat "Królestwo"-po sali rozniósł się jęk niezadowolenia-Możecie tu namalować wszystko. Od zamku po rodzinę królewską, od miasta po jakieś zwierze, które tutaj żyję, bądź nawet należy do rodziny królewskiej.-Diana od razu pomyślała o pięknym karym rumaku księcia. Marzyła aby choć na chwilę dotknąć tego wspaniałego wierzchowca.-No dobrze, zaczynamy-Dziewczyna zaplanowała co narysuje i zaczęła szkicować. Precyzyjnie jeździła ołówkiem po kartce. Chciała aby każdy, nawet najmniejszy, element był dopracowany w 100%. Skończyła i spojrzała na szkic. Od razu się skrzywiła.
-Piękny Diano-pochwaliła ją nauczycielka. Może i był piękny, ale nie dla Diany, dla niej liczyło się aby obraz nie tylko pokazywał stworzenie, ale również budził uczucia w ludziach. Nie tylko podziwu. Chciała również ukazać piękno koni.
Uderzyła się pięścią w czoło i wpatrywała w rysunek jakby chciała go spalić. Musiała coś poprawić, coś było nie tak, ale nie miała pojęcia co.
Obserwowała go jakby przez jedną chwilę jej nieuwagi, mały sekret rysunku miał się schować na wieki.
W końcu dała sobie spokój. Jeśli jest tu jakiś sekret to odkryje go w czasie malowania. Wyjęła kredki i zaczęła.
Tak jak myślała. Ujrzał sekret obrazka i to co jej nie pasowało. Konia księcia dało się rozpoznać po bardzo ważnym znaku. Na pyszczku miał białe znamię przypominające trochę gwiazdę i tego jej zabrakło. Niby mały szczegół, a tak wiele zmieniał. Szybko odwzorowała kształt, jak najlepiej umiała i dokończyła kolorowanie. Szybko zamknęła szkicownik, aby nikt nie mógł zobaczyć jej pracy i liczyła sekundy do dzwonka. Kiedy zadzwonił wrzuciła wszystko do torby i opuściła klasę. Od razu pobiegła do szatni. Ostatni tydzień równał się z małą ilością lekcji. Ubrała buty, a kurtkę zawiązała w pasie i wybiegła ze szkoły.
Oparłam się o mur otaczający budynek i czekała na rudowłosą wiewiórę. Wpatrywała się w błękitne niebo i rozmyślała o wszystkim i o niczym. O tym jak nie może się doczekać ceremonii i o tym jak bardzo się jej boi. W sumie od tego zależy jej przeszłość. Nie miała pojęcia kogo wybrała jej orchidea, gdy tylko nasionko trafiło do jej rąk. Czy to będzie ktoś dobry, czy zły.
-Haloo!-podskoczyła w miejscu-Ziemia do jeża-dodała rudowłosa-Wreszcie-westchnęła-Gadam do ciebie od pięciu minut, a ty nic-powiedziała z pretensją.
-Przepraszam-Szatynka poprawiła okulary-Znowu odpłynęłam....
-Nie dało się nie zauważyć-parsknęła ironicznie.
-I jak tam sprawy z twoim kochanym Abrahamem?-Diana zmieniła temat.
-Nie widziałam go-powiedziała szczęśliwa.-I księcia również, czyli musieli już odjechać, ale chodź szybko w razie jakbym się myliła-Złapała Dianę za nadgarstek i pociągnęła w stronę drogi. W końcu szatynka wyrwała rękę rudowłosej i rozmasowała obolały staw.
Znowu zajęły się rozmową i nawet nie zauważyły, gdy dotarły na miejsce.
-To do zobaczenia Diana-powiedziała jak zwykle.
-Cześć Mia-odparła i weszła na podwórko, a potem do domu. Zamknęła drzwi, a w korytarzu od razu przywitał ją Devil.-Cześć szkrabie-wzięła go na ręce i dała mu buziaka, a potem maluch znowu wylądował na podłodze. Diana odwiesiła kurtkę i schowała buty.
-Cześć wszystkim!-przywitała się i pobiegła na górę nie czekając na odpowiedź. Rzuciła torbę w róg pokoju, a sama skoczyła na łóżko i przytuliła twarz do poduszki. Po paru minutach jednak przewróciła się z powrotem na plecy i spojrzała na kwiat. -Kogo mi wybrałaś?-spytała orchidei jednak nie liczyła na odpowiedź. Wiedziała, że nie jest to możliwe, ale bardzo chciała wiedzieć kto jest dla niej stworzony, a może dla kogo ona jest stworzona? Sama nie wiedziała na co było prawdziwe. Od rodziców dowiedziała się jedynie, że osoby sobie przeznaczone, w połowie są swoimi przeciwieństwami. Nie wiele jej to pomogło, ale zawsze coś.
Westchnęła ciężko. Tak bardzo chciała już wiedzieć kto jest jej przeznaczony....
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top