Zapowiedź wpierdolu

Transport Emila okazał się bardzo trudny. Obaj dyszeli już na parterze, ale żaden nie zamierzał odpuścić. Stawką było bezpieczeństwo chłopaka. Leon nie miał pojęcia, co się dzieje, ale rozumiał, że Lukas wie, o co chodzi, i co należy robić. Dlatego ślepo wykonywał wszystkie polecenia; biegł szybciej, gdy tak mu przykazano, chociaż mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa; chował się we wnękach i za kotarami, kiedy na korytarzach pojawiali się uczniowie spieszący do swoich kwater; co chwilę poprawiał chwyt i zaciskał drżące ramiona wokół bioder chłopaka, który wciąż próbował się wykręcić.

Gdy w końcu dotarli na siódme piętro, spoceni i wycieńczeni, Lukas oparł się o ścianę koło drzwi z magiczną kołatką, wysyczał parę strasznie brzmiących słów i odskoczył, kiedy te się otworzyły.

Pokój wspólny był pusty; większość Krukonów spędzała wieczór w strefie rozrywki. Bez problemu donieśli Emila do jego pokoju, gdzie położyli go na łóżku.

- Przytrzymaj go, puszczam – polecił Lukas, patrząc Leonowi w oczy, by upewnić się, że chłopak zrozumiał. Ten krótko skinął głową i z nieczystym sumieniem usiadł na biodrach Emila, opierając ciężar ciała na rękach opieranych o barki chłopaka. Pilnował tylko, żeby usta i nos Krukona miały dostęp do powietrza.

Lukas ukucnął przy wielkim kurze stojącym w nogach łóżka i zaczął wyrzucał jego zawartość na podłogę. W końcu coś zabrzęczało, coś huknęło i chłopak wrócił do brata z naręczem łańcuchów.

- Przewróć na plecy i trzymaj dalej. Rozwiąż mu ręce – nakazał. Poczekał, aż Leon wyswobodzi dłonie blondyna. Zaraz złapał go za nadgarstki i, pomagając sobie kolanem, przekręcił drobne ciało na plecy. Z braku lepszego pomysłu położył się na nim.

Lukas spojrzał ostrzegawczo na Puchona, ale nie oponował. To tylko braterska troska, nie zdrowy rozsądek. Tak trudna sytuacja wymagała radykalnych środków.

Sprawnie zdjął Emilowi buty i nałożył na jego kostkę skórzaną obręcz wyścieloną miękką tkaniną. Zamknął ją ciasno, przyczepił łańcuch do odpowiedniego oczka, po czym dociągnął go do kolumienki łóżka i tam przymocował. To samo zrobił z drugą nogą brata, a następnie z jego nadgarstkami. Wtedy Leon zszedł z chłopaka i razem z Lukasem przypiął do ramy łóżka dwa pasy, jeden na piersi i jeden na biodrach Emila. Dzięki temu chłopak nie mógł unosić ciała.

- Popraw krawat – rzucił Lukas. Sam sięgnął po ostatni przedmiot, coś w rodzaju kołnierza, którym unieruchomił szyję brata. Raz jeszcze przeszedł się dookoła łóżka i sprawdził, czy wszystko jest na swoim miejscu.

Potem westchnął ciężko, ale i z ulgą. Wyjął końcówkę szalika z ust Emila, złapał Leona za łokieć i wytargał na zewnątrz. Dość brutalnie.

Zatrzymał się na chwilę przed drzwiami. Za pomocą różdżki rzucił kilka zaklęć, w tym czar wyciszający, aby w pokoju wspólnym nie było słychać wrzasków chłopaka.

Wyszli z Wieży. Bez zbędnej delikatności Lukas zaprowadził Leona do najbliższej męskiej łazienki, gdzie bezceremonialnie rzucił nim na podłogę.

Miał zaskakująco dużo siły jak na tak delikatne ciało.

- Masz minutę, żeby przekonać mnie o swojej niewinności, albo urwę ci jaja i wepchnę je do gardła – warknął.

Po tym, co Leon zobaczył w ciemnej uliczce Hogsmeade, nie umiał przestraszyć się Ślizgona bardziej niż „trochę".

Wstał z podłogi, trzymając się zimnych kafelek. Otarł krew z ust, gdyż podczas upadku ugryzł się w wargę.

- Rozmawialiśmy, a potem stało się... to – wydyszał, patrząc Lukasowi w oczy. Nie chciał się kłócić, ale też nie zamierzał dać sobą pomiatać.

Chyba nie najlepiej zaczął.

- Nic mu nie zrobiłem. Nie dotknąłem go, nie zaczarowałem – mówił dalej. – W pewnym momencie upadł i zaczął wymiotować, a potem uciekł. Złapałem go po dobrym kilometrze, związałem i tu przyniosłem.

Lukas groźnie zmrużył oczy.

- Skąd go przyniosłeś? – zapytał napastliwie. – Skąd do kurwy nędzy wytrzasnąłeś kilometr w Hogwarcie.

Leon rozchylił usta, by odpowiedzieć, i zrozumiał swoją pomyłkę.

Nawet bez epizodu z dziwnym atakiem Lukas złoiłby mu skórę za wyprowadzenie brata poza teren Hogwartu i... i jeszcze alkohol...

Odetchnął ciężko, co po braku oddechu przez dziesięć minut wspinaczki było dość bolesnym doświadczeniem.

- Zabrałem go na kolację do Hogsmeade – powiedział cicho, ale nie pokornie. Zrobił to w dobrej intencji. Po prostu nie pomyślał, że Lukas będzie zły.

A był. Zbliżył się na krok, uniósł pięść, ale w porę się opanował.

Policzył do dziesięciu.

- Zrób to jeszcze raz, a cię zabiję – wycedził przez zęby.

To już niestety była kwestia honoru.

- Nie zrobiłem nic wbrew jego woli – powiedział Leon. – Chciał ze mną pójść.

- Nie obchodzi mnie to – warknął Lukas. W tym momencie kłamał, bo zazwyczaj szanował decyzje brata, ale w gniewie ubzdurał sobie, że Emilowi krzywda stała się przez to, że Leon zabrał go z zamku.

Nieważne, że i bez wycieczki chłopak wpadłby w histerię. Jak każdej pełni od ponad roku.

- Nie lubię cię i nie podoba mi się, ze kręcisz się wokół mojego brata – kontynuował Lukas. Zmrużył oczy. – Wtykasz nosa tam, gdzie nie powinieneś. Wyłącznie z racji uczuć Emila nie rzucę na ciebie zaklęcia zapomnienia, ale nie znaczy to, że możesz wypytywać go o dzisiejszy wieczór. Jeśli się dowiem, że choćby poruszyłeś temat, stracisz wspomnienia nie tylko z dzisiaj, ale z ostatnich szesnastu lat. – Spojrzał na niego tak, jakby zamierzał odgryźć mu głowę.

To nie tak, że był przeciwny wszelkim znajomościom brata. Wręcz przeciwnie, cieszył się, że Emil nie był samotny. Ale ta relacja była inna niż poprzednie. Przebrzydły Puchon za dużo wiedział i był przy zbyt wielu atakach.

Lukas niestety wiedział, że prędzej czy później chłopak połączy fakty i spierniczy.

A to złamałoby serce jego braciszka.

Dlatego zamierzał dopilnować, by Leon nie dowiedział się już niczego więcej. To było po prostu zbyt niebezpieczne.

- Nie mogę zabronić mu się z tobą kontaktować i nie zamierzam nawet próbować – ciągnął, już nieco wolniej, ale przez to jeszcze groźniej. – Słuchaj mnie uważnie i przyjmij to do serca. Jeżeli wejdziesz do jego pokoju przed świtem, skrzywdzisz go. Jeśli spróbujesz z nim porozmawiać, jedynie pogorszysz jego stan. Dlatego, jeśli choć trochę ci na nim zależy, wróć do swojego dormitorium i daj mu się uspokoić. Jutro też jest dzień.

Leon zacisnął wargi, lecz pokiwał głową. Bardzo niechętnie, ale jednak. Za nic w świecie nie chciał zrobić Emilowi krzywdy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top