Uroczy

Kiedy wyszli na zewnątrz, dął wyjątkowo zimny wiatr. Emil zadrżał i ciasno owinął się płaszczem.

- Przed nami kawałek drogi – mruknął Leon, zapinając kurtkę. – W okolicy jest sporo klubów, ale uwierz, że nie chciałbyś znaleźć się w żadnym z nich.

Zerknął na Emila i cmoknął, niezadowolony.

- Jak ty się ubrałeś – westchnął.

- Powiedziałeś, że ładnie – przypomniał Krukon, rumieniąc się. Tym razem częściowo przez zimno.

- Ale nie na taką pogodę – stwierdził Leon. Zdjął z szyi szalik Hufflepuffu i wyciągnął go w stronę Emila.

Który zaraz odskoczył.

- Będzie ci zimno – zaprotestował.

- Mam kołnierz – wskazał Leon, robiąc krok w stronę Krukona. – No dawaj, nie kręć się tak. Pozwól sobie pomóc.

Emil spojrzał na niego koso, ale spasował, widząc te szczere brązowe oczy. Podszedł do Leona i wyciągnął rękę, ale chłopak poderwał szalik w górę, poza zasięg zmarzniętej dłoni.

- Stój spokojnie – mruknął.

Emil zmarszczył nos, niezadowolony.

Leon wyszczerzył zęby i owinął miękki szalik wokół szyi Krukona.

- Teraz wyglądasz i dobrze, i właściwie, jeśli chodzi o pogodę – pochwalił go.

- To nie są moje barwy – przypomniał Emil, ale chętnie wcisnął nos w miękką wełnę.

- Dziś mogą być twoje – stwierdził Leon. – Pasują do ciebie.

- Nie – bąknął Emil.

Leon wywrócił oczami.

- Chodź już – westchnął po prostu.

Ruszyli w stronę głównej ulicy, lecz tylko po to, by prześliznąć się w następną boczną alejkę. Ta prowadziła prosto na zachód, z dala od Hogwartu.

Jeszcze nie wybiła osiemnasta, a ulica już była pusta. Mieszkańcy Hogsmeade pochowali się w domach. Kilka postaci krążyło w każdym sklepie, ale podczas piętnastominutowej drogi chłopcy minęli może pięć osób.

I dobrze. Szalik w żółto-czarne pasy był aż nazbyt charakterystyczny.

Obaj odetchnęli z ulgą, kiedy weszli do klubu. Był zupełnie różny od wschodniej restauracyjki. Tu panował tłok, było bardziej ciemno niż jasno, po pomieszczeniu wirowały różowe i niebieskie światła. Na prawo od drzwi znajdował się bar, za nim wysoka latynoska w obcisłej czarnej bluzeczce.

- Oho, widzę dwie Gryfonki – mruknął Leon, pochylając się do ucha Emila, żeby nie musieć przekrzykiwać muzyki. – Pewnie jeszcze trochę uczniów się tu zejdzie, w końcu sobotni wieczór. Ale spokojnie, nikt się nie dowie. Gdyby ktoś chciał donieść, musiałby przyznać, że sam się wymknął.

Podeszli do baru.

- Panowie oczywiście z siódmej klasy, tak? – zapytała barmanka, sugestywnie unosząc brew. – Nie muszę sprawdzać dowodzików.

- Siódma klasa, oczywiście – odparł Leon, mrugając do niej zalotnie. – Mogę pokazać ci parę owutemowych sztuczek.

Kobieta wywróciła oczami.

- Proponujesz to za każdym razem – zauważyła.

- Nie musiałbym, gdybyś co tydzień nie pytała mnie o wiek. – Oparł się łokciami o wysoki blat. – Proszę smoczą walijską bez lodu i... Emil, co chcesz? – zapytał, odwracając się do Krukona.

Chłopak bezradnie rozłożył ręce.

- I coś delikatnego dla kolegi – dokończył Leon. Położył na blacie parę brązowych monet i po raz kolejny mrugnął do latynoski.

Emil wbrew sobie musiał przyznać, że bardzo nie podoba mu się to mruganie.

Nie to skierowane do kogoś innego niż on.

Kobieta odwróciła się tyłem do nich, kilka razy machnęła różdżką i w zadziwiająco szybkim tempie skomponowała dwa drinki, które podała w wysokich szklankach ze słomkami i papierowymi parasolkami.

- Tylko grzecznie mi tutaj – rzuciła i mrugnęła do Leona.

- Jak zawsze – zaśmiał się Puchon.

Spojrzał na Emila i kiwnął brwią w stronę głębi sali.

- Znajdziemy dla siebie jakiś kącik? – zaproponował.

Tak jak w restauracji, i tutaj znajdowało się sporo wnęk i bocznych pomieszczeń. Leon znalazł pustą niszę na uboczu, z dala od powszechnego hałasu. Było tu ciemno, różowo-niebiesko, słychać było muzykę, ale nie tak głośno jak w centrum sali.

- I jak pierwsze wrażenie? – zagaił Leon, zdejmując kurtkę. Położył ją pod ścianą, na oparciu kanapy.

- Całkiem przyjemnie – stwierdził Emil, próbując wyplątać się z szalika, który Leon zawiązał w jakiś dziwny azjatycki sposób. – Tak... ugh. Lekko.

Wreszcie pozbył się zbędnego odzienia, zostając w białej bluzie. Dorzucił płaszcz i szal do rzeczy Leona.

- Lekko?

- No... swobodnie. Atmosfera zachęca do zabawy.

Puchon uśmiechnął się półgębkiem.

- Będziesz tańczyć? – zainteresował się.

Emil za to się zaróżowił.

Na szczęście w obecnym świetle nie było tego widać.

- Nie, głupi... - mruknął, poprawiając kaptur na plecach. Leon miał na sobie bordową koszulę. Właśnie zajmował się podwijaniem rękawów do łokci.

- Ja czasami tańczę – przyznał. – Ale tylko wtedy, gdy dużo wypiję. A właśnie. – Uśmiechnął się szeroko. Przesunął po stole jedną ze szklanek w stronę Emila. – Na zdrowie. Byle powoli.

Chłopak nerwowo oblizał wargi i wpił wzrok w szklankę. Nigdy nie tknął alkoholu, ale nieraz miał z nim do czynienia. Widział, jak dziwnie zachowywali się ludzie pod wpływem procentów i nie był pewien, jak on sam zareaguje.

- Jeśli coś mi się po tym stanie... - zaczął niepewnie.

- To twój brat wyrwie mi palce, wiem – przerwał mu rozbawiony Leon.

Emil spojrzał na niego z wyrzutem.

- Chciałem powiedzieć, że masz mnie ogarnąć i zadbać, bym był grzeczny – skorygował.

- Ogarnę i zadbam – obiecał Leon, unosząc swoją szklankę do toastu.

Krukon westchnął, lecz posłusznie stuknął swoim naczyniem o drink Puchona i bez dłuższego namysłu upił dwa długie łyki.

Skrzywił się, ale to ze względu na niską temperaturę napoju.

- Całkiem smaczne – przyznał. – Słodkie. To na pewno alkohol?

Ku jego zdziwieniu Leon się nie zaśmiał. Złapał szklankę Krukona i upił mały łyk.

Dopiero wtedy się uśmiechnął.

- Tak, to alkohol. Drink z dwustukrotek. Sprawdziłem, bo Roxana już kiedyś próbowała mi wcisnąć soczki bez procentów.

- Domyślam się, że niezbyt ci po nich szumiało.

- Po nich nie, ale po wódce skitranej w plecaku już tak – zaśmiał się Leon. Przysunął się do Emila, uśmiechnął i uniósł szklankę. – Pij powoli, z przerwami po parę minut. Alkohol działa dopiero po jakimś czasie – pouczył go.

- Nie chcę się upić, będę grzeczny – mruknął Emil. To nie tak, że nie podobała mu się bliskość Leona.

Właśnie bardzo mu się podobała.

I jeszcze ta atmosfera, ciemność, muzyka...

Aż za bardzo mu się to podobało.

I chciał, żeby Leon był jeszcze bliżej...

Zanim zdążył pomyśleć, pokonał ostatnie dzielące ich centymetry.

Wtedy Puchon spojrzał na niego jakoś tak dziwnie. Tak miło i ciepło, tak... tak, jakby naprawdę się cieszył.

Emil spąsowiał. By ukryć emocje, wziął szklankę ze stołu i napił się jeszcze trochę.

Tak, że opróżnił naczynie do połowy.

- No, no, panu na razie wystarczy – mlasnął Leon, zabierając mu drinka. Postawił go po swojej stronie stołu. – Nie chcę cię potem zbierać z podłogi.

- Tu mi wygodnie, nie chcę na podłogę – westchnął Emil, opierając potylicę o ścianę. Już troszkę wirowało mu w głowie.

To było bardzo nietypowe uczucie. Przestrzeń troszkę się zakręciła i stała się mniej rzeczywista.

Tak nagle. Jakby ktoś zmienił kanał w telewizorze.

- Hej, mały – mruknął Leon. – Wszystko gra?

Dopiero teraz Krukon zauważył, że ten tyka go w ramię.

Uśmiechnął się lekko i pokiwał głową.

- Już weszło – powiedział tylko. I wpatrzył się w kolorowe światła, które w taki zabawny sposób uciekały przed jego wzrokiem...

Leon zachichotał.

- Pijany Emil. Bezcenny widok – ocenił.

Krukon wywrócił oczami.

- Oj tam zaraz pijany. Po prostu troszkę podpity. Pamiętaj, że to mój pierwszy raz.

- Obawiam się, że zaraz będę biegał do baru po kolejne drinki – westchnął Leon, sięgając po swoją szklankę. Na jednym oddechu wypił całą zawartość. – Ach...

- Tobie też na razie wystarczy – stwierdził Emil.

- Jak sobie życzysz – odparł Puchon. Nie rzucał się, że chce jeszcze, nie targował, nie kłócił.

Po prostu się zgodził. Tak jak obiecał.

- Jesteś bardzo miły – westchnął Emil, przymykając powieki. Podobało mu się to śmieszne uczucie nierealności.

- Staram się – powiedział Leon. I zabrzmiało to tak szczerze, że Emil otworzył oczy i spojrzał na niego uważnie.

Miał niejasne wrażenie, że w tej krótkiej wymianie zdań chodzi o coś więcej.

- Cieszę się – stwierdził po prostu. Bo tak czuł.

Leon uśmiechnął się ciepło.

- Alkohol zaróżowił ci policzki – zauważył. – Zabawne, bo zazwyczaj robią to moje komentarze. O, tak jak teraz.

Emil odwrócił twarz, ale nie przestawał się uśmiechać.

- Uroczy – skomentował Puchon. I zrobił coś, na co miał ochotę od wyjścia z tunelu: znowu złapał chłopaka za rękę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top