Przekaz ponadprogowy

Hej-hej :3 Najpierw parę słów wyjaśnienia. Nie jestem w stanie publikować takiej ilości rozdziałów, jak na początku miesiąca, ponieważ chodzę teraz do szkoły i siłą rzeczy muszę skupić się na tych wszystkich pierdolonych sprawdzianach, prezentacjach, widzimisię nauczycieli i reszcie pierdolenia.

Jestem wzruszona Waszą troską <3


Emil od razu cofnął ręce i odturlał się na skraj łóżka. Patrzył na Leona z przerażeniem, bo wiedział, że wpadł.

Albo powie chłopakowi, że jest chory i ma halucynacje, albo pozwoli mu myśleć, że ma depresję i próbował się zabić.

Bo rany na rękach były naprawdę głębokie. Nie wyglądały jak zwykłe próby zwrócenia na siebie uwagi.

- Emil... - wykrztusił Leon. Nie mógł oderwać wzroku od przyjaciela, który przemienił się w osaczone zwierzę. – Błagam cię, nie mów, że to zrobiłeś...

Emil głośno zaczerpnął powietrza. Strach odebrał mu możliwość normalnego oddychania.

Leon wyciągnął rękę w stronę przyjaciela, ale nie spodziewał się, że ten desperacko cofnie się w tył i spadnie z łóżka.

- Nie zbliżaj się do mnie – wydyszał Emil, pospiesznie raczkując w stronę łazienki, jednak Leon był szybszy: zeskoczył na podłogę i złapał Krukona w połowie drogi do toalety.

Od razu mocno chwycił go w pasie i unieruchomił, co okazało się wcale nie być tak łatwe.

- Puść mnie – zakwilił Emil, miotając się i rzucając. Nie miał żadnego konkretnego planu, działał instynktownie. A instynkt podpowiadał mu, że powinien uciekać.

Leon z kolei był w czystym szoku. Działał mechanicznie, a w głowie miał tylko jedną myśl: jego śnieżynka zrobiła sobie krzywdę.

To nie świadczyło o nim dobrze jako o przyjacielu. Powinien był zauważyć, że z Emilem dzieje się coś złego i potrzebuje pomocy.

Ale... przecież wiedział, że chłopak ma problemy. Nie potrafił ich zidentyfikować i określić, ale miał świadomość ich istnienia.

Emil nie chciał rozmawiać na ten temat. Bronił się zaciekle przed choćby najdrobniejszymi wzmiankami, a Leon nie naciskał, bo nie chciał martwić przyjaciela swoją troską.

I tak właśnie się to skończyło.

Krwią.

- Uspokój się, proszę – wychrypiał Leon, mocniej zaciskając ramiona wokół talii Emila. – Porozmawiajmy... Ał!

Okropny ból rozprzestrzenił się na całe ciało Puchona, promieniując z krocza, w które – miał nadzieję, że przypadkiem – kopnął go Emil.

Leon zacisnął zęby i powieki. I mięśnie. Odruchowo chciał zwinąć się w kulkę, jednak wiedział, że gdyby to zrobił pozwoliłby Emilowi uciec.

Dlatego z ogromnym wysiłkiem powstrzymał instynkt.

A Emil dalej się szarpał. Robił to przez następne minuty, dopóki nie opadł z sił.

Wtedy się rozpłakał. A jego szloch był tak bolesny, mokry i przepełniony strachem, że serce Leona, które już wiele razy pękało, ponownie rozsypało się na kawałeczki.

- Tym razem ci nie odpuszczę – wyszeptał, wtulając policzek w rozczochrane włosy chłopaka. – Na razie nie musisz nic mówić. Ale masz mnie wysłuchać. – Odetchnął głęboko. Na sumieniu ciążyło mu wiele niewyjaśnionych spraw i nie wiedział, od której zacząć. No i obawiał się, że powie za dużo, przez co Emil go od siebie odsunie, a tym samym zrezygnuje z jego wsparcia. – Od dawna wiem, że coś się dzieje – zaczął powoli. – Nie wiem, co i dlaczego. Nie wiem również, jak ci w tym pomóc, ale klnę się na wszystko, co kocham, że bardzo tego pragnę. I zrobię to, niezależnie od tego, czy mnie nakierujesz, czy nie. – Zaciągnął się zapachem chłopaka. Nie pomagało to w skupieniu się, ale napełniło go otuchą. I pewnością, że musi walczyć, by już zawsze móc czuć tę słodką woń. – Boli mnie, że się ode mnie oddalasz, wiesz? – szepnął ciężko. – Ja naprawdę chcę pomóc. I chcę być blisko. Blisko ciebie, Emil. Wiem, że ty też tego chcesz. Widzę to w twoich oczach, ale widzę również, że z niezrozumiałego dla mnie powodu próbujesz z tym walczyć. – Westchnął ciężko. – Po prostu chcę być twoim przyjacielem. Kimś, na kim będziesz mógł się oprzeć w trudnej sytuacji. Kimś, kto następnym razem zapobiegnie takiej katastrofie... - Bardzo, bardzo delikatnie musnął palcem przedramię Emila. – Proszę, nie odpychaj mnie... Jeśli robię coś, co ci się nie podoba, powiedz mi. Ja się poprawię, obiecuję. Zrobię naprawdę wszystko, żeby być dla ciebie odpowiednim przyjacielem. Zmienię się, jeśli trzeba. – To akurat z trudem przeszło mu przez gardło. Zawsze wyznawał zasadę, że nie warto zmieniać się dla ludzi, którzy prędzej czy później odejdą, ale w przypadku Emila czuł inaczej. Czuł, że musi zrobić absolutnie wszystko, by uszczęśliwić chłopaka. – Rozumiem, że nie jestem idealny i popełniam błędy. Mogę też zrozumieć... że pragniesz mieć przy sobie kogoś lepszego – wyszeptał, przymykając powieki. – Wiem, że ciężko ze mną wytrzymać, że jestem irytujący i... no. Ufam, że nie muszę tego tłumaczyć, bo już zauważyłeś... i parę razy odpowiednio na to zareagowałeś – westchnął smutno. – Niemniej jednak... proszę cię, żebyś dał mi jeszcze szansę. Poprawię się. Zmienię. Mogę to zrobić, naprawdę, po prostu...

- Zamknij się – wychlipał Emil. Uniósł drżącą rękę i słabo uderzył Leona w pierś. – Ty nic nie rozumiesz... - Odetchnął głęboko, wręcz desperacko, jakby właśnie wynurzył się z wody. – Jesteś za dobry – kontynuował słabo, mokro. Uderzył go jeszcze raz, potem drugi, trzeci, coraz szybciej, mocniej, z frustracją... - Nie zasługuję... ja nie mogę przyjąć...

- Ćśśśś... - mruknął Leon. Zamknął pięść Emila w swojej dłoni i przycisnął ją do swojego serca. – Wiem, że zasługujesz na więcej, i obiecuję, że zrobię wszystko, żebyś tyle otrzymał...

- Zamknij się – powtórzył Emil płaczliwie. Wcisnął twarz w ramię Leona. Zacisnął powieki. – Ograniczam cię i... i... i czuję, że się ze mną męczysz... i że jestem za słaby, żeby...

Nie był w stanie mówić dalej – jego uwagę przyciągnął Leon, który zrobił coś, co momentalnie roztopiło serce Emila.

A Leon uniósł zwiniętą dłoń chłopaka do ust i delikatnie ucałował jego palce.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top