To się źle skończy
Jakby co, naprawiłam poprzedni rozdział. Nie wiem, czym wattpad wysyła powiadomienia :/
Zbudził się przed świtem. Przez niewielkie okno nad biurkiem wpadały resztki księżycowego światła i początki brzasku.
W miękkim szarym półcieniu widział delikatne rysy przyjaciela... teraz rozluźnione we śnie.
Oblizał wargi. Był w jakimś takim dziwnym nastroju i nagle zapragnął przytulić się do Leona jeszcze mocniej, jeszcze bliżej...
I go pocałować.
I... i chyba nawet więcej.
Zawstydził się okropnie, gdy zrozumiał, o co chodzi. Odwrócił się plecami do chłopaka i zamknął oczy.
Powinien znowu zasnąć. To przecież nie takie trudne...
Po dwudziestu minutach stwierdził, że jednak nie da rady. Rozchylił powieki i uniósł się na łokciu, by wstać...
Omal nie wskoczył Leonowi pod koszulkę.
On tam był.
Tutaj, w sypialni.
Stał na dywanie koło biurka.
Drobnym ciałem Emila od razu zaczęło telepać. Serce przyspieszyło, na kark wystąpił zimny pot.
Leon jęknął, niezadowolony. Niechętnie otworzył oczy, by sprawdzić, co wyrwało go z tak słodkiego i oczywiście niewinnego snu...
- Sosiezieje...? – wymamrotał, odruchowo obejmując Emila w pasie.
Krukon nie odpowiedział. I właśnie dlatego Leon ostatecznie wrócił do jawy – przez niepokój.
- Emil? – mruknął. Delikatnie pogłaskał chłopaka po włosach i spróbował odczepić go od swojej koszulki, jednak na darmo się starał. – Coś się stało? Boli cię coś? – zapytał z lękiem.
- Zabierz go s-stąd – wyjąkał blondyn, nerwowo pocierając łydki o siebie. Zaciskał powieki tak mocno, że bolały go wszystkie ścięgna dookoła.
- Kogo? – dociekał Leon. Przestraszony nie na żarty, uniósł głowę i rozejrzał się po pokoju.
Byli sami.
- Emil, o co chodzi? – drążył.
- Po prostu go zabierz! – krzyknął Emil z paniką w głosie, z ustami tuż przy szyi Leona, z ciałem tak drżącym, że Puchon miał trudności z utrzymaniem go.
- Mały, nikogo tu nie ma – mruknął Leon. Na wszelki wypadek rozejrzał się raz jeszcze. – Jestem tylko ja...
- Przy oknie! – pisnął Emil, próbując dosłownie wcisnąć się w przyjaciela.
- Ale tam nie...
- On znowu mi to zrobi! Zabierz go, błagam!
W głosie Emila było coraz więcej strachu. Przerażenia tak żywego i gorącego, że chłopak omal nie pękał pod wpływem tych emocji.
Leon nie rozumiał, co się dzieje. Wiedział, że to jeden z tajemniczych ataków Emila, ale wcześniej chłopak nie reagował tak intensywnie – poza wiadomym epizodem w Hogsmeade. Był zagubiony i cholernie bolał go fakt, że nie wie, jak pomóc chłopakowi.
- Nie chcę, ja nie chcę, błagam, pomocy... - zaszlochał Emil. W jego uszach rozbrzmiał odgłos kroków. I znajomy trzask, który zazwyczaj następował tuż po nich.
Ostry, palący ból przeszył dolną część jego pleców. Wygiął się, sięgając ręką pod koszulkę i odruchowo łapiąc zranione miejsce.
Z punktu widzenia Leona to wcale nie było dziwne – to było po prostu przerażające. Patrzył na Emila, który miotał się po łóżku w widocznym cierpieniu i wiedział, że musi coś zrobić, i to szybko, albo też zaraz się rozpłacze.
- Spokojnie – wyszeptał po kilku sekundach intensywnego myślenia. Przygarnął chłopaka do piersi i czule objął. – Jestem tu tylko ja. Przy tobie, mały. Spokojnie...
Wtedy zaczęło się piekło. Emil rzucał się coraz agresywniej, chcą uciec, dobiec do drzwi, albo przynajmniej wyskoczyć przez okno. Leon stanowczo obejmował go ramionami...
Jęknął z bólu. Emil był tak zdesperowany, że ugryzł go w ramię. Mimo to chłopak trzymał go dalej, szepcząc słowa otuchy:
- No już, mały, ćśśś... Tu nikogo nie ma, możesz otworzyć oczy i sprawdzić. Tylko ty i ja...Proszę, śnieżynko, uspokój się, bo serce mi pęka, gdy patrzę, jak cierpisz...
Jego głos był miękki i szczery. Możliwe że to dzięki samemu brzmieniu Emil z każdą sekundą powoli się uspokajał.
Kiedy przestał się miotać i znów w przerażeniu przywarł do Leona, Puchon ostrożnie wsunął dłoń pod jego koszulkę.
- Skoncentruj się na mnie – wyszeptał. Przyszło mu do głowy, jak uspokoić Emila. Domyślał się, że potem tego pożałuje, ale chciał jak najszybciej pomóc chłopakowi się opanować.
Dlatego delikatnie pogładził go po plecach i pochylił się, by zanurzyć nos we włosach przyjaciela.
- Spokojnie, śnieżynko... - wymruczał, sunąc dłonią w górę. – To tylko ja...
Emil wzdrygnął się, ale nie przestał dygotać. Sapnął.
- Dlaczego to musi być takie trudne?... – westchnął Leon. Ostrożnie założył nogę za biodro chłopaka, tym samym przyciągając go jeszcze bliżej. – Nie sądziłem, że jedna relacja może wywołać w człowieku tyle strachu... ale warto, więc nie narzekam – zakończył kolejnym westchnieniem, nieco podwijając bluzkę Emila, kiedy jego dłoń dotarła do łopatek.
Chłopak zadrżał silnie.
- Nie bój się, nic ci nie zrobię – zachichotał Leon. Oczywiście był to śmiech bardzo wymuszony, ale potrzebny sytuacji. – Wycisz się, skup na mnie... - szepnął, zaciągając się zapachem przyjaciela - ...wtedy wszystko będzie dobrze...
Łagodnie przesunął palcami wzdłuż kręgosłupa Emila, od karku po same spodnie. Nosem odgarnął kosmyki włosów z jego ucha, by móc mówić bezpośrednio tam:
- Śnieżynko, proszę... Boli mnie to, że nie umiem ci pomóc... Pozwól mi to zmienić...
Emil minimalnie się rozluźnił. Oderwał palce od koszulki Leona i zarzucił mu ręce na szyję, by następnie przyciągnąć się bardzo, bardzo blisko.
Powoli wracał do siebie. Cały czas był pewien, że za jego plecami stoi znienawidzony mężczyzna z okropnym przedmiotem w dłoni, ale coraz rzadziej wracał do niego myślami. Nie umiał ignorować pieszczot Leona – to było po prostu niemożliwe.
Jego gesty były tak słodkie, czułe, delikatne... tak nienachalne, a jednak skupiały uwagę jak nic innego.
Leon westchnął cicho i – wciąż z ręką pod koszulką Emila – zaczął badać opuszkami palców jego kark. Bardzo ostrożnie, łagodnie... tak niewinnie, jak tylko się dało.
Blondyn znów zadrżał.
hasztag polsat
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top