Błagam, pomóż

Był piątek dwudziestego drugiego października. Emil znów nie przyszedł na lekcje. Leon był w tak paskudnym nastroju, że całą przerwę na lunch przepłakał w łazience na trzecim piętrze.

Właśnie wtedy stwierdził, że już dłużej nie wytrzyma.

Dlatego po zjedzeniu kolacji ciężko przełknął ślinę i podszedł do stołu Slytherinu, do krzesła zajmowanego przez Lukasa.

- Możemy porozmawiać? – spytał cicho, pochylając się do jego ucha.

Prawdę mówiąc, spodziewał się, że oberwie w twarz. Ku jego zdziwieniu Ślizgon spokojnie się odwrócił, zmierzył go wzrokiem, skinął głową i bez słowa wstał, by wyjść z Wielkiej Sali.

Leon podążał za nim; najpierw przez główny korytarz, potem po schodach w górę, kolejnym korytarzem, ukrytym przejściem...

Puchon był zaskoczony, jak wiele tajemnic Hogwartu poznał Lukas w przeciągu niecałych dwóch miesięcy.

Zatrzymali się dopiero na piątym piętrze, w jednej z tych mrocznych części zamku, których Leon nigdy nie zwiedził. Lukas wszedł do opuszczonej sali lekcyjnej, oparł się pośladkami o biurko nauczyciela, skrzyżował przedramiona na piersi i spojrzał na Leona bez cienia sympatii.

- Słucham – rzucił chłodno.

A Leon padł na kolana, położył klatkę piersiową na udach i z twarzą do ziemi, spiętym głosem wymamrotał:

- Proszę, pomóż mi, bo już nie daję rady. – Zacisnął pięści. – Zrobię naprawdę wszystko, tylko...

- Podnieś się i nie zgrywaj większego idioty niż w rzeczywistości – przerwał mu Lukas. Był w tak paskudnym humorze, że szopka nawet go nie rozbawiła. Jedynie zirytowała.

- To tradycyjny ukłon... - zaczął Leon, ale wstał i po zobaczeniu ściągniętej twarzy Lukasa posłusznie przeszedł do sedna. – Chodzi o Emila – powiedział żałośnie. Było mu słabo, fizycznie i psychicznie, więc przysiadł na blacie pobliskiego stolika. – Chcę, żebyś pomógł mi do niego dotrzeć...

- Nie dotarło jeszcze do ciebie, że nie chcę, żebyś się z nim kontaktował? – przerwał Lukas gniewnie. Przez ostatnie tygodnie robił wszystko, żeby utrudnić Puchonowi dostęp do brata. Emil stresował się ciągłym nachodzeniem, co jedynie pogarszało jego stan. Nie mówił o tym głośno, ale wstydził się swojej choroby i nie chciał, żeby Leon dowiedział się czegoś jeszcze.

- Ty nie rozumiesz – odparł Leon płaczliwie. Przez ostatnie tygodnie starał się być silny, ale tego było po prostu za dużo.

Dlatego teraz w jego oczach stanęły łzy, gdy wpatrywał się błagalnie w Lukasa.

- Cholernie mi na nim zależy i w życiu bym go nie skrzywdził – wydusił z siebie. – Ty nie wiesz... nie rozumiesz... jak ja się teraz czuję. Widziałem, co działo się z nim we wrześniu i widzę, co dzieje się teraz. Ale w przeciwieństwie do ciebie nie wiem, dlaczego tak jest. Nie wiem, jak mu pomóc. – Tu musiał przerwać na chwilę, by stłumić płacz narastający w gardle. – On jest dla mnie ważny – wychrypiał. – Bardzo, bardzo ważny. Przysięgam, że zrobiłbym dla niego wszystko. Ale nie robię nic, bo on nie chce ze mną rozmawiać, jego brat grozi mi śmiercią, a...

Lukas uniósł dłoń, uciszając go. Milczał. Patrzył na Leona, już nie zirytowany, lecz zaintrygowany.

Ten chłopak go zaskakiwał. Lukas był pewien, że ten wcześniej zainteresował się Emilem, ponieważ był nowy. „Egzotyczny". Ale on naprawdę płakał.

Płakał.

Płakał, bo rozdzielono go ze zwykłym kolegą, którego znał wcześniej niecałe dwa tygodnie.

Lukas zmarszczył czoło, myśląc intensywnie. I stał tak przez dobre pięć minut, podczas gdy Leon próbował się uspokoić, ocierał łzy i pociągał nosem.

Lukas spojrzał w jego oczy... i nagle zrozumiał.

Zrozumiał, ale nie uwierzył.

- Gdyby był zwykłym znajomym, nie przejąłbyś się tak bardzo – powiedział cicho.

Leon pokornie opuścił głowę. Milczenie oznaczało zgodę. Wydawało mu się, że Lukas wpadł na trop rzeczywistego problemu, ale Leon nie chciał mu w tym pomagać. Nie wiedział, jakie chłopak ma podejście... a statystyka podpowiadała, że raczej nie za dobre.

- To mój brat – dodał Lukas. – Niezależnie od tego, co mówisz... - nie dokończył.

Ku własnemu zdziwieniu nerwowo oblizał wargi.

- Od jak dawna? – zapytał po prostu.

- Od początku – wychrypiał Leon. Włosy tylko częściowo przesłaniały jego twarz, która stała się różowa. – To było... nagłe.

- On wie?

Leon zacisnął powieki.

- Nie mam pojęcia – powiedział ze ściśniętym gardłem. – Ja... na początku myślałem, że tak... i że on też... że on też coś... ale potem uciekł, a ja zostałem bez odpowiedzi.

Lukas znów spędził chwilę na intensywnych przemyśleniach. Prawdę mówiąc, nigdy nie rozmawiał z bratem o miłości, związkach czy bardziej przyziemnych rzeczach z tym związanych. Emil czasem zagadywał go o aktualne partnerki, ale nic więcej.

Dlatego... gdyby jego teoria się sprawdziła...

Byłby chyba najbardziej żałosnym starszym bratem w historii.

- Opowiesz mi o tym – nakazał.

A Leon pokiwał głową i opowiedział. O wszystkim. Nie zataił nawet najdrobniejszego szczegółu. Opowiedział o tym, jak trzymali się za ręce. Jak oglądali razem film. O tym, jak Emil bał się przy wejściu do tunelu, więc sam rzucił się na Leona z prośbą o wparcie.

O tym, co robili w klubie. Jak siedzieli blisko siebie, jak trzymali się za ręce, jak poszli zatańczyć. Leon nie przemilczał nawet kwestii alkoholu.

Powiedział Lukasowi absolutnie wszystko, wliczając w to obszerny opis swoich uczuć z ostatnich tygodni. Obiecywał złote góry w zamian za pomoc, płakał, przerywał, by otrzeć łzy, znowu podejmował opowieść i...

Lukas zbliżył się do niego, złapał go za podbródek i przyciągnął do pocałunku.


//tutaj tylko cichutko przypomnę - a nieświadomych poinformuję - że podczas pisania poprzedniego fanfiction z Hetalii zostałam odznaczona Orderem Polsatu Stopnia Nieskończonego ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top