Korepetycje zawsze działają

Zgodnie z zapowiedzią już we wtorek Emil czuł się znacznie lepiej. Tylko odrobinę kręciło mu się w głowie.

Był obiektem powszechnego zainteresowania. Lukas również, ale to zupełnie inny rodzaj fascynacji.

Na niego patrzyły głównie rozmarzone dziewczyny.

Na Emila zaś wszyscy. Pochodził z innego kraju, inaczej wyglądał, niewiele mówił.

No i był sobą. A w Norwegii również uważano go za dziwnego.

Przez tę dziwną aurę, którą Emil roztaczał wokół siebie, niewiele osób odważyło się do niego podejść i zagadać. W pierwszym tygodniu pojawiły się dwie młodsze dziewczyny, ale chwilę pochichotały i uciekły.

Udało mu się także porozmawiać z Vladimirem, jednym z nowych towarzyszy brata, ale nie polubili się jakoś szczególnie.

Emil nie spędzał czasu wolnego w pokoju wspólnym, wolał własną sypialnię, dlatego nie zintegrował się z Krukonami. Lubił samotność, do której był przyzwyczajony od lat.

Mimo tego postanowił częściej wychodzić. Nie chodziło o jego własne odczucia, ale o Lukasa. Brat zazwyczaj stanowił jego jedyne towarzystwo, a teraz znalazł sobie nowych kolegów i to z nimi spędzał większość czasu. Emil nie był na niego zły, nie czuł też wyrzutu. Rozmawiali na ten temat w podróży i zgodnie stwierdzili, że powinni znaleźć sobie własnych znajomych. Ponoć szkolne przyjaźnie mogą trwać całe życie...

Nie żeby ich życia miały być szczególnie długie.

W każdym razie we wtorek wieczorem Emil opuścił swoją sypialnię i udał się do biblioteki z podręcznikiem do zaklęć. Co prawda znał większość z nich; dzięki norweskiemu systemowi edukacji miał spore przody i nie musiał się teraz uczyć, ale chciał przerobić kilka tematów z nowego działu.

Wybrał bardzo zły moment. O ile rano odrobinę kręciło mu się w głowie, o tyle teraz odnosił wrażenie, jakby siedział w helikopterze.

Ale był przyzwyczajony do takich doświadczeń. Testował już różne leki. Dowiedział się przynajmniej, żeby jutro rano nie brać kolejnej dawki.

Znalazł dla siebie niewielki stolik w kącie pomieszczenia. Zapalił świecę, rozłożył podręczniki i pogrążył się w nauce. Najpierw przeczytał pięć tematów, potem wyciągnął różdżkę, żeby poćwiczyć.

Pierwsze było zaklęcie zmieniające kolor przedmiotu w zależności od jego temperatury. Po dwóch pierwszych machnięciach różdżką nie udało mu się niczego zaczarować, ale po trzecim świeca stała się żółto-pomarańczowa, stolik błękitny, a but chłopaka zielony.

Cofnął czar i przewrócił stronę. Następne było „zaklęcie cnoty", które pozwalało określić, czy dane stworzenie (czarodziej, mugol, zwierzę czy jakakolwiek magiczna istota) już obcowało płciowo (tak było to mądrze opisane w książce).

Urok był o tyle ciekawy, co bezużyteczny, ponieważ rzucanie podobnych zaklęć na ludzi byłoby bardzo niegrzeczne. Mimo to Emil chciał spróbować. Lubił umieć więcej niż inni.

Na szczęście w tym momencie zauważył mysz na podłodze. Wychylił się, nieco opuścił na krześle, wycelował...

Trafił. Ale nie w to, co chciał.

W ostatnim momencie mysz uciekła, spłoszona przez kogoś, kto zastąpił jej miejsce.

Sekundę później twarz i szyja tego kogoś stały się idealnie białe.

Emil zasłonił usta dłonią.

- Przepraszam – rzucił od razu. Spojrzał do książki, znalazł przeciwzaklęcie i odczynił urok.

Dopiero wtedy odważył się spojrzeć Leonowi w twarz.

- To był przypadek – zapewnił, zarumieniony. – Celowałem w mysz...

- Wiem, widziałem ją – zaśmiał się chłopak, siadając naprzeciwko Emila przy stoliku. – Co mi zrobiłeś? – zainteresował się, zerkając do otwartego podręcznika. – Och – wyrwało mu się. Również na jego policzkach pojawiła się odrobina różu.

Podrapał się po karku.

- W sumie to nic takiego, jestem jeszcze młody – stwierdził, uśmiechając się uroczo. – Zdążę przed śmiercią – zażartował. – Jak tam po pierwszym tygodniu w szkole? – zagaił.

- W porządku – wymamrotał Emil, odsuwając książki, żeby nie zajmować całego stolika. – Tylko trochę... obco – przyznał, odwracając wzrok.

- Serio? – Leon uniósł brwi, po czym uśmiechnął się do wspomnień. – Dla mnie Hogwart jest domem. Pierwszym domem, jeśli mam być szczery. Uwielbiam to miejsce, jego atmosferę, ludzi...

- Mój dom jest na Islandii – wtrącił Emil.

- Och, naprawdę? – zdziwił się Leon. – Słyszałem, że ty i twój brat pochodzicie z Norwegii.

- Nasi rodzice są po rozwodzie – mruknął Emil, zaskoczony faktem, że mówi takie rzeczy nieznajomej osobie. – Lukas mieszkał z mamą w Norwegii, ja z tatą na Islandii. Potem poszedłem do szkoły w Norwegii, ale po zakończeniu nauki wracam do siebie.

Leon pokiwał głową, zamyślony.

- A czemu nie uczycie się dalej w Norwegii? – zainteresował się.

Emil otworzył usta, jednak zaraz je zamknął. Miał nadzieję, że takie informacje nie zaczną krążyć po Hogwarcie. I on, i Lukas byliby w bardzo nieprzyjemnej sytuacji, gdyby uczniowie dowiedzieli się, że z poprzedniej szkoły po prostu ich wyrzucono.

Znaczy... wyrzucono Lukasa. Ale Emil potrzebował stałej opieki, więc wyjechał z bratem do niegościnnej Wielkiej Brytanii.

I siedział teraz przy starym stoliku, otoczony książkami i ludźmi, którzy nie chcieli z nim rozmawiać.

Tylko Leon wydawał się inny na tle uczniów Hogwartu...

- Długa historia – mruknął Emil. Nie lubił kłamać, a już w ogóle nie chciał być nieuczciwy wobec jedynego ucznia, z którym miał szansę nawiązać znajomość.

- Opowiesz kiedy indziej – potaknął Leon i uśmiechnął się miło. – W której jesteś klasie?

- Szóstej – odparł Islandczyk. Czuł się już nieco swobodniej niż podczas rozmowy, którą odbyli tydzień temu. Leonowi nie przeszkadzała jego małomówność i parł naprzód, jednocześnie zgrabnie wymijając nieprzyjemne tematy.

- O, to tak jak ja! – ucieszył się Leon. Usiadł wygodniej na krześle, oparł łokcie na blacie stolika, a brodę na splecionych dłoniach. Mrugnął. – Wydajesz się być bardzo ciekawym człowiekiem, wiesz? Nie chciałbyś pójść ze mną do Hogsmeade w przyszłą sobotę? – Uśmiechnął się zachęcająco.

Emil za to minimalnie zbladł. Interakcje z rówieśnikami zawsze były dla niego trudne. Dopiero zaczął oswajać się z towarzystwem Leona, a on już zaproponował mu wspólne spędzenie całego dnia...

- N-nie wiem, gdzie to – przyznał Emil, opuszczając wzrok na podręcznik.

- To małe miasteczko, niedaleko Hogwartu. Uczniowie wychodzą tam parę razy w roku na przepustkach, ale ja mam swoje sposoby. – Znów mrugnął, tym razem bardziej tajemniczo. – To jak?

Emil zmieszał się jeszcze bardziej. Nie miał nic przeciwko robieniu nielegalnych rzeczy, o ile nikogo nie krzywdziły – a ta nie krzywdziła – ale on przecież nie znał Leona... nie wiedział też, jak będzie się czuć...

Jednak z drugiej strony nie chciał stracić w oczach tego sympatycznego chłopaka.

Po dłuższej chwili pokiwał głową.

- Postaram się – wymamrotał. – Ale ostatnio... często choruję... - zmusił się do kłamstwa – więc...

- Rozumiem. Zobaczymy, jak będziesz czuć się w sobotę – zapewnił Leon. Rozplótł dłonie, opuścił ręce. – Jeśli chcesz, mogę pomóc ci w ćwiczeniu zaklęć – zaoferował. – Wiem, że niektórych nie da się samodzielnie wyćwiczyć. No i od jutra wracam do nauki, więc warto byłoby nadrobić materiał z zeszłego tygodnia – stwierdził.

Emil uniósł wzrok. No tak. Właśnie uświadomił sobie, że część zajęć miał z Puchonami. A Leona nigdy na nich nie widział.

- Czemu nie chodziłeś na lekcje? – zapytał cicho.

Leon niedbale machnął ręką.

- Problemy rodzinne, musiałem wrócić do kraju. Dziś po południu udało mi się dostać z powrotem do Hogwartu, ale spoko, to była jednorazowa akcja. – Minimalnie sposępniał. – Niestety czeka mnie nadrabianie sześciu dni nauki – westchnął ciężko.

- Mogę ci pomóc, jeśli chcesz – zaproponował Emil nieśmiało. Spojrzał na zegar wiszący na ścianie. Siedemnasta. Do kolacji zostało jeszcze trochę czasu, on zresztą nie zamierzał na nią iść. – Przynajmniej z zaklęciami. Transmutacja też jako tako mi idzie, ale nie jestem za dobry z eliksirów, więc tu musiałbyś szukać kogoś innego...

- Nie przejmuj się tak – zaśmiał się Leon. – Chętnie skorzystam z twojej pomocy – powiedział, patrząc mu w oczy z prostotą i ufnością, jak szczeniak patrzący na właściciela.

Emil przez chwilę odwzajemniał spojrzenie. Potem się speszył, skupił na książce i przewrócił kilka stron w tył.

- A więc we wtorek ćwiczyliśmy zaklęcie skowronka, o tutaj... - zaczął. Leon pochylił się ku niemu.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top