Boję się, śnieżynko
Wytrzymał niecały kwadrans, podczas którego w zasadzie nic się nie działo. Potem dwie bohaterki, które poznali na początku, i narzeczony jednej z nich, weszli w tunele metra.
Na samym początku ich przygody w podziemiach kamera zrobiła zbliżenie na upiorną istotę kryjącą się w cieniu.
Leon udało, że zmienia pozycję. W rzeczywistości po prostu przysunął się do Emila, który był tak pochłonięty filmem, iż nie zwracał na niego uwagi.
Oderwał wzrok od ekranu dopiero wtedy, gdy Leon otarł się ramieniem o jego bark.
- Przepraszam – mruknął zażenowany Puchon.
Emil ściągnął brwi.
- Za co? – zapytał grzecznie.
Leon niedbale machnął ręką. Niestety trochę drżały mu dłonie.
- Podoba ci się film? – odpił piłeczkę.
- Tak – stwierdził Emil, znów patrząc na ekran. – Lubię takie.
Leon milczał. Dopiero po chwili Emil znów na niego spojrzał.
Chyba zrozumiał.
- Tobie nie? – zgadł.
Leon znowu machnął ręką. Tym razem wyszło jeszcze mniej naturalnie niż uprzednio.
- Jest w porządku – wymamrotał.
- Kłamiesz – mruknął Emil, zawiedziony brakiem szczerości kolegi. Naprawdę nie można być z nim szczerym? Czy on w jakiś sposób do tego zniechęca?
- Nie, serio – Leon spróbował się wybronić. Już wolał postawić na szali swoja męską dumę, niż sprawić Emilowi choćby minimalną przykrość.
Już pomijając fakt, że Lukas zrobiłby mu za to bardzo dużą krzywdę.
- Po prostu... trochę się boję – przyznał niechętnie.
Na Emilu zrobiło to większe wrażenie, niż Leon się spodziewał. Chłopiec rozszerzył oczy, rozchylił wargi... a potem poważnie pokiwał głową.
- Możesz włączyć coś innego – powiedział bez cienia żalu. Znał strach bardzo dobrze. Zbyt dobrze, by dla własnej przyjemności zmuszać Leona do odczuwania go.
- Huh? Nie trzeba, serio – mruknął Puchon. Nie chciał wyjść na tak słabego. Zostały w nim resztki godności.
Emil lekko wzruszył ramionami.
- Nie chcę, żebyś się męczył – powiedział szczerze.
- Nie będę – obiecał Leon. W końcu każda minuta spędzona z Emilem dawała mu tyle szczęścia, że nie potrafił objąć tego umysłem.
- To chociaż włącz sobie światło – podsunął Emil. Kiedy był dzieckiem, światło pomagało mu zasnąć; przeganiało potwory spod łóżka i... no. Zawsze było mu lepiej w jasności. – Albo nie wiem, zamknij oczy...
Leon zaśmiał się, skrępowany. Przyszedł mu do głowy bardzo głupi pomysł.
- A pozwolisz, żebym się przytulił? – spytał cicho. Bardzo ciągnęło go do Emila, a strach byłby dobrym pretekstem do zbliżenia się do niego, ale niestety Leon znał chłopaka na tyle dobrze, by wiedzieć, że jest bardzo ostrożny w kontaktach z innymi.
Emil myślał podobnie i podobnie się wahał. Do tej pory pozwalał się przytulać tylko rodzicom i Lukasowi. Musiał przyznać, że bardzo to lubi, ale samo wyobrażenie dotykania kogokolwiek, kto nie był mu bliski, napawało chłopaka dużą niechęcią.
Dlatego bardzo się zdziwił, gdy nie poczuł antypatii do Leona. Kiedy Puchon zadał pytanie, Emilowi zrobiło się jakoś tak dziwnie ciepło.
- Tak – mruknął w końcu.
Leon uśmiechnął się do niego nieśmiało. Przysunął się i objął ramieniem barki Emila. Pod palcami czuł miękką wełnę jego swetra.
Swetra, w którym Krukonowi nagle zrobiło się za gorąco.
W pierwszej kolejności Leon pomyślał o tym, jak zaskakująco drobny jest Emil. W drugiej – że ciepły.
No i w trzeciej... że chciałby nie ruszać się z tej kanapy do końca świata.
Film trwał ponad trzy godziny, więc jeszcze trochę sobie posiedzą.
Następne dziesięć minut było dość łatwe do przetrwania. Narzeczeni zaczęli się kłócić w jednym z tunelów metra i nie działo się nic strasznego. Ona płakała, on krzyczał. Potem ona krzyczała, a on zarzekał się, że jej nie zdradził.
Rozmowę przerwał zwierzęcy warkot. Leon wzdrygnął się, gdy go usłyszał. Emil zerknął na niego z mieszaniną ciekawości i niepokoju, ale nic nie powiedział.
Nagle z ciemności wychynęło oślizgłe monstrum przypominające skrzyżowanie jeża, ośmiornicy i jaszczurki. Wydało z siebie mokry wrzask, zaświeciło żółtymi ślepiami...
I zwymiotowało częściowo przetrawione szczątki jednej z głównych bohaterek.
- Niedobrze mi – wymamrotał Leon. Osunął się po oparciu kanapy, żeby wcisnąć twarz w ramię Emila, który był od niego nieco niższy.
Emil nie wiedział, jak zareagować. Nie przeszkadzała mu bliskość kolegi, ale coś mu w niej nie pasowało. Nie potrafił opisać swoich uczuć.
Po chwili wahania położył dłoń na udzie Leona i delikatnie go pogłaskał.
- Nie patrz – mruknął. – Na razie... Ugh, rzeczywiście niesmaczne – przyznał, kiedy potwór ponownie zjadł swoją ofiarę.
Leon dosłownie się rozpuszczał. Otulał ramiona Emila, czuł na policzku miękkość jego swetra, a na udzie niepewność dłoni. W dodatku wdychał ten boski zapach, tak inny od wszystkiego, co znał...
Jeśli wcześniej nie był pewien swoich uczuć, to teraz wiedział na sto procent: był zakochany po uszy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top