01

Kiedy dziewczyna skończyła grać i śpiewać usłyszała krzyk rodzicielki, która zwoływała wszystkich na wspólny posiłek. Dziewczyna odłożyła gitarę i zeszła na dół. Przy stole siedzieli już jej ojciec i brat.

-Diano idź proszę umyj ręce-rozkazała mama dziewczyny, a ta w odpowiedzi pokiwała głową i poszła wykonać rozkaz. Kiedy wróciła wszyscy oprócz niej zajadali się kurczakiem, specjalnością jej mamy, oraz młodymi ziemniaczkami. Dziewczyna usiadła na swoim miejscu i od razu nałożyła sobie to co zostało, a było tego naprawdę niewiele. Jedzenie znikało z prędkością światła. Po chwili poczuła jak coś skacze na jej nogę i zaczyna ją podgryzać domagając się jedzenia. Diana zabrała z talerza kawałek skórki od kurczaka i podała ją Devil'owi pod stołem. Od razu poczuła jak szczeniak zlizuje z jej palców resztki marynaty oraz przypraw.

-Nie dokarmiaj psa pod stołem-dziewczyna podskoczyła na krześle i spojrzała na swoją rodzicielkę-Wystarczy już, że ojciec to robi jak myśli, że tego nie widzę-kobieta spojrzała karcąco na swoją córkę, która spuściła głowę.-No już wracaj do jedzenia-dodała. Diana woląc bardzie nie narażać się swojej mamie dokończyła obiad i wróciła ze szczeniakiem na górę. Po drodze umyła ręce.

Usiadła przy swoim biurko i rozejrzała się po swoim pokoju. Był niebieski. Tylko ściana za jej łóżkiem była w tapecie w białą cegłę. Na ścianach było dużo zdjęć i obrazów. Na przeciwko łóżka stało białe biurko, a nad nim wisiała półka z książkami, natomiast obok stały dwie szafy. Po środku pokoju leżał szary puchaty dywan. Po obu stronach łóżka były etażerki. Na jednej stała lampka, a na drugiej budzik. Przy grzejniku leżało legowisko Devila i wreszcie na parapecie stała przepiękna błękitna orchidea. Diana podeszła i ostrożnie dotknęła kwiatu. Była przepiękna. Uśmiechnęła się delikatnie i złapała torbę z książkami. Musiała napisać wypracowanie dotyczące legend Areosu. Wybrała oczywiście tragiczną miłości kochanków. Ze szczegółami opisała uczucia, które-według niej-czuli. Nie wiedziała czy dużo osób również wybierze te legendę, ale tylko ta chodziła jej po głowie.

Kiedy skończyła zaczęło się już ściemniać. Zerknęła na śpiącego na swoim posłaniu szkraba i podniosła kąciki ust do góry.

Podniosła się z fotela, który cicho zaskrzypiał i poszła do łazienki zabierając pod drodze koszulę nocną. Wzięła prysznic i umyła zęby. Wyszła i położyła się w ogromnym łóżku. Niby wpatrywała się w sufit, jednak myślami była daleko od niego. Wyobrażała sobie jak ludzie żyli przed wojną. Czy dobrze im się wiodło? Jakie wtedy były państwa. O tym już nikt nie rozmawia, w końcu minęło 200 lat. Nie ma już kto wspominać tych czasów. Uśmiechnęła się pod nosem wspominając słowa swojego ukochanego dziadka.

"-A za moich czasów to...."-zawsze zaczynał tak najlepsze historię, których Diana mogła wysłuchiwać całymi dniami i które tak kochała. Do dziś pamięta każdą z nich ze szczegółami, a nawet ma je pozapisywane w starych zeszytach. Po śmierci dziadka obiecała sobie, że będzie je opowiadać swoim dzieciom na dobranoc. 

Zanim szatynka położyła się spać dotknęła łapacza snów, który był ostatnim prezentem od dziadka i bardzo skutecznym. Każdy jej, nawet najgorszy koszmar, kończył się szczęśliwie, ale miewała je bardzo rzadko.

Obudziła się, jak zawsze, w środku nocy o tej samej porze. Wstała z łóżka i wzięła cieplejszą kurtkę, a na nogi założyła zimowe skarpety i kozaki. Wyszła z pokoju przez okno i zeszła na dół kratą porośniętą różami. Przeszła przez ogrodzenie i ruszyła w stronę lasu. Dopiero w nim odetchnęła pełną piersią wdychając zapach drzew i mchu. Uśmiechnęła się szeroko, a potem usiadła na kamieniu i patrzyła w niemo nucąc sobie jakąś melodię. Po trzydziestu minutach spędzonych w lesie wróciła do domu. Weszła po kracie starając się nie uszkodzić żadnych kwiatów, a potem zamknęła okno. Zdjęła kurtkę, buty i skarpety, i wróciła do ciepłego łóżeczka. Kiedy tylko się położyła kichnęła cicho. Westchnęła i potarła nos, a potem odpłynęła do krainy snów. Tym razem śniła jej się ceremonia. Nie miała pojęcia czy przez to, że o niej myśli czy przez to, że nieubłaganie się zbliża. Nie chciała się również domyślać.

Ze snu wyrwał ją budzik. Dziewczyna wyłączyła go, a później ziewnęła i przetarła sklejone oczy. Usiadła na brzegu łóżka, założyła okulary i spojrzała na zegarek, który wskazywał 7:00. Z głośnym westchnięciem opuściła ciepłe łóżko i podeszła z żalem do szafy. Diana kochała spać i mogłaby robić to całe dnie, ale w tych ostatnich czterech dniach szkoły musiała się choć trochę pomęczyć. Ubrała się w szare jeansy, białą koszulkę i czarną koszulę. Włosy uczesała. Zeszła na dół, gdzie przy stole siedział jej starszy brat zjadając się tostami.

-Cześć-powiedziała i usiadła obok chłopaka.

-Cześć-odparł Artur i poczochrał ją po włosach. Diana pacnęła go w rękę i wzięła się za jedzenie w akompaniamencie jego śmiechu. Nigdy nie potrafiła zrozumieć z czego on tak właściwie cały czas rechocze. Szybko skończyła śniadanie i pobiegła do swojego pokoju aby się spakować. Kiedy skończyła podała orchideę i nakarmiła psa. Zeszła na dół i założyła kurtkę oraz buty, a potem wyszła z domu i dołączyła do Mii. Przywitała się z rudowłosą i razem ruszyły do szkoły. Razem weszły do budynku i od razu poszły w kierunku szatni. Przebrały się, a potem były zmuszone się pożegnać, ponieważ Diana chodzi na kierunek historyczno-artystyczny, a Mia aktorsko-humanistyczny, więc spotykają się tylko na przerwach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top