Potrzebuję cię
Obudził się w skrzydle szpitalnym. Było ciemno, chłodno... Miał na sobie tylko lekką koszulę, a ręce...
Przywiązane do łóżka.
Cholera.
Wszystko sobie przypomniał i omal znowu nie zaczął płakać.
Jakie to żałosne...
- Wszystko w porządku? – zapytał cichy głos po lewej. Pomimo późnej pory Lukas był przy nim i czuwał.
Emil mruknął potakująco, chociaż oczywiście czuł się fatalnie. Ręce okropnie go bolały, gardło piekło od krzyku, oczy były spuchnięte i suche.
- Chcę stąd wyjść – wymamrotał.się obudzisz.
- Która godzina...?
- Dwudziesta. Byłeś nieprzytomny niecałe trzy godziny. Straciłeś dużo krwi.
Lukas ostrożnie odkuł ręce brata od ramy łóżka.
- Dasz radę się ubrać? – zapytał z troską.
Emil słabo pokiwał głową. Poczekał, aż Lukas wyjdzie, i ze sporym trudem wciągnął na siebie dresy i bluzę, które ktoś wcześniej zostawił koło łóżka.
Droga do Wieży Ravenclawu była powolna i ciężka. Emil wciąż był osłabiony, więc szedł ostrożnie, a Lukas go nie pospieszał.
Dotarli na miejsce dopiero po kilkunastu minutach. Emil usiadł na łóżku, a Lukas zaraz zabrał się za szukanie dla niego czystej piżamy. Wcześniej posprzątał pokój z krwi, dzięki czemu ściany i dywan były czyste jak uprzednio.
Feralnie w tym momencie usłyszeli pukanie do drzwi. Lukas zerwał się z podłogi, uchylił skrzydło...
Jego twarz stężała.
- Jest Emil? – spytał miękki głos.
- Nie ma – odparł Lukas twardo. – Idź stąd.
- Więc dlaczego jesteś sam w jego pokoju?
- Gówno cię to obchodzi, żółty – mruknął Lukas groźnie. – Wyjdź w tej chwili albo...
- Lukas... wpuść go – wychrypiał Emil słabo. Było mu zimno, głównie na sercu, i potrzebował teraz ciepła Leona.
Ślizgon bardzo niechętnie wykonał polecenie i wrócił do kufra, by znaleźć ubrania dla Emila.
Kiedy Leon zobaczył Krukona, od razu zrozumiał, że stało się coś złego. Ignorując wściekłego Lukasa, podszedł do przyjaciela, uklęknął przed nim i spojrzał prosto w te fioletowe, opuchnięte oczy.
- Co jest? – spytał cicho, ale Emil tylko pokręcił głową.
Lukas położył spodnie i koszulkę z długimi rękawami obok Emila.
- Przyjdę rano – mruknął i wyszedł. Chociaż bardzo nie podobał mu się pomysł zostawienia brata sam na sam z jakimś chłopakiem. W dodatku w sypialni.
Emil nie odpowiedział. Poczekał, aż Lukas wyjdzie. Wtedy westchnął ciężko i przetarł twarz drżącymi dłońmi.
- Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? – spytał cicho.
Leon pokręcił głową. Wciąż klęcząc, odważył się ująć ręce Emila w swoje.
- Mogę zostać jeszcze parę godzin – wyszeptał, uspokajająco gładząc grzbiety dłoni chłopaka.
Emil pociągnął nosem.
- Pójdę się przebrać – chrypnął. Ostrożnie odsunął się od Leona, wziął ubrania i zamknął się w łazience.
Tam pozwolił sobie na delikatny prysznic. Bardzo uważał, żeby nie zamoczyć bandaży owiniętych wokół obu przedramion. Potem ubrał białe spodnie i błękitną bluzkę, umył zęby i wrócił do sypialni.
Wcześniej ręce nie bolały, ponieważ w skrzydle szpitalnym pani Pomfrey musiała podać mu jakiś środek. Teraz działanie leku mijało, więc Emil ostrożnie uklęknął przy kufrze i wyjął z niego mały słoiczek z przeźroczystym płynem.
- Możesz się odwrócić? – poprosił.
Leon zacisnął zęby, niezadowolony z faktu, że Emil znów coś bierze, ale wykonał polecenie. W tym czasie Krukon odessał trochę płynu w strzykawkę i wtłoczył go sobie w kostkę.
- Już – mruknął. Sprawnie choć powoli oczyścił sprzęt i schował go do kufra.
- Co to było? – zapytał Leon, siadając na łóżku obok Emila.
Blondyn pokręcił głową.
- Zwykły lek przeciwbólowy – wymamrotał. – W dzieciństwie łykałem sporo tabletek, przez co mam słaby żołądek i nie mogę nic łykać. Wszystko dożylnie.
Leon westchnął ciężko.
- Wyglądasz bardzo słabo – mruknął. – Powinieneś się położyć.
- Nie chcę, żebyś sobie poszedł – wyznał Emil, patrząc w podłogę.
- Nie pójdę – obiecał Leon. – Po prostu się połóż.
Emil posłusznie zakopał się w pościeli, a Leon usiadł tak, by być blisko.
- Potrzebuję cię... - szepnął Krukon, przymykając powieki. Był słaby, i fizycznie, i psychicznie. Popołudnie mocno go wyczerpało i miał wrażenie, że w każdej chwili może się rozpłakać.
Leonowi zrobiło się cieplej na sercu. Spojrzał na Emila, uśmiechnął się blado i odważył się pogłaskać go po policzku.
Kąciki ust Emila również uniosły się ku górze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top