Gówniarz
W ciszy dotrwali do końca filmu. Po ostatnim napisie, który przewinął się przez ekran, pod sufitem pojawiło się kilka pomarańczowawych światełek.
Na ekranie zabłysła wielka liczba 20 – rozpoczęło się odliczanie do końca przerwy.
- Hej, mały – mruknął Leon, kiedy uczniowie zaczęli zbierać się do wyjścia. Większość zapewne marzyła o rozprostowaniu nóg albo skorzystaniu z toalety. – Ja naprawdę nie chcę być niemiły, ale powinieneś na chwilę zejść... Jeśli nie, zobaczą nas.
Emil zrozumiał natychmiast i zsunął się z kolan Leona, zajmując poprzednie miejsce. Nadal milczał, zestresowany i zażenowany tym, że Puchon widział go podczas ataku.
- Mały... - westchnął Leon po niecałej minucie. Odwrócił się w stronę przyjaciela i spojrzał na niego z troską. – Nie wiem, co dzieje się teraz w twojej ślicznej główce, ale zapewniam, że nie musisz się przejmować. Ja... wiem co nieco. Rozumiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, szanuję twoją decyzję – zapewnił. – Ale nie udawaj, że wszystko jest w porządku. Martwię się o ciebie, rozumiesz? Chcę pomóc. Więc przestań się bać, że cię wyśmieję albo... w sumie wolę się nie zastanawiać, jakiego scenariusza się obawiasz. Bądź sobą. Nie będę pytał. Ale pozwól pomóc – poprosił z pasją.
Emil przygryzł wargę, lecz pokiwał głową. Przemówienie Leona naprawdę go wzruszyło i oczywiście bardzo się pilnował, by nie dać tego po sobie poznać, ale...
- Doceniam – wymamrotał. Zebrał się na odwagę i uniósł wzrok na krótkie spojrzenie w szczere jasnobrązowe oczy. – I dziękuję. To... to pomogło – przyznał, zawstydzony. Skierował twarz ku podłodze. – Dziękuję – powtórzył. Fakt, że Leon był przy nim, i w dodatku nie naciskał, był dla niego bardzo ważny.
Bardzo, bardzo ważny.
- Nie ma za co, mały – zachichotał Leon, od razu bardziej rozluźniony. Już wiedział, na czym stoi. I że Emil nie jest na niego zły za taką bliskość.
- Nie jestem mały – fuknął Emil, unosząc wzrok. Uroczo zmarszczył nosek. – Mam sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu!
- Ja sto osiemdziesiąt dwa – wskazał Leon, puszczając do niego oczko. – Więc dla mnie jesteś mały.
Emil wywrócił oczami.
- Kiedy masz urodziny? – zapytał.
- Pierwszego lipca.
- Czyli ja jestem mały, ale ty gówniarz.
- Ej, nieprawda!
Emil rozłożył ręce. „No nie poradzisz".
- Urodziłem się przed tobą, więc dla mnie jesteś dzieciak – ocenił.
Leon prychnął.
- Ile – spytał sucho.
- No... dwa tygodnie – przyznał Emil.
- Ha!
- I tak jesteś gówniarz.
- A ty jesteś mały.
- Nie jestem!
Leon wreszcie nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem.
- No dobra, nieważne – stwierdził, ocierając łzy z kącików oczu. – Masz ochotę na coś do picia? Głodny?
Emil potrząsnął głową. Nie zdobył się na tak otwartą reakcję jak towarzysz, lecz uśmiechał się wesoło.
- Nie, ale chyba pójdę do toalety – powiedział, przeciągając się. Coś zatrzeszczało mu w kręgosłupie. – Zaraz wracam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top