A mnie lubisz?

Przez następne minuty udawał, że nic się nie stało i wszystko jest w porządku. Potem udał, że mu słabo, przeprosił wszystkich i – uważając, by depczący za nim Emil się nie przewrócił – wyszedł z sali.

Milczał przez całą drogę do ich pokoju. Emil również się nie odzywał, chyba że akurat omal nie wpadał na ściany. Wtedy mamrotał coś po islandzku.

Po drugim takim wypadku Leon sięgnął po różdżkę, by rzucić na niego zaklęcie trzeźwiące, ale zapomniał, że zostawił ją koło łóżka.

Droga powrotna była męczarnią. Leon pluł sobie w brodę, że w ogóle tam poszli. W dodatku częścią jaźni musiał pilnować Emila, a jeszcze unikanie nauczycieli i...

Ugh.

Kiedy dotarli do sypialni, zamknął za nimi drzwi zaklęciem, żeby Emil przypadkiem nie postanowił wyjść na spacer. W pierwszej kolejności ruszył do łazienki, gdzie bardzo dokładnie wyszczotkował zęby. Rozważał, czy się nie otrzeźwić, ale stwierdził, że bez alkoholu krążącego w żyłach byłoby mu jeszcze trudniej znieść tę sytuację.

Gdy wrócił, przybity, do głównego pomieszczenia, zastał bardzo niecodzienny widok. Emil leżał na swoim łóżku, a raczej leżała większość jego ciała, bo czołem chłopak opierał się o dywan. Leon czym prędzej do niego podszedł i pomógł wrócić do rozsądniejszej pozycji.

- Przytul mnie... - wymamrotał blondyn, nie dając położyć się na łóżku.

- Jesteś pijany – skarcił go Leon, próbując uwolnić się od rąk, które wciąż lepiły się do jego rękawów. – Jeśli chcesz, mogę to cofnąć...

- Czuję się bardzo dobrze – zachichotał Emil, a Leon aż przestał z nim walczyć. Spojrzał na roześmianą twarz chłopaka.

Nigdy wcześniej nie była tak piękna.

- Przytulę cię – wykrztusił. – A-ale najpierw zdejmę z ciebie te niewygodne ubrania...

- Dobrze – westchnął Emil, rzucając się na łóżko. W tym momencie jego pijana głowa myślała tylko o tym, że Leon zaraz będzie tuż przy nim. Tylko dla niego.

Puchon uklęknął przy łóżku i zabrał się za rozwiązywanie wysokich butów przyjaciela. Gdy już ustawił je na dywanie, zmusił Emila do siadu i zdjął z niego obszerną szarą szatę.

- Spodnie też – polecił Krukon, ponownie się kładąc. – Strasznie się wżynają...

Pomimo alkoholu Leon był świadom tego, co robi. Trochę szumiało mu w głowie, ale nie był pijany.

Emil za to może niczego nie pamiętać. A na pewno będzie miał kaca po przebudzeniu.

Zarumieniony Leon rozpiął pasek, a następnie guzik i rozporek spodni przyjaciela, które zdjął i odłożył na dywan.

Emil sam skopał skarpetki ze stóp i wśliznął się pod pościel. Spojrzał wyczekująco na Leona.

- Chodź do mnie – poprosił, wyciągając ręce w jego stronę.

Leon oblizał suche wargi, ale skinął głową. Przecież już raz spali razem... to nic złego...

Ale wtedy Emil nie był prawie nagi i pijany.

Mimo tego Puchon zdjął ubrania, wyłączywszy jedynie (czerwone) bokserki. Zgasił światło i położył się obok Emila, który od razu się do niego przytulił.

Bardzo... szczelnie.

A Leon, choć prawie trzeźwy, nie umiał myśleć o tym jako o czymś złym. Kosmicznie podobała mu się ta sytuacja. Czuł gładką skórę Emila na swojej... jego ramię na swoim barku... głowę przy piersi... wnętrze uda na wierzchu swojego...

Objął przyjaciela i jeszcze przycisnął go do siebie.

Emil zamruczał rozkosznie.

- Lubię być tak blisko – wymamrotał.

- Ja też to lubię, mały – westchnął Leon, szukając na ciele Emila miejsca, które chciałby akurat pogłaskać.

- Nie dotykaj mnie tam – mruknął Emil, poczuwszy dłoń przyjaciela nad linią bielizny.

- Nie dotknąłbym, spokojnie – zachichotał Puchon. Posłusznie przesunął palce wyżej, po linii kręgosłupa, do łopatek, karku...

- Och, tutaj... - westchnął Emil, odchylając szyję, by dać chłopakowi lepszy dostęp.

- Tutaj? – zamruczał Leon, drażniąc delikatną skórę pod brodą.

- Mhmmm... Lubię tak...

- Jak lubisz? – zapytał rozczulony Leon. Emil zachowywał się teraz jak rozpieszczony kociak.

A Puchonowi bardzo się to podobało.

Było po prostu słodkie.

Do potęgi.

- Lubię, jak mnie dotykasz – wyjaśnił Emil leniwie. Bez żadnego skrępowania, bez wstydu. Po prostu powiedział, jak się czuje.

I na co liczy.

Leonowi zrobiło się bardzo ciepło na sercu. Jako zakochany bardzo często myślał o obiekcie swoich uczuć. I jak każdy w takiej sytuacji, on również marzył „co by było, gdyby..." i zastanawiał się „czy mam jakieś szanse?...".

Ostatnio coraz bardziej przychylał się ku opcji, że owszem, ma, i to całkiem spore. Teraz jeszcze się w tym utwierdził.

Przecież gdyby ktoś ich teraz zobaczył i usłyszał, niechybnie uznałby ich za parę.

Leon zresztą już dawno przestał udawać, że chodzi mu tylko o przyjaźń. A Emil rumienił się jeszcze słodziej i nie oponował. Nie odrzucał dotyku, nie prosił go, by przestał.

Emil... Emil chyba też chciał zachowywać się jak para...

Dlatego Leon był coraz śmielszy, a poważne rozmowa, po której obaj będą bardzo szczęśliwi, zbliżała się wielkimi krokami.

- Ja też to lubię – wyszeptał Leon, przejeżdżając opuszkiem palca po wrażliwej skórze za uchem Emila. – Bardzo...

- A mnie lubisz? – zamruczał Emil.

- Jeszcze bardziej – zapewnił go Puchon.

Emil uśmiechnął się słodko, mocniej wtulając w przyjaciela.

- Ja ciebie też lubię – westchnął. – Bardziej... - ziewnął – bardziej niż umiesz sobie wyobrazić...

W tym momencie Leon nie wytrzymał. Cały w skowronkach, przekręcił głowę i – motywowany alkoholem – ucałował rumiany policzek Emila.

Chłopak uśmiechnął się wstydliwie i naciągnął kołdrę na głowę. Spod materiału jeszcze długo dobiegał jego radosny chichot.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top