List do B.
21.10.2019r.
Droga babciu,
To ja, Twój wnuk marnotrawny. Wiem, że od dawna się nie odzywałem, jednak mam nadzieję, że wybaczysz mi głupotę młodości.
Bardzo Cię teraz potrzebuję.
Z Emilem jest coraz gorzej. Boję się, że to ostatni gwizdek, ale nie wiem, co jeszcze mogę dla niego zrobić. Od miesiąca piszę po wszystkich znajomych uzdrowicielach i proszę ich o pomoc. Nie udało nam się znaleźć leku, które by zadziałał.
Co gorsza, jakieś dwa tygodnie temu Emil zaczął się buntować. Powiedział, że nie weźmie już żadnego eliksiru.
Jest w okropnym stanie. Nie wiem, co dokładnie się dzieje, bo nie chce rozmawiać, ale znam go na tyle dobrze, by mimo tego...
Wiem, że cierpi. I to bardzo mocno. Nawet mocniej niż po śmierci naszych rodziców. Nie chce jeść ani pić, zamyka się w pokoju na całe dnie. Czasami znika i nie przychodzi na zajęcia.
Coraz częściej nie mogę do niego dotrzeć. I nie chodzi tu o kwestie techniczne, lecz o chorobę. Przychodzę do niego, siadam na łóżku i mówię, a on... on mnie nie rozpoznaje. Czasami krzyczy, czasami się boi... kilka razy zapytał, kim jestem.
Okropnie schudł. Przestał o siebie dbać.
Tydzień temu spędził dwa dni w skrzydle szpitalnym, podłączony do kroplówki. Dyrektor próbował z nim rozmawiać, i to kilka razy, ale Emil nie odpowiadał. Tylko płakał.
On cały czas płacze. Płacze albo się boi. Boi się albo... ja nie umiem tego wyjaśnić, nie umiem zrozumieć, ale to wygląda tak, jakby próbował... pokochać?... swoją chorobę. Nieraz widziałem, jak uśmiecha się podczas rozmowy z istotami, które widział tylko on. Kiedy go o to zapytałem, szepnął, że po drugiej stronie nic go nie boli.
On chyba pogodził się ze swoim odejściem.
Ze mną też nie jest najlepiej. Na początku spędzałem bardzo dużo czasu na odganianiu od Emila pewnego natręta, który upierał się, że brat go potrzebuje etc., ale chłopak na szczęście się ogarnął i już nie przychodzi.
Nie wiem, co zrobię, jeśli stracę mojego kochanego braciszka. Tego jest za wiele, naprawdę, ja już nie daję rady. Wszelkie wysiłki związane z ratowaniem go spełzają na niczym, nauczyciele się denerwują, mam coraz słabsze wyniki w nauce i już naprawdę nie rozumiem, po co to wszystko.
Tylko Matthias sprawia, że jeszcze nie rzuciłem tego w cholerę. Nie mówiłem mu zbyt wiele, ale on zdaje się pojmować. Często spacerujemy po ciszy nocnej i wtedy jest... tak magicznie. Tak, jak w twoich opowieściach o dziadku z młodych lat.
Ale te krótkie chwile wytchnienia nie są wystarczającym pokrzepieniem. Emil rozstaje się z rzeczywistością, a ja naprawdę widzę, że jest mu lepiej, lżej... we wrześniu tylko płakał, teraz jest raczej spokojny. Tak głęboko zakorzeniła się w nim ta przebrzydła choroba, że zmieniła się w pasożyta... a on się od niej uzależnił. Nadal się boi, nadal budzi się z płaczem, nadal krzyczy, ucieka, odgania niewidzialne istoty i łka w łazienkach – ale potrafi również pogrążyć się w kolorowych wizjach, które go uspokajają.
Nie wiem, co mam robić. Proszę, powiedz mi. Brakuje mi Twoich dobrych rad i ciepłego uśmiechu... Brakuje mi tego, że ty zawsze wiedziałaś, jak nam pomóc.
Kocham Cię i całuję,
Twój Lukas
Nadawca: Lukas Bondevik, Hogwart, Szkocja
Odbiorca: Helga Bondevik, Cmentarz Najświętszej Maryi Panny, Sztokholm
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top