Pogadanka
- On mnie zamknie pod prysznicem, przysięgam – sapnął Leon, rzucając torbę na łóżko. Właśnie weszli do swojego dwuosobowego pokoju na Uniwersytecie Tangcheng w Szanghaju.
Było popołudnie. Podróżowali świstoklikiem, więc nie byli szczególnie zmęczeni, jednakże poprzedniej nocy Emil słabo spał – stresował się.
Leon to samo, przy czym on dodatkowo truł dupę Yongowi.
- Nie zamknie – mruknął Emil, zajmując drugie łóżko. Ich sypialnia była bardzo mała; mieściły się tu dwa łóżka, pasiasty dywan między nimi i stolik nocny przy każdym; w dalszej części pokoju znajdowała się kanapa, kilka szafek i niewielka łazienka.
Im mniej przestrzeni, tym więcej w niej Leona, więc Emil skrycie się cieszył.
- On mnie nienawidzi – powiedział Leon z przekonaniem. W wyrazie rozpaczy zerwał z szyi żółto-czarny krawat swojego Domu i spojrzał na Emila jak zbyt pies. – Czym ja sobie na to zasłużyłem? – zapytał, modelując głos. – Zrobiłem mu krzywdę? Zazdrości mi cudownej grzywki?
Emil uśmiechnął się lekko.
- Albo współlokatora – mruknął, po czym, speszony, odwrócił się do swoich rzeczy. Zdjął kurtkę. W Szkocji było bardzo zimno, ale w Szanghaju pogoda okazała się bardzo przyjazna.
- Ma swojego – odparł Leon, po czym zaśmiał się krótko. – Słyszałem, że całkiem przystojnego.
Emil zarumienił się i spojrzał na przyjaciela z wyrzutem.
- Wiesz, że nie lubię takich tem...
- Według ciebie jestem przystojny? – przerwał mu Leon z uśmiechem.
- Już o tym rozmawialiśmy – bąknął Emil tak cicho, jak tylko się dało, oczywiście znowu odwracając się do niego plecami.
- Ale chcę, żebyś powiedział mi to w pełni świadomie i z własnej woli – Leon wyszczerzył ząbki.
Emil skulił ramiona. Niestety nigdy nie był dobrym kłamcą, a poza tym czułby się źle, gdyby miał oszukiwać Leona.
- Tak – wymamrotał ledwo słyszalnie.
- O, cieszę się! – zaśmiał się Leon. Emil poczuł ruch za plecami, a chwilę później Puchon usiadł na łóżku obok niego. – Dlaczego tak się denerwujesz? – zapytał przyjaźnie.
- Skończ już – mruknął Emil.
Leon mrugnął do niego dwuznacznie.
- Przecież ja nie robię nic złego. Po prostu chciałbym wiedzieć, co...
- Powiedział „nie" – burknął nieprzyjazny głos od drzwi. – Zastosuj się albo wypierdalaj.
Puchon skrzywił się wewnętrznie, ale kiedy spojrzał na Lukasa, uśmiechał się lekko.
- Ciebie też miło widzieć – rzucił swobodnie.
Ślizgon spiorunował go wzrokiem.
- Matthias wyszedł do brata, więc mam chwilę wolnego – powiedział do Emila. Łagodnie, miękko, bez groźby śmierci w głosie. – Musimy poważnie porozmawiać.
Emil pokiwał głową. Wiedział, że przed piątkiem musi dojść do czegoś podobnego. Co oczywiście nie znaczyło, że mu się to podoba.
- Zaczekam za drzwiami – zaproponował Leon, podnosząc się.
- Zostajesz – burknął Lukas, za co Emil skarcił go spojrzeniem. „To mój przyjaciel", mówiły jego oczy.
Ślizgon zacisnął zęby, ale posłusznie skinął głową.
- Siadaj – rzucił.
Leon usiadł na swoim poprzednim miejscu, koło torby Emila. Krukon przycupnął po drugiej stronie bagażu, bardziej zestresowany niż podczas rozmowy o wyglądzie Leona.
Lukas spojrzał z dezaprobatą na niewielką odległość, jaka ich dzieliła, lecz ostatecznie opadł na łóżko swojego przyszłego szwagra.
- Wiem, że Emil sporo ci już powiedział – zaczął, zerkając z niepokojem na brata. Domyślał się, że ta rozmowa będzie najtrudniejsza właśnie dla niego. Już było widać po nim ślady stresu.
Mimo tego Lukas starał się utrzymywać kontakt wzrokowy z Leonem. Żeby chłopak nie pomyślał, że może fikać.
- To była jego decyzja i jej nie aprobuję. Ogólnie nie podoba mi się, że tu teraz jesteś, i jeśli piśniesz komuś choćby słowo albo zrobisz mu krzywdę, w Anglii nie...
- Lukas – mruknął Emil, patrząc na swoje kolana. Bardzo źle czuł się z faktem, że dwie najbliższe mu osoby nie mogły się dogadać.
Ślizgon zrozumiał i od razu spuścił z tonu.
- Nie będę wchodził teraz w medyczne szczegóły, ale chcę mieć pewność, że będziesz wiedział, jak pomóc mu w nagłym przypadku. Słyszałem, jak do tej pory pomagałeś, i jestem szczerze zdziwiony, że brat ci na to pozwolił...
- Lukas.
- ...ale to jego sprawa – zakończył niechętnie. – W każdym razie okoliczności nie zawsze sprzyjają głaskaniu i tuleniu, więc Emil nosi przy sobie środek, o którym wiem, że bardzo go nie lubisz. Niestety... często nie jest w stanie z niego skorzystać... dlatego rzadko go używa.
Emil przygryzł wnętrze policzka. Wiedział, że to wszystko jest konieczne, i naprawdę nie miał nic przeciwko temu, by Leon bardziej się o niego troszczył, jednak czuł się trochę jak eksponat w muzeum. Opowiadano o nim szczegóły, których nie chciałby wyjawiać, a...
- Emil, zaprezentujesz? – poprosił Lukas.
Krukon z ociąganiem – i z jasnym rumieńcem – wstał, odwrócił się bokiem do Leona i podwinął szatę do pasa. Z przedniej kieszeni spodni wyjął żyłkę wypełnioną przejrzystą cieczą i zakończoną igłą.
- Emil zgodził się na wtajemniczenie ciebie w te sprawy jako jeden z warunków swojego wyjazdu – kontynuował Lukas. – Gdyby w miejscu publicznym dostał czegoś w rodzaju ataku paniki, który zresztą już kiedyś widziałeś, zdejmij osłonkę z igły i wbij ją Emilowi. Gdziekolwiek, byle nie w kość. Rozumiesz?
Leon ciężko przełknął ślinę, ale pokiwał głową. Oczywiście bardzo mu się to nie podobało. Nie lubił igieł. I nie chciał, żeby jakakolwiek zbliżyła się do jego śnieżynki.
A tymczasem okazało się, że śnieżynka zawsze nosi jedną w kieszeni.
Emil usiadł. Leon przez chwilę walczył ze sobą, ale ostatecznie odsunął torbę pod ścianę i zbliżył się do chłopaka tak, jak tylko się dało.
Spojrzał wyzywająco na Ślizgona, opierając rękę za plecami Emila.
- Poza tym – ciągnął Lukas z groźbą w głosie – reaguj na wszelkie... zastoje. Gdyby przestał się skupiać albo coś podobnego. To nie jest dla niego dobre. W takiej sytuacji wystarczy go wybudzić, słowem lub gestem... - Zgromił wzrokiem dłoń Leona, która właśnie przesunęła się po jego udzie w stronę Emila – najlepiej słowem – zakończył szybko. – Jeśli będzie mówił coś, co wyda ci się kompletnie bezsensowne, nie dyskutuj na ten temat. I później, gdy skończy, o nic nie pytaj. Jeżeli zacznie się rozglądać i denerwować, zasłoń mu oczy. Jeśli...
- Umiem zrobić to wszystko sam – burknął niezadowolony Emil. – Nie jestem dzieckiem.
Lukas uśmiechnął się do niego łagodnie.
- W ciągu najbliższych dni będę trochę zajęty, a on jest z tobą przez cały czas. Chcę mieć pewność, że będziesz bezpieczny.
- Zawsze jestem.
Lukas i Leon spojrzeli na niego znacząco. No tak. Rany na rękach.
Emil jakby zapadł się w sobie. Leon przygryzł kąciki ust, świadom, jak wiele ryzykuje, lecz ostatecznie objął swoją śnieżynkę ramieniem.
Emil stał się czerwony, ale z wdzięcznością wtulił twarz w ramię przyjaciela.
Leon posłał Lukasowi triumfalny uśmiech.
- W piątek – warknął Lukas, z trudem powstrzymując się od zabicia Leona – jest pełnia księżyca, więc stanie się to samo, co podczas waszego uroczego wypadu do Hogsmeade.
I tutaj udało mu się zaskoczyć Puchona, który zamarł na myśl, że jego śnieżynka przeżywa to piekło co miesiąc.
- Już mniej więcej wiesz, co robić. Przywiąż go do łóżka. Pamiętaj o zasłonięciu oczu. Wyjdź z pokoju i go wycisz...
- Nie zostawię go samego w takim stanie – przerwał mu Leon stanowczo.
- Zostawisz, bo tak będzie dla niego lepiej – burknął Lukas. Leon zagryzł policzek. Bardzo mu się to nie podobało. I nie wierzył, by samotność w takim stanie była lepsza od delikatnych pieszczot. – Sprzęt jest w torbie Emila. Tego wieczora będą zajęcia integracyjne, ale wy musicie wrócić do pokoju przed siódmą. Wszystko jasne?
- Tak...
- Emil, dla ciebie też mam parę poleceń – Lukas zwrócił się do brata, czym kompletnie go zaskoczył. – Wiem, że nie jesteś do tego przyzwyczajony, ale spróbuj... kurwa, nie wierzę, że to mówię... bardziej mu zaufać. Jeśli będziesz mu mówił, czego potrzebujesz, ułatwisz sprawę.
Emil niechętnie pokiwał głową.
- Jeżeli chodzi o leki, nie będziemy z niczym eksperymentować na wyjeździe. Klasycznie xiao'tan w nagłych przypadkach. Nauczyciele, również ci chińscy, zostali poinformowani, że wy dwaj nie zawsze będziecie brać udział w zajęciach. I jeszcze jedno: Leon, masz pilnować, żeby Emil jadł.
Krukon spojrzał na niego z urazą.
- Tak, Emil, zgadza się. – Znowu przeniósł wzrok na Puchona. – Przynajmniej dwa razy dziennie. W tym warzywa i owoce.
- Jakieś przeciwwskazania? – westchnął Leon, który właśnie został przytłoczony nadmiarem obowiązków. To nie tak, że nie podobało mu się dbanie o Emila, wręcz przeciwnie. Po prostu dotarło do niego, ile zaangażowania wymaga samo przebywanie z chłopakiem. I jak bardzo źle on musi się z tym czuć.
- Ostrożnie ze słodyczami i orzechami. Nie podawaj mu energetyków.
Leon skinął głową i nieco mocniej przytulił Emila do boku.
Lukas wstał.
- Gdyby coś się działo, dajcie znać – rzucił na odchodne i ruszył do drzwi. – Będę tu od czasu do czasu zaglądał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top